Na rowerze 34 - Nocna Wyrypa... || 170.48km
Wreszcie start. Do Warszawy jedziemy z bocznym wiatrem, w kałużach piasku i dziurach. Na ścieżce do mostu Północnego lód i śnieg. Odśnieżony tylko odcinek przez most dalej ścieżki pokrywał śniego-lód "po-odwilżowy".
Na ulicach o pierwszej w nocy jest pusto jedziemy obok siebie gadamy. Przeciskamy się przez podwarszawskie miejscowości. GPS sprawuje się świetnie. Nie zastanawiam się gdzie skręcać, po prostu jedziemy po śladzie jaki sobie wgrałem! Koniec z nocnymi przerwami na: "gdzie teraz?".
Pierwszy dłuższy postój robimy przy trasie nr 2 w Broniszach. Jem kanapkę i wkładamy mp3. Jedziemy chwilę w ciszy, ale nie da rady tak w milczeniu we dwóch. Gadamy! Czas mija lepiej a i dobrze się pedałuje. Przemek świeci mocną lampką, a swoją mam w zapasie. Mrygamy i mamy kamizelki - jesteśmy widoczni. Ludzie wyprzedzają poprawnie a nam ciągle towarzyszy szerokie pobocze.
Drugi postój - Orlen. Sprzedawanie przez okno. Przemek kupuje izotonika a ja zakładam toerbki na skarpetki bo zimno w nogi, termometr wskazuje zaledwie 0.5 stopnia.
Ruszamy. Wpadamy do Sochaczewa na obwodnicę. Tam postój na stacji - tym razem BP. Przemek Kawuje, ja grzeje się klasycznie - stojąc. Nie ma miejsc do siedzenia. Facet nas nie wygania. Wypita na stojąco kawa i odstanie swojego w cieple - pomaga. Znów pełni sił wystrzelamy na Łowicz.
Do łowicza jest miejscami pod długa nieznośna górkę, nie widzę licznika ale czuje, że cięzko idzie. Z oddali światła samochodów potwierdzają moje przypuszczenia. Nie jest górzyście, ale to już nie płaski "placek".
Łowicz - tu zaczyna świtać. Zanim wjeżdzamy do miasta przerwa w barze na ciepłe jedzenie. O dziwo po 6 rano, ledwo ciepłe ekspedientki nas obsługują bez mrugnięcia okiem. Zupa z mikrofali pomidorowa z kluskami i herbata. No teraz to ja mogę rozmawiać. W czasie posiłku towarzyszy nam kanał disco-polo.
http://youtu.be/XSkmoZJPVkg
Ten kawałek leci na zwieńczenie naszego śniadanio-obiadu. Rozkosznie rozhasani wyruszmy dalej.
Opuszczamy lokal - czuć chłód. Kości sztywne. Jakoś ruszamy. Do Kutna jeszcze ze 40km. Pedałujemy... mnie dopada kryzys. Przerwy na tym odcinku są ze 3. Mgły z pól wychodzą. Jedziemy w mżawce albo w mgle. Rękawiczki przemakają i czuje, że mi zimno.
Decydujemy się z Kutna wrócić. Przemek musi do pracy a ja nie podejmuje się jazdy samotnie kolejnego 90km odcinka.
Miało być 200 - cóż wyszedł zacny trening wczesno-wiosenny. Czasem trzeba i tak... mimo wszystko jestem zadowolony. Ide spać dobranoc.
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew