Wyobraźmy sobie człowieka w wieku seniora, jadącego ścieżką. Proste? Nikt nie ma z tym kłopotów, jednak wyobraźmy sobie seniora, z dużą wadą wzroku, początkami demencji starczej przeplatanej parkinsonem Jadącego Ścieżką?
No o ile trudne w wyobrażeniu jest to całkiem możliwe. Dziś ów obiekt napotkany na ścieżce przykuł moją uwagę. Mało tego obiekt ów przykuwając moją uwagę sprowadził mnie na trawnik zajeżdżając mi drogę.
Było to dnia pańskiego w czwartek, jadąc ścieżką przy nowej trasie przez Legionowo z oddali napotkałem obiekt na składaczku. Było szeroko, było pięknie no to podjechałem bliżej i w momencie wyprzedzenia obiekt wykonał ATAK. Unik mój był perfekcyjny. Ląduje na trawniku, ale w siodełku. Kiedy jednak zobaczyłem jeźdźca z deczka przeraziłem się.
Człowiek spojrzał na mnie błędnym wzrokiem. Coś pomiędzy spojrzeniem pijanego mężczyzny i płaczącego staruszka. I wiecie co? Pojechał dalej. Ja wsiadłem i ruszyłem za nim przez spory odcinek śledząc jego ruchy. Prawa ręka trzęsła mu sie na kierownicy jakby wybijał jakiś paralityczny rytm, lewe ramie równiez dygotało. W pewnym momencie myślałem, ze może mu zimno. Jednak na światłach, jak stanął strząsł sie prawie cały i to dość znacznie... Kiedy przejechał przez przejazd - czyniąc przy tym slalom godny igrzysk - skręcił na ulicę osiedlową POD PRĄD i pojechał dalej...
Starość starością, ale brak wyobraźni mnie przeraża, potem taki jegomość wpakuje się pod koła komuś i trzeba odpowiadać jak za pełnoprawnego uczestnika drogi.
Ech, kolejny odcinek na znanej trasie po Agnieszkę do pracy. Aż człowieka to miażdży , ten chłód wieczoru. Pamiętam jak jeszcze kilka miesięcy temu o tej porze byl upał i jechalem spocony i zlany żarem.
Teraz to się mogę zlać najwyżej zlać w spodnie, bo na jesień to ja nie mam żadnej, najmniejszej rady. Choćby mały kod wakacyjności, jakiś crack do tej jesiennej gry, a tu nic?
pociesza jedynie, że niedługo spadnie śnieg i przez jakiś czas będę się cieszył nim jak dziecko:D
Tymczasem dojeżdżam tokaido i katuje go jesienią;D
Mało tego, uona napierd... tak zaiście, ze mnie dziś bezpardonowo obuchem walnęła o poranku. Zacną mgłę rozciągnęła i zasnuła i rozpostarła. I owa mglistość tak mnie to cna przenikła i przeniknęła, że aż mnie przeszyła!!!
Jadąc z Agnieszką w godzinach późno porannych (wczesno poranne są wcześniej:D) jechaliśmy my obydwoje, czyli ja i Aga w totalnie jesiennej jesienności poranka. Liści nagromadziło się w podłożu, a i sam las jakby się zajesienił.
Cokolwiek trudne w pojęciu me poranne slowotwórstwo może się zdawać,jednak konkluzja tego jest jedna i jedyna. Wakacje naprawdę się skończyły, tak samo naprawdę jak nie ma świętego mikołaja i tak samo jak mi dziś zimno bylo!
Nie ma przebacz, idzie okres jesiennych wymiataczy! Świerzaki letnio-wiosenni w siodełkach niebawem zaczną chować swoje trzeszczoskrzypy, na ulicach zrobi sie mniej dziuń a na dziuniowych i laluniowych kopytkach zamiast "baletko-kapciuszkóff" zagoszczą kozaczki.
Minusem owego prześciowego okresu, przed opadami śniegu, jest niekłamany fakt, że miejsce Świerzaków wakacyjnych zajmą miejsce Nietoperze, bez oświetlenia na zadzie i na fejsie... I biada takiemu jak go spotkam to potraktuje go pogardliwym mrygiem swojej silnej lampeczki...
Ech jak widać mości paniska, jesień już idzie, jesień błyska z bliska...
Czas powrotów... 3h w podmiejskim PKP +6h w TLK z Wrocławia - i co ?
Wielka niespodzianka, moja Agnieszka po mnie na dworzec wyjechała. Ha, mało tego zabrała mi rower z bagażem i sama na nim jechała a ja jechałem na pusto;D
Było zacnie - dziekuje wszystkim za wspólny wyjazd;D
Trasa do PKP od 3 do piątej rano:P Na Modlińskiej zimno i jeszcze zimniej... Pusto i ciemno jak jechałem. Za to w PKP miałem przedział cały dla siebie i rower do niego wstawiłem. Spałem większość trasy do Wrocławia;) Następnie z Chojnowa do Komarna znów rowerkiem:D
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.