Pojeżdżawki, strona 4 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Pojeżdżawki

Dystans całkowity:13050.11 km (w terenie 1010.40 km; 7.74%)
Czas w ruchu:263:55
Średnia prędkość:19.27 km/h
Maksymalna prędkość:46.60 km/h
Suma podjazdów:1062 m
Suma kalorii:4329 kcal
Liczba aktywności:315
Średnio na aktywność:41.43 km i 2h 26m
Więcej statystyk

Sobotnia pętla w upale || 64.99km

Niedziela, 3 lipca 2016 · Komcie(3)
Kategoria Pojeżdżawki
W sobotę do pracy pojechałem autem. Tak trzeba było, cóż. W sklepie nie wiele się działo, więc dzień spędziliśmy na rozmowach, drobnych serwisach i zabawie z psem. Upał był naprawdę mocny. Siedząc w cieniu cieszyłem się, że nie jechałem rowerem, z drugiej strony już planowałem przejażdżkę po południu, gdy po 16 wrócę do domu. Miałem nadzieje, że upał zelżeje i droga w zamyśle przeze3 mnie ułożona przebiegnie w cieple, ale w znośnym popołudniu.

Po 16 zamykam sklep i jadę do domu. Klima w aucie to zbawienie.

Po 16 w domu szybki obiad i pakowanie. Planowałem trasę do zmroku i zrobienie nieco więcej kilometrów. Wyszło inaczej.
Do Jabłonny jadę pod wiatr. Upał jest niemiłosierny. Pali w plecy, jakby mnie ktoś okładał ciepłym nagrzanym kompresem. W drodze do Janówka wiatr jest już boczny i tylko dzięki podmuchom daje się utrzymać jako taką stabilność. Celem jest przejechanie ciągiem z jak najmniejszą ilością przerw. Skoro nie mogę na chwilę obecną zrobić jakichś dłuższych tras, to chcę aby były na tyle "aktywne" by wnieść coś do mojej kondycji.

Przez tunel w Janówku jadę z lekkim kryzysem. Po odwrocie i skierowaniu się w drugą stronę na Legionowo, wiatr zmienia kierunek, wieje na drugie ramie. Żar leje się z nieba, ale staram się nie zatrzymywać. Wokół nie ma wiele cienia, a postój nie pomoże. Mam w sakwie butelkę 1,5 litra wody przygotowanej tylko do polewania, ale jakbym miał cop chwila stawać i się polewać to wiele by z tej jazdy nie było.

Przez całą droge towarzyszy mi książka. Nadal w Uszach Hayes, fabuła ma się już ku końcowi, lecz jeszcze kilka wątków pobocznych się nawija.
Nurkuje w świat wyobraźni i idę z bohaterami książki przez ich przygody. Staram się wyłączyć świadomość i odciąć od upału. Nie jest lekko. Na liczniku prędkość zadowalająca 25km/h.
Nie jestem zwolennikiem trenowania, jako takiego, ale podobnie jak założenie o nie robieniu przerw, tak i utrzymane w miarę stałej prędkości w granicach 24-25km/h to kolejny cel tych moich pętli.
Dojeżdżam do Dwóch rondek i skręcam na Dębę. Tu planuje postój. W cieniu na przystanku autobusowym opieram rower i wyjmuje butelkę. Czas na prysznic. Przez lekko odkręconą zakrętkę polewam sobie ramiona, łydki i uda na koniec obmywam głowę i twarz. Nie wysuszam się. Obciekający wodą wsiadam na rower by jechać . dalej. SMS do żony i dalej w drogę. Przede mną tama w Dębę i kolejny odsłonięty odcinek do Zegrza.

Po pokonaniu podjazdu kładę się wygodnie i włączam autopilota. Nie wiem kiedy docieram do Zegrza. Zjazd w dół nad Zalew i chwila relaksu od pedałowania.

Kusi by jechać prosto do domu, ale przede mną jeszcze dokrętka przez Nieporęt. Niestety, żar nad zalewem, wydaje się jeszcze potęgować wilgoć z nad wody. Tłumy plażowiczów idący boso po poboczu przyprawiają mnie o ciarki. Patrzę nieomal za każdym razem na ilość szkieł na tym asfalcie, to tylko mogę sobie wyobrazić, jak bardzo ranią ich stopy.

WIlgoć z nad wody potęguje żar, czuje się jak w szklarni, a na twarzy czuje jak skrapla mi się woda. Jakbym był w kuchni podczas gotowania obiadu i zaglądał do gara z gotującymi się kartoflami. Nie wiem czy blisko, czy daleko mi to ugotowanego kartofla, ale musze zrobić pit-stop i na kolejne mycie i polewanie. Pomaga. Od bramy swojej pracy jadę już rześki jak koniczynka, jak mlecz na polu - rześki jak bryza nowej kostki toaletowej.

Słońce zaczyna słabnąć. Przeklikuje się na termometr w liczniku i nie mam już 37 stopni a 31 z tendecją do 30 - czyli leci w dół.

Do domu już tuż tuż. Przyjemna droga ulica Strużańską i kilka zakrętów i górek no i dom! Welcome Home!

Upał - żar - poniewierka. Respect dla osob startujących na ultra maratonie pierścienia 1000 jezior.

Szkoda, że nie miałem czasu więcej aby zajechać na te plażowiczki nad zalewem:() tyle się tego tam smażyło:D



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Niedzielne dopełnienie || 64.99km

Niedziela, 3 lipca 2016 · Komcie(6)
Kategoria Pojeżdżawki
Wyjazd od rana stał pod znakiem zapytania. Lało, padało i łomotało. Zapowiadali, że ma przestać, więc z nadzieją zrobiłem opłaty z żoną, zjedliśmy też śniadanie a gdy o 14 spojrzałem w niebo - było już nawet słonecznie.



Pętla znana wam jest z dnia poprzedniego. Nic się w tej kwestii nie zmieniło, jeśli nie liczyć kilku elementów. po pierwsze skończyłem książkę i przy najbliższej okazji nadarzającej się zaczynam kolejną. Po drugie - było o niebo chłodniej i przyjemniej się pedałowało.
Po trzecie? No po trzecie - wiało mocno i na trasie do Janówka miałem w twarz, a także na odcinku od dwóch Rondek w Rembelszczyźnie mocno mi dmuchało.

Rozbijmy ten poprzedni akapit na czynniki pierwsze.
Zacznę od Książki, bo to jej moc wiodła mnie przez ostatnie setki kilometrów. Zdecydowanie i bezapelacyjnie uważam, że to był kawał dobrej lektury. Rozbudowana fabuła, ciągłe poboczne wątki i cała masa informacji o sprawach o których nie miałem pojęcia. Nawet jeśli wiele z nich to była fikcyjna imaginacja autora, to czytało się to dość przyjemnie. Nawet opisy egzekucji pewnego Araba, który nie przebierał w środkach... polecam serdecznie! Hayes - Pielgrzym!!!

"Pielgrzym" to kryptonim człowieka, który oficjalnie nie istnieje. 
Dawniej dowodził tajnym wydziałem wewnętrznym amerykańskiego wywiadu. 
Zanim wycofał się ze służby i zniknął, zawarł swe zawodowe doświadczenie
 w niezrównanej książce na temat technik śledczych. Nie przewidział 
jednak, że posłuży ona jako podręcznik mordercy...
Młoda kobieta zamordowana w podrzędnym hotelu na Manhattanie.
Mężczyzna publicznie ścięty w Arabii Saudyjskiej.
Oczy skradzione żywemu człowiekowi pracującemu w tajnym syryjskim laboratorium badawczym.
Dymiące ludzkie szczątki na zboczu góry w Hindukuszu.
Spisek, którego sednem jest przerażająca zbrodnia przeciwko ludzkości.
Jedna nić, która łączy wszystkie te sprawy.
Jeden człowiek, który podejmie wyzwanie.
Pielgrzym.                


Nowa Książka, którą zacznę to Marsjanin. Mega hit znacie z TV, ja go nie oglądałem, ale jest na podstawie książki więc chce najpierw książkę przeczytać ( przesłuchać) aby dopiero usiąść do filmu. Oczywiście za wokalnymi sterami niezastąpiony Jacek Rozenek!

Mark Watney kilka dni temu był jednym z pierwszych ludzi, którzy stanęli na Marsie.
Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze!
Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której 
skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką z Czerwonej 
Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że 
został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi
 zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co 
gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston 
uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej; 
zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego niemal natychmiast, dotarliby na
 Marsa długo po tym, jak zabraknie mu powietrza, wody i żywności. Czyżby
 to był koniec? Nic z tego. Mark rozpoczyna heroiczną walkę o 
przetrwanie, w której równie ważną rolę, co naukowa wiedza, zdolności 
techniczne i pomysłowość, odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność
 zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie zawsze gra fair…


Mam nadzieje, że zajawki zachęcą - maniaków nie tylko papierowych wersji do czytania i słuchania!






Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Sobotnie WIeczorne Harcowanie || 63.78km

Sobota, 18 czerwca 2016 · Komcie(12)
Kategoria Pojeżdżawki
W sobotę w pracy nie działo się za wiele. Od niedawnej nawałnicy nadal nie mamy prądu, a sklep pogrążony jest w ciemności - nie działa światło. Szczęście w nieszczęściu komputer działa, monitoring też, za to internet nie... No i co tu robić? Serwisów całe szczęście niewiele, za to jeśli już jakiś się zdarzy, to robimy go przy oknie, bo wgłębi sklepu na serwisie - ciemność, i szukanie klucza z lampką rowerową w ręku nie daje takiej efektywności pracy, jakiej byśmy sobie życzyli.

Olo ma swoje żelki, ja w sakiewce trzymam dumle, czasem eclersy, czasem inne cukierki z karmelem i czekoladką. Żelków jeszcze nie próbowałem.

Po pracy wróciłem do domu dość szybko, bo tego dnia kursowałem autem. Planowałem ten dzień zrobić jako dzień przerwy. Rano spraw kilka do załatwienia, zakupy, wizyty itp. Po pracy więc w ciągu 15 -20 - minut byłem już obok mojej żonki. Pogadaliśmy pośmialiśmy się i postanowiłem wybrać się na rower.
Strasznie ciekawy byłem dalszych przygód w książce, której słucham. To ona ostatnimi czasy, sprawia, że znajduje energię mentalną do wykręcania "takich" dystansów.
Może i to nic wielkiego, bo 63km to nie jakaś powalająca zbieranina tysiącmetrowych odcinków, ale cieszą mnie te cyferki niezmiernie. Zmęczenie dodaje mi sił, jeśli wiecie co mam na myśli.

Trasa do Nowego Dworu Mazowieckiego

Pętlę od kilku dni mam tę samą. Trasa pozwala na ujechanie wystarczająco sporego dystansu, bez jednoczesnego oddalania się od żony w razie "telefonu". Rzecz jasna, kontaktuje się z nią telefonicznie z siodełka podczas jazdy i kontroluje jej samopoczucie. Nie jestem bezdusznym stworem co  tylko na rower ma czas. Teraz łączę rower i sprawy rodzinne, testuje nowe rozwiązania i opcje "wyrywania" czasu dla siebie jak i dzielenia go z rodziną.

Trasa:
Legionowo - Jabłonna - Janówek - Skrzeszew - Dębę - Jachranka - Zegrze - Nieporęt - Rębelszczyzna - Łajski - Legionowo





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Jajeczko... || 32.00km

Niedziela, 27 marca 2016 · Komcie(5)
Kategoria Pojeżdżawki
Święta w tym roku pełno-wiosenne. Na ulice wyległy pierwsze grupy świeżaków. Świat aż huczy od ćwierkających łańcuchów i piszczących hamulców. 

W Niedzielny świąt dzień - wybrałem się i ja na rower, ale dopiero pod wieczór. Za dnia trzeba oddać Bogu co boskie, Cesarskiemu co Cesarskie. Obiadek u teściowej. Kurtuazja, uśmiechy, życzenia, jajeczka i nerwówka wszystkich dookoła z tego starszego pokolenia. To trzeba zrobić, to ugotować tamto jeszcze nie gotowe, a oni za-raz-bę-dą! 

Byłem z Agnieszką trochę z boku tego całego szaleństwa. Zastanawiam się jak nasze dziecko będzie obchodzić święta. Czy tradycją będzie obiadkowanie, chodzenie do kościołów, czy pierwsza kilkudniowa wycieczka z małym pod namioty? Czy to wogle mieści się w głowach, aby święta tak spędzać? Mamy taktwardo zakorzenione w kulturze tradycje, że gdy we Wsi Ksiądz rezurekcje zrobił o 22 w sobotę a nie o 6.00 w niedziele, to dyskusja nie miałą końca. Biedny ksiądz tak został obgadany, że to szok. 

"święta to już nie święta bez rezurekcji rano"

A ja na rezurekcjach byłem może ze dwa razy w życiu - popieram księdza "Za rano".
WIeć mu jednak długo tej zniewagi niezapomni - jeszcze może wpadnie do głowy aby pasrekę o 21 lub 22 zrobić? Niedoczekanie - widły, kosy, szable... 

W domu byłem z niedoczasem. Umówiłem się na wieczorne pedałowanie przez FB. Nigdy tak nie robie, ale rano napisałem post, że planuje taki wieczorny wyjazd i za namowami wcześniejszymi kolegów zrobiłem wydarzenie. Niestety mało kto potrafi tak spontanicznie (zaplanowane o 8:30 rano - wykonane o 19) wydarzenie przyjąć. 

Byłem sam... Cóż, może to ten świąteczny okres, a może jestem mało interesującym kompanem do jazdy:)
Poleciałem do Mostu Północnego pod wiatr. Tam, zjechałem na dół i odkryłem, że na dawnych składowiskach popiołów na żeraniu zrobiono ścieżkę aż do dawnej kładki dla rur. Niebawem pewnie będzie można pojechać nad samą Wisłą aż do Mostu Południowego na Wiśle.

Podumałem chwilę przy zachodzącym słońcu i wróciłem w stronę domu. Było już po 19ej sporo, więc na deptaku ludzi coraz mniej. Z wiatrem w plecy pognałem do domu...

Dobrze spalone kalorie i nogi pulsujące od dynamicznej jazdy, a wszystko to zwieńczone kąpielą w bąbelkach... po co piwo, po co wódka, Wanna! Wanna na dnia zakończenia by ukrócić nóg cierpienie!





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Duatlon - czyli część druga przeprawy wiosennej || 91.00km

Niedziela, 28 lutego 2016 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki
Planów na ten dzień było wiele, w sumie taki najbardziej podstawowy to było zrobienie 200 tki ze startem o szóstej rano, drugi, po zawirowaniach wczorajszych to był dojazd PKP i powrót rowerem z grupą TURISTAS do Legionowa. Na drodze, jednak stanęła mi uszkodzona bateria kuchenna (miała może ze 2 miesiące  #fuck). Na końcu problemem okazało się OBI czynne w niedziele od 10 ej! (#hańba!!!). No i tak:

* o 8 z minutami to ja miałem być już w Ciechanowie, a nie w mieszkaniu.
* bateria sikała fontannami, więc jedynym sposobem aby nie zalać kuchni było zakręcenie zaworu na korytarzu. Zostawienie żony na cały dzień bez wody to zbrodnia.
* obi czynne od 10 to jakoś przebolałem, bo rano było w sumie pochmurno i jakoś tak po poprzednio wyrzeczonej walce z wiatrem, umordowany się czułem. 
W końcu udało się, wstałem, zjadłem pyszne śniadanko przytuliłem żonę, ale rower tak jakoś w sumie odszedł na straty, bo nie wiedziałem czy pójdę pojeździć. Grupa ruszała o 9 z Glinojecka i odwiedzała jeszcze pizzerie w Nowym Mieście, a ja walczyłem jako hydraulik i powiem wam - naprawdę mi się nie chciało już ruszać z domu.

W rezultacie, zakupiliśmy nową baterię, zamontowałem ją i zdecydowałem się aby przynajmniej wyjechać kolegom i koleżankom na przeciw. Słońce za oknem zwiastowało ładną wycieczkę, a wiatru już w sumie miało nie być. Ubrałem się, zmieniłem trzaskający pedał na inny i wyruszyłem jakoś tak lekko po dwunastej. W samo południe. 

Pogoda wiosenna - piękne słońce, lekki wiaterek i tak jakoś noga kręciła. Po poprzednim dniu jakieś tam mary się czaiły w mięśniach, ale im dalej, tym lepiej mi szło. Wszystko rozkręcało się a sporo wyższa temperatura sprawiała, że jechało się nad wyraz przyjemnie.

Do Nasielska leciałem sobie bardzo  energicznie. Miałem w głowie, że gdy wychodziłem z domu grupa dostawała właśnie obiad. Plan był aby ukręcić jak najwięcej kilometrów, zanim do nich dołączę. No i oczywiście złapać ich w miejscu, gdzie bez trudu będzie ich wypatrzyć. 
Za Nasielskiem skręciłem na Nowe Miasto i tam telefon, że oni już zjedli odjechali i że są w jakiejś Wiosce Rokitki... 
Znajdź tu człowieku skręt na Rokitki... jak tu prawie co druga droga jest jakimkolwiek znakiem oznaczona. Lokalni wiedzą, gdzie jechać, ale nowo-przybyli? PANIE...

Wreszcie po nawigacji pewnej pani z dzieckiem, udaje mi się skręcić na jakąś podmokłą szutrówkę i przedostać się błotkami do asfaltówki. Przed oczami staje mi poszukiwana wioska. Dalej już jakoś udało mi się - dzięki Nawigacji telefonicznej KESA - dojechać do grupy.
Od tego momentu już razem tułaliśmy się sporo wolniej i mogłem lekko odpocząć.
W sumie odpoczynek to dość dużo powiedziane. Droga zaplanowana przez Turistasy wiodła błotnistymi szlakami, po polach i każdą możliwą gruntówką w okolicy. Pewnie w lato to byłoby nawet przyjemnie, ale teraz po ostatnich opadach, to najzwyczajniej rąbaliśmy w takim błocie, że klękajcie narody.

Test przełożeń zaliczony, korba współpracuje z łańcuchem świetnie, wbrew obawom oceniających na forum, koronki i łańcuch się zazębiają. Nic nie spada a biegi chodzą płynnie. 

Do domu docieram jakoś chyba w okolicach godziny 18ej. Jest już ciemno a ja na liczniku nastukałem tego dnia 91km. W połowie był to szybki sprint, a w połowie tułaczka po bezdrożach z grupą fajnych sakwiarzy i sakwiarek. 



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wieczorne latanie || 38.00km

Sobota, 30 stycznia 2016 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Po obiadkach u rodziców wygospodarowalem 1,5h na rower. Trasa bez szaleństw do Ndm i powrót. Tylko, ja mp3 i prosty jak strzała asfalt. 

Jechało mi się średnio przyjemnie, choć nawet dość dynamicznie. Jakoś cały czas liczyłem, że 'zaraz mi się poprawi'. Niestety nie bardzo chciało się poprawiać, i tak meczylem kota przez całą drogę. 

Umeczony jestem jak nie wiem i zaraz się chyba kładę do łóżka spać.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Puszek okruszek... || 18.27km

Niedziela, 17 stycznia 2016 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki
Tego dnia, mimo, że słońce zachęcało do jazdy nieco dłuższej, zdecydowałem się na wyjazd stosunkowo krótki kilometrowo, za to skupiłem się na wysiłku. Na cen obrałem sobie drogę wzdłuż torów PKP i pojechałem szlakiem "kolejowym" do Choszczówki. Potem nawrót i jeszcze dokrętka po Mieście - zakupy.

Wycieczka niby nie była długa, za to wymęczyła mnie. Śnieg dość głęboki, rozdeptane ślady od nordik łokingów, a ja na oponkach 32 c. Przełajowo, po śniegu i lesie. Oj tak tego mi było trzeba. Z dala od aut, z dala od tłumów i z dala od soli drogowej. Shannon i ja.


Wrota lasu, śniegiem białym pisane... 


Droga przy torach  - jestem tu pierwszym rowerzystą. Po bokach tylko ślady od maszerujących z kijkami. Jadę spokojnie 15-17km/h, miarowo, noga za nogą. Jest wbrew pozorom dość ciężko.  CO jakiś czas przetacza się tornado, bo pędzące pociągi ciągną za sobą tumany puchu.


Na zdjęciu ELF ze składu kolei Mazowieckich. Jak na Elfa nieźle kurzy. Nie udało mi się zrobić fotki, jak leciało Pendolino. Tamten to dopiero wzbijał śnieżycę. Swoją drogą wiecie, skąd nazwa tego typu pociągu ELF? ELF to skrót od Angielskiego - electric low floor – elektryczny niskopodłogowy. I chyba się przyjęło i tak zostało:)


Samotna ciuchcia... 






Przełajowa Shannon...

Wdał się tu przed weekendem mały up-grade. Założyłem zębatkę 44 zęby zamiast 48, aby w okresie zimowym więcej korzystać z dużego blatu.


Przy okazji dowiedziałem, się, że moja 48-ka, była zębatka aluminiową. Nie pamiętam, skąd ją mam, ale zdziwiło mnie to troszkę. W nowym napędzie pewnie ciężko będzie szukać 48 aluminiowej. Obecnie rozglądam się za korbą do nowego zestawu. Zrezygnuje z mocowania HTII na rzecz, mocowania na kwadrat. Zawiodłem się tymi zewnętrznymi łożyskami. W sezonie muszę je wymieniać conajmniej dwa razy. Nie ma to szczelności a cała woda spod kół ładuje się wprost do misek. Faktycznie sztywniejsze są, ale przy mojej, jednak turystycznej jeździe, nie będzie to miało wpływu. 





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Zimowe Krusze || 55.00km

Niedziela, 10 stycznia 2016 · Komcie(14)
Kategoria Pojeżdżawki
Wycieczka powstała na spontanie. Szybkie wydarzenie na FB i akcja! Efekt? W sumie dośc liczna jak na te warunki pogodowe grupa rowerzystów i jazda terenowo - asfaltowa z wiatrem.
Niby tylko 55 km, niby z wiatrem, niby terenu nie za wiele, ale powiem wam, że poczułem ten wyjazd...



Stacja Krusze.


Na starym cmentarzu.


Data 1926r...

A to pomnik od przodu - wygląda jak z drewna a tu beton.


Ekipa cmentarna.


Na trasie do - nie wiem gdzie:)


Boczne drogi szutrowe i asfaltowe wyglądały tak samo - były białe...:) Udała nam sie pogoda, bo nie padał snieg, nie było odwilży i świeciło słońce. 




Po zamarzniętym Zalewie Zegrzyńskim - wydygałem pod koniec, ale jakieś 500m przejechałem przy brzegu:P


Niby taki duży zbiornik, ale szybko zamarzł... kilka dni po -18 wystarczyło.



Do domu wróciłem około 16ej - już szaro jest o 16ej - czyli jak widać idzie wiosna;)

W sumie 55km, sporo terenowo - przerwa w Maczku... miła niedziela - Zaiste!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Triduum Cykliczne - Zamknięcie || 44.00km

Niedziela, 3 stycznia 2016 · Komcie(10)
Kategoria Pojeżdżawki
Umówiłem się w Warszawie dziś na rower, w planach najpierw był Radom i powrót, potem ze względu na mróz zmieniłem pomysł, na nieco mniej ekstremalny i zwykłą jazdę po mieście - Jak się okazało wymiękłem najtrwalsze organizmy BE ES A.  Nawet Katana i Jurek odpadli - A to mnie się zarzucało, że w domu dupkę grzeje na trenażerku. 

To właśnie jest to o czym od dawna myślałem, że jak tak to każdy na rower, a jak co do czego to nikogo. Mam nadzieje, że zarówno moja jak i innych motywacja będzie trwała. Bo w tym roku, jako że żona ma przerwę, poszukuje osób do jazdy WSPÓLNEJ. Niestety praktyka pokazuje, że właśnie im bardzie kogoś szukasz, tym mniej osób się zgłasza. Może po prostu dziś nie wyszło, może... obym się mylił. 

Pamiętajcie - I will be wathing YOU!

A było to tak. Do Wawy docieram SKM. Oczywiście jestem za wcześnie na peronie, więc marznę, na zapas. Co będe się cyrkolił - pomarznę sobie to potem wam pokaże;) Tak sobie układma wgłowie plan zagłady, ale morale mi spada z każdą sekunda. Najpeirw nos, potem lewa stopa, potem udo, i drugie udo i druga stopa... LUDZIE - Heloł! Gdzie jest kufa ten trejn!

No i chodzę i tupie i zginam i prostuje nogę... ludzie patrzą na mnie jak na imbecyla. Mijam na peronie kobietę (to było chyba druga okrężnica peronowa piesza), a ona patrzy na mnie i już nieomal widzę, jej dymek nad głową.
- co za palant/idiota/ciul/wałach zimno na rowerze? I tylko chodzi i tupie i się giba...
Dobrze, że mojego dymku nie widziała;) Też był siarczysty jako ten mróz. 
Swoją drogą, takie info dla was, gdybyście, kiedyś chcieli kogoś "zlustrować wzrokiem" - na litość Pana Boga i Wszystkich Dziewic - róbcie to mniej teatralnie - PLIISS. Bo tamta to tak na mnie spojrzała, jakbym jej matkę w wigilie obraził!

No i wtem na ten perun wjechał pociąg! Już w me płuca nadzieja, już w mych oczach radość i co? To nie był mój pociąg! 

Wymarzłem się dość sążniście, zanim moje SKM wpadło na dzielnie. 
Na Centralnej wita mnie tłum. Ludzie chyba na jakieś ferie lecą, czy cuś? A może wracają z świątecznego obżarstwa. W końcu, jak ktoś dobrze sobie dni wolnych na święta nazbierał u szefa to miał kawał wolnego. 

Wypełzam na powierzchnie przy Złotych tarasach. Kierunek Świętokrzyska i mój pierwszy raz na ścieżce rowerowej owej tam umieszczonej. Jechałem  w Kierunku wschodnim i te rowerowe pasy to całkiem udane są. Nie wiem jak w drugą stronę, ale całkiem spoko sie jechało. Nareszcie auta mają sobie, a rowery sobie. 
Nie zmienia faktu, że mimo, że ścieżka czerwona, to nie grzała wcale. Wrażenie miałem, że w Stolicy mrozi bardziej. Nie wiem na ile to była prawda, ale przeciągi to oni tam mają... Na przecięciu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej stałem na czerwonym - Nie ostatnim tego dnia - myślałem, że mi łeb urwie. Odczuwalna postojowa była coś około - 22 chyba. 

Na Starówce tłumy, chodzą jakieś Ruskie wycieczkami. Czują się prawie jak u siebie.  U nich też pewnie teraz pizga złem. Chodzą więc, i zwiedzają. A przewodniczka w takiej czapie, jakby z Kaukazu wróciła. 


Kręce i kręce po tej starówce, bo stanie nie wchodzi w gre. Policja mnie lustruje wzrokiem, i obawiam się o mandat, bo nie wiem czy tu można rowerem jeźzić. Dawno mnie w wielkim mieście nie było. Skąd mnie wiedzieć? Wykręciłem chyba z 10 okrążeń wokół tej choinki i kolumienki i nic. No to co czas jechać. Wymiękli! Nawet na 10km nie wyszli! A potem ni stąd ni z owąd pojawią się wpisy, że jednak pykli kilka ka em ków nocką wieczoreczkiem. 

Ja was jeszcze znajdę! JA WAS ZNAM! 


Pod wiatr i pod słońce, odcinek do Metra był ostry - nie powiem - bolało i piekło. Nie wiele widziałem, bo z nad kurtki wystawał tylko kawałeczek mojego aparatu wizyjnego. A ten ludzie łażą przez te ulice, jak święte krowy. Myślą, że rower to stanie w miejscu!

Metrem atakuje Kabaty i hej powrotnik! Tak - mała inaurgacja powrotnika! Z Kabat do  Legionowa z postojem na KAŻDE CZERWONE #nienawidzęczerwonego. CO się rozpędzałem, już miałem rytm, to mnie światła blokowały. Aż do centrum stawałem na światłach chyba z 5 razy... Gdzie się dało!!!

Tak mi się leciało i marzło, że zapomniałem o foto. Jak się ma pod nogą 26-27km/h a za plecami -15 w doładowaniu, to się nie myśli o fotkach. Dopiero w okolicach znanego mi już Placu Trzech Krzyży zwalniam. Potem Znów Krakowskie Przedmieście i znów bazar i znów wycieczki. Przez pałacem prezydenckim pełno policji spaceruje. 

Śmigam sobie po starówce i lekko się zakręciłem. Kilka razy wracam bo zamiast zjazdu są schody. Wreszcie odnaljduje zjazd w dół. Ze skarpy zjeżdżam po najgorszym bruku chyba. Kamienie jak telewizory!!! No Raris Rubiax normalnie!


Od Ścieżki wzdłóż Wisłostrady wpadam w pęd nadświetlny! Wraca 26km/h za to stopy umierają. Odliczam kilometry do KFC. Miałem w planie postój na cherbatkę (jeden tam gdzieś był chyba na Imielinie chyba), ale nie decyduje się. Dojadę o własnych siłach. 

Jadę w kierunku tej elektrociepłowni. Po tej stronie słońce, po drugiej zaś, świat spowity w chmurach od oparów kominowych. Normlanie jakbym był w dwa różne dni w tej stolicy. 

KFC - Zamawiam zawijasa, kolbę, a herbatę muszę lać sobie z termosu bo im się ekspres popsuł. Pani proponuje mi colę z lodem - KPISZ? Podgrzany do temperatury pokojowej upajam się ciepełkiem. Niestety słońce ucieka, a do domu już blisko. Wsiadam na rower i cisnę do domu. 

44km się uzbierały - pierwszy powrotnik w tym roku zaliczony a świąteczne i Sylwestrowe Triduum Mroźne zakończone. 
W sumie uzbierały się trzy dni w mrozie...Jutro zaplanowana przerwa na regenerację;)

Pozdrawiam Ciepłe Kluchy w Bikestatsa;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Nowy Rok - POSTANOWIENIA NOWOROCZNE || 47.00km

Piątek, 1 stycznia 2016 · Komcie(9)
Kategoria Pojeżdżawki
Wyjazd był to noworoczny. Wczoraj nie świętowaliśmy -razem z Agnieszką oglądaliśmy filmy a o północy pokaz fajerwerków. Z naszego okna sypialni idealnie widać było kanonadę. W odróżnieniu od zeszłorocznego pokazu (byliśmy w Łebie) tego nie dało się "przespać", czułem się jakby Mazowsze było bombardowane przez kosmitów. Wszędzie błyski, a huki niejednokrotnie takie jak przy prawdziwych bombach. 

Na ostatnie wystrzały trzeba było poczekać 30 minut... tyle trwał pokaz.:)

Wyjazd noworoczny był mroźny. Rano poniżej -12 więc, nóżki piekły... Kręciłem się po okolicy i jarałem słońcem, które z takim mrozem idzie w parze. 

MIałem usiąść i rozliczyć się z postanowień zeszłorocznych, ale za nic w świecie nie pamiętam co postanawiałem. Może warto w tym roku zrobić taki wpis, i potem za rok go odgrzebać i zobaczyć co się udało zrealizować. No więc po kolei - troszkę podsumowań tego 2015 roku:


DYSTANS: 11123.96km. (Tak wiem są tu i kilometry z basenu, ale to są policzalne błędy statystyczne;)
Accent Shannon 2015: 10203km
Accent Śnieżnik 2015: 499km
Całkowity dystans życiowy: 95662km

W sumie szosowa Sora, która pójdzie na emeryturę na wiosnę, ma przejechane już: 21 tysięcy kilometrów;) To wydaje się dobry wiek, by dać jej odejść;) 

W tym roku, udało się zrealizować Maraton podróżnika i przy okazji zaliczyć pierwszy w życiu maraton długodystansowy po górach. Mimo, że przejechałem marne 300 a nie 500 i tak uważam to za sukces 2015

Najliczniejszy miesiąc rowerowy to: Lipiec = 1613km
Drugi o dziwo w kolejności wypadł Wrzesień = 1283km
Najmarniej pedałowałem w Listopadzie tylko 305km
Średnio miesięcznie robiłem 926,9km
Co daje średnią dzienną równą: 30,47km dziennie;)
A gdy spałem to jechałem też, bo w przeliczeniu na godziny wychodzi:1,26km co godzinę brutto;)
Jeśli zakładamy, że każdego dnia spałem od 21-8 rano daje to 11 h snu każdego dnia - licząć 365dni w roku to przespałem 4015h a więc Śpiąc przejechałem statystycznie:  5058km:) Wniosek ? Opłaca się spać;)

Jakie plany na 2016?
500km/24h - powtórka z 2014 roku, nie wiem kiedy uda się zrealizować, ale są dwie opcje, albo MP w Czerwcu, albo Na MT (maraton turystyczny) w Sierpniu. 

Przynajmniej kilka wyjazdów długodystansowych. W planie jest upowszechnienie tzw Powrotników. Zaplanowane są one na niedzielę, bo w niedzielę nie pracuje a powrotniki - ponieważ tryb jazdy do dojazd gdzieś PKP i powrót do domu rowerem. Stąd nazwa przewrotna Powrotniki - zwana przez niektórych Potwornikami, bo czasem potwornie długie trasy są;)

Mam zamiar zrobić taki powrotnik z:
Olsztyna
Siedlec
Kielc
Poznania
Łodzi
Krakowa

Zobaczymy jak wyjdzie;) Plany są, jak będzie? Wyjdzie w praniu. 

Jest jeszcze plan główny na rok 2016 - Być Tatą - IN progress;) Still Waiting;) Stąd te moje niepewne założenia na rok 2016.

To tyle;) Zapraszam na kawę;)



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,