Pojeżdżawki, strona 8 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Pojeżdżawki

Dystans całkowity:13050.11 km (w terenie 1010.40 km; 7.74%)
Czas w ruchu:263:55
Średnia prędkość:19.27 km/h
Maksymalna prędkość:46.60 km/h
Suma podjazdów:1062 m
Suma kalorii:4329 kcal
Liczba aktywności:315
Średnio na aktywność:41.43 km i 2h 26m
Więcej statystyk

Zbiorczo z majówki i do pracy;) || 73.24km

Sobota, 3 maja 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Generalnie na majówce, miało być słonecznie i fajnie i wszystko miało być:D Wyszło jak zawsze. Padało, było zimno i takie tam ceregiele. W Czwartek po wycieczce szosowej i zmianie roweru na france, pojechaliśmy do znajomych na grilla do Serocka. Tam balowaliśmy do trzeciej. Było śpiewanie i tańcowanie i był wielki pies co się ślinił na kaszanki widok.

Po przespanej nocy, wstajemy w Piątek przed ósmą i ruszamy do Jabłonny. Nasze zaskoczenie jest przeogromne bo na liczniku termometr pokazuje 4,5 stopnia. Nie mamy rękawiczek i czapki pod kask. Aga ma opaskę z buffa więc nie cierpi, jak ja. Szybki postój i z t-shirta robię sobie czapkę na uszy, na to ląduje kask i możemy jechać. Gnamy z wiatrem, więc mimo dosiadania zimówek, jedziemy ciągle 24-25km/h. 

W domu jesteśmy wcześnie, jakoś około 8:30 mamy już ciepłą herbatę. Niestety zakręcili nam ciepłą wodę jacyś dresiarze w bloku. Tzn zakręcili gaz, a przez to wyłączył się piec i nie ma w czym się umyć. Przepisy BHP mówią, że dostęp do zaworu gazu musi być więc jako skrzynka jest na zewnątrz, to łepki czasem nudząc się zakręcają zawór. Troszkę psuje nam to humor, bo zmarzłem okrutnie i marzyłem o ciepłym prysznicu. 

Do 14 nie ruszam się z domu i dopiero przed 14 tą podbijam do pracy. W pracy luz i mało serwisów, ale zmęczony jestem grillem i troszkę wymęczony. Tułam się do końca dnia i z radością opuszczam przybytek finansowania. Pada, jest zimno ( a to nowość) miasto puste, aut co najmniej połowa mniej a ja sunę sennie ulicami. Mijam pod prąd jadąc ulicą jednokierunkową, patrol policji. Radiowóz wbija na chińczyka i nie zwraca na mnie uwagi. Jadę dalej. W domu jestem o normalnej porze. 

Wieczorem pada, i pada cały następny dzień. Sobota w deszczu mija, leżę stoję, jem, odpoczywam. Czyste lenistwo. Gramy w gry na tablecie, Robimy kolejne Lelewele i karmimy naszego POW. 

Dzień ciągnie się w nieskończoność w akompaniamencie kropel rozbijających się o blaszany parapet.  Późnym popołudniem deszcz odchodzi i wychodzi słońce. Widać poprawę i ruszam do rodziców zmienić rower na szosę. 

Pachnie wilgocią, pachnie schnącym asfaltem, pachnie wiosną... Nie pada. Radośnie przyciskam pedały i mimo, że jedzie się sporo wolniej niż białasem, to czuję frajdę z pedałowania. 

Mix a nawet re-mix wyjazdów dodaje jako głównie wyjazd szosowy, w sumie zimówką zrobiłem pewnie połowę, ale... co tam:D




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Przełajowa Niedzielna Wycieczka z Agnieszką || 51.58km

Niedziela, 27 kwietnia 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Wyjazd odwlekaliśmy, bo w sumie pogoda za oknem nie była pewna. Po poprzednio-dniowych opadach nie wiadomo było czy z ciemnych chmur nei lunie coś na nas. W końcu około 11ej pojawiło się słońce i nawet momentami zdominowało chmury. Zdecydowaliśmy się więc na pętelkę.

Początek zaczęliśmy dość osobliwie. Najpierw w kierunku Warszawy na fort piątek, a potem przy czajce przez wiadukt na lasy w Michałowie Grabinie. Agnieszka dedykując trasę, była przekonana, że będzie tam asfalt - niestety nie było. O ile początkowo była to dość dziurawa i pełna kałuż szutrówka, to później zmieniła sie w klasyczna lesną drogę. Piasek, patyki sosnowe, jakieś małe pagórski z piasku. A my? My szosami:) No totalny przełaj. Piach nawet ten ubity, był namoknięty od wody z poprzedniego dnia i jechałem 1x3 aby jako taki toczyć się do przodu. Cienkie koła przecinały piasek i grzęzły w nim. 

W końcu udalo sie i wyjechaliśmy z Grabinie. Tam przeskok na główna i za rondkami na Nieporęt tylko pod rugiej stornie kanałku. Niestety plany pokrzyżowała nam pogoda. Nad Zalewem zebrała się chmura ciemna i burzowa wiec spietraliśmy i zrobiliśmy odwrót. Z czasem okazało się, że chmura się nie przemieszcza i zdecydowaliśmy się pojechać mimo wszystko po okolicy, lecz nieco bliższej Legionowa. 

Wyjazd obfitował w sporo opalania się i nawet - uwaga dla Kesa - przerwę na opalanie się. Można więc, powiedzieć z czystym sercem, że była to jednak Wycieczka;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Radio - Nocnik! || 54.47km

Niedziela, 27 kwietnia 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Wyjazd nocny powstał nagle, niespodziewanie i miał być dlugi, prawie stu kilometrowy, ale wyszło inaczej. Agnieszka po dzisiejszej jeździe uprała wszystkie ciuchy - od zimna i na nocnik musiałem pojechać w niepewnej kombinowanej konfiguracji słabo chroniącej od zimna. Kes zabrał ze sobą radio i wszystko wyszło inaczej. 



Uzbrojeni w radia pojechaliśmy na wycieczkę krótkofalarską. Zdecydowaliśmy się skrócić dystans, ale i tak było super. 
Na trasie jechaliśmy często bez kontaktu wzrokowego podając sobie pozycję, przez radio. Testy nowych krótkofalówek Kesa, wypadły pomyślnie. 

Zabawy bylo sporo, a nawet raz się pogubiliśmy, bo ja mówiłem o innym skręcie w Lewo a Kes o innym i on pojechał na Komornicę a ja na Skrzeszew. Udało się dzięki zasięgowi klasycznych telefonów GSM, odnaleźć:)

Wyjazd fajny i dobrze, że tylko tyle km, bo strasznie na koniec przymarzłem. Niezła była zabawa z tym radiem i nocą gdzie ciemność, dawało to super klimat!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Oszukany lany poniedziałek || 90.00km

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki
Dzień świąteczny - określany przez wielu lanym poniedziałkiem, okazał się być naprawdę niezłą ściemą. Najpierw planowaliśmy odwiedziny na działce u rodziców, gdzie planowaliśmy pojechać na obiad i wrócić robiąć przy tym 150 kilometrów. Plan powalił się po tym, jak wczoraj wracaliśmy z świąt u rodziny w ulewnym deszczu. Fakt, że tylko na pociąg, ale szosówki upierniczyły sie jak nie wiem co a o mokrych butach nie wspomnę. 

Rano więc, poza problemem mokrych i zapiaszczonych rowerów, mieliśmy także kłopot z mokrym i zapiaszczonym obuwiem. O ile rower wystarczyło przetrzeć zmiotką i dał radę, o tyle buty mokre były - nazwijmy to - wewnętrznie. Plan wyjazdu rozbił się jednak także o pogodę za oknem w dniu o którym, rzecze to pismo. Rano (godzina 7:00 - zgroza w święta wstawać o 7:00) było niebo zachmurzone i ciężkie niebieskie kałduny kumulowały się na deszcz. Zdecydowaliśmy się, że nie będziemy ryzykować jazdy 150 km w padającym deszczu i odpuściliśmy wyjazd. Z miła chęcią wróciłem do łóżka i nakryłem się ciepłą kołderką. 

Jak podjąłem wyzwanie drugi raz i podnosiłem się z wyrka, aby podgrzać pyszny świąteczny barszczyk z kiełbaską, za oknami pojawiały się prześwity nieba. Po śniadaniu, wyskoczyłem przed blok na kilka zdjęć roweru, w nowych detalach i z zaskoczeniem stwierdziłem, że świeci słońce.  Udało się namówić Agnieszkę i szybko wyskoczyliśmy na rundkę szosami. Dzień z każdą chwila stawał się coraz ładniejszy. Zanim pokonaliśmy górki przed Rajszewem, słońce dominowało a na termometrze rozpędzała się temperatura. 

Wiatr w plecy powodował, że pędziliśmy jak zaczarowani, prędkość ponad 30km/h trzymaliśmy prawie do samego zjazdu na Janówek. Tam wiatr niestety się odwrócił i trzeba bylo przyłożyć się bardziej do utrzymywania roweru w ruchu. 

W Janówku skręcamy na Wieliszew i zaczyna się odcinek pod silny wiatr. Jedziemy z Agnieszką po zmianach i z trudem bujamy się 25km/h. Czasem wiatr łapie chwile na nabranie oddechu a potem dmucha ze zdwojoną siłą. 
Kładę się na lemondce i prę naprzód rozcinając asfalt. Skupiony tylko na swoim przednim kole w pozycji nieomal embrionalnej skupiam się i staram równomiernie oddychać cedząc każdy haust powietrza jak łyk wody. 
Nie słyszę wiele dookoła, bo szum wiatru targa mi bębenkami jak na Islandii. Różnica jest taka, że tu jadę 25 km/h, a tam snułem się 10km/h. Jadę, bo działam w jakiś niewyjaśniony sposób na słońce. Jak świeci to jadę jak nie świeci to mi ciężej. Do Skrzeszewa udaje się jechać na raz, przed rondkami robimy przerwę. 

Jest chwila oddechu i momentalnie robi mi się gorąco, wiatr zabierał wszystkie ciepło podczas jazdy a teraz stoję i grzeje się. Nie pozostaje nic innego jak jechać dalej. Skręcamy na Dębę a potem na Komornicę. Powrót już w lajtowym tempie do rodziców na os Piaski.  Tam obiadek i pyszne kotleciki z piersi indyka. Po obiedzie wracamy do domu. Ja jednak nie mam jeszczedość i jadę dodatkowo jeszcze jedną małą dokrętkę. 

Szybki skok znów trasą na NDM i zawrót znów przez górki a potem na Tarchomin i powrót do domu. W sumie wyszło dziś prawie 90 kilometrów. Nie dopisałem bowiem wczorajszego powrotu to domu. Mamy więc okrągłą liczbę kilometrów.

Pogoda zamotała i oszukiwała dziś, udawała wiosnę a rankiem bawiła się deszczem. Dość niestabilne to niebo nad głową, ciężko dopasować jakąś fajna trasę bo albo zaraz będzie padać, albo temperatura spada do 6 stopni. Ogólnie ostatnie wyjazdy poprawiły mi nieco kondycję. Dużo lepiej jeździ mi się pod górki, czuje, że nogi mam sporo mocniejsze - co zaś się tyczy długodystansowej wytrzymałości? Hmm czas pokaże co uda się wyjęździć!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Niespodziewanie na szosę. || 46.56km

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki
Od rana planowaliśmy większy wyjazd, miał się on odbyć o 10 z ronda starzyńskiego, ale poranne kłopoty żołądkowe, trwale wykluczyły mnie z udziału w "imprezie". Przeleżałem więc pół dnia i obejrzeliśmy sobie z Agą "Krainę Lodu". Im dłużej dzień się rozwijał, tym bardziej było pochmurno i nijako. Miało padać i wszystko wskazywalo, że nic z roweru nie wyjdzie. Około 14 jednak, udalo sie przezwyciężyć ból brzucha i niechęć do tego co za oknem. Wsiadłem na Białego Rumaka i pojechałem się przejechać. 
Nie planowałem, czegoś specjalnego. Po prostu chciałem sobie spokojnie pedałować szosą, szerokim poboczem i słuchać mp3. Miało być w wyciszeniu i w stagnacji. Wyszło zgoła inaczej. 

Zaraz po wyjechaniu w Jabłonnie na Nowodworską trasę, dogonił mnie szosowiec i puściłem go przodem. Ze spokojnej jazdy nie wyszło nic, bo na światłach go doszedłem i poszliśmy razem! Wkręcił się na 30 tkę i jechałem za nim na leomondce. Niestety, im dalej od świateł, tym prędkość wzrastała. Najpierw do 40km/h  a potem na pierwszej górce do 35km/h. Zacząłem w tempie logarytmicznym gubić oddech a co za tym idzie i koło. Spuchłem przeokropnie i nawet po tym jak odpuściłem czułem jak cierpię. Pierwszy raz od dawna tak mnie bolały płuca podczas oddychania. 

Z górki jechałem walcząc z płytkim oddechem, jak nurek który wynurzył się z pod wody po długim bezdechu bez butli. Wdech - ból - wydech ulga, znów wdech - głębszy bo tlen jakoś nie chce się wchłaniać i znów wydech. Normalnie jakby ktoś zakręcił powietrze. Troszkę pocierpiałem pędząc z górki 35km/h a nastepne wzniesienie, brałem już 28km/h. Po minięciu trzech wielkich wydm oddech zaczął mi się stabilizować a płuca przestały boleć. O dziwo poczułem zamiast zmęczenia, ulgę i przypływ siły, jakbym wreszcie nabrał powietrza. Położyłem się na lemondce i na niskiej kadencji, pedałowałem sobie na wprost. Nie patrzyłem na licznik, dopóki nie zobaczyłem w oddali jakiegoś punkciku na szosie. Pomyślałem sobie "dogonię go", wtedy dostrzegłem, że i tak cały czas leżąc jadę 28-30 na godzinę. Nigdy nie zwracałem uwagi na prędkość, ale szosówka to całkiem inna świadomość rowerowego samo-istnienia. 

Bez wysilku, nadal leżąc, dogoniłem szosowca. Okazal się być nim jakiś 65 latek. Pedałował dość spokojnie 25-27kmh więć go wyprzedziłem. Ku mojemu zaskoczeniu, usiadł na koło i po krótkiej gadce poszliśmy dalej po zmianach. Do mostu w NDM, jechaliśmy ciągle około trzydziestki. W drodze powrotnej, on też bowiem zawrócił, ja pojechałem na Janówek a on pomknął na wprost. 

Do Janówka pojechałm już wolniej i wsłuchałem się w muzykę. Szybki odcinek do NDM, troszkę mnie zapasów energi kosztował. W Chotomowie, gdy już wracałem, siły opadały z każdą chwilą, a ja oczywiście bez bidonu pojechałem. Miała być przecież spokojna "emerycka" jazda na szosie aby rozruszać bolący żołądek od rana. Wyszła niezła gonitwa za dwoma szosowcami i całkiem konkretny przejazd. 

Niespodziewanie, mimo braku picia - noga i organizm spisały się nieźle. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Niedzielne Szu(o)sowanie po asfaltach! || 125.87km

Niedziela, 30 marca 2014 · Komcie(2)
Kategoria Pojeżdżawki
W związku z nadejszłą wiosną, wybraliśmy się dziś na szusowanie po szosie;) Miałem ochotę na jakiś dłuższy dystans, ale po ostatniej eskapadzie nocnej, nie bardzo czułem, czy dam radę. Zdecydowaliśmy się na spontan i to co nam przyniesie pogoda. Udało się wybrać w miarę mało uczęszczane asfalty i wycieczka potoczyła się bajecznie. Na ulicach pusto, bo w niedziele, po zmianie czasu ludzie spali jeszcze długo zanim wybyli z domów. Masy swieżaków również nie udało nam się namierzyć, bo tereny nie obfitowały w szlaki często odwiedzane przez rowerzystów.

Wiatr upierdliwy był dziś strasznie. Niby wiało na niebiesko, a jednak w twarz. Nic by nie było w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że gdy tylko my zmienialiśmy kierunek, on też taki manewr wykonywał. I kto tu zrozumie wietrzysko. W dodatku sam imć - wiatr - nie był wcale ciepły. 
Ta huśtawka pogodowa troszkę nas mamiła i nie wiedzieliśmy jak sie ubrać. Jak stawaliśmy gdzieś na poboczu, to grzało tak, że aż wysiedzieć w bluzachsię nie dało, gdy zaś ruszaliśmy podmuchy były chłodne i przenikliwe. Ot taka oszukańska pogoda. 

Agnieszka zasuwała dziś przepięknie. Ona jest wyraźnie do szosy stworzona, przez cały wyjazd jechała z blatu a mniejszych przełożeń niż 3 ulubione na tylnej zębatce, nie używa. pod górkę, z górki, z wiatrem lub pod wiatr. Ona i jej szosowe trio przełożeń, niezmiennie przez cały wyjazd. 


Wiosna w powietrzu i w trawie, w lasach na morkadłach pełno zakwitło białych kwiatków. Jadąc przez taki als ma się wrażenie, jakby był na ziemi przyprószony śniegiem. Każdy z tych małych cudeniek, chyli główkę do słońca, a gdy tylko staje w cieniu jakiegoś drzewa zwiesza główkę w dół, i lekko zbliża płatki. Natura jest niesamowita, a wiosna i jej bujny rozwój roslinności jest i chyba zawsze będzie dla mnie cudem natury!



Szosówka biała jeździ chyba szybciej, od swojego bliźniaka w szarości:P Nie wiem, może po prostu ja mam odczucie, że strasznie mi pasuje ten kolor i nareszcie wszystko gra między mną i maszyną. Wielu z was pewnie się dziwi, myślicie - rower to tylko rower, ma być sprawny i mieć dobry osprzęt. I tu zaskoczenie, moja szosa ma średni osprzęt i średnie wszystko a jednak jeździ się nam super. 



Pośród zieleniejących pól i morza kwiatków w lasach, docieramy do Świercza. Tam przerwa na uzupełnienie bidonów. 
Od pewnego czasu mam kłopot z żołądkiem. Coś mnie straszne kolki łapią. Odpoczynek na słońcu pomaga. Siadam na rozgrzanej jak w wakacje, kostce bauma i opieram się o sklep. Słońce świeci mi w twarz a ja chłonę ciepło niczym jaszczurka, która właśnie opuściła po zimie swoją norkę. Napełniamy bidony i dalej na trasę.



Na ulicach pusto, bo główne miejsce zgromadzenia aut, to kościoły. Udaje nam się tak przejechać przez wioski, że nie odczuwamy fali aut powracających po mszy. Niemniej jednak kościółek wpada nam w oko i robimy postój aby go sfocić. Ksiądz w tym momencie wygłasza kazanie. Jest taki podniosły i cedzi każde słowo tonem nauczyciela. Ludzie przed kościołem gadają, ziewają prowadzą dyskusje. Atmosfera pikniku:D

Po drodze do domu wpadamy do Mamy Agnieszki na obiad przejazdem. Schodzi nam się chwilę, więc jest szansa odpocząć. Żołądek burczy z głodu, a jednocześnie doskwiera kolka. Odpoczywam więc po obiedzie i przechodzi mi nieco. 


Trasa końcowa to desant do domu. Prędkość po 27-30km/h. Z radością witamy Jabłonnę!








Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Decathlon z Agnieszką || 37.70km

Niedziela, 23 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Wyprawa do Decathlonu w celach zakupowych. Oszukała nas jednak pani przez telefon twierdząc, że sezon rowerowy już się zaczął i że ubrania rowerowe już są. Rowery może faktycznie wywędrowały na pierwsze miejsce, ale z ubrań to jeszcze spore braki, butów rowerowych brak, spodenki przerzedzone i wszystko takie jeszcze w proszku. Skończyło się na szybkiej wizycie zakupie rękawiczek letnich na nocne jazdy dla mnie i Agnieszki i powrocie.

Odwiedziliśmy też MC Donalda i zafundowaliśmy sobie po "szejku" czekoladowym. 
Zimówka już dogorywa a raczej jej napęd. Dziś jadąc za Agnieszką nie mogłem przyspieszyć a jak rower wpadał na jakieś nierówności, to też skakał łańcuch. Normalnie zęby można sobie wybić czasem. Rower typowo antynapadowy :P

W domu w ramach terapii zajęciowej wypucowałem łańcuch od szosy, dopatrzyłem się, że to tylko HG 40 i znając życie pewnie niebawem, przy moich planowanych przebiegach trzeba będzie go zmienić na coś mocniejszego. 

Projekt Biały Cień rozwija się.W poniedziałek pojadę na 9:00  do pracy, z szosą. Pojadę - to pojęcie dość przekorne. Plan jest taki, że ja będę holował Agnieszkę, która dosiądzie mojej szosy i będzie wieść się z tyłu. Przy Wiadukcie się zamienimy i sam dalej już pomknę do pracy. Wcześniej zajmę się rowerem i złoże go do kupy. W ruch pójdą nowe linki i być może pancerze. Zobaczę co się da zrobić w tą niecałą godzinę. 

Niebawem odkuje się z dystansem - obiecuje to sobie!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Plany na jutro, pojutrze na kiedyś tam || 0.00km

Sobota, 22 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Ostatnio w pracy wpadła bardzo dobra wiadomość, mianowicie oddechu złapiemy nieco. Za te 9 h dziennie i każdą sobotę dostaniemy w bonusie jeden dzień w tyg, kiedy będzie można przyjść na 14 tą do pracy. Rozradowałem się niezmiernie, bo bardzo liczę na większe trasy w te dni. Choćbym miał wstawać o piątej, czy nawet o północy. Przynajmniej raz w tygodniu będę mógł poświęcić czas na dłuższą wycieczkę! 

W mojej głowie rodzi się więc kilka pomysłów na trasy. I kombinuje jak tu wcisnąć 200 tkę w tą "14tą". Czy będę nadawał się do pracy po 200km :), jak będę wyglądał o 19ej kiedy przerobię te 5h pracy. Ambitnie podchodzę do tego wyzwania, bo szosą już się składa. 

Trasa lżejsza:

 Mam nadzieje zrobić przynajmniej jedną taką zanim dosiąde jakiejś dwusetki. 

Dwusetkę planuje raczej oklepaną i nastawiona na dobry asfalt. Pewnie więc polecę tak:


Nie mam złudzeń, że będzie ciężko potem w pracy, ale liczę w końcu na przełamanie tej bariery i w te coraz cieplejsze dni jazdę coraz dłuższą i częstszą. 25 maja start w Kaszebe Runda się zapowiada, do tego czasu trzeba będzie dobrze te 200tki. 

Ech wiosna, plany i banan na twarzy przed nowościami! Mrrrrr


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Pętelka Wiosenna || 34.50km

Niedziela, 9 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Do miasta załatwiać sprawy, umawiać się z kupującymi i na obiadek do "Grubej Kaśki". Potem pętelka na oderwanie myśli. Szybko i dynamicznie. 

Uczyłem się na lemondce jechać, jeszcze mam stracha jak jadę na niej, bo wrażenie panowania nad rowerem inne. Spore odcinki już jadę na leżąco, ale jeszcze mam lęk jak mnie auta wyprzedzają w takim chwycie. Ręce też musza się rozciągnąć i ogólnie sporo jeszcze przede mną tras, zanim przyzywczaję się w pełni do leżaczka.




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do Decathlonu - Po zakupki i rozeznać teren. || 48.70km

Niedziela, 2 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Do Decathlonu, wybraliśmy się w celu rozeznania. Niestety sezon tam jeszcze nie rozpoczęty i z samych zakupów przywieźliśmy niewiele. Odwiedziliśmy IKEA. Kilka drobnych zakupów i Hot - Dogi. Szybki powrót do domu - obiadek i znów załatwiać sprawy. Odwiedziny u Babci Cioci, Rodziców i powrót. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,