Pojeżdżawki, strona 9 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Pojeżdżawki

Dystans całkowity:13050.11 km (w terenie 1010.40 km; 7.74%)
Czas w ruchu:263:55
Średnia prędkość:19.27 km/h
Maksymalna prędkość:46.60 km/h
Suma podjazdów:1062 m
Suma kalorii:4329 kcal
Liczba aktywności:315
Średnio na aktywność:41.43 km i 2h 26m
Więcej statystyk

Dookoła Kampinosu - Szosowe rozpoczęcie sezonu. || 130.00km

Niedziela, 23 lutego 2014 · Komcie(4)
Dzisiejszy dzień z Agnieszką spędziliśmy na szosowo. Długo zbierałem się, aby pojechać na jakąś dłuższą trasę w celu sprawdzenia swojego stanu kondycyjnego w tym roku. W piątek Aga zadzwoniła i zaproponowała mi dwa warianty tras. Wypadło na rundę Kampinoską.
Od kilku dni zapowiadali na weekend pogodę, która nie pozostawiała złudzeń jak spędzimy ten czas. W sobotę pracowałem, ale niedziela - niedziela będzie dla nas. Nie wiele jeździłem ostatnio i obawiałem się nieco długości trasy i tego jak oboje z Agnieszką poradzimy sobie z wyzwaniem. 

Niedziela pobudka 7:30 i niespełna godzinę później już staliśmy ubrani gotowi do wyjazdu. Mgła jaka okalała okolice była gęsta jak mleko. Na termometrze lekko ponad 1,5 stopnia a słońca a ni widu ani słychu. Ruszamy w nicość, ale szybko pojawia się słońce. Jeszcze zanim docieramy do Mostu Północnego świeci z nieba i na termometrze pojawia się najpierw 4 a potem nawet 5 stopni. 

Przedmieścia pokonujemy jakoś bez melodii. Prędkość nie chce się układać jak należy, lub tak jakbyśmy się tego spodziewali po rowerach szosowych. W końcu jednak wyjeżdżamy na trasę do Leszna i wreszcie łapiemy przyzwoity rytm. 
Cała jazda dookoła Kampinosu to lekkie 25km/h i rozmowy. Dawno nie czułem takiej przyjemności z pedałowania. Droga Leszno - Sochaczew, dawniej dziurawa teraz jest wyremontowana i leci się bajecznie. Im godzina późniejsza, tym na ulicach więcej ludzi, spacerowiczów i Świeżaków. Rowerzyści pojawiają się w tempie logarytmicznym na ulicach. 

Na odcinku za Sochaczewem nieopodal wioski Tułowice, spotykamy maksymalnego luzaka. W zamszowym serdaku jadąc na swoim rowerze w stylu MTB krąży po całej jezdni. Jedzie bez trzymanki i wozi go po ulicy aż na przeciwległy pas. Gdy go wyprzedzamy czuje się w obowiązku utrzymać za nami. Prędkość jednak 25km/h dla jego 24 calowych kół jest za wysoka i odpuszcza po krótkiej chwili. 
Za Leoncinem, kryzys czujemy zmęczenie, ale kryzys na szosie to 23km/h. Lubie ten widok, czuje  jak jedzie mi się źle a tu takie wskazanie prędkościomierza. Na swojej Francy pewnie bym jechał 17 albo mniej. Szosówką to całkiem inna bajka. 

Od Nowego Dworu Mazowieckiego wstępuje w nas demon prędkości i nareszcie mamy wiatr w plecy. Prędkośći sięgają 28-30km na godzinę a ilość rowerzystów przekracza nasze najśmielsze oczekiwania. Są wszędzie, starzy młodzi, duzi, mali. Na rowerach MTB i na szosach. 
Pogoń za jednym z takich Świeżaków, zajmuje nam czas do samego domu. Majaczy nam żółta żarówiasta kurtka w oddali, ale niestety nie możemy go dogonić. Pewnie to szosowiec jakiś mknął przed nami. Nie zmienia faktu, że super się bawiliśmy goniąc go jak jakąś ucieczkę z peletonu. 

Całość trasy - bardzo sympatyczna, dystans odpowiedni na pierwszą szosową inaugurację sezonu. Wystarczająco się zmęczyłem, a jednocześnie nie zakatowałem w trupa. Stan na dzień dzisiejszy mojej formy oceniam jako zadowalający. Może w dystansach  tego nie widać, ale czuje się (ja) to w nogach. 









Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na zakupy z Agnieszką || 27.87km

Niedziela, 16 lutego 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Nie chciało nam się od rana ruszać, ale zupa się ugotowała, a my nie wiedzieliśmy co robić z nudów. Wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy na dawno odkładane zakupy. Efekt? Przyjemna wycieczka podczas w sumie bardzo pogodnego dnia. Nie świeciło słońce cały czas, ale chmury były wysoko a jechało sie zacnie. 

Do factory i spowrotem przez Oczyszczalnie Czajka. W lasach zatrzęsienie "zasysającego" błota. Rower czyściłem w serwisie w sobotę i chyba tyle zostało co nic, z tego mojego czyszczenia;P


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Zimą po ryju... || 67.12km

Środa, 15 stycznia 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Rano jak ruszałem z domu z Agnieszką nic nie wskazywało, na to co się dziś dziać będzie. A działo się sporo. Ale po kolei.

Po obudzeniu się, ze zdziwieniem stwierdziłem, że nocne opady deszczu jednak zamieniły się w śnieg a śnieg, zmienił świat w zimowy. Wielce byłem rad z tego powodu, choć patrząc na 1,2 stopnie na plusie, nie liczyłem, że cokolwiek z tego białego puchu się osadzi na ziemi. Zanim jednak dobrze się obudziłem, zjadłem śniadanie i wypiłem herbatę - śnieg już na dobre zadomowił się na chodnikach a i na ulicach zaczął bielić asfalt. Gdy wyruszaliśmy z domu, padało dość intensywnie a z każdą chwila było coraz więcej osadu pod kołami. 

Po odstawieniu Agnieszki do pracy,zdecydowałem się wybrać na wycieczkę w miejsce, gdzie śnieg będzie leżał dosadniej, niż woda pośniegowa na asfalcie. Zaatakowałem więc Wieliszew, ale od dość nietypowej strony. Najpierw miałem bowiem sprawę do załatwienia na Os. Piaski. Pierwsze kilometry dały mi jednak potwierdzenie tego, że dzisiejsza jazda będzie swego rodzaju wyzwaniem. Po załatwieniu spraw w przychodni, udałem się na podboje powiatu. Roznosiła mnie ta niepisana radość z padającego śniegu. Droga techniczna oczywiście nie zawiodła, była biała, bialusieńka i jeszcze bardziej zmotywowała mnie do jazdy. Szło dość ciężko, bo śnieg był na 4 cm a po śladach kół samochodu nie miałem chęci pedałować. 

Jechałem więc sobie środkiem, robiąc zygzaki na nowo spadłym śniegu. Bliżej Komornicy, na tej drugiej części już "publicznej" drogi technicznej, śniegu było mało a więcej wody. Zmiana nawierzchni pognała mnie wiec szybciej. Jechałem, śnieg pruszył, a ja jechałem, skręciłem na Komornicę i znów miejscami dość biało. Nie wiem kiedy wpadłem na myśl, aby jechać na Dębę. Droga do Zapory to już nie sielanka. Po prostu chlapali autami a ja najbardziej na świecie chciałem aby już był skręt na Jachrankę. To tam miałem się udać w następnej kolejności. Przejazd przez Jachrankę okazał się jednak dość trudny, bo wiało bardziej śniegiem niż na poprzednich odcinkach. Nie wiemc zy to zaleta tego, że miejscowość ta znajduje się na skarpie, czy dlatego, że po prostu zmieniłem kierunke jazdy, pewne jest to, że wysmagało mnie tym śniegiem w ryj, za wsze czasy.

Postój zrobiłem sobie przed zjazdem w Zegrzu. Tam chwilę odparowałem a potem pognałem w dół chodnikiem kurząc z pod kół jak tylko się dało najlepiej. Ścieżka Wieliszewska, standardowo pysznie biała. Jadąc tamtędy znów pomyślałem, że chcę jeszcze. Zdecydowałem się wskoczyć na jezdnię i pojechałem rowerem do Skrzeszewa. Ten odcinek byl koszmarny, woda, śnieg śnieżyca, a dzień jeszcze młody, więc czym prędzej trzeba było uciekać z ulicy. Skręcam na Aleje róż i nurkuje w las. Nie nurkuje jednak w klasyczny sposób do Legionowa, bowiem znów mi coś odwala. decyduje aby skręcić w głąb pomiędzy drzewa. 

Jakie jest moje zaskoczenie, miedzy okazuje się, że  w lesie jest przyjemnie o wiele przyjemniej! Mniej wieje śniegiem, jest przejezdna każda dróżka i po prostu jest tam cisza i spokój. Jeżdżę sobie i nagle przypominam sobie, że mam aparat w telefonie, słaby bo słaby, ale muszę uwiecznić te białe dróżki i te dukty leśne. 

Wpadam na wieliszewską trasę biegową i kila kilometrów nią jadę, aby potem w dowolny sposób wybierać przypadkowe dróżki. ot tak, bez pomysłu, jadę sobie i jak mi się jakaś spodoba to w nią skręcam!










Jazda w lesie wyzwala we mnie jakiegoś demona, wrzucam na jedynkę i targam się po najgłębszym śniegu, jak jakaś bestia wjeżdżam w koleiny w kałuże zbierającej się wody i kręcę obertasy na większych skrzyżowaniach. To chyba sposób, na jakieś oczyszczenie głowy, bo sił zużywam przy tym całą masę. Nie zmienia to faktu, że sprawia mi to frajdę. W całej tej zapamiętałej gonitwie zapominam o orientacji i gubię sie w lesie. Przez kolejną godzinę będę krążył po szlakach i  szukał wyjazdu  z lasu co i  rusz trafiając na swoje ślady kół. Przezabawna sprawa, dopóki nie zachciało mi się jeść. 

Ten szlak kilka razy przecinam i wreszcie tracę orientację.

Czerwony szlak, również zmyla mnie kilka razy. 


Sposób na jazdę do upadłego w jednym kierunku kilkukrotnie niweczy droga, która skręca łukiem, gdy już mam nadzieje na wyjazd z głuszy. Wreszcie udaje mi się dostać do osiedli ludzkich i jestem zaskoczony miejscem, gdzie się znajduje. Na drodze do Chotomowa jest szaro.

Trasa Skrzeszew Chotomów

Sporo błota pośniegowego i dość duży ruch a jednocześnie paru debili co to się wyprzedzają na tej wąskiej uliczce. Zmęczony i coraz bardziej głodny, dokręcam do domu jadąc przez miasto. 

Efekt wyjazdu? Zmęczenie ale i takie ukojenie i upojenie zimowym - jeszcze - nieznudzonym krajobrazem. Końcówkę mam już średnią... jadę a śnieżyca przybiera na sile. Wieje mi w twarz dużymi płatkami śniegu, które wpadają gdzie się tylko da. W Legionowie, na ścieżkach biało toteż, w ostatnim odcinku raduje swoje rowerowe koła białym puszkiem. 






Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Osiemdziesiątka po błotku... || 80.00km

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 · Komcie(5)
Kategoria Pojeżdżawki
Od jakiegoś czasu nie wszystko idzie tak jakbym chciał. I nie chodzi tu tylko o spóźniającą się zimę. Ogólnie ten okres wczesno-noworoczny nie kręci się tak jakbym tego chciał. Nie możemy z AGa przezwyciężyć niechęci do roweru jak za oknem szaro buro i ponuro. kolejny raz podchodzimy do tematu wyjazdu do Hajnówki i kolejny raz nie udaje nam się tego tematu domknąć.
Poprzednim razem pokonała nas pogoda a teraz zgadnijcie co? POGODA! Miało lać, padać, i wiele innych rzeczy. Nie pojechaliśmy z nadzieją na "lepsze" spędzenie czasu w domu. Nie narzekam i nie skarżę się tu na spędzanie czasu z Aga w domu, ale wy rowerzyści - rozumiecie to pewnie lepiej niż inni. Człowiekowi się chce na rower a warunki są na nie - powstaje dysharmonia i to ona nas tak jakoś wali po łbie a my wmawiamy sobie, że to tylko chwilowe i że owo walenie po łbie to wina za niskiego sufitu...

Czas było tę dysharmonię troszkę wyprostować i pojechać gdzieś. Planowanie drogi w taką pogodę, gdy pół dnia mży a drugie pół woda wisi w powietrzu w postaci kropel, nie jest łatwe. Udało się, tylko dzięki AGnieszce. Ja, zapewne poległbym, i kolejny dzień spędził w wyrze oglądając serial medyczny "chirurdzy". No ale właśnie to jest fajne, że my działamy jak zespół, kiedy ja mam gorszy okres w planowaniu, Agnieszka nie pozostaje dłużna - łapie mnie za chabety i ciągnie na rower. 

Start - jak najdalej stąd. Nie możemy jeździć w kółko po tych samych miejscach. Sposobem, więc na lżejszą głowę, jest jazda nieco dalej. Wysiadamy więc w Gołotczyźnie. Na niebie, pochmurno, wiatr przeszywa a zamiast 5,5 stopnia, jakie były na naszym termometrze, gdy wychodziliśmy z domu, tu jest 3,5. Na gps ślad wiedzie nas na południe. Ruszamy mozolnie. Początek jedzie się słabo. Nie mam głowy do jazdy a pogoda dookoła nie ćwierka i nie błyska, czyli jednym słowem jadę bo jadę. Do tego dodajmy jeszcze za cienki ubiór i mamy - marudnego księgowego. 


Ja naprawdę lubię jeździź rowerem, tego dnia jednak przez pierwsze 10 kilometrów moim ulubionym słowem było "no". I tak sobie jechałem, z Agnieszka próbowała mnie rozruszać. 
- kurcze jaka blotnista ta szutrówka
- no
[...]
- jak jechaliśmy pociągiem to przecież prześwitywało słońce!
- no...
[...]
- spoko z każdym kilometrem bliżej domu, to super motywacja!
- no.......

Bywam nieznośny, jak jej udaje się ze mną czasem wytrzymać? nie wiem. W końcu jednak i ja się zacząłem odzywać troszkę więcej. Na jednym z postojów przebrałem się w cieplejsza kurtkę i pojechaliśmy dalej nieco "weselszym" tonem. Na niebie zaczęło coś tam przeświecać a w okolicy Nowego miasta, świadomość, że już jesteśmy bliżej tego co znam, dawała mi siły. 
Widzicie bo to ciężko rozgryźć. Niby oderwanie się od miejsca gdzie się na co dzień jeździ powinno pomoc, i zazwyczaj pomaga, jednak tego dnia początek miałem naprawdę słaby. Może wpływ na to miała nie tylko pogoda, ale fakt, że trasa wiodła szutrówkami, pełnymi błota, kałuż i tego typu przeszkód.

Aby jednak nie prowadzić tego wpisu w atmosferze zła i żałoby z tego iż "pada" "wieje"  i jest "be", napisze wam, że w połowie trasy mieliśmy przerwę na mały obiad u rodzinki. Po obiedzie, po tym jak się ogrzaliśmy, jechało się o niebo lepiej. Oczywiście wałówka obciążała nas znacznie, ale i tak morale było jakieś lepsze. Pogoda jakby też mniej pochmurna no i chyba zwyczajnie w kilometrach zostawiliśmy te nasze niesnaski. Bo rower jak wiadomo zajebiście oczyszcza głowę z chandry i wkurzenia. To chyba najlepszy lek na złe samopoczucie. Czasem jego aplikacja jest trudna a pierwsza dawka wydaje się gorzka, jednak z czasem czuje się poprawę. 

No mi zdecydowanie pomógł ten rowero-lek. Mimo, że pod koniec, dupa mnie bolała, i mimo, że nie wiem skąd czułem tak wielki dyskomfort tylko po 80 kilometrach, coś sprawiało, że czułem się błogo zmęczony a jednocześnie szczęśliwy. Szkoda, ze nie poczułem się tak od pierwszych kilometrów tego wyjazdu i że najpierw musiałem fukać jak jakiś najeżony kot. 

Podsumowanie
Jazda długodystansowa obecnie "leży", nie wiem gdzie leży problem, ale jestem w trakcie jego "zwalczania". nie mogę przemóc sie do dłuższej trasy. Fizycznie jest nieźle, choć ta trasa pokazała mi, że coś zanadto przyzwyczaiłem się do asfaltów i parchate szutrówki z kałużami, stały mi sie obce,m co zdecydowanie zaznacza mój "zad". Poprawimy, potrenujemy... Teraz niestety- znów będzie dużo czasu na jazdę... :( No cóż, takie życie, raz na dole raz na szczycie.







Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wieliszewska Traca Crossowa || 36.00km

Środa, 1 stycznia 2014 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki
Jeśli uważacie się za smakoszy mtb, serdecznie polecam trasę w naszym powiecie. Super oznakowana tras dla miłośników singli, podjazdów i temu podobnych atrakcji. Niebawem, mam nadzieje, pojawi się filmik z jej objazdu, a tymczasem zapodaje wam tylko ślad z wycieczki, który zrobił kolega. 

http://www.gpsies.com/map.do?fileId=ssbforxetlkjil...

Było założenie, lekkiej po sylwestrowej jazdy w tempie emeryckim a wyszła wymagająca wycieczka po singlach i niezłych górkach!!! Nie sądziłem, że w tych rejonach jest tak super przygotowana trasa mtb! Zapraszam wszystkich! To nie nudna ścieżka po lesie, to 80% singli wijących się miedzy drzewami, 20% podjazdów XC i pełno nieopisanej frajdy z jazdy  w lesie! Nawierzchnia to głównie ubite runo leśne czasem piasek (mniej niż 10%). Nie jest to szybka dróżka, ciągle przed naszymi kołami, pojawiają się sosnowe pnie a projektant trasy poprowadził ją tak, abyście nie mogli ani na chwile przestać myśleć o tym co czeka za zakrętem. 

Umordowałem się i spociłem i skułem jeden łańcuch... reszta nie-do-opisania. Było mega!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Sylwester Rowerowy || 49.00km

Wtorek, 31 grudnia 2013 · Komcie(3)
Kategoria Pojeżdżawki
Wycieczka z rowerowymi przyjaciółmi w sylwestra. W sumie 49 kilometrów w okolicach. Wyjazd był na początku bez deszczowy póxniej zaczęło delikatnie padać a na koniec na jedzeniach pojawił się lód. Były 2 upadki wśród ludzi, ale nie popsulo to ogólnej dobrej atmosfery wyjazdu. 

Trzy szampany dojechaly na most północny i zostały rozprawione należycie!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wiosenna wycieczka rowerowa || 50.01km

Sobota, 28 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki

Wycieczka dziś od rana była w powijakach. Nie bardzo wiedzieliśmy gdzie chcemy jechać i co ze sobą zrobić.

Niby pogoda ładna, ale jakoś tak nic się w głowie nie układało co do trasy przejazdu. I tak wisieliśmy w pomysłach, aż w końcu udało sie coś wyskrobać. Założenie główne? - Teren! Dośc mamy asfaltów i aut, w taką pogodę jaka panowala za oknem zazyczyło nam się terenu i szumu piasku pod kołąmi

Nie mieliśmy ochoty na lasy i głębokie piachy, chcieliśmy szutrów i słoneczka i jeszcze więcej słoneczka!

Wystartowaliśmy z Jabłonny i Wałem Wiślanym pojechaliśmy na południowy wschód. Mimo, że wiało w przysłowiowy dziób, było przepięknie a słońce nas oślepiało ! Standardowo już, za grubo się ubrałem, i musiałem podwinąć swoje zimowe spodnie rowerowe, robiąc z nich "3/4". Wyglądało to komicznie, ale ulgę dla przegrzanych i spoconych łydek dawało - przyjemną.

Na wale ludzi od groma. Nodik łokingowych babci zatrzęsienie, kilku biegaczy też nas mija. Jedziemy więc pośród ludu spacerującego i co jakiś czas robimy przerwy na "jaranie się" słońcem. Dookoła czuć wiosnę, zapach trawy, nagrzanej ziemi, oczami wyobraźni widzę marzec a nawet połowę kwietnia. Jakie jest moje zaskoczenie kiedy dociera do mnie, że jest grudzień i dopiero co była Wigilia? Do wiosny jeszcze prawie 3 miesiące, jednak jeśli taka ma być zima w tym roku - ja się na to piszę!!!

Wałem jedziemy do Mostu północnego. Tam przenosimy się na ścieżką rowerową, która docieramy do ul Modlińskiej.

- Adaaaaaaś wiesz coooo?

- Noooo też o tym pomyślałem - odpowiadam i uśmiecham się do Agnieszki.

Nie musimy sobie nic wyjaśniać, koła i pragnienia same ciągną nas do KFC. Tam robimy sobie przerwę na niezdrowe żarcie. W sumie od śniadania minął już kawałek czasu, a przed nami jeszcze ładnych kilometrów się nazbiera. Trzeba być przygotowanym na nagły atak głodu. Niwelujemy więc go - fast-foodem. Pysznie!

Jakieś 45 minut później, ledwo się ruszając toczymy się dalej. Kierunek ścieżka szutrowa przy kanałku Żerańskim. Zanim jednak do niej dotrzemy, musimy się przedostać kawałek Piechocińską, co nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy. Sporo jedzie aut i wszyscy jakoś tak się spieszą. Z radością więc opuszczamy asfalt za mostem ulicy Białołęckiej.

Przez kolejne kilometry będziemy teraz jechać gównie szutrami w towarzystwie cieku wodnego. Przyjemnie ciepło, przyjemnie mało aut i od zatrzęsienia wędkarzy.

Na uwagę zasługuje nowe rozwiązanie rowerowe na kładce nad kanałem:

akiej ilości serpentyn na pojedynczej przeprawie rowerowej, jeszcze nie widziałem. Nie mam pojęcia, czy próbował tamtędy jechać jakikolwiek niepełnosprawny, ale myślę, że mimo wykonalności przejazdu, kosztować go to będzie sporo wysiłku. Doceniam jednak to, że przebudowano kładkę i poczyniono zmiany. Czy zdobędzie to miejsce popularność - tego nie wiem. Jedno jest pewne, przyciąga to wzrok i stawia wyzwanie - a na pewno znajda się tacy, którzy owo wyzwanie podejmą;D

Do Nieporętu docieramy z wiatrem, więc mimo iż jechaliśmy szutrówką, ten odcinek mija szybko. Z nad Zalewu już tylko rzut beretem do Wieliszewa ską wracamy ścieżką rowerową do domu. W Jabłonnie zahaczamy jeszcze o biedronkę. Zakupy są tak wielkie, że dwie wielkie sakwy Crosso wypełnione sokami, podrywają przód roweru Agnieszki do góry. W sumie wiozła prawie 30kg na "pace".

Tak tak wiem, spytacie czemu ona wiozła soki, nie ja... ja też miałem załadunek, niestety sakwy duże crosso nie wejdą na mój "supermakretowy" bagażnik, w taki sposób bym nie obcierał nogami o ich brzeg. Pocieszające jest to, że ze sklepu z owadem w logu - mieliśmy tylko niecały kilometr do domu. Może zostanie mi to wybaczone;D




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do Babci || 10.00km

Niedziela, 22 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki

Wyjazd dziś typowo odwiedzinowy do babci i cioci. Odwiedziliśmy i pożyczyliśmy wszystkiego dobrego. Fajnie babcie odwiedzić, staruszka bardzo pozytywna i spędziłem z nią kawał swojego dzieciństwa. Okazja na rower też była a jeździ się coraz lepiej. Oddychania boli nadal z tą samą intensywnością ale nie poradzę na to nic;/

Policzyłem ja sobie swoje kilometerki i jest mała szansa, że może skoro wróciłem na "ulice" uda się te 13 zrobić. To tylko - Aż 17km dziennie;/ CO_DZIENNIE!!! No jutro mam kilka spraw na mieście do załatwienia, ale może pokuszę się również o jakiś wypad za miasto.

9 stopni - ta temperatura utrzymuje się do późnego wieczora. Na oknie dziś widziałem też najprawdziwszego KOMARA! Biedak troche skołowany był, ale usiadł na siatce od owadów i trochę tam sobie odpoczywał. Ruszał skrzydełkami, i igiełką i chyba był zaszokowany podobnie jak ja - że już musiał wstawać.

Nauka i doświadczenie pokazuje, że jak taka "zima" w grudniu - to w styczniu jeszcze dowali nam śniegiem... muszę zimówkę na koła postawić, bo szosówkę szkoda na taką pogodę, poza tym jak mokro to i syf się do mieszkania nosi;/




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Znów w siodełku - wiosna tej zimy? || 35.48km

Sobota, 21 grudnia 2013 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki

No i moi mili wróciłem - wróciłem na siodełko! Nie mogąc w domu wysiedzieć i mając nawał spraw świątecznych do załatwienia, pojechałem dziś na rower. Obawiałem się strasznie tego wyjazdu, bo mój bok nadal mnie boli. Kostka ma się sporo lepiej a kciuk? Kciuka nie używam do pedałowania...


Pogoda była znośna, drogi tylko lekko wilgotne po wczorajszych opadach - wziąłem więc na wycieczkę Venitę. Początkowo jechałem bardzo ostrożnie, nasłuchiwałem czy mnie coś nie boli. O dziwo nie bolało, a w zasadzie - nie na tyle mocno, aby owa wycieczkę przerwać. Przy szybszym oddychaniu kuło w boku, więc jechałem asekuracyjnie, aby oddechu częstotliwości nie zwiększać.

Najpierw kurs do miasta z Agnieszką i potem pieszo po zakupy do Carefoura. Takie tam "uzupełnienia" przedświąteczne. Zawsze się bowiem okaże że czegoś tam brakuje do ciasta, zupy, śledzia czy czego tam jeszcze. Takie więć własnie głównie zakupy dziś robiłem.

W sklepach tłum, a carefoura szczególnie nienawidzę, bo tam zawsze bałagan, jakby dopiero zaczynali towar wykładać. Do tego te kasy i takie małe i ciasne, a taśmy do towaru krótkie. Stoi się tam jak w jakimś monopolowym a kolejki zawsze po pół sklepu. Dawno temu jak było tu Globi i inny zarząd, był porządek i lepiej to wyglądało, teraz wyraźnie podupadł wizerunek tego sklepu. Niestety na mieście jest najbliżej i najtańszy, więc skorzystałem, choć nie bez niechęci.

Po zakupach pojechałem na małą wycieczkę, by rozruszać kości i aby uciec od tego tłumu aut jaki napływał na Legionowskie ulice.

Standardowa wycieczka do Wieliszewa, techniczną i nawrót koło kościoła i powrót do Jabłonny. Odpoczałem i upajałem sie wyjazdem.

Druga wycieczka była po Agnieszkę - jak konczyła pracę.


Podsumowanie.

Generalnie jazda nie sprawia jakiegoś wielkiego dyskomfortu. Noga podczas pedałowania nawet mniej boli niż podczas chodzenia. Co do samego jeżdżenia, to gdyby tylko nasze ulice były idealnie gładkie, to by było cudnie. Największe bowiem "ał" i "ałć" powodowały nierówności na drodze. Najbardziej nadal boli bok choć i kciuk okazał się, utrudnieniem przy zmienianiu biegów a że to prawy kciuk, to zmiana biegów odbywała się lewą reką. Starałem się zmniejszyć do minimum potrzebę zmiany przełożeń, ale na szosie w mieście się nie da, bo szybko człowiek przyspiesza na ulicy, a ze świateł jak się zatrzyma nie da się z "blatu 52" ruszyć.

Niemniej jednak - przyjemnie się jechało a pogoda była wiosenna. Gdy wyszło słońce pod koniec dnia, czułem się jak w czasie marcowej wiosennej wycieczki!

Jeszcze z innej beczki - weźcie mi wyjaśnijcie, podczas wpisywania wpisów autmatycznie podstawia mi status "w redakcji" a pod spodem mam "ptaszek" na blogu - No to w końcu w redakcji czy na blogu. Zmieniać muszę status wpisu na opublikowany. Ciągle bo jak nie zmienię, to nie wyświetla się. Czy ja coś źle robię?




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

W mgiełce i deszczyku || 15.00km

Niedziela, 15 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Zadanie: Zrobić zakupy
Cel: Posiadanie produktów do zrobienia czegoś do jedzenia i na święta.
Cel poboczny: nabić kilka kilometrów.
Cel osiągnięty - misja zakończona.

Faktycznie tak to wyglądało dziś. Aga szykuje pyszności przed świętami a ja skoczyłem jej troszkę produktów dowieźć, aby miała z czego te frykasy upichcić. Wybrałem drogę dookoła, aby nie pozostać całkowicie bez dystansu z dnia dzisiejszego. Samo te 13 tysięcy się nie wyjeździ.

Trasa w połowie terenowa a przez to błotnista i namoknięta od deszczu. Wał wydaje się "nasiąknięty" wilgocią a ścieżka na wale wiślanym daje uczucie jakby się jechało po miękkim dywanie. Najgorzej było w okolicach pałacu w Jablonnie. Tam odcinek po błocie zmielonym przez auta dodatkowo wypełnionym wodą i gruzem.

Tyle na dziś. Jutro znów do pracy. Mam nadzieje, że te tygodnie przedświąteczne będą lżejsze w robocie, bo sporo osób na urlopy idzie i wiadomo - święta się zbliżają itd. Już widzę oczami wyobraźni jak te moje "dewotki" ćwierkać będą o świętach i pewnie nasłucham się jakie to one zapracowane i jak nie lubią świąt albo jak uwielbiają ten klimat i jak to ich faceci do niczego się nie nadają itp.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,