Na rowerze 80 - Dziwne zbiegi okoliczności || 43.50km
Z drugiej strony przecież tyle się mówi o tym internetowym exhibicjoniźmie tyle krytyki itp...
[...] po chwili zastanawiania się - Księgowy pisze dalej
Wstałem dziś chyba o 3 nad ranem, ale po kolei:
Pies, należący do mnie a stacjonujący na stałe u rodziców, przez sobotę i niedzielę mieszkał z nami. To znaczy to my w zasadzie mieszkaliśmy z psem, bo to jej rewir i dla starej suni lepiej było, aby sikała po swoich krzaczkach, niż jakby miała przeżywać stresa w nowym miejscu. Moi rodzice wyjechali bowiem na dwa dni. Tyle tytułem wyjaśnienia "background`u" owego zdarzenia.
Pies - choć w rzeczy samej suka to jest - zbudziła mnie dziś o 4 czyli o 3 na stary czas. Przecież psiego pęcherza, nawet jeśli to o sukę chodzi, nie da się prze-regulować na czas letni. Popiła w święta to i swoje miała do załatwienia! Nie spałem już jednak tak dobrze. Polecam spacer nad ranem w gęstych opadach śniegu i w białym puchu po kostki - będąc ledwo ciepłym. Bossko - sunia zaś miała się świetnie, i tak rozweselonej jej, nie widziałem dawno.
Poranek o poranku...
Po spacerze nie wiele spałem, toteż gdy wstałem o 8 - na czas letni - to czułem się, poniekąd niewyspany. Rodzice wrócili wcześniej to się rpzywitaliśmy, potem szybkie śniadanie i na pociąg. Na peron dotarliśmy szybciej, niż się wydawalo toteż oczekiwanie na pociąg umilałem swoją twórczością rzeźbiarską:
Hej ho - ukulam sobie kuleczkę
Tu przyklepie, tam wyrównam...
Fajny - pociągu nadal nie ma, to kulam dalej...
Jeszcze tylko wykończenie i...
Mamy bałwana!
Pociąg przyjechał, zabrał nas a my zabraliśmy rowery. Zakupiłem bilet sobie a AGnieszce kupiłem powrotny również. W sumie mogłem i sobie powrotny kupić, ale nie przyszło mi do głowy. W planie mieliśmy powrót tego samego dnia!
Tak mniej więcej wyglądała droga - ten taki tam ten, to ja!
No tu już było troszkę trudniej! Taka droga przez około 4km. Śnieg lepił sie do kół a koleiny mimo, że ujeżdżone to strasznie się rozwalały i rower się kopał niemiłosiernie.
Parliśmy jednak hardo (trudne słowo na dyktandach!) do przodu i z humorem (kolejne trudne słowo) przemierzaliśmy (tu zawsze robię błąd) bezdroża...
Na miejscu, po obiedzie i kilku porządnych kawałkach ciasta świątecznego z szwagierką i jej córka (AGnieszki chrześnicą) lepiliśmy wielkiego bałwana!
It was so big...
Zabawy co niemiara, rzucanie się śniegiem i stawianie domków ze śniegu na zaparkowanych samochodach na podwórku - to się nazywają białe święta.
Powrót wybraliśmy na godzinę 17. Na rowery - 4 sakwy i cała masa dodatkowego mięsnego i po-świątecznego jedzenia i do PKP. Przyjeżdża pociąg a tam?
LUDU MÓJ LUDU! KLĘKAJCIE NARODY
Nawet konduktor był nieomal płasko przyklejony do szyby. No wsadzić tam szpilkę to ciężko a co dopiero dwa rowery?
- my mamy powrotny bilet
- Czekajcie na następny do tego nie wejdziecie!
I co? Nie czekaliśmy, leniwie obżarci, psychicznie nie przygotowani a do tego naprawdę załadowani sakwami, pojechaliśmy 37km do domu. Droga nie była już biała, ale nie jechało się "lekko".
Przed Legionowem, zaczęło sypać śniegiem/lodem/deszczem i ostatnie, podniosłe parady przez miasto, pokonywaliśmy już z nosami na kwintę złorzecząc na wiosnę tego roku.
0p
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew