Wpisy archiwalne Lipiec, 2012, strona 3 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:1168.59 km (w terenie 18.00 km; 1.54%)
Czas w ruchu:28:40
Średnia prędkość:19.42 km/h
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:36.52 km i 2h 02m
Więcej statystyk

Na Zaborze - Deszczówka dobra na średnie dystanse || 44.87km

Sobota, 14 lipca 2012 · Komcie(0)
Kategoria Na Zaborze
Dzień w pełni rowerowy, choć poranek nie zapowiadał tak przekornego tytułu. Było słonecznie, jakieś obłoczki krążyły po niebie a dzień w sumie wiał nudnym "standardowym dniem".

Po Agnieszkę do pracy jechałem w bluzie i szybko musiałem się przebrać bo słońce wyciskało siódme poty. Gdy wróciliśmy z zakupów dzień kusił błękitnym niebem. Miałem jeszcze jednak kilka rzeczy do zrobienia. pogrzebałem na przykład w kodzie mojego bike-loga i zmodyfikowałem szatę graficzną. Specem od Ha Te Em El nie jestem, ale względnie osiągnąłem swój cel:) Choć zawsze jest jeszcze coś co można poprawić.

Druga cześć tego wpisu mogłaby się nazywać - "a miało być tak pięknie". Wyjechaliśmy z domu o siedemnastej i ruszyliśmy na północ. Nie zdecydowaliśmy się na glówną a na równoległą do niej boczną trasę. Pogoda nad nami była przystępna, świeciło słońce a wiatr wiejący w plecy pomagał w pedałowaniu. Nagraliśmy kilka ujęć kamerką może kiedyś w przypływie weny zmontuje z tego jakiś materiał.

Gdy wróciliśmy na trasę Jabłonna-Nowy Dwór, po lewej stronie z nad horyzontu widać było lekko ciemne chmurki. Nic nie wskazywało, że deszcz popada. Nie ujechaliśmy jednak więcej niż kilka kilometrów i z lekko szarych chmurek zaczęło kropić. Uciekliśmy na przystanek i lunęło! Padało jak z prysznica przez dobre kilkanaście minut. Cóż, tak bywa czasem.

Dalej jechaliśmy już bez deszczu.
"Dobrze, że na głowę nie leje" - powiedziałem roześmiany a strugi wody ściekały mi z policzków. Nie mam bowiem we Francy błotników a mokra jezdnia dawała piękny pióropusz wody. Minęliśmy Nowy Dwór i przez Bronisławkę - malutką miejscowość - dojechaliśmy do Pomiechówka.
Nie dało rany jednak dotrzeć do celu, znów lunęło. Szybko znaleźliśmy jakiś przystanek i schroniliśmy się na nim. Nie zanosiło się na to że przestanie padać a zimny wiatr powodował, że i tak już mokry, dygotałem z zimna. Zdecydowaliśmy się jechać mimo deszczu, bo do celu pozostało nie wiele. O ile swojąc na przystanku rzeczywiście padało i powoli ustało, o tyle podczas jazdy znów sie wzmogło i nabierało siły.

Sunęliśmy więc w regularnym deszczu cali zmoknięci i obciekający wodą i im bardziej nas moczyło, tym więcej frajdy z tego mieliśmy. Było mi zwyczajnie wszystko jedno, ale przede wszystkim sporo cieplej! Nie ważne że w butach już woda chlupała. Złapaliśmy totalną fazę na deszcz, atakowaliśmy największe kałuże, a nogami rozchlapywaliśmy wodę jeszcze mocniej.

Ostatni, no może przedostatni, odcinek wiódł przez polne drogi. Oncinek ten określany przez lokalnych mieszkańców jako "Góra Wólka" to droga wiodąca przez pola. Jest to dość malownicza piaszczysta dróżka, wyjeżdżona w lekkim obniżeniu pomiędzy polami. Odcinek ten, wiedzie nie po płaskim lecz pod górkę i to dość stromą, jak na te opony i warunki pogodowe. Gdy więc wjechaliśmy na nią, droga nie przypominała już szlaku dla maszyn rolniczych, a rwący strumień. W obniżeniach gdzie kołami jeżdżą pojazdy płynęły rzeki a rower rozcinał tylko szumiącą wodę niczym motorówka.

W ustach miałem piach,na policzkach bryzgała mi woda z błotem a cienkie slicki, ślizgały się w namokniętym rwącym blotno-piaszczystym potoku.
Było to jedyne w swoim rodzaju przeżycie. Nie zmiennie jednak sprawiające nam multum radości. Gdy ostatni kilometr jechaliśmy już asfaltem, deszcz jak na komendę przestał padać, a nad nami pojawiła się równa linia wyznaczająca koniec deszczowego frontu, jaki właśnie nad nami przeszedł.

Do końca dnia było już pogodnie. przebrani i wykąpani siedzieliśmy patrząc za okno i śmiejąc się ze swojej rowerowej przygody!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy dzień 49! - Koniec tygodnia... || 43.00km

Piątek, 13 lipca 2012 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Do pracy po jednodniowej przerwie udało mi się dojechać wreszcie rowerem. Wczoraj pogoda zrobiła mnie w jajo i gdy rano padało wieczorem było całkiem przyzwoicie;)

Dziś poza trasą do pracy, miałem również wizytę u lekarza... moje ciśnienie jednak jest zbyt duże i czas włączyć jakieś stabilizatory. No zobaczymy czy wpłynie to jakoś na moje samopoczucie i siłę na rowerze. Nadciśnienie na pewno nie pomaga mojemu organizmowi, więc trzeba było się tym zająć!

Po ciężkim i nudnym jak flaki z olejem piątku, można wrócić do domu i obejrzeć jakiś film... ech praca... czy ona kiedyś i komukolwiek dawała satysfakcję? Nie wyobrażam sobie jak można pracować 50lat;) ciekawe co los przygotuje dla mnie w tej kwestii.

Puki co satysfakcja jest o tyle, że każdego dnia pracy mogę dzielić ten niejako nudny, trudny i niewdzięczny obowiązek z rowerem, co w średniej ważonej daje wynik względny i raczej na plus, jednak bajka to nie jest ani nawet podrzędny komiks... pracować trzeba aby mieć na większe wyprawy! A pieniądze na ulicy nie leżą;)


&feature=fvwrel

Halleluja i do przodu moi mili! Trzeba spędzić ten weekend tak, aby kolejne tumany, tumanów i sierściuchów w kolejce z rachunkami nie wywracały mojego systemu nerwowego do góry dnem.
Dzieciaki wymiatają!!! Uwielbiam ten kawałek w ich wykonaniu! Ech chciało by się mieć taki głos i tak śpiewać. Niestety, umiem tylko jeździć rowerem:)
Tym optymistycznym akcentem zostawiam was tu i kładę się spać!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy dzień 48! - Nigdy nie wiesz gdy nadejdzie koniec [*] || 31.93km

Środa, 11 lipca 2012 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Gdy wyjeżdzałem z domu, nie wiedziałem za bardzo jak się ubrać. Zdecydowałem sie jednak nie przebierać i ruszyłem standardwo do pracy. Gdy byłem jakieś 400metrów od świateł w Jabłonnie, rozległ się HUK trzask i usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Gdy wyjechałem z za zakrętu, prowadzącego z technicznej trasy do świateł na obwodnicy moim oczom ukazał się taki obrazek:

Bylo świeżo po kraksie a z czarnego auta unosił się dym. Gdy tylko dojechałem pomogłem w ogarnianiu sprawy. Było jeszcze kilka osób, które asystowały. Wyjęliśmy jednego pasażera z mercedesa bo kierowca sam był w stanie wyjść. Ułożyliśmy poszkodowanego w bezpiecznej odległości od pojazdu i pilnowałem go aby nie wyrywał się z ziemi. Chciał wstawać i wyrywał się do wstawania, ale wyraźnie nie czuł się tak dobrze jak kierowca.

Nie wiem kiedy i jak szybko, ale pojawiły się karetki. Żałuje że tak mało mogłem, chyba powinniśmy więcej uwagi poświęcić kierowcy opla. Byłem przekonany, że jest w ciężkim stanie ale po prostu nie ruszają go z samochodu... byłem ciągle obok pasażera z mercedesa.
Niestety zanim przyjechała karetka ten w czerwonym oplu już nie żył. Widziałem próbę reanimacji sanitariuszy, jednak nie trwała dlugo więc jak sądze poniósł śmierć na miejscu.
Tak wyglądały dwa pojazdy po wypadku.


Kierowca Mercedesa miał zielone i jechał spokojnie prosto. Spokojnie to znaczy bez hamowania wbił się w opla - na oko miał 90 lub 100 na liczniku, co nie zmienia faktu, że miał ZIELONE. Kierujący czerwonym oplem z niewyjaśnionych przyczyn chciał "przelecieć" na drugą stronę obwodnicy, mimo, jak sądzę czerwonego światła.

Najbardziej w tym wszystkim tknęło mnie to, że w miejscu gdzie czerwony samochód wytracił prędkość, zbijając sie w bok zielonego, zazwyczaj stoje czekająć na wjazd na Modlińską. Gdybym był na tych światłach pięć minut wcześniej i jak zwykle znużony stałbym na światłach czekając na zielone, mógłbym być w nieco gorszej sytuacji zdrowotnej...

Szok! Jedziesz i nie wiesz kiedy cię coś zabije. Jedziesz sobie 100km/h trzypasmowa droga i nagle pod koła pakuje Ci się ktoś z podporządkowanej... Nie znamy dnia ani godziny...

Przygnębiający dzień...


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy dzień 47! "jak to do 18ej - jest dopiero pięć po!" || 44.87km

Wtorek, 10 lipca 2012 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
...już prawie masz w ręce koniec tygodnia on ciągle Ci się wyślizguje.

Dzień niby jak codzień jednak tak bardzo różny od innych dojazdów do pracy w ostatnich dniach. Zaskakujące jest, jak wiele można napisać o tym samym nieomal dystansie pokonywanym codzień.


Muszę wam z dumą oznajmić, że w końcu pozbyłem się konta w PKO!!! ha duma mnie rozpiera, i pewnie owa duma skakała by we mnie i szalała, gdyby nie to, że musiałem wstać dziś wcześnie rano aby tym złodziejom - hucznie podziękować!
PKO - Piękne Kuźwa Odejście.

Do pracy pojechałem więc po pokonaniu dodatkowego dystansu na piaski. Jest nieco chłodniej, noga nie podaje, jak podawać powinna jednak sama atmosfera jazdy zdaje się być o wiele bardziej sposobna.

Praca.
Gdym miał opisać słowami jak bardzo me serce raduje się, gdy widzę ta masę na siedzonkach szeleszcząca reklamówkami i buszujących w kurzu! Jak oni poglądami sieją, jak oni politykują tam! Nie jedna partia by takim elektoratem nie pogardziła!

Mam wrażenie, że niebawem w oczekiwaniu na zrealizowanie opłat "bez prowizji" poza rozwiązywaniem krzyżówek, zaczną się tabletkami na nadciśnienie wymieniać. Dziś już jedna baba drugiej pokazywała jak kładzie nogi jak śpi, aby żylaków nie mieć. Inny zaś pan gestykulując przed samym moim nosem tłumaczył mi jak to on ciął deski na działce na werandę.

Było gwarno było tłoczno, jak w fabryce!
Każdy jeden emerycki trybik miał swoje zadanie do wykonania i bezsprzecznie sprawdzał się w swojej emeryckiej roli! Wszystko chrobotało i dokręciło się az do końca. Nie zabrakło oczywiście końcowo-dniowych awantur z za zamkniętych szklanych drzwi.

Tekst dnia.
"jak to do 18ej? Przecież dopiero pięć po"


Mój nieco rozbudowany opis kończę więc tymi optymistycznymi słowami, i życzę wam przyjemnej nocy! Pamętajcie jak budzik zadzwoni o 7ej, nie zważajcie na to że macie wstawać "przecież jest dopiero pięć po!"


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy dzień 46! Poniedziałek jak przedziałek emeryci robią falę!!!! || 32.44km

Poniedziałek, 9 lipca 2012 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Do pracy na druga zmianę, zawsze gdy mam na druga zmianę, nie wstaje wcześnie i mogę więcej kilometrów zrobić, jednak dziś w tej zupie jaka panowała na dworzu, nie mogłem. Jechało mi się jak po smole do kolan! Niby 20km/h jednak totalnie bez smaku... czułem się taki senny, rozleniwiony.

W pracy do 15ej nie mogłem złapać rytmu. Dopiero jeden z "obcych" jacy przyszli do mnie wywalać swoje żale i bolączki, podniósł mi ciśnienie i coś we mnie ruszyło. System obronny W.Y.P.I.E.R aktywował się i poszedłem na przerwę ostentacyjnie i bez ceregieli zostawiając pogrążonych w rozczarowaniu emerytów w pozycji siedzącej.

Gdy wróciłem to juz inna bajka. Stałem się nowym człowiekiem. Kanapki, cola i słodkie wafelki sprawiły że odżyłem. Z nowa siłą stawiałem opór dziczy z książeczkami i rachunkami za prąd!

Z banku wyjechałem dużo za późno. Było sporo roboty, i dopiero po 20 byłem w domu! Gnałem dziś zawzięcie ku domowi... radość z powrotu do domu - bezcenna!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Dookoła swoich włośći || 41.87km

Niedziela, 8 lipca 2012 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Wycieczka zrodzona w sumie z niczego, było upalnie gorąco i nikt nia myślał o rowerowaniu, ale Aga mnie namówiła i pojechaliśmy... Sporo szuterków, i bocznych dróg. Plaża w Wieliszewie to jedno wielkie mrowisko, nie ma gdzie kija wcisnąć...

Wyszło zacne kręcenie;D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy dzień 44! - upalny dzień... || 36.46km

Czwartek, 5 lipca 2012 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Dziś w banku nie bylo tragedii jeśli chodzi o masy staruszków płacących rachunki. Widać upał powoduje, że dinozaury chowają się w najgłębsze nory. Co silniejsze osobniki pojawiały się w banku, jednak tendencja była niszowa.



CO do jazdy, to powiem wam, że rano jedzie się średnio na jeża a po południu (czytaj po 19ej) masakrycznie. Wyszedłem z pracy po 19ej a tu 29stopni w lesie i wilgotność 80%. Jechałem masakrycznie wolno 17-20km/h i czułem jak bardzo mi się nie chce...


Upały wciskają mnie w asfalt, ale kilometry wpadają dośc regularnie dzięki owym dojazdom!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,