Do pracy!, strona 32 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Do pracy!

Dystans całkowity:14811.53 km (w terenie 196.14 km; 1.32%)
Czas w ruchu:120:08
Średnia prędkość:21.40 km/h
Liczba aktywności:469
Średnio na aktywność:31.58 km i 1h 56m
Więcej statystyk

Do pracy 42 - Poniedziałkowe przebudzenie || 10.00km

Poniedziałek, 31 marca 2014 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Po obfitującym w kilometry weekendzie czas przyszedł na poniedziałkowe pojechanie do pracy. Towarzyszyła mi Agnieszka, która na drodze kupna nabyła w naszym sklepie lampeczkę do szosy. 

Dzień w pracy minął spokojnie, a od klientów dwóch usłyszałem dziś, że jestem dobrym sprzedawcą. Co tu dużo mówić, było to bardzo miłe! 

Sporo serwisów, bo po weekendzie ludzie po przyprowadzali nam do sklepu rowery do naprawy. Cała masa dętek do wymiany i jakieś pierdoły. Kasa się kręci w bufecie serwisowym, ale pracy nie ubywa. 

Od pewnego czasu mamy do pomocy nowego kolegę "G". Kolega po 40tce, a mentalność 18latka. Szajbus straszny i napaleniec na rowery. Zachowuje się, jak dziecko w składzie z zabawkami. Wszystkie rowery by "testował" i każdy jeden mu się w jakichś sposób podoba. Denerwujące jest to, że zamiast poświęcić czas na pracę wolne chwile pomiędzy klientami, on poświęca na ogladanie rowerów i ich ujeżdżanie. 

Szczyt wszystkiego, nastapił, gdy z klientami wyszedł aby ich dzieci mogły się na rowerze przejechać, zanim go kupią, a on zamiast rozmawiać z rodzicami, sam jeździł na rowerze za dziećmi. W dodatku zabrał jakiś za mały rower. Wyglądało to dość komicznie, on jeździł po placu a za nim dwójka dzieci a rodzice jak te kołki stali sami sobie pozostawieni.

Nie rozumiem tego człowieka;P

Cóż nie ma ideałów jakoś to przetrawię:)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 41 - Sobota || 18.72km

Sobota, 29 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Dziś sobota, po wczorajszej dwusetce, jechało się "spoko", choć gdzieś w zakamarkach czułem, że "wiatr jest za silny" "koła nie napompowane" i tego typu przeciwności, które na pewno sprawiały, że rower jechał wolniej. Niestety w serwisie sprawdziłem, że ani jeden ani drugi powód nie był tym decydującym. Po prostu wychodziło zmęczenie. 

W pracy kocioł na cztery fajerki, ludzie ludziska, duże wymagania i niezrealizowane marzenia. 

Po pracy wizyta w domu rodzinnym w poszukiwaniu podstawki do gps, gdzieś mi się zapodziała. Niedobrze bo w niedziele chcemy jechać dalej i z nawigacją może być kłopot. 

Podczas powrotu z pracy na drogach pełno świeżaków, cała masa laluń z za-niskimi siodełkami, napakowanych facetów z podwiniętą prawą nogawką i wielu innych równie atrakcyjnych rowerowych maniaków. Podczas jazdy, próbowałem nawet jednego takiego dogonić, ale skończyło się to wpadnięciem w dziurę i odpuściłem. 

W domu relaks i przygotowanie do sezonu, założyłem noski i posmarowałem łańcuch. Szosa w pełni sezonowa już jest, nic tylko nabijać kilometry. No i oczywiście robić wpisy:P

Leń mnie opętał i nie chce mi się ruszyć z domu a słonce zachodzi... chyba skończy się nocnikiem i testem nowej kamizelki którą polecił nam PrzemekR





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Szalony pomysł - diabelskie wykonanie! || 260.00km

Piątek, 28 marca 2014 · Komcie(4)
No to działo się dziś i to nie mało. Jako, że piątek teraz mam na 14tą, to zdecydowałem się na szalony przejazd. W sumie nie wiedzialem co z tego wyjdzie, a wyszło całkiem sporo.  Wyjechałem z domu po północy z planem do wykonania 200km. Miałem zrobić trasę i wrócić do domu, przespać się z 2h i pojechać na 14ta do roboty. Wyszło inaczje. Długo czekałem na ten dystans, bo nie było czasu aby go zrobić w warunkach pracowych i głód narastał do granic. W końcu gdy wypuściłem się z domu za zgodą żony,  diabeł we mnie ożył

Najpierw standardowo do Warszawy, tam zdecydowałem sie na przejazd do Starzyńskiego i jazdę przez Wolę, bo chciałem uniknąć odcinków nieoświetlonych w Broniszach. Z dobrą muzyka w uszach, przejechałem przez Stolicę. O dziwo, było naprawdę ciepło noc 8 stopni. A na liczniku i pustych ulicach 26-28km/h - jednak szosa to szosa. 

Po wpadnięciu na trasę poznańską, włączam audiobooka i nurkuje w ciemność. Na zmienę jest przeplatana z oświetlonymi odcinkami w miastach. W Sochaczewie przez obwodnicę i na Łowicz. Jedzie się spoko, ale tam już czuje że mi marzną stopy. Temperatura około 5 stopni, nawet para z ust leci. Dobrze jednak mi się jedzie a prędkości nie widzę.

Przed Łowiczem planuje zrobić odwrót, ale ciemności nieprzeknione a nie chce mi się schylać i patrzeć jaki dystans, w myślach dodaje sobie otuchy, że i tak mam zapas więc, zawrócę w Łowiczu. W jednym z bardziej oświetlonych miejsc orientuje się, że przekroczyłem 100 km. Zawracam więc czym prędzej i z poczuciem, że teraz będę tylko w kierunku domu jechał - wracam. 

Jedzie się bajecznie. Leże na lemondce i pedałuje, nie wiem jaka prędkość, nie wiem co dookoła wpatruje się tylko w pas oświetlonego miejsca przed kołem. Podczas chwili rozluźnienia zapominam, że droga mimo pobocza ma też rów i spadam z asfaltu na piasek. Podrywam się z Lemondki i wyprowadzam rower znów na asfalt. Niewiele brakowało, a zakończyło by się to ostrą glebą. Serce mi wali, bo się wystrachałem ostro. Adrenalina pulsuje więc dokręcam. Klik i kolejny bieg wchodzi na kasetę. W oświetleniu widzę, że lecę 30km/h. Co ta adrenalina robi z człowiekiem. Na tym energetycznym kopie jadę jeszcze spory kawałek, a potem redukuje i znów pedałuje swoim tempem. 

W Sochaczewie gubię się nieco i w pustym mieście, pełnym opuszczonych fabryk  czuje się strasznie nieswojo. Jakaś osoba idzie chodnikiem chwiejnym krokiem i coś tam bełkocze pod nosem. Nogi chcą przerwy a ja za nic nie chce "relaksować" się w takim miejscu. Wyplątuje się z gąszczu ulic i jadę do Żelazowej woli. Na parkingu przed muzeum siadam sobie przy latarni na parkingu i zjadam i zapijam... Relaksuje się, bo czuje, że mam zapas. Gdzieś po głowie tłucze mi się, że może pojadę dalej. 

Siedzenie mi nie idzie;) Nudzi mi się, więc wsiadam i jadę dalej. Zmieniam audiobooka, na muzykę i gnam sobie pustymi ciemnymi uliczkami do Leszna. W Lesznie wypatruje słońca, ale okazuje się, że do wschodu jeszcze czas. Przelatuje przez miasto więc i gnam w ciemność. Przez Kampinos jedzie się w ciemnościach tak przenikliwych, że czuje się jakbym rowerem przez sam środek lasu jechał. Co jakiś czas wypatrywałem czy czegoś na drodze nie ma, lub czy jakaś zwierzyna się nie wybrała na spacer. Ten odcinek jadę więc, bez lemondki. 

Do Nowego Dworu dłuży mi się niemiłosiernie, wreszcie postanawiam zrobić sobie przerwę. Zjeżdżam na pobocze, siadam na jakiejś wydmie i gaszę lampki. Ciemność - dookoła las i droga pośród sosen. Wyciągam się na piasku i nucę sobie piosenki z mp 3. Spędzam na postoju jakieś 40 minut. 

Nowy Dwór to już na niebie się szaro robi. Miasto się budzi, ruszają auta do Warszawy i ciężarówki z wędlinami. Pędzą ludzie do tej stolicy jakby im mieli wjazd zamknąć. Na pustej trasie co jakiś czas mija mnie auto grubo ponad 100km/h.

Decyduje się jechać na Janówek. Świt, nad głowa, pochmurno i morale spada. W Janówku skręcam na Wieliszew i na rondkach ruszam na Dębę. Na zaporze robię sobie kolejny dłuższy postój na przystanku autobusowym. Łapie mnie drzemka. Śpię chyba z 20 minut. Budzę się nagle przerażony i szukam roweru. Podrywam się na równe nogi jak oparzony. Rower stoi na przystanku obok mnie a po drugiej stroni siedzi jakaś pani. Zdziwiona moją reakcją uśmiecha się:
- coś panu się złego przyśniło?
- eee słucham?
- bo tak się pan poderwał...
- nie nie to znaczy przepraszam, chyba mi się przysnęło.
- no wczesna pora jeszcze. Wie pan nie wiem, czy z tym rowerem kierowca zabierze do busa.
- nie nie ja nie na busa czekam.

Kobieta jeszcze chwilę podyskutowała i pożyczywszy jej dobrego dnia jadę dalej. Tak mi głupio było, a jednocześnie cieszyłem się, że nie zginął mi rower, podczas gdy spałem. W Jachrance wiatr pomaga i wychodzi słońce. Robię rundkę przez Zegrze i mknę w dół. Na dole po wjechaniu do Wieliszewa, przebieram się z Softshella i pruje dalej. Znów robię nawrót i znów na Dębę. W końcu decyduje się na Lotny finisz w Legionowie. Nowy asfalt z Zegrza do Legionowa niesie mnie 32/33 km.h. 




Jak ja to zrobiłem? Nie wiem...:) To była szalona jazda na mega spontanie!

I wiecie co? Chcę więcej!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 38 - Poranne zamotanie || 12.00km

Środa, 26 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Kręciłem sie po domu z rana, bo miał przyjść, ktoś oglądać domek przed kupnem, facet nie pojawił się i dopiero dowiedzieliśmy się o tym jak Agnieszka do niego zadzowniła. Sam nie wpadł na pomysł aby nas poinformować o nieobecności.

W pracy dużo roboty przeróżnej, "X" obładowany serwisami, i zaczyna się nie wyrabiać, ja mu staram się pomagać, ale często wzywany jestem na sklep do pomocy w sprzedaży i często znikam w czeluściach salonu. Mamy od wczoraj nowego pracownika, troszkę zwariowany "Q". Długo by opowiadać, najważniejsze, że pomaga w składaniu rowerów i odciąża nas nieco. 

W ciągu dnia kilka sympatycznych klientów się trafiło, co nieco odciążyło mnie psychicznie. 
Po pracy wpadłem do rodziców, po słoiczki. Chwile pogadałem i poopowiadałem. Do domu wróciłem po 20:45, niby nie późno, ale czułem jakby to nie wiadomo jaka późna pora była. Nie mogę odbić się od tego poczucia przemęczenia chronicznego. Wracam po 19 do domu zjem coś i do łóżka spać. Po prostu nie mam siły na nic więcej.

Odkąd pracuje w nowej pracy schudłem już ponad 2kg. Więc zamiast odchudzić rower po jego remoncie - odchudziłem siebie. Tylko ciekaw jestem jak wypada sprawa moich sił. Niebawem mam nadzieje się przekonam!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 39 || 10.00km

Środa, 26 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
No chyba jest jakiś precedens bo robię wpis z pracy jeszcze tego samego dnia co się zdarzenia toczą. 
Do pracy rano jechało się nijak, ni to zimno ni to ciepło - nie wiadomo jak. Najważniejsze, że na szosie. 

W pracy znów kocioł dużo serwisów a dziś "X" od czternastej pracował bo tak teraz odbieramy sobie godziny, których przerabiamy sporo ponad normę, wyznaczoną przez ustawę. Odklepałem sporo rowerów, sporo maszyn przeszło na jasną stronę mocy (jasna strona mocy - zrobione, ciemna zaś - czekają do zrobienia). Robiłem jedną po drugiej, a dochodziły inne zadania i kolejne spoza szeregu, w pewnym momencie zapętliłem się i utknąłem w rozdrożu kilku poleceń na raz. 

Potem dzień się zepsuł, szef po porannym treningu na szosie, wrócił jakiś nie teges i opieprzał za byle pierdoły. Na sam koniec dnia miałem już po prostu dość... Atmosfera dziś była bardzo napięta od rana... Jakiś taki ten dzień był jakby każdy włosiennice nosił -  wszystkich coś gryzło.

Po pracy do domu po ciemku i bez lampek. Zdecydowałem się w końcu coś z tym zrobić. W domu jednak byłem tak najeżony i taki zmęczony, że czułem, że nic z tego nie wyjdzie. Agnieszka zrobiła mi bardzo mleczną kawę i odżyłem. Zamontowałem bagażnik sztycowy i licznik wrócił na swoje miejsce. Znów zamontowałem przednią mrugaczkę i kombinuje coś z tylną aby również zagościła w odpowiednim miejscu. 

Rower będzie potrzebował jeszcze jakiejś dobre oslony na ramę od łańcucha i będzie komplet chyba. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 37 - Hulaj szosa, piekła nie ma;) || 10.00km

Poniedziałek, 24 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Ciekawie dziś musieliśmy wyglądać z Agnieszką gdy jechaliśmy do pracy. Ona jechała na MTB, a ja podczepiony z tyłu za jej sakwę, holowałem się na szosie. Nie miała ona ani supportu, ani pedałów, jedynie hamulce. Było momentami niebezpiecznie, bo nie było jak nóg położyć na ramie i nie raz mi  się noga ześlizgiwała i huśtało mną - "mniota nim jak szatan"

W pracy byłem po dziewiątej z minutami. Zabrałem się do pracy. Zamontowałem support, korbę, łańcuch. W ruch poszły nowe linki powlekane teflonem i nowe pancerze z czerwonymi końcówkami. Rower do kupy złożony i hula, niebawem wprowadzę w życie plan wieczornych rundek.

W pracy nowy pracownik... Dziwny jakiś facet po Lingwistyce około 35 lat. Taki z teczka, niezrównoważony, ale o tym kiedy indziej. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 36 - Wesoła sobota || 23.00km

Sobota, 22 marca 2014 · Komcie(4)
Kategoria Do pracy!
Sobota dziś była zwariowana, ale ku mojemu zaskoczeniu, nie było kotła. Bylo spokojnie aż zanadto. Wyrabialiśmy się ze wszystkim i nie było spinki. Pewnie piękna słoneczka pogoda sprawiła, że ludzie wyszli na rower zamiast iść na zakupy. Sprzedałem chyba ze dwa rowery i kilka do jazdy przygotowałem. Jakiś montaż błotników jakiś jeden licznik, i chyba jeszcze raz błotniki szybkie;) Mało upierdliwych klientów i chyba tylko jedna obrażona pani. 
- ja chcę ten rower w innym kolorze obejrzeć!
- Dobrze, mogę pani pokazać na stronie krossa jakie inne kolory ma ten model
- Ja w internecie widziałam zdjęcia, chciałabym zobaczyć ten rower naprawdę!
- Obawiam się, że w tej chwili nie jest to możliwe, mamy rowery w kartonach na górze i jeśli zdecyduje się pani na inny dostępny kolor w rozmiarach jakie mamy u nas dostępne będzie można go dla pani złożyć na poniedziałek. 
- Chodzi o to, że w internecie producent oszukuje z kolorystyką. Zdjęcia są przekłamane i podrasowywane graficznie i kolory są całkiem inne niż w rzeczywistości. O na przykład ten! W internecie mówią, że to szary ze złotym, a to jest ledwie jakiś marny grafit z żółtym lekko połyskującym.
- niestety przykro mi nie jestem w tej chwili w stanie przynieść pani roweru, ponieważ, jak wspomniałem są one pakowane w kartony.
- to niech mi pan zwiezie taki rower, ja chcę tylko zobaczyć kolor jaki ma rama.
- przykro mi nie mogę teraz tego dla pani zrobić. Magazyn jest dość spory i znalezienie odpowiedniego koloru i zwiezienie roweru na dół nie zajmie chwili. Możemy się umówić, że w poniedziałek dla pani przygotuje rower do obejrzenia.
- ach tak? No to do widzenia. 
- do widzenia;P

Po pracy odwiedziła mnie Agnieszka, która tego dnia zrobiła 4 km beze mnie:( Potem razem pojechaliśmy odebrać ramę z malowania. Piękna biel! Malowanie dostało też mocowanie bagażnika na sztycę. poprzednio, było ono szare a teraz do kompozycji dostało barwę stylowej czerni. 








Finałowy projekt dopiero wkrótce. Dojdzie element czerwieni i oczywiście korba i pedały, teraz natomiast w stanie surowym wygląda tak:




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 35 - Piątek weekendu początek || 12.00km

Sobota, 22 marca 2014 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Do pracy deczko dalej bo pojechałem do przychodni odebrać leki jakie sobie zamówiłem. Potem do apteki i dopiero do pracy. 
W robocie nie było wiele do pracy, tu jakiś przegląd mały, tu mocowanie bagażnika... i tak się jakoś dzień kręcił. Oczywiście nie obyło się bez fajerwerków z "X". Mieliśmy dziś ostrzejsze starcie. 

Przyjmowałem rower, bardzo stara i bardzo zaniedbana szosówka. Ciężko z częściami, bo koła na 27 cali a to już trudne do dostania. I tak staliśmy z klientem i dyskutowaliśmy co tu zrobić aby do ładu ten sprzęt doprowadzić. Biedny "X" przechodząc któryś już raz nie mógł przeżyć i rzucił do mnie przy kliencie:
"a co ty 40 minut ten rower spisywać będziesz?"
"tak, mam taki zamiar bo to ja go spisuje nie ty" - odpowiedziałem i wróciłem do spisywania zaleceń w związku z rowerem.

Jak "X" wrócił a klienta nie było, to się zagotował, poszedł do mnie, jakby chciał mi przywalić na 10 cm ode mnie i spieniony:
"ty mi tu synku nie podskakuj, ile ty masz lat żeby mi pyskować, wydaje mi się, że ja cię tu zaraz ustawie i to moment."
"posłuchaj, ja jak ty spędzasz czas na fajku czy w kiblu po pół godziny, to ci nie wyliczam, spisuje rower dłużej, bo tego wymagała sytuacja, jak nie wiesz o co chodzi to nie komentuj, a już na pewno nie przy kliencie. "

Rozeszliśmy się w atmosferze wojny. Później wyjaśniliśmy sobie nawzajem, a w sumie to ja wyjaśniłem sobie z "X" sytuacje. Podszedłem do niego i wymieniliśmy kilka zdań. Było szorstko, ale doszliśmy do porozumienia. Ja przeprosiłem go że tak mu odpowiedziałem, a on stwierdził "że to był tylko żart w moim kierunku". Wyszło na to, że "on niby żartował".  Była nieprzyjemna sytuacja, i zaskoczyło mnie w jaki sposób on do mnie podszedł. Jakby chciał się bić. 
Co zrobić palant jakich mało. Nie specjalnie się przejąłem nim. Bo akcje ma nie z tej ziemi. 

Klient przychodzi rower już prawie zrobiony, po czym okazuje się, że koło które mu przeplótł, zamiast na 8 to na 7 piaste założył i dziewiątka nie wejdzie. No to na następny dzień. Następny dzień klient przychodzi a "X" jeszcze reguluje przerzutkę. Czasu na fajka, na ;latanie za pierdołami zawsze znajdzie;)

Ja robię swoje, to o co mnie poprosi, robię dużo rzeczy zamiast niego. Staram się nie mieć "ale", bo jeśli coś potrafię zrobić to to robię a "X" nie będzie się  przecież zajmował czymś tak błahym jak przegląd, czy regulacja przerzutek. Mocowanie bagażnika? W życiu. On najchętniej dłubie coś w kołach, zakłada jakieś piasty i spędza sporo czasu na lataniu to tu to tam... nie wiadomo po co:P

Tego dnia byłem poza serwisem także na sklepie. Trafił mi sie klient, który wycisnął ze mnie całe umiejętności negocjacyjne. Niby w żartach, niby na serio namawiał mnie na rabat i to spory:
"wie pan bo ja nie jestem jeszcze na ten rower zdecydowany, i niech mnie pan przekona w jakiś ciekawy sposób"
" 3% tylko? Ale niech pan spojrzy za okno wiosna idzie lasy pachną a te trzy procent wydaje sie takie jeszcze zimowe, a przecież chce pan ten rower mi sprzedać"
"To może niech pan do szefa zadzwoni, powie, że stoi kolo pana klient chętny na rower i poprosi go o jakieś ekstra upusty"

i tak mi filozofował i mendził, bo rower 29er za 1760 był a on chciał go kupić z a 1500... No i chyba trafiła kosa na kamień, bo pomimo jego kolorowej gadki nie byłem mu dłużny:)
KLI: "no dalej, niech pan weźmie telefon i zadzwoni to szefa, pewnie ucieszy się, że pan ma takiego klienta i że sprzedał kolejny rower. I ja będę zadowolony z rabatu i pan zyska w oczach szefa"
JA: "Wie pan a gdyby teraz szef miał bardzo ważne spotkanie, którego wartość przewyższa te 1700 zł dziesięciokrotnie, i był w tym momencie w trakcie ustalania bardzo ważnych spraw dla firmy? Telefon z mojej strony o zwykłe 1700 zł myślę, że nie poprawiło mu humoru. I pan nie dostałby rabatu wcale a ja straciłbym w oczach szefa, który jest bardzo srogim szefem"

No i facet zamilkł... Kupił rower z 5% rabatem i odszedł zadowolony, jednak chyba sądził, że swoją jakże kwiecistą gadką  przegada mnie a tu trafił na równie dobrze giętą gadkę jak jego;)

Koniec dnia w zamęcie kilka serwisów na raz się trafiło... udało się jednak do ładu dojść i wyjść o przyzwoitej porze.

A już jutro odbieram ramę:D





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 34 - czwarek pełen przygód || 12.00km

Czwartek, 20 marca 2014 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Co się dziś w firmie działo, to przeszło najśmielsze oczekiwania...
no Matko - Bosko - Kochano!

Nie chce mi się całej historii opisywać, bo to by wymagało wyciągnięcia niedociągnięć "X"- a z przed tygodnia. Generalnie powtórka z rozrywki - klient stoi - rower miał być zrobiony, będzie na za chwilę i nagle okazuje się, że jednak na jutro;)

Co ja się będę przejmował, przecież "X" rządzi... ja nie składam rowerów jak prosił "D" zaraz zabraknie rowerów na salon i będzie chryja na całego...
Cóż jutro zapowiada się Meksyk bo dziś "D" nie było a jutro dowie się o czymś mało przyjemnym i znając życie skończy się awanturą. 

DO tego piątek i sobota słoneczne będą i sobota będzie kociołkiem!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 33 - dopiero środa || 10.48km

Środa, 19 marca 2014 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Odkąd czekam na zrobienie szosy, jakoś mi się dni dłużą, ten ciągnął się niemiłosiernie. Pracy było sporo a "X" wyszedł przed 16tą... no i zostałem sam. Oczywiście "X" zadbał o to abym musiał się za niego wstydzić. Przyszedł klient po rower który nie był zrobiony, a "X" rano wspomniał, że "jak będziesz miał chwile to skończ tego SCOTTA" no i robiłem go mimochodem. Patrze ,a tu klient. Zamieszanie totalne, bo "X" twierdzi, że rower był na tą sobotę "co ma być" klient zaś, że na "tą sobotę co była" i jeszcze raz telefonicznie przekładny był odbiór... No głupio mi było jak nie wiem bo koles po raz czwarty podchodzi odebrać rower i klapa.

Wielki "D" zdziwił się, w ciągu dnia, czemu robię serwisy, skoro miałem składać nowe rowery, rozłożyłem ręce, na co "X" stanął w mojej obronie i stwierdził, że to on mnie poprosił. D - odszedł usatysfakcjonowany odpowiedzią. A "X" knuje niecny plan. Wpadł na pomysł, że powinienem jeden rower z pudełka rozłożyć niech będzie na stojaku, a robić mam serwisy ( w domyślę zamiast "X") rower na stojaku będzie strachem na "D" bo jak przyjdzie, to będzie widać, że niby składam, a nie będę składał. Cwany plan "X" rozbija sie o podstawy  - rowerów na sklepie ubywa w tempie zaskakująco szybkim, i takie działanie skończy się niedługo pustkami i spadkiem obrotów sprzedarzy. Cóż mogę rzec... plan słaby ma "X", ale przynajmniej dobrze kombinuje, żeby się nie narobić. 

W sklepie nowość, mamy - "DING-DONG`a". Zamontowaliśmy sobie dziś bezprzewodowy dzwonek, którego pilot ma "M" na sklepie, a głośnik jest u nas w serwisie, jak są klienci w kolejce, czy na sklepie - rozlega się ding-dong i biegniemy. Lub lepiej powiedzieć, że ja biegnę, bo "X" ma: "ręce brudne w smarze". Troszkę tak jak w biedronce na kasach, tylko łagodniejszy dzwonek. 

Przez te kilka tygodni wolno i opornie ale przywykłem do "X" - taki z niego chłopek roztropek, taki głupek, a jednocześnie taka złota rączka. Nie zawsze mu się chce, a czasem mu odwala szajba, ale pogodziłem się z losem i jakoś egzystujemy. Zasada numer jeden - I do it fot money:) a zasada numer dwa: "X" jest szefem serwisu i mam go słuchać:P Tak mówił wielki D cóż więc ja mogę. 

Dziękuje dobranoc


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,