Jakiś czas mnie już tu nie było, ale wracam małymi krokami. Miałem proszę ja was, zapalene zatok. Takie normalne zagilanie, bo trzeba wam wiedzieć, a w zasadzie chyba naszym głowom państw, że oprócz covid, są też przeziębienia i katary. I właśnie taki zestaw sobie zafundowałem, kiedy to po jednej z moich przejażdżek z nosa puściła mi się rzeka Misisipi!
Wiadomo, wieloetapowo chorowałem, ale bez gorączki. Rower zatem na jakiś czas odstawiłem aby losu nie kusić jakimś dłuższym zwolnieniem.
Dzisiaj delikatna jazda bo zero w powietrzu, za to wiatr srogi. Udało się zaliczyć parę gorek i nóżkę ruszyć Głeboko jednak zastanawiam się, czy by na jakiś czas nie podczepić trenażera... zobaczę jeszcze.
ze świątecznymipozdrowieniami - Księgowy
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.