Do pracy!, strona 17 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Do pracy!

Dystans całkowity:14811.53 km (w terenie 196.14 km; 1.32%)
Czas w ruchu:120:08
Średnia prędkość:21.40 km/h
Liczba aktywności:469
Średnio na aktywność:31.58 km i 1h 56m
Więcej statystyk

Ramciamciam || 46.00km

Sobota, 27 czerwca 2015 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Dziś dzień zapowiadał się spokojnie. Ludzie już po zakończeniu roku szkolnego, wszystko się uspokaja i tu nagle <JEB> Na początku cisza, a potem dowaliło. Jedni, drudzy trzeci, piąci... szóści. Solo, duo, quatro... funto czy tam fifto...Kotłownia była nieomal taka jak na Żeraniu w środku zimy...

Udało się rozruszać towarzystwo, ale robota tak paliła mi się w rękach, że nie miałem czasu nawet na obiad. Piłem tylko co jakiś czas kubek zimnej wody i napierałem dalej. 

Ratowałem samotne przebite dętki, koiłem pisk zapłakanych hamulców. Ratowałem młodych chłopców przed jazdą na za małym rowerze po bracie i wreszcie. Wyzwalałem niewiasty z objęć smoka... eee to nie był chyba smok. Nie to był, hmmm to eee. To na pewno było coś strasznego. I z tej traumy sprzedawałem im rower i rękawiczki i kask. 

Trup ścielił się gęsto, a ludzie napływali i napływali. Kazdy na rowerze. Każdy "COŚ CHCIAŁ" i każdy był w kolejce i każdy...
Każdy był każdy! Miałem moment zwątpienia, kiedy nas dwóch, a w kolejce 5 osób i cztery na dworze. O Bożeno nasza! Wszystkie kary na mnie idą! Blondynki, brunetki, ciemne, jasne rude... duzi mali, średni...

Wytrwałem, obroniłem fortecę. Obroniłem się z panem <S> jak super men!
"K" na wywczasach, to znaczy na zawodach, jako mechanik. Na straży pokoju czuwam ja! Super Księgowy!

Po pracy rundka, ale najpierw nalot na fast fooda. W Macu, tłumy, dzieciarnia, średniarnia, starszarnia i wieśniarnia... No to jadziem pod okieneczko. W auta rządku się ustawiłem. I rzeczę w tę słowa do gadającego głośnika!
- Proszę kanapkę, frytkę, i polewkę!
I podano mnie, jako żywo! Podano mnie jako temuż królowi! Ludzie dziwnie patrzyli jak do MC-driva podjeżdżam na rowerze. Pan w okieneczku, też cokolwiek był zaskoczony. 
- Jak się pan z tym zabierze?
- Na rowerze:)
- Ale ja szklankę mam dla pana....
- to zamówię dla szklanki taksówkę;) 
- he he. Oto pana zamówienie i "Szklaneczka"
- Szklanka wsiadaj na pakę - jadziem!

Z humorem odjechałem, zaparkowałem, zasiadłem i zjadłem. Jak mnie te kaloryje rozpasły, że nawet pisk dzieci w zjeżdżalni tortur, mi nie przeszkadzał. Endorfiny, zaatakowały jako ta armia husarii i chciały mnie chyba w płynny stan zmienić. Rozpływałem się z radości. Mój żołądek, pożądał czegoś kalorycznego, czegoś <FAT>. 

Upasion we frytce i kanapce - zapijąwszy napojem ze słomki, udałem się na rozjazd. I podążyłem zużywać łańcuch na okolicznych drogach. W Komornicy, przemówił do mnie koleś z Magnumem. To było moje sumienie. Zatrzymałem się w sklepie i dopełniłem tego czego żądał! Wchodzę do sklepu. Biorę w dłoń loda w polewie z trzaskającej-czekolady-jak-w-reklamie i kroczę do kasy. 

Nima - nikogu przy kasowni. Kamery obserwują, magnum stygnie... Wtem wypada z zaplecza niewiasta i lekko zarumieniona przeprasza, że musiałem czekać. Myślę sobie, nie mnie przepraszaj, tylko Magnuma. Chłopak już nabierał rumieńców z tego upału:) Szybka eutanazja loda i dalej w trasę.

Nawrót w strone Powiatowego miasta Legionowa i odbiór dostawy żony. Żona została dostarczona pociągiem na peron. Oboje oddaliliśmy się w kierunku domowego zacisza. I ona i ja!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Czas stagnacji || 30.00km

Piątek, 26 czerwca 2015 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Dawno w pracy nie było tak spokojnie. Wszedłem, posprzątałem sobie sklep, poukładałem wszystko na miejscu, odpaliłem internet i zacząłem wystawiać przedmioty na allegro. Dzień mijał powoli i wreszcie mogłem odetchnąć od tłumów w sklepie i całej masy serwisów. 

Po pracy, nadal jeszcze zmęczony tygodniem, jechałem sobie wolno przez Wieliszew. Na ulicach pojawia się cała masa rowerzystów "wakacyjnych". Dziś wyprzedziła mnie gromada czterech przypałów na rowerach. Jeden jechał na jakiejś retro szosie. Jeden na crossowym, a dwóch na góralach. Wszyscy bez kasków, wszyscy z euforią dzieci-po-zakończeniu-roku-szkolnego. Dwóch z nich goniło busa od ronda, jadąc w jego cieniu, wyprzedzili mnie z dobrym 40km/h na liczniku. Pozostała dwójka próbowała ich nie zostawić. 

Jechałem jakiś czas za nimi "swoim" 30km/h i miałem ich ciągle w zasięgu kilku obrotów korbą. DObrze, jednak że miałem się na baczności. Dwóch od busa odpadło i postanowili od razu zachamować i skręcić w prawo < też bym się ujechał za takim Wolkswagenem> pozostała dwójka zrobiła to samo. Gromadka przystanęła na ulicy aby podzielić się swoimi wrażeniami. Wyminąłem ich i pojechałem dalej. Na rondzie w Zegrzu, nieomal pchając się pod tira wyprzedzili mnie i polecieli jak wariaci na Legionowo. Ja sobie popedałowałem na Wieliszew... noga za nogą.

Może uda mi się sklecić jakiś wyjazd w weekend? Moc wróci?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Ludu mój ludu... || 95.00km

Poniedziałek, 22 czerwca 2015 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Dobry kalkulator z całkami i silniami, muszę wziąć do ręki aby ogarnąć ile to kilometrów mi zjadły gremliny przez moje leserstwo. Księguś na BS nie był to i pewno nie jeździł? A gdzie tam, tak nie było! Było całkiem inaczej. No tak jakby jeździłem, ale miałem splot kryzysów, regeneracji, przemęczenia, jedno wesele i jedne poprawiny. 

30 km (słownie: trzydzieści kilometrów) 

Po czwartku był piątek, jak wiadomo. W piątki się pracuje - jak wiadomo! I jak wiadomo ja też pracowałem. Serwisowałem - jak wiadomo i co jeszcze bardziej wiadomo sprzedawałem ludziom dobroć i swoją poradę! No rowery też sprzedawałem. Z efektów powyższych wynika, że nie mogło sie owo to - odbyć bez roweru i dojazdu do pracy. W liczbie kilometrów 30 (słownie) trzydziestu.

Sobotota - Bo to ta sobota to ta, to ta!

W sobotę poza pracą miałem jeszcze kurs na rodzinne strony bo szykowało się wesele brata Agnieszki. W sklepie więc nie handlowałem za długo, bo gnać musiałem na pociąg. Oczywiście pogoda wiedziała, że jadę w ważnej sprawie, że spieszę się na pociąg. Jak zawsze ułatwiła mi życie i lunęło deszczem tuż przed Legionowem. Wszystkie kary na mnie idą... jadę - pada, zaraz przejdzie, bo przecież nad zalewem w sumie słońce świeci. Jadę dalej - pada mocniej... no już prawie miasto! Już widzę Centrum Szkolenia Policji... jeszcze bardziej leje... staje - ubieram kurtkę i jadę dalej! Muszę jechać bo pociąg mam o 14 ej a o 13ej z roboty wyszedłem. Wjeżdżam na górkę koło Kauflandu na os Piaski i co? Golgota - cud - łaska pańska. Mam zielone i w jednej chwili przestaje padać... W mieście już słońce, już witam się z gąską i co? No nie dojadę... muszę tą/tę kurtkę zdjąć, bo się uparuje jak jakaś duszona wołowina. Duszno, wilgotno... a do pociągu 15 minut. Jaaaaaa cieeeeeeeee. Potem już nie padało a kropiło jak kropidełkiem. 

Palenie szkodzi... międzyludzkim stosunkom.

Dojechałem, na peronie stałem i jak wszyscy na niego czekałem. No dymu się też nawdychałem... pańcia papierosa dymiła pod dachem, bo padało. No co jak co papieros zamoknąć nie może. To nic, że leje, i że ludzie się pod daszkiem wejścia podziemnego skryli, i że kocmołuch dymi na wszystkich wkoło. Gdzie tam paaaanie - dawaj nikotynę!
- zgasi pani tego papierosa łaskawie, bo nie mam przyjemności tego dymu wdychać. - mówię do kobiety.
- to niech pan stanie gdzie indziej.
- słucham?
- mało masz pan miejsca na peronie?
-  Na peronie jest zakaz palenia. Będzie pani łaskawa zgasić.
<wffffffffffff pfffffffffff> poszła chmurka, a cisza oznaczała "wal się pan".

- Czy ten pan nie do końca wyraźnie do pani powiedział? - odzywa się facet z dwójką dzieci stojący niżej na schodach. Koleś ma jakieś 190cm i jest solidnej postury ciała. - Zgaś pani tego kiepa!
- Nie musi pan stać tutaj.
- Kobieto, gaś tego szluga, albo ci zaraz sam go zgaszę. Nie będą moje dzieci dymu wąchać. 
<wfffff pffffff>
Facet nie wytrzymał podszedł do niej i tak zwinnie pstryknął jej w kiepa że ten pofrunął na tory. Kobieta była totalnie zaskoczona
- WON z tym smrodem!
- Chamstwo... pan się idź lecz!!! Odwaliło panu do reszty? - oburza się kobieta i zaczyna awanturę
- Odpal jeszcze jednego, a zobaczymy, czy tobie leczenie nie będzie potrzebne. 

Na szczęście podjeżdża pociąg i wszyscy wsiadają do środka. Ja zostaje sam, na peronie, bo mój pociąg jedzie z Warszawy, a nie do.

Wesele trwało od soboty 17 ej do Niedzieli do 19 ej. Tańce, hulańce swawole. Potem poprawiny i do domu dotarłem o 22:30 w niedzielę. Niewyspany, niewypoczęty, ale za to z dawką ciast, kotletów i zasmażek, na kolejny miesiąc. 

Niedziapołek - czyli jak to wszystko wspak pisane jest bez sensu...

Dziś w pierwszy dzień tygodnia pojechałem do pracy - dacie wiarę? JA sam!!! I to rowerem - czadziooooooo... No waliłem jak szatan pod ten wiatr. Nie miałem siły, chęci i nie miałem obiadu od żony w sakwie, ale jechałem jak nie wiem cooooo. Dziś przyszło zbawienie. Mniej serwisów, zbliża się koniec roku, zbliża się okres wymiany dętek i wakacje. A jak wakacje, to w rowerówce spokój i stabilizacja. Może wreszcie troszkę luźniej się zrobi i uda się odkopać z serwisikami. 




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Pomaratonowe dni dwa - diaxem go! || 58.78km

Wtorek, 16 czerwca 2015 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Znów złamie zasady i dodam DWA DNI (capsem pisane) w jednym wpisie. Mialem w sumie zablokować komentowanie przez niezarejestrowanych użytkowników, ale w sumie mam niezły ubaw z kolegi Gościa, co to piwo i chipsy z nad kompa rozlewa, gdy widzi że spadł z głównej:D

W poniedziałek do pracy powoli, noga za nogą spokojnie. Nie bylo zmęczenia nóg, ani bólu tyłka. Po prostu czułem się chronicznie nie wyspany. 

W sklepie? W sklepie Hit!

- dzień dobry. Ile u państwa kosztuje wymiana szprych w kole?
- 20zł centrowanie + cena szprychy.
- Ok przyjde po południu to mi wymienicie od ręki?
- Tak myślę, że tak


- Troszkę chyba się nie rozumieliśmy. Eeeee myślałem, że ze dwóchszprych panu brakuje. Co tu się stało? Wyciął pan te szprychy diaxem czy jak?
- Tak pociąłem synowi koło, bo nie chodził do szkoły. 
- eeeee słucham?
- Nie chciał chodzić do szkoły, więc mu uziemiłem rower.
- Mhmm... dobrze, tylko jest problem, ciężko będzie odkręcić wolnobieg bez uszkadzania piasty. Tak luźne koło tak łatwo nie pójdzie.
- Ile będzie kosztowała wymiana szprych
- To kolo proszę pana to już na złom jest. Jak odkręcimy wolnobieg to zniszczymy piaste w imadle. trzeba kupić nowe koło i mieć nadzieje, że uda nam sie wolnobieg odkręcić

Facet zostawił w sumie 174 zl, bo w dalszej części rozmowy, przyznał, że pociął synowi jeszcze linki i pancerze od roweru. Przecież pocięcie szprych to za mało.
- Panie tyle? To prawie 1/3 tego roweru
- Co panu poradzę, trzeba było pomyśleć zanim pan za nożyce do metalu się wziął...
- No tak, ale gówniarz olewał szkołe notorycznie...
- a pomogło przynajmniej?
- no pomogło...

Ludzkość uratowana, dzieciak wrócił do szkoły. Czy ten rower to ofiara nowego społeczeństwa? W mojej rodzinie, słyszałem, że płaci się dzieciakowi 20zł za to aby odrobił lekcje. Hmm dochodowy biznes ta szkoła nie?


łem>


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Przedmaratonowo do pracy || 35.00km

Czwartek, 11 czerwca 2015 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Dzień przed maratonem. Do pracy pojechałem rano przez Wieliszew. Chłodno z ranka, ale szybko się ogrzewalo powietrze. W robocie sporo duperelek do zrobienia i kilka potencjalnych żyć do ocalenia. Dziś uświadamiałem pani, że rower na którym jeździ ma widelec na lewą stronę! <lol> Wyglądało to nie tylko dziwacznie, ale rower z fotelikiem dziecięcym - o zgrozo - musiał byc jeszcze bardziej niestabilny. 

Składałem do kupy to co sie popsuło, dokręcałem i doradzałem. W sumie dzień naprawdę aktywny! Dodatkowo szybki kurs na osiedle Glogi w celu oceny serwisowej dwóch rowerów. Nadają się do serwisu, pani przyjedzie... niestety, nie mogłem zabrać na plecy jednego z nich. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Mój mi "zbawicielu" || 45.00km

Sobota, 6 czerwca 2015 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Dni i godziny uciekają a ja coraz bliższy do startu w maratonie. NIe trenowałem, nie jeździłem wiele, nie trzaskałem dystansów po 200km wzwyż, w sumie jadę bo czuje, że będzie fajnie. Nadzieje? Nadzieje mam, że nie będzie padać i że dojadę do końca:)Chyba nawet przestałem sie martwić. Zrozumiałem, że spinka tu nic nie da a wcisnąć mnie w garnitur treningowy to jak posadzić mnie w korpo za biurkiem pod stertą dokumentów i dedlajny dawać. Skedżule i martwe linie nie dla mnie. Otrzepuje więc z siebie ten kożuch odrętwienia, i wystawiam swój cokolwiek pyskaty, ryjek do słońca. Łapie je całym sobą i chcę jeszcze!

Chyba troszkę obraziłem się na "zapierdalajbocizabrakniekilometrów" i zacząłem znów wprowadzać w życie "jeźtamgdziechceszikiedychcesz".
No to już!
Bagażnik! <łup> Sakwa! <łup> Banannaryju <tamtaradam!>

I pojadę na MP, i nie będę trenował, i przejadę! I się jeszcze w dodatku opale.

Dziś w pracy kolejny raz ratowaliśmy z opresji. Ostatnimi czasy jesteśmy batmanami, supermenami, i kim tam jeszcze nas nazwiecie. Co klient to zaczyna się od 
- Panie ratuj
- Mów mi Adam Bejbe;)

Jednego dnia naprawiamy chyba z osiem przebitych dętek, innego znów razu ratujemy z opresji parę co zadarła z pedałami. Jak to w życiu bywa, pedały dostały po dupie, a w jednym nawet urwał się gwint. 
Jesteśmy ratunkiem dla uciśnionych, poidłem dla spragnionych i konfesjonałem dla pokonanych.
"Muszę panu w tajemnicy sie przyznać, że ja naprawdę po jakichś szkłach jechałam."

Droga do pracy

Sezon wyraźnie zwalnia, choć serwisów mamy mniej, to nadal jeszcze jest "poweekendzie" i podejrzewam, że od poniedziałku będzie fala nowych. Sądząc po stanie rowerów w jakich zmieniałem dętki, nie jeden zapragnie naszego dotyku raz jeszcze. Oj nie jeden... 

Po pracy rundka z żoną. Agnieszka wpadła na zamknięcie i wspólnie udalismy sie na pętelkę po okolicy i aby wyrównać opalenizmę. 



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Zgubiłem dzień? || 30.00km

Sobota, 6 czerwca 2015 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Zgubił mi się dzień, dziś jechałem to go odnalazłem. biedulek leżał w krzakach i czekał na mnie aż go znajde. 
Wyjąłem go z trawy otrzepałem i wpisuje bidulka, bo się dąsa. 

Do pracy pojechałem rowerem. Po wolnym czwartku, odnaleziony piątek faktycznie smakował inaczej. Dodatkowy dzień wolnego nie był złym pomysłem. Wpadłem do roboty lekko zdyszany, bo żarówa przywaliła od samego startu. Oczywiście guzdrałem sie niekiepsko i musiałem jechać skrótem, ale sumarycznie wyszło w sumie tyle ile trzeba, bo wracałem przez Wieliszew. 

Przy zalewie, tłumy od rana. Długi weekend kwitnie. Tłumy i wypalone od słońca rozumy ludzi rozumnych inaczej. Parkowanie "stanesobietutaj" i "omiejscetosiezatrzymam" są na porządku dziennym. Cały odcinek od Ronda w Zegrzu do Ronda w Nieporęcie trzeba jechać z pełna czujnością. Ludzie w całym tym amoku, widzą tylko słonce, plaże i miejsca do parkowania. Nawet jak tych ostatnich nie ma, wyobraźnia nie zna granic. Szkoda, że owa wyobraźnia nie sięga tak daleko, aby przy przechodzeniu przez pasy (tak nawet czasem trafią) wziąć pod uwagę, że rower też jedzie. 

Dzień w pracy znów mijał, w atmosferze ratowania tyłka. Jakbyśmy mieli maść na oparzenia słoneczne, też by brali. Niektórzy to do Korpo chyba mają zamiar wrócić z całkiem nowym naskórkiem. Jak wparowała do nas jedna pani, to nie wiedziałem, czy ma chorobę skóry, czy może się rumieni ze wstydu, że "dzień dobry" nie powiedziała.
- dętki to są?
- no są!
- to daj pan jedną.
- a jaką.
- No taką do roweru
- rozmiar koła pani zna?
- panie zwykły rower.
- góral?
- nie. Taki taki... <machanie rekami, czary mary hokus pokus> - o jakiś taki taki
- mhmm
- będzie taka dętka?
- a gdzie rower pani ma w domu? 
- No stoi na zewnątrz o to tamten to pan zobaczy!
<LOL>


Welcome im my world;)



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

o piłce i wybijaniu okien || 30.00km

Środa, 3 czerwca 2015 · Komcie(4)
Kategoria Do pracy!
Kilka dni temu wpadła nam pilak na balkon. O tym, że dzieci pod blokiem urządzają sobie boisko, nie od dziś wiem. Piłka lata pod oknami jak dzika. Dziś początek długiego weekendu i grupa wyrostków postanowiła odebrać swoją straconą piłkę. Pomysł doskonały kopać drugą piłka w okno, aż wyjrzę. No i w końcu piłka huknęła w szybę i aż zatelepało oknem.  No i wyjrzałem. Puściłem sążnistą wiązankę w kierunku dzieci, bo straciłem cierpliwość. Kazałem im "cokowiek wypierd... spod okna i powiedziałem, że to nie boisko. I niech przyprowadzą tatusia jak chcą swoją piłeczkę spowrotem. 

W efekcie zszedłem też na dół aby porozmawiać jednak rodzicami dzieciaka. Podszedłem do niego z Agnieszką i mówię:
- chodź prowadź nas do swojego taty. Proszę bardzo.
- ale ja...
- proszę bardzo prowadź do ojca, chyba że chcesz abyśmy po straż miejską zadzwonili!
Zebrało się w mgnieniu oka gremium, bo oczywiście na pobliskim parkingu była grupa rodziców. Co tam, że dzieci walą piłką na dziedzińcu po oknach sąsiadom
- NIECH SIĘ PAN USPOKOI!
- czy to państwa syn?
- Jak tak można na dziecko naskakiwać!
- Kto z państwa jest ojcem tego chłopaka?
- Niech pan się wstydzi - jaki przykład daje pan dzieciom! Jak można taką wiązankę z okna puszczać
- Pani jest matką? tak?
Grupa była w sumie pięcioosobowa rodziców. Rodzice różnych dzieci. Wszyscy mieszkańcy tego bloku. Grupa młodych rodziców w wieku około 35-40 lat. 
- Wie pan, że za taki atak na dziecko grozi panu prokuratura?
- Za to, że na niego nakrzyczałem? Chyba pan żartuje
- Jak tak można! To szczyt bezczelności.
- Proszę państwa, nasze okno regularnie jest "ostrzeliwane" przez grające dzieci. Piłka łamie nam kwiaty na balkonie, uderza w okna
- Przecież panu nie zbiłem okna - odzywa się dzieciak
- Czy kopnąłeś piłką w okno?
- Tak, ale niespecjalnie
- Chciałeś odebrać piłkę swoją i druga piłka kopnąłeś w okno prawda...
- no tak ale nie zbiłem. Ja tylko...
- Niech mu pan da spokój pan z nami teraz rozmawia.  Dlaczego pan tak krzyczał, jak pan sie zachowuje.
- Przepraszam państwa, jeśli moje zachowanie było zbyt impulsywne. Rzeczywiście poniosło mnie, ale nie będę tolerował umyślnego uderzania w okno piłką. 
- On przecież niechcący. Poza tym nie zbił okna... 
- Ja naprawdę rozumiem, że dzieci musza się bawić na podwórku, ale dziedziniec bloku, gdzie 14 latek kopie piłką na wysokość czwartego piętra, to nie jest chyba odpowiednie miejsce do takiej ostrej gry. 
- Gdzie mają grać....

Dyskusja się uspokoiła. Jeszcze dwa razy podpity pan po trzech piwach, będący w gremium ochrony dzieci, zwracał mi uwagę, że "tak się nie zachowuje". Włos się jeży na głowie. W końcu chłopak podał mi rękę i mnie przeprosił, mama chłopaka w sumie się nie wiele odzywała, bo rolę adwokatów przejęli inni rodzice (przecież jak można tak było zaatakować chłopaka). Nie było skarcenia, chłopaka, nie było "przeproś tego pana". NIE, to ja byłem winien, bo kilka "K***" z okna pościłem jak mi drugi raz gnojek w okna walił piłą. Ja za taką akcje nie dość, że bym w domu wciry dostał to jeszcze musiałbym iść z czekoladą do sąsiada.

Wniosek? Dzieciaki na serio się wystraszyły. Wydarłem się jak rosyjska Armia śpiewająca hymn Putinowi. Nikogo nie pobiłem, nikogo nie uderzyłem. W efekcie przeprosiłem rodziców i dzieci za swoje zachowanie. Efekt "szok-wow" jednak w dzieciakach na pewno zostanie. Bo jak zszedłem na dół były naprawdę wystraszone. Może pomyślą drugi raz, zanim znajdą sposób na wywabianie mnie z mieszkania, bym im oddał piłkę. 

Problemem jest to, że na dziecińcu jest plac zabaw. Są huśtawki i dzieci też sobie w piłkę grają. Nie mam nic, to kilkulatków, które sobię kopią piłeczką między sobą, ale jak w grę wkraczają 11 i 14 latkowie, to piła aż huczy jak walą o ścianę i o barierki. 

I wiecie co? Prać gnoje trzeba aż zapamiętają. Nie znęcać się! Prać! Nie do pomyślenia jest to co wyprawia ten naród. Jak z tego ma wyrastać społeczeństwo jeśli zawsze jest tatuś lub ktoś za plecami kto powie, że wina jest po "mojszej" stronie. Zrobiło źle, w dupę! Klapa! Nie żelazkiem, tylko normalnie. Nawet psa nie nauczymy gdzie ma srać, jak w tyłek mu się nie da... Teraz dzieciom wszystko na sucho uchodzi, wszystko im wolno, a jak ktoś im zwróci uwagę to jest wrogiem narodu. 

Będę tępił głupotę aż mi zbraknie sił! I nie wazne, czy to waż kochany wnusio, chrześniak czy ktoś inny. Jak zasługiwać będzie wydrę się na niego, aż się poryczy i po ojca pójdzie. Bez mrugnięcia okiem!!!





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Soboto-niedzielnie... || 70.46km

Niedziela, 31 maja 2015 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Mała cegiełka na koniec maja. Oj ciężko... po sobotniej pracy pojechałem do rodzinki pod Nasielsk. Nie dojechałem. Nie dość, że się pochmurzyło, jakby miało padać, to jeszcze wiało mi w twarz. Do tego morale mi spadło bardzo i po prostu totalnie mi się odechciało... Na sam koniec tej katastrofalnej trasy, zaczęło padać. 
Oczywiście na miejscu juz nie padało, ale co tam... Aga zgarnęła mnie autem brata z drogi z rowerem.

Zrobiłem szwagrowi koło, wymieniłem kilka szprych i zjedliśmy conieco z grila. Do tego piweczko i spać.

Kulka.


Kicia

Niedziela to głównie rocznica komunii. Potem obiadek, potem jeszcze drugi obiadek... i deser i lody... pfff. Jak w końcu sie ewakuowaliśmy z imprezy to byłem napasiony jak beczka. Szybki relaks na słońcu a potem rowerkami do domu. Znów z skawami, z dużymi sakwami... lekko nie było. 

Ostatnio coś mam przemęczenie tego rowerowania. Odczuwam po prostu, że nawet mały dystans jest ciężki. Ten sezon totalnie nie czuje tego "flow" do jazdy. Może po prostu trzeba mi odpoczynku...?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy - zwyczajnie z lamborgini || 14.00km

Wtorek, 26 maja 2015 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
Wiecie co jest wujowe? Wujowe jest mieszkać w jednej klatce z osobami, które potrąciły Agnieszkę. Ona i on mieszkają w naszej klatce tylko dwa piętra wyżej. I co? Wczoraj jego spotykam dziś Aga spotyka ją. Oczywiście gadka klasyk "jak tam pani się czuje" - dobrze, że się pyta. To miłe, ale jednocześnie opowiada, jak to obejrzeli sobie jednak nagranie "bo wie pani mój mąż ma znajomości"... na nagraniu widać ponoć tylko ten moemnt jak kobieta podjeżdża do skrzyżowania i Agi nie widać bo potem kamiera się odwraca. Dobrze, więc że udało sie kasę od nich wyciągnąć wcześniej, bo po nagraniu tylko by dalej zwlekali z płaceniem. 

Dziś testowałem też Lamborgini. 


A oto kilka fotek:

















Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,