napęd ma się rozumieć nie mój. Agnieszce, sypnął się łańcuch przy pomocy jej brata co ma parę w nogach a przy skuwaniu musiałem skracać o 4 ogniwa i jest deczko przy-krótki;D
stąd nowy łańcuch i kaseta. Po wyprawie zmienimy na to co było tak żeby dojechać go końca i będzie dobrze!!!
Było rowerowanie, były maliny z krzaczka i była praca na dachu. Projekt mojego roweru zimowego utknął z powodu nieodkręconej śruby od suportu. Nie jest zniszczona więc jeszcze ją odkręcę!!! Ja jej to zapowiadam dziwce, odkręcę ją!!!
Ja go jeszcze do zimy zrobię;) będzie piękny i będę go katował w śniegach nie martwiąc się o swój letni zapierd-lacz.
95% części to second hand;) czyli to co zużyte, ale nadaje się do jazdy.
Ognisko LSTR. Najpierw dzień wcześniej dociera do nas Radek i Kasia.
Po obiado-kolacji siedzimy i rozmawiamy. Dziewczyny szybko idą spać a my z Radkiem do pierwszej w nocy gadamy. Następnego dnia we czwórkę, udajemy się na wycieczkę. Jak to zazwyczaj bywa jazda idzie różnie, ale jest słonecznie i wesoło. Okazja aby jechać z Kasią jest wyjątkowa. Jechałem z nią zaledwie raz i wreszcie znów miałem okazję, tylko, że na dłuższym dystansie. W Serocku czeka już na nas kolejna dwójka Piotr i Mary. Razem z uśmiechami od ucha do ucha udajemy się na Pułtusk. Trasa wiedzie bocznymi drogami i jedziemy większość trasy dwójkami i gadamy.
bocianów było pełno... ale chyba to jeszcze nie są sejmiki??
Były rozkminy na temat sprzętu, były rozmowy na temat wypraw wakacyjnych i była dyskusja o terminie kolejnego spotkania.
Snując się leniwie przez asfalcik i szuterki docieramy do Pułtuska. Tam na plaży sesją zdjęciowa w „locie” oraz moczenie nóg w Narwi.
Za Pułtuskiem Radek i Kasia odłączają się od nas aby odwiedzić Wyszków a nasza czwórka mknie przez Zatory do Serocka na Ognisko. Są kiełbaski, jest gra w koszykówkę, jest zajebiście.
Około 20.30 dołącza do nas Radek, który po odstawieniu Kasi do Pociągu w Wyszkowie wrócił na Piwo. Tak Radek pił piwo. I cieszę się, że przyjechał!!!
Impreza bardzo udana moim zdaniem, ale takie mam zakwasy od koszykówki, że nie mogę się ruszać.
Wyjazd na koncert Stinga miał być najpierw tylko pieszy. Potem zdecydowaliśmy, że włączymy rowery tylko na odcinek dojazdu do kwatery a na końcu zdecydowaliśmy pojeździć dłużej. Wszystko jednak nie szło jak trzeba i z planów początkowych uszczknęliśmy tylko kilka pozycji.
Zaczęło się dzień wcześniej, kiedy to po wieczornym spotkaniu ze znajomymi okazało się, że Słonecznego nie ma w piątek, że codziennie kursuje dopiero do wakacji czyli po 23 czerwca. Zrezygnowani podjęliśmy decyzję, że pojedziemy kolejami Mazowieckimi do Działdowa i tam kawałek rowerkami sobie śmigniemy a w sobotę rano wsiądziemy z Malborka w Słoneczny i dojedziemy już na koncert do Gdańska. Day 1
Pkp do Działdowa wlókł się koszmarnie. Pełno remontów torów czasem po 20 minut staliśmy na stacjach. W Działdowie zdecydowaliśmy, że przeskoczymy jeszcze osobowym do Iławy. W PKP gdzie kupowaliśmy Bilety trwał remont i nad glowami facet młotem pneumatycznym walił jakieś ścianki chyba działowe, albo szukał ropy w podłodze, nie wiem! Wiem, że do kasjerki krzyczało się w niebogłosy.
Do Iławy dojechaliśmy jakoś o 18 z minutami. Było za późno, aby jechać na łubudu na północ, więc stwierdziliśmy z Agnieszką, że odwiedzimy pojezierze Iławskie. Piękna droga przez Lasy przypominała mi momentami Tatrzańskie podjazdy, czy Szwedzkie bezludzia. Tylko Agnieszka ja jeziora i cisza spokój. Pierwsza miejscowość wyłoniła się z leśnych głuszy po prawie 20km. W Siemianach, nieomal martwi z głodu wpadamy do sklepu i dokonujemy nietypowych zakupów. Agnieszka kupuje ogórki korniszonie i 2 kawałki kiełbasy oraz pół chleba. Ja kupuje 4 parówki i Almette oraz widelczyki jednorazowe(do ogórków). Nie muszę mówić jaka minę miała kasjerka;) Zjadamy kolację na jakiejś łączce koło drzewa. Słoneczko piękne grzeje nas i nic nie zapowiada dalszych przepraw pogodowych.
Rozbijamy namiot w lesie między 33 a 34 kilometrem widocznym na mapie. Chmary komarów są straszne. Jednak sprawność Campera mam, wiec namiot staje w 3 minuty. Noc jest ciepła więc standardowo nie rozkładamy tropiku a tylko moskitierę. Jest widno kiedy zasypiamy a ptaki nad Glowami sprawiają nam przecudny koncert.
Day 2
Ranek o 6 jest chłodny na namiot cos kapie co ku naszemu zadowoleniu okazuje się deszczem Anie rosą z drzew. Pada coraz mocniej, więc „ubieram” namiot w deszczową osłonkę i drzemiemy do 9. Deszcz pada regularnie i rzęsiście. Decyzja jest, aby jednak jechać. Słoneczny z Prabutów miał być około 12( potem okazało się że 12,45). Dystans jaki przewidywałem do Prabutów też okazał się zawyżony. Było w rzeczywistości sporo mniej kilometrów. Jednak jazda w ulewnym deszczu, rodem z lasu tropikalnego, nie należała do przyjemności i trudno było przewidzieć ile czasu zajmie. Prabuty jakie poznaliśmy, to zimny dworzec i prawie 1,5 h czekania na pociąg.
W Gdańsku lądujemy sprawnie o 14:04. Deszcz już nie pada, jest pochmurnie i nawet ciepło. Nasze ubrania mokre są, a buty obciekają wodą. Gdańsk, odwiedzony już kiedyś jak wracałem z Szwecji, odkrywam na nowo. Asfaltowa ścieżka rowerowa ciągnie się przez całe miasto wzdłuż głównej drogi w centrum. Pełno rowerzystów nas mija, jesteśmy otoczeni przez pozytywne zachowania. Kierowy i piesi ustępują rowerom. Uważa się tu aby nie iść po ścieżce. I cała maszyna cykliczno-piesza gra na medal! Naprawdę mile jestem zaskoczony!!!
W kwaterze przebieramy się i udajemy się na obiad do KFC. Było najbliżej i stwierdziliśmy, że jesteśmy na wczasach i sobie pozwolimy na takie jedzenie. Objadamy się po uszy i szczęśliwi wolnym krokiem udajemy się na koncert do Ergo Areny!
Obiekt duży oryginalny choć zdziwiło mnie to, że to nie stadion narodowy. Ergo Arena Gdańsk to hala widowiskowo – sportowa, ale o gabarytach zbyt małych do odbycia meczu na Euro 2012. (następnego dnia znajdujemy właściwy stadion – PGE Arena – złoto-żółty)
Koncert zaczyna się około 20:30 i powiem wam, że cholernie mi się podobało.
Czasem na koncercie jest sporo gorzej wykonanie niż w rzeczywistości. Wiadomo, że na płycie wiele filtrów itd. Tu natomiast Sting z Orkiestrą Bałtycką brzmiał genialnie! Śpiewał czysto, naprawdę wykonanie było ekstra! Nie słuchałem, wcześniej tego człowieka, ale nabieram do niego strasznego respektu! I podoba mi się jego muzyka!
Day 3 Dzień niedziela. Wstajemy o 8 i szybki kurs do sklepu po śniadanie. A potem ruszamy na zwiedzanie. Najpierw Sopot i Krzywy domek.
Potem Molo (5,5zł za wejście o zgrozo!!!), ale mówię raz wejdę będę miał na całe życie. Z mola udajemy się na plażę, i opalamy się, zbieramy bursztyny( nie znalazłem ani jednego, ale zbierałem! A co!!)
Ścieżka rowerowa wzdłuż plaży ciągnie się znów przez całe trójmiasto i po raz kolejny jestem mile zaskoczony. Taką masę rowerzystów widziałem tylko jak wjechaliśmy w skandynawskie kraje! Super sprawa! W Gdańsku lądujemy szybko omijając centrum. Po drodze przejeżdżamy przez dzielnicę zwana śmiesznie "jelitkowo"
Zwiedzamy rynek stare miasto i Stocznię Gdańską… PKP Słoneczny odbiera nas z dworca o 16.45
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.