Zaczęło się bagatela 3 dni temu. Do dzisiaj mam już 3 x 11h = 33h pracy. Dzisiaj od 9-19 czyli kolejna dyszka co daje 43h a jutro jeszcze 10-17 czyli 7 i w poniedziałek znów 11 czyli 61h pracy na 144h istnienia. To prawie połowa.
Każdego dnia robię przy 11h pracy około 12km na pieszo, czasem mniej czasem więcej. Jednym słowem fitness pełną gębą. Jedno jest pewne - nogi mnie w dupę włażą i każdy kolejny dzień czuje jak moje pęciny jęczą.
Dzisiaj ostatnią godzinę jak widziałęm ludzi wchodzących do sklepu to myślałem, że im te zakupy w tyłek wsadzę:D
Jak dojdziesz do etapu, że jako klient na widok człowieka wchodzącego do jakiegokolwiek sklepu poczujesz mieszankę nienawiści, pogardy i współczucia, to... jak najbardziej Ciebie zrozumiem :)
Kontakt z ludźmi to fajna rzecz, ale niszczy psychicznie :)
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.