Odszedł w blasku i chwale niosąc za sobą na grzbiecie wspominienia Odszedł ode mnie nie pełni lecz... jednak już go nie ma... Odszedł w sprawności swej wielkiej, nie takim jak go kupiłem Odszedł przyjaciel z którym wiele w życiu przeżyłem.
Do zobaczenia wkrótce czerwony smoku! To były pięknie spędzone wspólnie chwilę.
Najpierw na pocztę, i rozmowa z naczelniczką, ochrzan i domaganie się swoich praw! O tak, byłem w domu, 31 a 1 czerwca dostaje dwa awizo z datą 31 maja i jedno z 1 czerwca! No litości, nie płacę za chodzenie na pocztę a pocztówki nosza tylko awiza a paczek już nie nosi nikt. pani naczelniczka stwierdziła, że paczek listonoszki nie zabierają. To ja się kierwa pytam kto je zabiera? Skoro listonoszka od razu przychodzi z awizo na osiedle, to nikt tej paczki nie zamierza nawet dowozić?
Olać, to... w oczekiwaniu na egzamin, ucząc się pilnie i mniej pilnie spędziłem dzień a po południu pojechałem z po Age do pracy.
Dzień sobotni nastał swoją nieprzebraną niewyjaśnioną czystością na niebie. Zapowiadali opady a tu czyściec a nawet błękiciec! Im jednak jutrzenka szła dalej za las tym na niebie pojawiał się coraz większy kwas...
Summa summarum gdy do godziny 13 nabywałem wiedzę z prawa geologicznego pogoda była już całkiem zmixowana. Jadąc więc po Agnieszkę do pracy wiało w lewy bok tak, że krawężnik nawiązał już flirt z moim przednim kołem. A przez owy wiatr nie mogłem tej znajomości ukrócić!
Mało tego owa znajomość nieomal nie doprowadziła do mojego rozstania z rowerem, gdy to jedno ze zbliżeń krawężnik/kolo przerodziło się w namiętny uścick!
Po pracy pojechaliśmy z Agusią do moich rodziców. Był obiad i były pyzy z truskawkami. Objedli my się, napili my się oranżady i pogadali my sę z rodzicami. Nawet pies skorzystał z owej wizyty bo został przeze mnie wyspacerowany. Staruszka już jest ale widać było, że cieszyła się z marszu u boku pajaca w obcisłych rowerowych gaciach:D
Po obiadku przytelefonowal do mnie Piotr i poprzez szybką rozmowę ustaliliśmy jeszcze szybsze spotkanie. 17.30 DĘBE! Wraz z Agnieszką wróciliśmy więc najpierw do domu Jabłonnowego. Deszcz złapał nas tuz przed blokiem. I aby nie wejść cali mokrzy, czekaliśmy na przystanku który widać z naszego okna! Ludzie czekający na autobus nei mówili nic tylko ze zdziwieniem stwierdzili, ze gdy bus przyjechał, nie wsiedliśmy do niego.
Po przebraniu sie i przepakowaniu, udaliśmy się więc na docelowy kierunek naszej wycieczki. W okolicach Wieliszewa nad nami pojawiła się sina chmura. Zdecydowaliśmy skręcić w kierunku podwójnych rondek aby uniknąć ulewy. Udało się w sam czas, gdy tylko wjechaliśmy pod przystanek lunęło z nieba.
Piotr i Mary dotarli do rondek około 20 minut później. Połączonymi siłami przejechaliśmy szutrówką ul "Leśną" do Legionowa a dalej przy torach do Chotomowa i do lasu. Przez piaski i szutry Chotomowskich kniei przedarliśmy się do Rajszewa. Gdzie przy sklepie złapała nas kolejna fala deszczu. Odwalało nam więc srogo i nie mogło zabraknąć dzióbka na fejsa!
Po deszczu dość intensywnym przyszło piękne słońce i mogliśmy jechać dalej. Tym razem kierunek Jabłonna gdzie uraczyliśmy się grupowo piwem i przepyszną pizzą. Gadaliśmy śmialiśmy się aż do późnych godzin nocnych. Odprowadziliśmy naszych przyjaciół do torów po nocy, i dalej już sami wrócili do Serocka. A my do siebie spać. Było zacnie!
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.