Kontynuacja sagi "Przesilenie" Rano z Agnieszką do pracy a pod wieczór ponownie z AGą z pracy. Planowany był nocny rower w Warszawie ale 2 kapcie na trasie do domu chyba skutecznie unieszkodliwiły moje zapędy. Musiałem przeoczyć kolec bo drugi kapeć był nie cały kilometr po pierwszym.
W ciągu dnia, marazm w pustym mieszkaniu, bezcelowe przeglądanie stron www, oglądanie filmów na YT totalnie bez celu. Szukam sobie miejsca, układam się do kupy, przeczekuje silne natarcie złego frontu wroga i czekam na możliwość kontr-ataku...
Na razie siła wroga niezmiennie powoduje, że stacjonuje w koszarach...
Kiedy jestem załamany i moja dusza jest taka zmęczona Kiedy przychodzą kłopoty i moje serce zostaje obciążone Wtedy wciąż jestem i czekam tutaj w ciszy Aż przyjdziesz i usiądziesz ze mną na chwilę
Takim mniej więcej cytatem, mógłbym dziś rozpocząć swój wpis. Cholernie ciężki dzień. Nie wcale ze względu na kilometry ani jakieś przeciwności trasy, ze względu na to co dzieje się w środku. Tak wiele spraw gromadzi się we mnie, jak jakaś fala gęstej lepkiej smoły zalewa mi głowę, tyle decyzji, rozterek żę mam wrażenie jakbym totalnie się już tym wszystkim zalepił. Czasem siadam i chowając twarz w dłoniach czuje to wszystko tak namacalnie, jak nigdy dotąd. Wiele spraw z którymi nie mogę się pogodzić, wiele obrazów i złych wspomnień które siedzą w mojej głowie. Tak wiele pytań a tak niewiele odpowiedzi. To wszystko powoduje, że codzienność staje się taka przygnębiająca. Nawet z poziomu siodełka. Na trudy, najlepszy jest rower, ale ostatnio jakoś nie mogę znaleźć w nim ukojenia. Może to wszystko minie, może po prostu trzeba przeczekać... nie wiem. Wiem jednak, że dziś jadąc po raz chyba pierwszy w życiu tak naprawdę w głębi serca nie chciało mi się jechać. Trąciła mnie myśl"czemu rowerem" że to bez sensu. Szybko jednak odrzuciłem te dziwne myśli. Były one jednak tak realne, że sam sie przestraszyłem. Czy to możliwe, że po pięciu latach rower gdzieś wewnętrznie zaczyna mi się nudzić? Patrząc z perspektywy i z krzesła w pokoju a nie z siodełka, to chyba było chwilowe zachwianie, lub być może jakiegoś rodzaju przesilenie. Kto wie może ja właśnie przechodzę takie przesilenie? może ilość spraw w moim życiu osiągnęła lokalne maksimum i z deczka wypaczyła moje spojrzenie i postrzeganie pasji, która tak niezmiennie kocham od tych wielu lat.
Kilka zdjęć z dzisiejszej wycieczki: Ty draniu zaparkowałeś na moim miejscu! Efekt wczorajszo wieczornej syreny na osiedlu i całej masy mrygajacych świateł. prawie jak bliźniak
Po Agnieszke do pracy, na zakupy i po błotniki. Franca nareszcie nie będzie mi sikała na plecy ani pluła w twarz. Stawiam jej i jej posokom czoła! Dodatkowo obniżyłem również bagażnik aby nie był tak strasznie w górze... Całość prezentuje się wcale nieźle i pierwsze testy już przeszła!
Aby w kraju było fajnie i by fajnie się jeździło trzeba kręcić oficjalnie Jakby się co wydarzyło
Pojechałem rowerem po parasolkę, dla Agi, bo został w pracy a nadają znów załamanie pogody. Co to się działo. Jak się for-fiter wyrywał! Rany koguta! Jak on szedł przez ten las. Jak chciałem minąć grupę 3 rowerów to aż się zakurzyło! Przeleciałem przez runo leśne tylko trzeszczały patyki. Nie sądziłem, że można tak gnać po lesie! 27/28km/h nie schodziło z licznika a przez piaskownice, to tylko czułem jak mi miota ziarenkami piasku po łydkach.
Było zacnie! Niewiele kilometrów, ale przez las leciałem jak strzała...
Odszedł w blasku i chwale niosąc za sobą na grzbiecie wspominienia Odszedł ode mnie nie pełni lecz... jednak już go nie ma... Odszedł w sprawności swej wielkiej, nie takim jak go kupiłem Odszedł przyjaciel z którym wiele w życiu przeżyłem.
Do zobaczenia wkrótce czerwony smoku! To były pięknie spędzone wspólnie chwilę.
Najpierw na pocztę, i rozmowa z naczelniczką, ochrzan i domaganie się swoich praw! O tak, byłem w domu, 31 a 1 czerwca dostaje dwa awizo z datą 31 maja i jedno z 1 czerwca! No litości, nie płacę za chodzenie na pocztę a pocztówki nosza tylko awiza a paczek już nie nosi nikt. pani naczelniczka stwierdziła, że paczek listonoszki nie zabierają. To ja się kierwa pytam kto je zabiera? Skoro listonoszka od razu przychodzi z awizo na osiedle, to nikt tej paczki nie zamierza nawet dowozić?
Olać, to... w oczekiwaniu na egzamin, ucząc się pilnie i mniej pilnie spędziłem dzień a po południu pojechałem z po Age do pracy.
Na uczelnie pogrzebać w bibliotece do pracy MGR a po powrocie po Age do pracy.
Cz 2 Czyli do metra wieczorkiem również rowerkami, tym razem, już z Agnieszką.
Cz 3 czyli z Bystrzycy Kłodzkiej do miejsca zlotu... Dzięki nawigacji Cimana, który po nas wyjechał dotarliśmy na miejsce jak trzeba! Sami w tym lesie to byśmy chyba zabłądzili!
Accent nareszcie doczekał się nowego ubranka. Dostał dziś przepiekny nowy lśniacy powietrzny amortyzator EPICON. Wyższa kultura jazdy, lepsza jakość itd itp. Ważyłem swój nowy wiatrowy uginak i ma 1729g
Niewyobrażalne luzy doprowadzały mnie do wrzodów żołądka i przyprawiały o niesamowity stres. XCR wytrzymał od 2009 roku zaledwie 3 lata, z tego raz zmieniałem mu golenie dolne ale i tak to nic nie dało. Odszedł na łono nieba dla amortyzatorów z luzami.
Dziś równiez rowerek dostał nowe stery na łozyskach maszynowych.
Czekam jeszcze na wymianę napedu, ale to dopiero za jakiś czas, choć obawiam się, że łozyska HT2 znów domagają się zmiany, co mnie martwi, bo nie wiem czy nowy napęd bedzie na HT2.
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.