Wpisy archiwalne Październik, 2014, strona 3 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2014

Dystans całkowity:152.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:5.46 km
Więcej statystyk

W drodze do zdrowia 8 || 0.01km

Środa, 8 października 2014 · Komcie(3)
Dziś stał się dzień przełomowy. Wsiadam an rower. niestety, albo stety - tylko stacjonarny. Przekręciłem korbami i pedałowałem kilka minut dobre. Wolno i uważnie przykładałem się do każdego obrotu aby był dokładny i wszystko szło jak trzeba. 
Po pedałowaniu lekko - porozciągany - wybrałem się na spacerek z aparatem. Bez kul, bez pomocy poszedłem pocykać sobie wokół.



Kwitnące krzaczki? Jesienią?





 













Już w tym tygodniu planuje zdjąć szwy... ciekawe jak moja noga na to zareaguje. Ciekawe czy będzie mniej mnie ciągneła skóra i rana. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

W drodze do zdrowia 6 i 7 || 0.02km

Wtorek, 7 października 2014 · Komcie(1)
Dziś minął dokładnie tydzień odkąd mnie kolokwialnie mówiąc "pokroili". Czuje się ok, włosy na nodze odrastają, a ja nadal chodzę jak pokraka. Powód, przyczyna - reason? Nie mam pojęcia. Noga niby zagojona, a jak dotykam rany to jest bolesna a pod skórą czuć takie odrętwienie. Gojenie zewnętrzne pewnie wielokrotnie rpzewyższa to wewnętrzne. Wczoraj pod wieczór zauważyłem bwoiem, że od spodu nogi zrobił mi się cudny krwiaczek, jakbym wielkiego siniaka miał, a całość podpuchła delikatnie. Jak się nie ruszam, źle dla mięśni - każą chodzić, jak za dużo chodzę źle dla rany - krwiaczki. I weź tu bądź mądry i ogarnij o co bieg nodze? No może właśnie o to chodzi, że nie biega;)

Spędzam dzień na niczym, jak jakiś internetowy stalker. 
Skoro już stalkeruje trzeba więc uraczyć sieć swoim polotem i swoją treścią i pisać by lud głodny wiedzy karmić. 

Nie zamierzam jednak pisać za wiele, a zacytuje ciekawy wpis z bloga Szymona

Masz dosyć gnicia w korpo? Czekania na sobotę? Niewolniczej pracy za psie pieniądze i całej tej symulacji życia? Pewnie, że masz dosyć. Kto by nie miał. No, ale co zrobić, trzeba zarabiać szmal co nie.
Nie martw się, możesz go kosić w dużo bardziej humanitarny sposób. Możesz na przykład zostać blogerem. O tak!
Siędzę w tym już dobrych parę lat, rozgryzłem trochę ten system. Pomogę Ci się wydostać z tej dziury. Zdradzę sposób na to, jak nachapać się na prowadzeniu bloga.
Gotowy na nowe, lepsze życie? No to hop.
994474_10152379692247746_290654948989394685_n
Początek. Załóż bloga. Serio. Najlepszym sposobem na to, żeby coś zrobić, jest zacząć to robić. Nazwij go jakoś z polotem, z angielska. Dwie sylaby, jak imię dla psa. Łatwiej będzie go zapamiętać. Zrób sobie wypasione logo. To ważne, pozory to podstawa.

Wrażenie. Ogarnij sobie jakąś wypasioną skórkę na wordpressa. Żeby zdjęcia były ogromne, tekstu mało i waliło po oczach. Zaraz załapiesz czemu tak a nie inaczej.

Kontent. Za nic w świecie się nie staraj. To pułapka. Teoretycznie wartość blogów stanowi zamieszczana na nich treść. Chrzanić to. Czasy się zmieniły. W internecie jest już tyle miernoty, że ludzie przywykli. Wystarczy, że napiszesz cokolwiek i już będziesz artystą. Pisz cokolwiek. Pisz banały. Kreatywność jest Twoim wrogiem. Za duże ryzyko. Wal banałami. Najgorsze co możesz zrobić to napisać coś z pomysłem. Swoją opinię. Połowa zaneguje, połowa nie zrozumie, więc też odruchowo zaneguje. Bądź poprawny politycznie. Karm ego swoich czytelników. Oni tylko na to czekają. Nie jakość, a ilość. Nie staranność, a szybkość. Niech statystyki będą Twoim guru.

Social media. Najpierw fanpejdż. Początki są trudne. Wykup reklamę, wykup lajki na allegro. Niech sprawy nabiorą tempa. Nieważne, że połowa Twoich fanów będzie azjatyckim botami, potem się odkujesz. Kolejne lajki zdobywaj w sprawdzony sposób. Drogie rowery, cycki, cycki + rowery. I memy z piłkarzami. Virale. Lajkuj na potęgę wszystko jak leci. Wszystko i wszystkim. Nieważne jaki szajs lajkujesz. Karm ego, najlepiej jakimś wpływowym personom. Podlizywanie się podstawą budowania więzi społecznych. I przestań się łudzić, że zbierzesz publiczność dzięki temu co piszesz, przecież piszesz popularną papkę, ona nie ma znaczenia. Liczy się ilość lajków. Są łatwiejsze sposoby na ich zdobycie.

Marka. Bądź kimś. Niech Cię podziwiają. Znajdź najbardziej zapyziały ogórion w zabitej dechami dziurze. Wygraj go. Niech ktoś zrobić Ci zdjęcie jak przekraczasz, namalowaną kredą na szosie, kreskę z podniesionymi rękami. Zwycięstwo to zwycięstwo. Lajki to lajki. Jesteś gość.

Własna twórczość. Najgorsze co możesz zrobić w internecie. Niech Cię nawet nie korci. Jesteś w pięknym miejscu? Siedź cicho, nie wywołuj zazdrości. Masz swoje zdanie? Zachowaj je dla siebie. Chcesz skrytykować jakąś postawę? Lepiej wrzuć virala. I cycki. Wróć do punktu trzeciego.

Mainstream. Dołącz do niego. Bierz udział w tych wszystkich fantastycznych akcjach typu splash, #jedzjabłka czy co tam akurat będzie na topie. Są popularne. Bo są popularne. Koniec analizy. Też bądź popularny.

Recenzje. Podstawa nachapywania się. Twoi czytelnicy ich chcą. Ty chcesz się nachapać. Wbrew pozorom jedno świetnie łączy się z drugim. Rób możliwie jak najwięcej recenzji. Gromadź dobra. Pamiętaj tylko o jednej sztandarowej zasadzie. Myśl o swoim nachapactwie, a nie o swoich czytelnikach. Jak badziewnych produktów byś nie dostał do testów, pisz, że są wspaniałe. Będziesz dostawał ich więcej. I więcej. Przecież nikt Cię nie obdaruje swoim produktem oczekując rzetelnej recenzji. Mamy ten swój wolny rynek, to znaczy, że jesteśmy zalani potopem badziewnych produktów. Które trzeba wcisnąć konsumentom, którzy sami tego chcą, stawiając za jedyny czynnik wyboru, niską cenę. Maszynka się kręci.

Bądź kimś. Miarą wartości twórcy w internetach jest nic innego jak ilość lajków. Kiedy zbierzesz ich ilość przeogromną, będziesz mógł odpoczywać. Czego byś nie napisał, będzie przefiltrowane przez tą przeogromną liczbę lajków i odbierane jako coś niezwykłego. Jesteś na szczycie. Brawo.
Jest jeden haczyk. Jeśli Twoją motywacją będzie nachapanie się, to możesz zapomnieć o zimie w Hiszpanii, podróżach i wolności. Na powrót staniesz się tym samym prywatnym niewolnikiem od którego chciałeś uciec. Bo będziesz chciał się nachapać więcej. Ha ha! No to powodzenia na nowej drodze życia.
Czyż to nie jest kwintesencja tego czego każdy z nas pragnie w sieci?:D

Pozdrowienia dla Szymona i od Księgowego z przymrożeniem oka.
.< szymon.bike.pl>


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

W drodze do zdrowia 5 || 0.01km

Poniedziałek, 6 października 2014 · Komcie(5)
Kiedy otwieramy oczy słyszymy codzienność. Nikt z nas nie zastanawia się nad tym co dookoła. Przyjmujemy zycie takie jakim jest i po prostu, kolejny raz zakładamy kolarskie szorty na tyłek i ruszamy do pracy, szkoły do miasta... O tym, że jazda rowerem to niekończaca się walka o przetrwanie wie chyba każdy, kto tylko raz zapuścił się w odmęty większej metropolii na dwóch kółkach. Czasem wcale nie potrzeba głównej ulicy godzin szczytu i trzypasmówki. Paradoksalnie to na bocznych uliczkach, za miastem, na przedmieściach rozgrywają się śmiertelne kolizje, potrącenia i stłuczki. A gdy nam zabiorą samowystarczalność?

Kto choć raz zmierzył się z czasowym uziemieniem w domu, ten wie jak trudno jest przetrwać. Pamiętam, jak po wypadku gdy dochodziłem do siebie zimą 2013 roku, dowiedziałem się o zdarzeniu Katany. Ja miałem tylko żebra ona cierpiała bardziej. Czytałem jej bloga codziennie i myślałem - jakie to trudne musi być wracać tak długo do roweru. 

Gdy wstałem dziś rano doznałem dziwnego uczucia, że nic mi nie jest. Po prostu podniosę się i pójdę. I wiecie co? Przeszedłem do kuchni bez użycia kul. Szwy ciągną, skóra nadal naciągnięta jak błona bębenka, ale szedłem. Ostatnio strasznie mi sie tęskni na rower. Czuje sie taki zamknięty w tym mieszkaniu, jakbym tu za kare siedział. I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu narzekałem na brak weny do jazdy! Szok, jak to w głowie się odmienia ludziom. 

W ciągu dnia ćwiczę chodzenie. Krok za krokiem, dokładnie bez oszukiwania "biodrem". Zgięcie wyprost... nie wiem czy to szwy czy plastry tak mnie ciągną, ale przyjemnie nie jest. Do zdjęcia szwów jeszcze tydzień. Potem rana będzie musiała już trzymać się kupy "sama" bez pomocy! Przez ten czas lekkiego unieruchomienia, mięsień prawej nogi pewnie weźmie sobie wolne i jazda będzie sporo wolniejsza i utrudniona. Mam nadzieje, że szybko oda mi się odbudować stracone włókienka kolagenowe. 

Przyszedł wieczór, czas zrobić obiad. Dziś Księgowy serwuje kotlety mielone ręcznie formowane;)




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

W drodze do zdrowia 4 || 0.01km

Niedziela, 5 października 2014 · Komcie(1)
Dziś minął kolejny dzień powrotu do zdrowia. Jaki stan? Ogólnie dobry. Poszedłem na spacer o kulach i zmachałem się jak nie wiem co. Strach pomyśleć jaka będzie forma jak wsiądę w końcu na rower...

Wieczór spędzony na oglądaniu filmów z Agnieszką. 

Sporo rzeczy wylądowało na allegro. 

Wyprzedaje jeden biały rower, i jeden czarny - i buduje z niego przełajowy na dobrych częściach.  Obecnie do jesieni powinienem zakończyć projekt przełajowego shannona. Będzie o wiele bardziej uniwersalny niż szosa a jednocześnie nadal  ukłon w kierunku lekkości i dynamiki. 

Dochodze do tego dookoła, ale tworzenie i komponowanie nowych rowerów bardzo mi się podoba, rózne ich konfiguracje ujeżdżam i zmieniam, przebudowuje. Jak powiedział ktoś kiedyś - mieszam style jak dobry DJ:D




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

W drodze do zdrowia 3 || 0.01km

Niedziela, 5 października 2014 · Komcie(4)
Dzień trzeci mojego wracania do zdrowia upłynął pod znakiem chodzenia bez kul. Kroczę jak kaczka, bo nie bardzo jeszcze to kolano zginam. W kwestiach bólowych nie pojawiają się żadne oznaki, jednak dyskomfort ciągnących szwów powoduje, że spacerowanie jest utrudnione. 

Dziś zmieniałem również sobie opatrunek. Robię to samodzielnie ponieważ od zawsze interesowalem się sprawami medycznymi. Zresztą nikomu poza pielęgniarką w szpitalu nie dam dotknąć się do swojej rany. Szycie wygląda na czyste i dobrze się goi. W miejscu zszycia, szwy mają pozostać aż 14 dni. Zdziwiło mnie nieco to, że trzeba trzymać je tak długo. Poczytałem więc co-nieco o ranach i ich zszywaniu i porównałem sobie szkice z tym co mam w nodze. Udało mi się ustalić, że założony mam szef ciągły śródskórny. 

szew śródskórny
Bardzo często w chirurgii plastycznej używany jest szew ciągły śródskórny. Stosowany jest on zamiennie ze szwem pojedynczym węzełkowym, szczególnie w sytuacjach, w których szczególnie ważna jest estetyka blizny, a więc w większości operacji estetycznych. Jego niewątpliwą zaletą jest brak pozostawiania śladów szycia w postaci tzw. "drabinki". Z tego samego powodu używany jest także w przypadkach, w których celowe jest utrzymanie szwów skórnych przez długi czas (np. w ranach szytych pod napięciem lub w ranach poddanych ciągłym naprężeniom). Założony poprawnie, szew ten ściśle zbliża brzegi rany (rys. 8).

Ciekawie to wygląda, bo brzegi skóry rany są wywinięte do góry i tworzą taką podłużną bruzdę. Po wyjęciu nici, rana spłaszczy się po pewnym czasie, jednak obecnie mam ciekawą zmarszczkę :) 
Co do samej rany, lekarz usuwając zmianę, usunął ją z dość sporym marginesem. Poza tym umiejscowienie pod kolanem przy zgięciu, sprawia że zszycie musi być zarówno mocne jak i pozostaje dość długo. Usunięto mi około 1-2cm skóry. Czas na odbudowę i zrośnięcie rany wydłuża się. 

Reszta dnia, upłynęła pod znakiem czytania artykułów o plastyce ran i sposobach zszywania. Trzeba być przygotowanym w końcu, sam bedę te szwy sobie wyjmował:)

I tak oto Księgowy się sam leczy!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

W drodze do zdrowia 2 || 0.01km

Piątek, 3 października 2014 · Komcie(3)
Dzień dzisiejszy jest wielce różny od poprzedniego. Przede wszystkim, chodzi o ból. Dziś popalić daje mi noga, a raczej będąc dokładnym, jej łydka. Rano jak wstałem, czułem jakby mi mięsień za mięsień się zaczepił. Nie był to klasyczny skurcz, po prostu przy ruchu łydką, mnie napiernicza. Te wrażenia, sa po kilkakroć silniejsze od odczuwania rany pooperacyjnej. 

Nadal czuje plecy, choć dziś jakby zostały one wyparte na dalszy plan. Szwy w ranie sa tu dziś najmniej odczuwalne. 
Co do samej nogi, bo to ona w sumie była operowana. Nie mam czucia wokół blizny, i w dość sporym od niej  oddaleniu. Pół kolana jest "martwe". Obrzydliwe wrażenie, bo czasem tak jakby swędzi, a drapie się jak paznokciami po tablicy. Brrr


BLOG

Pogrzebałem ostatnio nieco przy estetyce banneru bloga. Jakieś opinie? 
Dobrałem się również do strony statystyki postaram się ją systematycznie uzupełniać. Chcę przenieść w miarę możliwości najwięcej ze swojego pliku exela własnie tam.




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

W drodze do zdrowia 1 || 0.01km

Czwartek, 2 października 2014 · Komcie(0)
Dzień rozpoczyna sie pięknym słońcem. Noga nie boli, a szwy jakoś mniej mnie ciągną. Jem śniadanie ze smakiem, choć 4 kromki wydaje się być dla mnie za wiele po szpitalnej dietce. W ciągu dnia spaceruje po mieszkaniu i naprawiam Agnieszce koło. W czasie mojej nieobecności złapała gumę. Wyjmuje profesjonalnie rozbite brązowe szkło:
- hmm brązowe? Wydawało mi się, że po zielonych jechałam.
Kocham jej bezpośrednie postrzeganie świata;D

W ciągu mijających godzin zabijam czas. Przymierzam różne opcje nowego kokpitu w przełajówce i sprawdzam jak konfiguracja podoba mi się "estetycznie". Jest sporo lepiej, ale czegoś tu jeszcze brak.

W czarnej Shannon obniżam również mostek o dwie podkładki, aby zrekompensować pozycję widelca, który okazał się całkiem wysokim, sztućem. 

Serducho skamle do rowerowania, ale pokora musi być. Noga musi odpocząć i się zrosnąć. Ech... oby tylko mi tej słonecznej jesieni, nie zabrali, zanim wydobrzeje. 

Chodzenie idzie jakoś koślawo. Znów odczuwam gdzieś w głębi ból pleców z przed operacji. Nie wiem sam, czy to nie jest coś poważniejszego. Anestezjolog powiedziała, że po znieczuleniu podoponowym, powinno być sporo lepiej. No niby jest, ale gdzieś czai się cień dawnej kontuzji. Obserwuje i nasłuchuje, troszkę jak stary emeryt - czy czasem mnie gdzieś nie boli:)

Pierwszy dzień planowanej rekonwalescencji mija mi dość wolno. W sumie to dość nudno w domu. Rany czyżbym odwykł od bezrobocia? SZOK!

A to moja trójca Awokado wyhodowana tego roku. Fiołek jest Agnieszki:D



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Szpital || 0.01km

Środa, 1 października 2014 · Komcie(5)
Jestem już w domu. Powrót ze szpitala to dobry okres rekonwalescencję. Jako, że przez najbliższe dni czeka mnie dochodzenie do siebie to podobnie jak koleżanka Katana, będę opisywał swój powrót do zdrowia. 

Zacznijmy od tego jak to się zaczęło. Otóż wybrałem się do szpitala na planowany zabieg nogi. Wycięcie takiego małego guzka spod kolana. 
W poniedziałek pojechałem na izbę przyjęć. Przeszedłem przez cały proces przyjmowania do szpitala i przywitałem się z nowym domem- salą nr 6 na całe trzy dni! Leżałem na sali z panami sporo starszymi ode mnie. Efekt? Różnica pokoleń i słuchanie historii i narzekań. Czasem wesoło, czasem dołujące te historie... I weź tu się wylecz. Jak ten narzeka, tamten narzeka temu nie pomogło tamtemu nie pomogło... kurde, no czasem to zero wiary w lekarzy. Od razu zakładali, że im nie pomoże, nawet jak już im pomogło. 
- "zobaczymy co jutro będzie, dziś jest ok"
No to chłopie co ma ci się pogarszać, jak ci się po operacji polepszyło! 

Zoperowali mnie lekarze jeszcze w poniedziałek. Dostałem igłę w plecy i miałem pół swojego pół "obcego ciała". Dziwne uczucie, widząc swoje nogi i nie mogąc nimi ruszać. 

Po operacji

B
udzę, się stopami ruszam, a kolanami nie . Jeszcze dziwniejsze uczucie. Aż ciarki po plecach przechłodziły. Widzisz własne palce, mówisz im "ruszajcie się" reagują. Widzisz kolana, chcesz napiąć mięśnie a tu co? Sprzeciw - zero reakcji. 
Jeszcze w poniedziałek wieczorem wracam na ogólną salę. Trafia mi się okres przed nocny. Chwile gadam z panami, a potem sala cichnie. No może nie do końca cichnie. Najpierw cichnie, a potem rozlega się kanonada chrapania. No to noc mam z głowy. Noga mnie boli. Słabo przesypiam noc. Budzi mnie ból, biorę lek i znów próbuje zasnąć. Udaje się takimi wyrywkowymi partiami po 1-2h. Na stałe budzę się o 4ej i tego dnia już nie śpię.

Kolejny dzień mija mi spokojnie. Wreszcie stawiają mnie na nogi. Niestety nie obeszło się bez incydentu. Zemdlałem w łazience. Pff tak z niczego. Zrobiło mi się gorąco i odpłynąłem. Za szybko? Nie wiem... strachu trochę było, a choć samo zemdlenie to bardziej ulga, w ogólnym odczuciu jest to raczej wątpliwa przyjemność. To troszkę jak nurkowanie w ciepłej wodzie. Jednak z tą różnicą, że gdy się zanurzasz, to zanim czujesz ciepło i ulgę to masz wrażenie, jakbyś się topił a wody przybywa i przybywa. W końcu zalewa ciemność, cisza i odgłosy jak z oddali. Widzę jak przez mgłę. Gdy wracam do żywych, jadę już na wózku na salę. Na łóżko hop i jestem ocalony. 

Godzinę przesypiam tak twardym snem, że nie słyszę nic. Pewnie to po tym zemdleniu tak mnie przyćmiło. Jak budzę się jest środek dnia. Obiad, a potem nie wiedzieć kiedy kolacja. 

Dzień był, dość bogaty. Kolejną noc przesypiam dość dobrze. Padam zmęczony o 19ej i śpię do 7 rano.

Wypisują mnie w środę. Wreszcie! Witaj domu! Witaj swoje łóżko, rower? Rower musi poczekać, pewnie z dobry miesiąc. Noga nie boli. Tylko szwy ciągną, strasznie dziwne to uczucie. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,