Po zimie został tylko ślad gdzieniegdzie kawałek psiej kupy na chodniku, pełno piasku i... lód. Pojechałem do lasu pojeździć bo tam w sumie zima nadal jeszcze występowała. Pojechałem i nie zawiodłem się. Było zimowo i pieruńsko ślisko. Boczne drogi pokryte śniegiem, a pod spodem lód. Wyślizgane wcześniej ścieżki pokryte lodem idealnie nadawały się jako fabryka siniaków i test mojego błędnika.
Jazda była wyborowa, jak wódka, jak strzelec jak... jak upadek. Wyborowy upadek na lodzie składa się z: sążnistego przekleństwa i upadku właściwego.
Myślę, ze upadanie mam już opanowane, przyszła więc pora na jazdę. Było naprawdę fajnie. Śnieg jeszcze zalegał w lasach i można było się nieco zmęczyć.
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.