Sobota. Ten dzień zapowiada się w pracy. Od rana chodzę jak zombi i rozbijam sie o ściany, Totalnie jakoś nie jest to mój dzień. Biorąc pod uwagę że spędze dzisiaj 10h w pracy również nie czuje się kontent. DO pracy jadę na autopilocie, autem. Musze się podszczypywać, bo oczy mi się nad kierownicą zamykają. Za oknem leje, więc perspektywa polatania-sobie w niedziele jakoś się niebezpiecznie oddaliła. Może jednak zamiast sobie polatywać, warto przespać dobrze dzień? Może to by było dobre rozwiązanie? nie wiem sam. Bije się z myślami. Ogólnie ochłodzenie jest fajne, miała być burza, a tu tylko leje. Nic nie połamało, nic nie zalało nic nie urwało. Choć oczywiście TE FAŁ EN od rana pisze, że na ulicach Warszawy woda - no kurtka maść no pada, czyli woda. Lubie takie artykuły "napiszmy ludziom coś o czym wiedzą od rana jak tylko wdepnęli za próg. Może to tak jak z informacją o śniegu, że pada, jest niepisana zasada, że ktoś musi poinformować o tym świat pierwszy niż inni? No więć już wiem - pada, i już wiem, że na ulicach jest woda. Nawet chciałem kurde parasol brać, ale po co - od wody się nie rozpuszczę. W pracy zaczynam od solidnej kawy i kupienia do niej mleka. W Kaufie - Kaufmagedon - ludziom sie przypomniało, że jutro niedziela nie handlowa. Kolejki o 8;30 jak za papierem w PRL.
Zastanawiam się czy w rowerze nie zmienić suportu, bo chyba mi cyka, nie wiem tylko czy ktoś ma klucz w okolicy, bo nie chciałbym oddawać roweru na serwis, tylko sam wymienić. Z drugiej strony kupować klucz, tylko do wymiany suportu?
Ech dylematy... stoja w pracy i popijam kawę, może jeszcze coś dzisiaj skrobne.
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.