Z Jabłonny do Jabłonki! || 187.47km
Sobota, 30 czerwca 2012
· Komcie(0)
Kategoria Bike to the hell, Wyprawa
Chodziło za mną, aby pojechać gdzieś rowerem, poczuć setki kilometrów i sponiewierać się, a jednocześnie chciałem wyskoczyć z sakwami gdzieś pod namiot i odpocząć. Jak tu połączyć te dwa wątki w jeden? Otóż można moi mili!
Wystarczy zabrać ze sobą dwójkę przyjaciół i jechać 180kilometrów na mazury!
Pobudka o 5:30 w sobotę to nie jest to co robią zwykli ludzie, gdy mają za sobą ciężki tydzień w pracy. My zwlekliśmy się z wyrka dość wolno jednak mimo lekkiego zamotania z pakowaniem i myciem porannych garów, wyjechaliśmy wreszcie z domu.
W Serocku zamiast o 7:00 jesteśmy z 45 minutowym opóźnieniem. Piotr i Marysia już czekają. Szybkie smarowanie łańcuchów i możemy startować. Im wyżej słońce się wznosi tym więcej stopni odczuwamy na naszych ramionach. Zwykły pogodny poranek wolno przeradza się w upalny dzień. Wiatr, wiejąc w plecy, ułatwia poruszanie załadowanych sakwami rowerów. Jednak nic za darmo. Nie odczuwamy ruchu powietrza i upał zdaje się stawać nieznośny! Na jednej z szutrówek kiedy, każdemu z nas wydaje się, że za chwile żar piasku nas rozpuści całkiem, Piotr w widowiskowy sposób gubi wór z namiotem. Pakunek o centymetry mija moje przednie kolo a chwilę potem bagażnik i dwie duże sakwy crosso również lądują na ziemi obracając się o 90 stopni na dolnych śrubach bagażnika.
Kiedy opada podniesiony zdarzeniem pył, nikt nie wie do końca co się właśnie wydarzyło. Okazuje się po chwili, że pręty u góry bagażnika wysunęły się z mocowania. Awarię zaopatrujemy zipami i paskiem, mocując ścisło bagażnik do tylnych widełek ramy. (Patent z powodzeniem wytrzymuje całość wyprawki)
Im dalej na północ tym droga staje się ciekawsza. Małe wioski i wioseczki są urokliwe a my jedziemy obok siebie rozmawiając. W pewnym memencie słońce oddaje niebo we władanie chmur. Sytuacja temperaturowo się poprawia, jednak niebo zbiera się na ulewę. Fanaberie pogodowe trwają nadal a my w spokoju przemy na północ. Jedzie się wyraźnie lepiej, bo nie pali nas jak na patelni, jednak perspektywa deszczu również nie jest budująca.
Gdy jesteśmy już 15km od celu, udaje się wreszcie wygrać jednej ze stron i wychodzi słońce. Nie jest już tak upalne bo jest po 17 ej. Gdy zdobywamy cel, nikt nie myśli o mozolnym rozpakowywaniu się. Zostawiamy tobołki i ubrani w klapki jedziemy kilkaset metrów nad jezioro.
Kąpiel jest cudowna, woda jeszcze dość chłodna, sprawia że czuje się maksymalnie zrelaksowany. Jest już dość późna godzina, więc nie pluskamy się długo i wracamy do obozu na grilla i piwko! Tam toastom nie ma końca a grzanki z kiełbasa z grilla przypieczętowują osiągnięty cel!
Galeria pełna:
https://picasaweb.google.com/101341840701285740459/ZJabOnnyDoJabOnki
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew
Wystarczy zabrać ze sobą dwójkę przyjaciół i jechać 180kilometrów na mazury!
Pobudka o 5:30 w sobotę to nie jest to co robią zwykli ludzie, gdy mają za sobą ciężki tydzień w pracy. My zwlekliśmy się z wyrka dość wolno jednak mimo lekkiego zamotania z pakowaniem i myciem porannych garów, wyjechaliśmy wreszcie z domu.
W Serocku zamiast o 7:00 jesteśmy z 45 minutowym opóźnieniem. Piotr i Marysia już czekają. Szybkie smarowanie łańcuchów i możemy startować. Im wyżej słońce się wznosi tym więcej stopni odczuwamy na naszych ramionach. Zwykły pogodny poranek wolno przeradza się w upalny dzień. Wiatr, wiejąc w plecy, ułatwia poruszanie załadowanych sakwami rowerów. Jednak nic za darmo. Nie odczuwamy ruchu powietrza i upał zdaje się stawać nieznośny! Na jednej z szutrówek kiedy, każdemu z nas wydaje się, że za chwile żar piasku nas rozpuści całkiem, Piotr w widowiskowy sposób gubi wór z namiotem. Pakunek o centymetry mija moje przednie kolo a chwilę potem bagażnik i dwie duże sakwy crosso również lądują na ziemi obracając się o 90 stopni na dolnych śrubach bagażnika.
Kiedy opada podniesiony zdarzeniem pył, nikt nie wie do końca co się właśnie wydarzyło. Okazuje się po chwili, że pręty u góry bagażnika wysunęły się z mocowania. Awarię zaopatrujemy zipami i paskiem, mocując ścisło bagażnik do tylnych widełek ramy. (Patent z powodzeniem wytrzymuje całość wyprawki)
Im dalej na północ tym droga staje się ciekawsza. Małe wioski i wioseczki są urokliwe a my jedziemy obok siebie rozmawiając. W pewnym memencie słońce oddaje niebo we władanie chmur. Sytuacja temperaturowo się poprawia, jednak niebo zbiera się na ulewę. Fanaberie pogodowe trwają nadal a my w spokoju przemy na północ. Jedzie się wyraźnie lepiej, bo nie pali nas jak na patelni, jednak perspektywa deszczu również nie jest budująca.
Gdy jesteśmy już 15km od celu, udaje się wreszcie wygrać jednej ze stron i wychodzi słońce. Nie jest już tak upalne bo jest po 17 ej. Gdy zdobywamy cel, nikt nie myśli o mozolnym rozpakowywaniu się. Zostawiamy tobołki i ubrani w klapki jedziemy kilkaset metrów nad jezioro.
Kąpiel jest cudowna, woda jeszcze dość chłodna, sprawia że czuje się maksymalnie zrelaksowany. Jest już dość późna godzina, więc nie pluskamy się długo i wracamy do obozu na grilla i piwko! Tam toastom nie ma końca a grzanki z kiełbasa z grilla przypieczętowują osiągnięty cel!
Galeria pełna:
https://picasaweb.google.com/101341840701285740459/ZJabOnnyDoJabOnki
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew