Wpisy archiwalne Czerwiec, 2013, strona 3 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:1659.55 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:53.53 km
Więcej statystyk

On the bike 149 - Life on wheels. || 38.70km

Środa, 12 czerwca 2013 · Komcie(3)
Sie kurczaczek nazbierało dziś kilometrów. W sumie nie wiem kiedy i jak, bo naprawdę to było tylko kilka drobnych kursów na miasto i na zakupy.
Rano z Agnieszką standardowo do pracy a potem do urzędu pracy. Tam jak zwykle tylko się zdenerwowałem.

Na wyjazd do Islandii muszę się wyrejestrować. Masakra jakaś;/ No ale nic.
Z UP odwiedzam rowerowy chwile gadam i wracam do domu. Niepokoi mnie coś obcieranie za głośne przedniego hamulca. Sprawdzam ustawienie klocka i dobrze przylega, co więc tak u licha obciera?

=========================================
Kupiłem na allegro tanie klocki hamulcowe za 5 zł para. Efekt po 2 tyg jazdy przeszedł moje oczekiwania:







Wniosek? Lepiej drogie kupić niż tanie wyrzucić;)

Kurs po nowe klocki na miasto i wracając z rowerowego zajechałem po Papier toaletowy do SS-MANA.

Trzeci kurs to już wyjazd po Agnieszkę i dłuższa pętla przez Legionowo przystanek w odwiedziny do kolegi.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 148 - Dawno dawno temu... || 47.93km

Poniedziałek, 10 czerwca 2013 · Komcie(1)
Kiedy na ziemi rosły tylko marchewki, żył na ziemi taki jeden.

Pewnie ta bajka byłaby pasjonująca a jej zakończenie wiązało by się z morałem, którego głębokie znaczenie rozkminiały by pokolenia polonistów, ale nie będę pisał o bajcie tylko nadrobię to co nie pisałem przez kilka dni.

Jak to się stało, że się zapuściłem? Jak mogłem dopuścić do tego, aby porosnąć mchem, jak ten kamień przy drodze, czy zapomniany krzyż na cemntarzu? Czy to uroki przemijania, że czas nas wyprzedza a chęci nie są już tak rzutkie jak dawniej?

Ech pieprzony egzystencjonalizm.

PONIEDZIAŁEK

W poniedziałek byłem na rowerze. Koła potoczyły mnie i Agnieszkę do Warszawy. W warszawie polataliśmy za sprawami, określiłbym je "niecierpiącymi zwłoki".

Swoją drogą, zwróciliście uwagę na stwierdzenie "niecierpiące zwłoki?" Że co zwłoki to martwe i już nie cierpią, czy że ktoś lubi a inny nie cierpi zwłok? Same w sobie zwłoki są nieciekawe, więc nie wiem czy jest ktoś kto lubi zwłoki, zwłaszcza te martwe i nie cierpiące!

W Warszawie ani basenu, ani armagedonu nie zastaliśmy. Dzień wcześniej pisali, że basen jakiś napełniali na AK:) A tu kiszka nie ma nic! I co? O co tyle szumy stadion przeciekł, nie dał sie napełnić, i ta trasa AK tez wody nie trzyma. Ech nic się radni stolicy nie uczą... - sylikonem uszczelniać czeba!

Wtorek

Wtorek, był dniem zagadkowym. Szorowałem po okolicy towarzysko. Agnieszka miała coś do załatwienia w Warszawie. Ja dokończyłem projekt ochraniaczy deszczowych na buty i jak tylko Aga wróciła pojechaliśmy do mamy, aby je uszyć.

Zwyczajnie chciałbym się z wami podzielić procesem produkcji oraz pokazać efekt prac nad ochraniaczami na buty, które wykonałem. Podpatrzyłem troszkę wizję kolegi lecz zastosowałem skromniejszy projekt i o niebo lżejsze materiały!

Zaznaczę, że ochraniacze mają przede wszystkim chronić podczas deszczu od wlewania się wody litrami do buta od strony języka. Mają posłużyć na Islandii podczas ulewnych deszczy, i będą głównie stosowane w komplecie ze spodniami przeciwdeszczowymi.


Nieśmiałe pociągnięcia ołówka, czyli rozkminianie, jak tu z karki zrobić but!


Zdecydowane rysy olówka - coś wreszcie rusza...

[img width=600 height=450]http://img841.imageshack.us/img841/7367/dscf8072rw.jpg[/img]
Drzwiczki do zamku, czy może wrota do nowej kopalni pomysłów


Kolejne podejście do głównej myśli.


Coś jakby się zaczeło dziać...


wariacje na temat bazowego projektu. Języki i zaszywki... za dużo dziur, za lekki materiał, za dużo wody w bucie.




Coś więcej nt. materiału. W sklepie odzieży używanej, nabyliśmy za 9zł płaszcz przeciwdeszczowy. To materiał z niego posłużył później do prac nad projektem. Na zdjęciu sprawdzam jego realną wodoodporność.


Nie da sie tylko na szablonach z papieru, no to w ruch ida spinacze biurowe i rękaw płaszcza. Koncepcje się mnożą. Jedne umierają od razu inne wahają się i dopiero potem zostają strącone w przepaść.


Najbliższe spojrzenie na to czego szukam.



Wizyta u rodziców i praca na maszynie, czyli końcowe etapy budowy projektu. Zaszywki, fastrygi i konkretne pociągnięcia ściegu!


But w wersji końcowej z ochraniaczem.


Uchylam rąbka tajemnicy - tył zapinany na dwa rzepy.


Zaszewka u szczytu buta.


Guma na podbiciu buta.


Rzut oka jak wygląda bokiem po złożeniu.


Prawda, że jestem rzutkim projektantem obuwia?:D Czy już mogę na siebie mówić VIP?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Laba lub jak kto woli przerwa.... || 2.00km

Niedziela, 9 czerwca 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Dziś dzień odpoczynku, jako fachowy blogger nie pozwolę wam się nudzić. Dziś bowiem rowerowo nie wiele się działo, jednak ja nadal tu byłem i coś robiłem.


Po dwóch dniach intensywniejszej jazdy powyżej 80km dziś zarządziłem przerwę. Agnieszką ochoczo to przyjęła, bo od rana po niebie przechodziły ulewy. Uporządkowałem więc swoje graty rowerowe i umyłem pudełka oraz przejrzałem co jeszcze "się nada" a co z sentymentu tylko trzymam. Kilka decyzji podjąłem i troszkę luźniej się zrobiło w pudełeczku.

Na zakupy do Obi wybraliśmy się mimo wszystko. W planie było zakupienie drugiego pudełeczka na moje bambetle i kilku akcesoriów do kwiatków w tym małej skrzyneczki dla Agusi aby mogła sobie mieć ogródeczek na balkonie.


Oczywiście po wyjściu z OBI luneło. Czekaliśmy nieco, ale nie przestawało padać więć pojechaliśmy do odmu w deszczu. Było wesoło, choć mokro. Ludzie dziwnie na nas patrzyli jak wyjechaliśmy spod dachu sklepu.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 147 - Ludzie ludziska, pany! || 87.24km

Sobota, 8 czerwca 2013 · Komcie(0)
Kategoria Na Zaborze
Wyjazd na północne Mazowsze w celach odwiedzi-nowych i, nazwijmy to, "innych".
pojechałem po Agnieszkę, lekko senny. Wczorajsze 93km z Radkiem (pisanym z dużej litery) dało jednak niewielkie zmęczenie kończyn dolnych.

Długo poza tym siedziałem wcześniej przed kompem i nie byłem do końca wyspany.

Od Agnieszki z pracy po zjedzeniu dwóch ciastek francuskich nabijanych pieczarkowym farszem, próbowaliśmy udać się na północ. Zanim jednak dojechaliśmy choćby do Chotomowa zlało nas 3 razy. Nie było ani wielkiej chmury, anie zimnego wietrzyska... po prostu słońce + ciepła ulewa.

Tego było za wiele i zdecydowaliśmy się na pociąg. Ten znów, jak na złość miał byc za godzinę. Wcześniej przyjechał szynobus do Sierpca toteż, wsiedliśmy i pojechaliśmy do Modlina, skąd dalej już rowerami.

Potem pętelka na Zaborze, na Cmentarz i powrót przez Pomiechówek i Nowy Dwór Mazowiecki. W NDM, odwiedzamy Asię, która dopiero co wraca z uczelni i egzaminów. Chwilę gadamy i ruszamy do domu.

Do Jabłonny jechało mi się super, AGnieszka miała kryzys bo śpiąca się zrobiła. Generalnie wyjazd wyszedł przyzwoicie. Mimo małych przebiegów czuje siłe w nogach i naprawdę daję radę te 22 utrzymać. DO Radlina jeszcze 2 tyg, ale nie jest źle!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 146 - koniec praktyk... tyk tyk tyk. || 93.69km

Piątek, 7 czerwca 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Nie mogę inaczej uczcić końca praktyk jak na rowerowo. Rano do pracy jechalem, normalnie, bez jakichs ochów i achów. bylo pochmurno więc nie było się jak opalać.

W pracy było "lekko" przyjemnie i szybko już o 13:30 nie miałem co robić. Poszedłem do bufetu z dziewczynami zjeść coś. Zamówiłem kluski śląskie z sosem 1,5 porcji. Oni dostali a ja czekam, i czekam, i czekam... w końcu pytam o kluski śląskie bo w 20 minut można je 2x zrobić i 3x ugotować. Pan podaje mi talerz:

- wie pan co, może pan sobie wybierze np kopytka, bo te śląskie coś nam dziś nie wyszły. Totalnie się rozgotowały jakoś i się taka paćka zrobiła.
- grrr no ok to poproszę kopytka z sosem...

20 minut czekałem i prawie padłem z głodu. A ja dowiedziałem się że kolejne 5 minut muszę czekać, na kopytka.
Kiedy wreszcie zjadłem obiadek, poszedłem do kompa sprawdziłem pocztę. Wszyscy już gdzieś pouciekali a była 13, ten do lekarza, ten miał jechać jakieś dokumenty zawieźć. Nie było komu robić, weekend wkradał się wielkimi krokami. Zakręciłem się w laboratorium i poszedłem do domu z błogosławieństwem mojej kierowniczki i podziękowaniem za współpracę jako praktykant.

Do radka na wydział dotarłem w sumie w sama porę. Właśnie wychodził z egzaminu. Pogadaliśmy chwilę i z jego dziewczyna Kasią (nauczyła mnie gry w Angry birds) i już tylko z Radkiem pojechaliśmy na trasę.

Snując się przez Warszawę przedostaliśmy się do trasy na Sulejówek następnie przez Okuniew i Cięciwe, zrobiliśmy wielką nawrotkę na Zielonkę. Przez podmiejskie dziury iu różne uliczki docieramy na Bródno, gdzie zatrzymujemy sie w siedzibie CRAZY_BIKE i zakupujemy kilka części.

Chwile pogadaliśmy z Piotrem i Marysią i dalej znów już we dwóch wróciliśmy do domu. Ja do Jablonny a Radek do Wychodźca. Jak pisze tego posta jest gdzieś kolo północy 20 minut temu Radek do siebie dojechał:)


Trasa przejazdu mego dzisiejszego.

Podsumowanie.

Wyjazd był nie tylko towarzyski, ale i treningowy. Chciałem sprawdzić, jak mi się jedzie na dłuższym niż 16km dystansie. Nie była może to klasyczna jazda na długi dystans, bo sporo było po mieście, ale nie umniejsza to jednak odcinkowi jaki pokonaliśmy. Do Sulejówka była słaba droga i trzeba było bardzo uważać a i nieźle nas wytrzęsło. Uważam, że nogi zniosły całość naprawdę dobrze.

Kolejne wycieczki treningowe w przygotowaniu!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 145 - Przed ostatnie pedałowanie na praktyki mój panie. || 39.89km

Czwartek, 6 czerwca 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Na praktyki po raz przed-ostatni. Juppi. Wreszcie mam zamiar znaleźć nieco czasu aby się za siebie wziąć. Pogoda się troszkę poprawia, i liczę, że na dobre zagości u nas lato!


Rano pochmurno, zimno (niecałe 16 stopni), ale za to z wiatrem. Mknąłem sobie więc ponad 25km/h mijając wszystkie auta stojące w korku na Jagiellońskiej. Pogoda mogłaby byc słoneczna, ale temepratura pomiedzy 16-24 stopnie mi pasuje bardzo. Nie przegrzewam sie a mocniejsze pedałowanie ma gdzie - kolokwialnie mówiąc - odparować.

W pracy (jak to dumnie brzmi nie?) No więc w kieracie, kserowałem i duplikowałem (nie mylić z dupczeniem) dokumentacje geologiczno inżynierskie, na potrzeby geologii inżynierskiej. Mój najlepszy czas to 18 minut jedna dokumentacja. Wyrabiam się na maxa. Maszynowo nieomal już to binduje i prawie bezbłędnie mi wychodzi. Ciekawe czy zapłacą mi w jakimś xero 4 tyś brutto za prace jako bindacz?

W laboratorium też byłem, wyjąłęm wczorajsze grunty z pieca, wstawiłem do exykatora do ostudzenia a potem je zważyłem i wiecie co? Nawet badanie wyszło - Ewelina mówie, że wyniki są ok. A jak ona to mówi, to znaczy że są. Marudna taka przeambicjonowana laska, ale spoko przynajmniej robotna.

Dzień minął spokojnie więc już nieco mniej spokojnie wracałem do domu. Słońce wyszło wiatr w twarz a w brzuchu orkiestra dęta ćwiczy etiudę na bębnach! No to co? Trzeba się nieco sponiewierać. Nie lubię sie męczyć, ale powiedziałem sobie - wyobraź sobie, że jedziesz w maratonie nie możesz mniej niż 20km/h zejść.

I jechałem. Nie udało sie planu zrealizować, bo wiatr czasem do 19km/h mnie spowalniał, ale bywało i więcej, więc rozliczeniowo w sumie wyszło chyba ok.
Gdyby jeszcze droga chciała być nieco bardziej równa tego dnia to byłoby spoko, a omijanie dziur an chodniku i skakanie po krawężnikach/garbach zwalniających, nie przyspiesza pedałowania.

Dotarłem do domu z Jagiellońskiej w 45 minut co na 16 km przeliczeniowo daje 21,3km/h średnią.


Ok - idę wsuwać surówkę.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 144 - Koniec praktyk bliski jak most Świetokrzyski || 39.54km

Środa, 5 czerwca 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Nie ukrywam, że wpis nadrabiam za wczorja. Miałem go napsiać wieczorem, ale jak z Radkime usiedliśmy na fejsie i zaczęliśmy gadać o maratonie w Radline, tak nam się zeszło i było dobrze po 23 kiedy postanowiłem iść spać. Nie było więc czasu i weny aby opisać dojazd na praktyki.

Pokrótce:
Zrobiłem dwa badania na konsystencję - tak to z paćką i błotkiem.
Zrobiłem jedna analizę sitową,
zrobiłem dwa badania na granicę plastyczności.


To ostatnie badanie polega na tym, że. Bierzemy glinę taką plastelinowatą, robimy z niej wałeczek na 3mm z wałeczka kulkę, z kulki wałeczek, z wałeczka kulkę... aż nam się zacznie wałeczek rozpadać. Jak się rozpada to pakujemy go do małego naczynka wagowego i robimy kolejna kulkę z niej wałeczek itd...

W naczynku uzbierać musimy ileś wałeczków żeby było co zważyć. Całość ważymy i wsadzamy do pieca na noc. Potem jak wyschnie, ważymy i sprawdzamy jaką wilgotność miał grunt (wałeczki) jak się zaczęły rozpadać - tj straciły plastyczność. W ten sposób określamy granicę plastycznośći gruntu spoistego.

No - wracałem z pracy w chłodnym wietrzyku. Jakoś tak mi się źle jechało. Teraz z pracy zawsze mam pod wiatr - toteż i jedzie się gorzej. Staram się zmuszać,a by z pracy pedałować żwawiej, aby nogi nieco "ogłady" złapały przed maratonem górskim, ale co to jest 16km tej ogłady, jak mnie czeka 450km;/


Nie wiem kiedy zacznę się kondycyjnie przed maratonem ogładzać, aby to dało efekt wymierny. Mam sporo planów i planusiów na trasy, ale czasu nie mam skąd pożyczyć... słaby bik mam :P


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 143 - wykład z paćki! || 31.00km

Wtorek, 4 czerwca 2013 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Zadowalający dzień muszę wam nadmienić. W sumie głównie w aspekcie rowerowym był zadowalający, jednak nie umniejsza to owemu dniu.
Od rana - słońce, drogi suche i w dodatku do pracy z przyjemnym wiaterkiem.


Na wysokości Żerania z za pleców wyskoczył mi jakiś wyjadacz "pro". Jego PRO było w postaci hamulców tarczowych, które dzwoniły jak sanie mikołaja i piszczały jak myszy pieczone żywcem. Dodatkowo miał plecak z bukłakiem i bagażnik sztyco wy. Pomknął w milczeniu po trawniku, wyprzedzając mnie na ścieżce rowerowej nad kanałkiem. Nie omieszkał dodać siarczystego "kurwa mać" jako dodatku do bycia pro.

Mojej winy i tam nie zabrakło. Nie wiedziałem, że jedzie z tyłu. O ile na ścieżce zazwyczaj jadę po prawej to przy krzyżówce z dojazdem do EC Żerań zjechałem trochę na lewo, bo czasem auta jadące z głównej skręcają nie patrząc na rowerzystów - co też skrupulatnie skontrolowałem.

Jegomość wystrzelił z za mnie z prędkością powyżej 30km/h i chyba nie spodziewał się, że zjadę na lewo, bo spotkanie z trawiastą nawierzchnią rozjuszyło go.

Nie ujechał jednak 500 m i zapętlił się na pętli Żerań... ja pojechałem dalej ul Jagiellońską a on tłukł się chodnikiem i potem gdzieś zawrócił. Po co więc były te nerwy skoro nie wiedział dokładnie gdzie ma jechać? Bycie pro zobowiązuje?


Praktyki - coraz bardziej odmienne. W sprawie pracy za darmo - nie zmienia się, jednak obowiązki już w pełni laboratoryjne pełnie. Dziś robiłem samodzielnie badania i wreszcie było to co naprawdę lubię.



Przygotowanie gruntu do analizy granic konsystencji to cholernie upierdliwa robota. Jako, że na obrazku nie wiele możecie zrozumieć to wam troszkę potłumaczę. Żeby nie było, że tylko nudne głupoty rowerowe opisuje.

Jak zrobić badanie (wg księgowego)

* bierzemy grunt spoisty - czyli taka a`la glina. Musi sie lepić
* ścieramy go na tarce na drobnych oczkach - wyjdą wam takie małe robaczki spoiste. Spokojnie one nie gryzą, są z gruntu. Można swobodnie je głaskać.
* dodajemy wodę destylowaną - nie za dużo, troszkę (troszka to tyle ile wam się wleje ale nie więcej niż dużo)
* za pomocą: ręki, drugiej ręki, szpachelki do tynku, noża i czego tam jeszcze potrzebujecie - mieszamy ten grunt aby wciągnął wodę. - ma się zrobić w miarę jednolita paćka.
* nakładamy grunt do małego cylinderka - cylinderek taka rurka bez dna.
* opuszczamy stożek - taki ostrosłup na bazie koła - mieliście to w gimnazjum
* naciskamy guzik i stożek swobodnie robi PLUP i nurza się w grunt.
* specjalnym "cosiem" mierzmy ile stożek się umoczył.
* Zapisujemy ile wlazł stożek - pobieramu próbkę na wilgotnośc z tego co jest w cylinderku i ...

Stożek powinien się zanurzyć pomiędzy 12-20mm jak jest za mało to, źle jak za dużo to jeszcze gorzej.

Za mało: - dolałeś/aś za mało wody i dupa. Musisz dolać więcej i znów rozmieszać ten grunt na jednolitą paćkę i powtórzyć badanie stożkiem,

Za dużo: - przelałeś/aś grunt - suszarka w rękę i jedziesz. Suszysz mieszasz i suszysz...

omówienie.
Ech i tak prozaicznie można bez końca, no a przynajmniej przez dobre 2h sie z tym błotem babrać
W badaniu potrzebne są przynajmniej 4 pomiary w zakresie 12-20, ale jednocześnie różniące się od siebie o więcej niż 1,5.
Czyli jak wyjdzie wam z jednego 14.55 a z drugiej paćki 16 to w sumie jest nie za dobrze bo różnica to 1,45.
Jak wyjdzie 14.55 i 15 to już całkiem źle.


Ostatnie badanie to już coś w stylu siała baba mak.
Sita stoją jedno na drugim i wsypuje się grunt i ustawia na maszynie. Maszyna buczy jak jakiś wielki traktor, że wytrzymać nie można a po 10 minutach przestaje. Ważymy ile gruntu przesiało się przez każde sito i już wiemy co wpisać do exela. Dalej exel generuje nam krzywą i po niej jakiś mądry ktoś może powiedzieć:

"To jest naprawdę ładna krzywa."

I to wszystko tylko po to aby w Mińsku Mazowieckim dom pogrzebowy pobudować.


Po pracy jechałem już po mokrych ulicach - burze przeczekałem jeszcze pod daszkiem instytutu.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 142 - dialog... || 33.86km

Poniedziałek, 3 czerwca 2013 · Komcie(7)
Kategoria Pojeżdżawki
Na rowerze dziś jeździłem głównie załatwieniowo. Ostatnio zauważyłem, że te przebiegi miejskie mimo, że czasem mają po 30km nie mają nic wspólnego z takim 30km dystansem. Tyle przerw przesiadek przejazdów mniejszych, że nie ma co porównywać. Dodjae je jednak jako jeden wpis, bo to bez sensu dzielić wyjazd na:
"do agnieszki"
"do rowerowego"
"znów ro werowego"
"po agnieszkę"

kiedys dzieliłem, ale teraz staram się to ujednolicać jako wyjazdy jednego dnia. Jest mi łatwiej a i w sumie nie okłamuje raczej nikogo i mu głównej nie odbieram:D

W rowerowym byłem bo zmieniałem linki w rowerze i kupowałem linki a potem jeszcze nowe manetki bo stare śruba była tak zapieczona, że nie dało się jej odkręcić.
Zatrudnili jakiegoś kolesia do pomocy. Facet około 55 lat taki do brudnej roboty a zaczął mądrzyć się jak mój rower zobaczył. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

- o widzę, o rower nie dbmy
- czemu?
- Brudny strasznie
- Bo na rowerze się jeździ a nie go czyści na połysk... poza tym ubłocony nie jest przecież
- Widać złe użytkowanie
- Słucham?
- Łańcuch smaru dawno nie widział
- Wnosi pan to z patrzenia na niego? To ja zachęcam paluszkiem po łańcuchu śmignąć a potem paluszkiem po czole, taki test na nasmarowanie zna pan?

[pauza intelektualna na zebranie sił przeciwnika]
- a to z przodu to co to jest?
- linka hamulcowa. Nie skończyłem pracy z nią bo mi części zabrakło i musiałem przyjechać po kolejne.
- nie tak się linkę zawija.
- tłumaczę panu przecież, że linkę zwinąłem bo jeszcze nie zakończyłem pracy
- taka fuszerka to panu potem wyjdzie. Potem my poprawiamy takie samoróbki.

{pauza kontemplacyjna}

- te klamki to mają straszny luz już (nowe klamko-manetki kupowałem)
- no właśnie dlatego je zmieniam. Maja prawo się wyrobić przez siedem lat
- niewłaściwe użytkowanie wychodzi
- a jak można wg pana niewłaściwie użytkować klamki hamulcowe?
- strasznie pochylone w dół są, poza tym pewnie za mocno pan je szarpał.
- pewnie lepiej wpaść pod auto niż używać hamulców - wszystkim pan takie rady daje?

|pauza - menopauza|

- ludzie to teraz nie dbają o rowery
- pan uważa, że ja o swój nie dbam?
- widać gołym okiem,
- na rowerze dużo jeżdżę to i części się zużywają, klamki mają prawie 60 tysięcy przejechane ich czas już minął, ale działają nadal.
- Ja mam rower co ma sto tysięcy przejechane. Rocznie robię 5 tysięcy i tak się sprzęt nie zużywa.
- pięć tysięcy, to ja zrobiłem od stycznia proszę pana a rocznie robię 13 tysięcy.
- baju baju będziesz w raju...

I tak rozmowa się toczyła a mi ciśnienie skakało. A człowiek siedział obok niczym jakiś rezus oparty i z wyższością oceniał mój rower.

Cóż jestem nieprofesjonalny, nie myje roweru, nie smaruje łańcucha i przede wszystkim klamki hamulcowe za mocno naciskam!



Rower zrobiłem jeszcze tego samego dnia, wszystkie linki nowe niektóre pancerze wymienione ale nie wszystkie bo rower nie usysfił ich tak mocno i nie bylo sensu wszystkiego wymieniać. Przetarłem pancerze wewnątrz stara lekko rozgniecioną linką i załozyłem nowe końcówki na pancerze.
Założyłem także nowy (drugi) łańcuch - poprzedni po 2,5 tysiąca trzeba było zmienić. Teraz rower gotowy na dalsze zmagania


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 141 - cz2 || 50.59km

Niedziela, 2 czerwca 2013 · Komcie(1)
Dzień drugi rozpoczeliśmy rano. Pyszne śniadanie z rodzicami i kanapki z twarożkiem oraz wiejskie jaja. Przypomniały mi ise czasy kiedy na dziąłce spędzałem prawie 2 miesiące wakacji. Codziennie jadało sie takie królewskie śniadania. W domu nawet w wakacje nie było czasu na takie kuchnie. Każdy rano do pracy... Dzionek więc rozpoczął się smakowicie.

[img width=600 height=450]https://lh6.googleusercontent.com/-oXZoBcEHaAY/UatRCEDRuYI/AAAAAAAAVjE/C5u9I36Ynfo/w945-h709-no/DSCF7943.JPG[/img]











Więcej zdjęć w galerii:


http://www.navime.pl/mapatrasy/121772/&width=510&height=700


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,