Do pracy!, strona 36 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Do pracy!

Dystans całkowity:14811.53 km (w terenie 196.14 km; 1.32%)
Czas w ruchu:120:08
Średnia prędkość:21.40 km/h
Liczba aktywności:469
Średnio na aktywność:31.58 km i 1h 56m
Więcej statystyk

Do pracy 40 - Wczesne wstawanie || 42.19km

Piątek, 27 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!

Wyjazd do pracy po raz czterdziesty. Po długim po-wypadkowym wolnym wstanie wcześnie rano było katorgą. Udało mi się jednak zwlec z łóżka i wsiąść na rower. Postanowiłem wyjechać wcześniej i dojechać aż do Wieliszewa, gdzie czekać miała SKM gotowa bym do niej wsiadł.

Dojazd po ciemku po dziurawym z kostki chodniku, to żadna przyjemność, nie miałem jednak ochoty sprawdzać refleksu kierowców na ciemnej o 6 rano drodze do Zegrza.

Do Warszawy jechałem w pustej SKM, ledwo co ludzi widać a przestrzeni tyle, że i 10 rowerów by się wlazło. Przyjemnie więc sobie drzemałem a rower bujał się z lekka podczas jazdy. Zanim się obejrzałem, trzeba było wysiadać. Na Wschodniej już więcej ludzi, jednak nadal miasto wydawało mi się takie opuszczone. Droga do pracy przebiegła w asyście innych rowerzystów. Nie tylko ja w ten dzień tak rano jechałem do pracy. Z przeciwka minąłem dwójkę pedałujących a jeden z kolegów na siodełku wskoczył przede mnie. Skubaniec nieźle cisnął, bo ledwo go dogoniłem. Mój trud okazał się bez celowy bo koleś pojechał w innym kierunku. Satysfakcja z jego dogonienia jednak była a i rozbudziłem się nieco w chłodzie poranka.

W pracy leniwie, i robota jakaś taka wymuszona. Szukała nam szefowa chyba zajęcia bo z 24 osób było nas szóstka tylko. Obdzwanialiśmy więc dziwną bazę klientów pytając ich czy mają drukarki i komputery oraz dostępy do internetu. Głupiego robota, ale prawie 100 telefonów wykonałem.

Z pracy zdecydowałem się wracać rowerem. Miało być z wiatrem a i ja miałem smak na ciepło-wieczorne pedałowanie. Moje oczekiwania potwierdziły się. jechało się pysznie. Chodnikami, i dziurawymi krawężnikami, jednak mimo, to szybko. Na ulicach w dalszym ciągu pustki, na pasach sporo miejsca, nikt nie wymusza a kierowcy nie trąbią na siebie no i nie było powrotnego korka do Legionowa.

Dużo frajdy sprawiła mi dziś ta jazda z wiatrem przy 8,6 stopnia. Musiałem sobie głowę oczyścić po nawale spraw jakie się zebrały w ostatnim czasie. Dawno nie było takiego Grudnia ciepłego nie wiem ile potrwa ta dobra passa toteż cisnę w tym miesiącu w opór. Statystyki pokazują, że jest wyraźnie więcej kilometrów niż w poprzednim - listopadzie. Nie dziwota to, gdyby nie brać pod uwagę świąt, pracy i wypadku. Wszystko ostatnio na Głowie staje... nie poznaje sam siebie nie poznaje;/




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 38 - Ciepło || 22.53km

Poniedziałek, 16 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Do pracy na rowerze - zaskakujące nie? No, ale jak to ja, nie napiszę tylko:
DOM prac DOM , czy innego tego rodzaju wpisu. Pomarudzę wam tu ponarzekam i pożalę się... zawsze bowiem jest powód aby się pożalić...

Dziś pożalę się na SKM, która po zmianie rozkładu znów nie jest podstawiana tylko "przelotowa" z Wieliszewa. S9 stoi jak poprzednio moja s3 a ja stoję i marznę czekając na s3... Chyba zacznę ją atakować (S3) w Wieliszewie na peronie, coby sobie wsiadać na luzie bez stresu itp.

W pracy ciężko. Sporo roboty, dużo obowiązków i mało perspektyw. Nie chce mi się tu opisywać wszystkich goryczy jakich doznaje ostatnio. Niebawem poopowiadam, ale teraz, teraz nie chcę siać emocji negatywnych. Żyjmy świętami nowym rokiem, i róbmy tak jak chce "góra" udawajmy, że nic nie widzimy i pracujmy z uśmiechem czekając na lepsze jutro.

Powrót z pracy SKM potem z Agnieszką na zakupki i do domu.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 35 - Wtorek trudnych chwil. || 22.53km

Czwartek, 12 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Nadrabiam wpisy, więc proszę o wyrozumiałość dotyczącą ich treści. Dołożę wszelkich starań, aby ich zawartość nie była lakoniczna, choć przyznam, że dawno takiego zrytego tygodnia nie miałem w pracy.

Już od rana dzień postanowił być dla mnie uszczypliwym. Zaczęło się od mrozu a potem było tylko "Weselej". Nocno-poranne wyjechanie przy -6 było, mimo chłodu dość orzeźwiające. W pociągu tłok jak dawno nie było i standardowe problemy przy wysiadaniu... Podróż umilała mi para dwojga ludzi piorąca swoje brudy na siedzeniu obok mnie. nie krzyczeli głośno, ale na tyle donośnie rozmawiali, że pewnie pół pociągu ( a przynajmniej ta część bez słuchawek w uszach) słyszała, że:
"on z jakimiś dziwkami chodzi na siłownie"
"a ona mu regularnie telefon przegląda"

W pracy było ciężko. Nie mogłem rytmu złapać, a agresja jaką wzbudzali we mnie klienci i niechęć do uprzykrzania się ludziom przez telefon, była dziś wyjątkowo wysoka. Efektem była niska nota "leadów" jakie przekazuje codziennie do innych sprzedawców i bardzo niski poziom zadowolenia personelu przełożonego.

Wyszedłem z pracy z watą w głowie... mózg z waty i sił brak. Poddałem się i wróciłem pociągiem. A zamiast grzecznie jechać do domu i jechać później drugi raz z po Agnieszkę, poczekałem u niej - drzemiąc na zapleczu i czytając gazetkę z empiku - do 19ej


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 36 - Środa średnia || 22.53km

Czwartek, 12 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
W środę, jak to w środę jesteśmy w trudnym położeniu, zmęczeni polową tygodnia i przygnębieni kolejna połówką do przepracowania. Dodajmy do tego zamieszanie w rpacy związane z - pracą, daje nam to obraz rozgardiaszu.

W dziale były mikołajki, od progu dewotki gdakały że trzeba prezenty kłaść, że trzeba "tam tam" stawiać i wszystkie ćwierkały podekscytowane jak nieboskie stworzenia. Mikołajki się odbyły, oczywiście w atmosferze "przecukrowanej u wymuskanej uprzejmości wszystkich dla wszystkich". Nie obyło sie, tez bez rytualnego chodzenia pomiędzy stanowiskami i słów: "co dostałaś/eś". W każda torbę trzeba było zajrzeć obejrzeć pomacać kto co dostał. A najlepsze było to, żeby od razu wyrazić sobie miedzy sobą, że ten temu to czy tamto fajne kupił. W ten sposob bez potrzeby wiedziałem kto komu co kupił i czy "im/jej/onej/owej" sie to podoba czy nie. W dobrym tonie było wyrazić oczywiście dobra opinię a tą niepochlebna wyrazić, miedzy sobą w tzw kuluarach. Na tyle mało dyskretne te kuluary, że wystarczylo udawać, że się rpacuje a już wiedziałem, że pani Monice podobało się coś, a za chwile jak koleżanka wyszła wiedziałem już, "ale tandetę jej kupili, a to srebro to pewnie tylko powłoczka, zetrze się. "

Tego dnia była też faza na wróżenie obrączką na sznurku płci dziecka... oczywiście podczas przerwy obiadowej całe stado "kurek" się zleciało i w gronie wzajemnej adoracji i roześmiania i uwielbienia, wróżyły sobie (a od koleżanki z innego działu w ciąży) zaczęły. Bo to przecież "działa". Na dowód wystarcza słowa wróżącej, że u niej jak wróżyła to każdemu się sprawdziło. No paranoja na kółkach, każda brała wynik wróżby tak do serca, jakby to było co najmniej "usg przyszłości". A żadna (poza wcześniej wspomnianą) nie jest w ciąży. No ale całe szczeście wie, już że pokoik musi na dziewczynkę lub chłopca szykować... co za ulga...

Za mało leadów, za mało, za mało, za mało, za wolno, za bardzo mało, za mało ...
I tak można by rozprawiać o moim pozostałym dniu jaki mi mijał w akompaniamencie uszczypliwej przełożonej, której wyjątkowo się nudziło, po tym jak już obejrzała wszystkie prezenty i poznała płeć nienarodzonego dziedzica. Miała czas i nudząc się co jakiś czas czepiała się nas z kolega - siedzących najbliżej jej biurka.

W domu pyszne pierogi i szybko do łóżka spać, bo ilość wrażeń była przytłaczająca!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 37 - Klasycznie i na wznak || 25.00km

Czwartek, 12 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Rano dojazd w ciemnościach, moja tylna lampeczka wyczerpała się i mruga tak dyskretnie, jakoby nie mrugała. Na obwodnicy dostałem toteż, siarczyście klaksonem od kolegi z za kółka. Niepocieszony był moją obecnością o 6:15 na pustej dwupasmówce w stronę przeciwną do Warszawy. Całe szczeście, że te klaksony mają, bo akurat ziewałem, to pewnie był w obowiązku mnie dobudzić. Fakt adrenalina mi strzeliła, bo fachowo budzik zapodał, z za pleców i bez zmiany pasa tuż obok mojego roweru w tzw martwej strefie. Zbliżyłem się do rowu niebezpiecznie blisko, bo tam już ekranów nie było, toteż poza pobudką miałem też troszkę jazdy na krawędzi.

Dziękuje Kierowco!

Przed samą pracą jak dojeżdżam muszę wykonać niebezpieczny skręt w lewo do siedziby firmy. Początkowo robiłem to klasycznie - ręka w lewo, wolne (bardzo wolne) zjeżdżanie do środka i szybka modlitwa do bogów, aby ten trzeci wyprzedzający mnie kierowca jednak zaprzestał manewru zanim mnie potrąci. Wreszcie oczekiwanie na osi jezdni aby mnie z przeciwka puścili (poranny szczyt w okolicy magazynów) i ponowna modlitwa aby ci z tyłu zaspani jadący do pracy, dostrzegli, że stoje na środku drogi i czekam na skręt w lewo.

ostatnio jednak opracowałem - mniej śmiercionośną (tak mi się zdawało) metodę. Zaraz za skrętem do firmy (na którym muszę skręcić i stoję na ulicy) jest przystanek a przed nim pasy. Jadę wiec na przystanek i skręcam na kawałek chodnika i na pasy. Robię nawrót na chodniku i ustawiam się prostopadle na pasach by przejść na druga stronę. Oczekuje na przepuszczenie mnie przez sznurki aut jadących porannych korporacyjnych szczurów. Zaletą jest to, że ma pełną widoczność na oba kierunki aut jadących (wcześniej nie widziałem co było za mną).

Dziś po raz kolejny wykonuje manewr i czekam na pasach. Jadą, jadą, jadą, jadą, jadą... dwie minuty później znów jadą, nic nie zmienia się. Kiedy dosłownie przepuściłem prawie 50 aut drgnąłem lekko przyswajając się do pasów, aby kierowcom zasygnalizować, że jednak przepuszczenie jednego pieszo - rowerzysty, na pasach, nie opóźni ich dotarcia do pracy w znaczący sposób.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki kierowca pierwszy zwalnia i (naprawdę bez wymuszenia) puszcza mnie dodatkowo dając mi znak światłami, że mogę iść. Ba on mnie nawet ręką zachęca do przejścia. No to idę idę, ale podkusiło mnie aby się w prawo spojrzeć. Pan w busie wiozącym coś na pace jedzie, jedzie, jedzie, a jechał z daleka, toteż widziałem jak jedzie i on widział mnie. Gdy więc doszedłem już do osi jezdni byłem prawie pewien, że to przelotowy był bus, bo tylko mi przeleciał przed kołem przednim (byłem już po drugiej stronie podwójnej ciągłej na pasach). Facet mnie widział, widział, że idę bo uciekał ode mnie prawie do krawężnika o który przytarł kołami gdy minął pasy. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że krawęźnik to tam ma z 15-20 cm. Na oko z 40km/h to miał gdy mnie "mijał" na przejściu, za pasami zahamował w sposób niejednostajny i zdecydowanie przyspieszony. Zdaje się, że nawet chciał ze mną rozmawiać, ale oddaliłem się dostojnie w kierunku firmy toteż odjechał - uprzednio oceniając stan swoich prawych felg w busie. Ciekawe o czym chciał rozmawiać? Hmm? O nowej geometrii jego busa transportera?

I co? gdybym sobie szedł do końca dziarsko - jako ten śmiały pieszy - pewnie, pisali by dziś coś na TVN Warszawa, że rowerzysta, że potrącony, że na pasach i że było pochmurno.

W pracy - co to się działo, to ciężko opisać. Dawali mi dziś tyle sprzecznych poleceń, że równie dobrze mógłbym dziś napisać, że niebawem będę specjalistą od wszystkiego. Ulubione powiedzenia szefostwa?
"nie wiem jak ale ma to być zrobione"

Ulubiony dialog z klientem?
"proszę mi podać adres mailowy"
"www.firma kowalskiego.pl - niech pan wyślę na ten mail ofertę"

Dobranoc!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 33 - Finish... walka o każdy oddech || 21.46km

Piątek, 29 listopada 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Piątek był tak niesamowicie trudny jak nigdy. Dużo pracy, dużo nerwówki i ogólnie wiele niedopowiedzeń. Jedni mówią tak inni inaczej, ciężko połapać się kogo słuchać.

Bardzo nabuzowany wychodzę w ten piątek z pracy i nie będę opowiadał wam szerokiej litanii dlaczego tak było, bo zwyczajnie nie chcę do tego wracać. Prawda jest taka, że mam teraz 9 dni wolnego i zamierzam to wykorzystać na naładowanie akumulatorów wewnętrznych oraz poprawienie stanu mojego krótkowzrocznego licznika dystansów;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 32 - Czwartek i zmęczenie || 23.56km

Piątek, 29 listopada 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Czasem siadam i opuszczając ręce - nie mam siły. Mam kryzys... mam dość i chyba staram się sobie sam usprawiedliwić. Wmawiam sobie, że to ta pogoda ta pora roku i tak dalej. Poranek był trudny. Spałem mocno, wstawałem powoli i cierpiałem na siodełku. Zapowietrzyłem się codziennością i jednocześnie przerosły mnie ambicje jakie sobie wewnątrz siebie postawiłem. Chciałem zbyt wiele i starłem się z murem, którego nie mam na razie jak przejść.

Nie powinienem słuchać takiej muzyki, nie powinna mi się podobać i wiele innych rzeczy pewnie nie powinno mieć miejsca. Nie zmienia to faktu, że ten kawałek w stanie mego ducha jaki obecnie panuje, bardzo mnie uspokaja.

Z pracy wracałem pociągiem, odwiedziłem rodziców, uzupełniłem wieści, pogadałem. Szkoda, że nie do końca pomogło to w uspokojeniu wnętrza. Zmęczony pojechałem po Agusie i oboje wróciliśmy już razem do domu.

Nie ma czasu na oddech głębszy niż ten, który pozwala przeżyć. Brak miejsca na radość, nie dłuższą niż satysfakcja z odjazdu do pracy o czasie.

Powietrza...


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 29 - Poniedziałek ja nie mogę bo... pomagam mamie... || 25.90km

Wtorek, 26 listopada 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
W życiu są takie chwile kiedy ci się nie chce. Mi się najczęściej nie chce w poniedziałki a myśl, że czeka cię cały tydzień robienia czegoś "pfe" jest tak samo "pfe" jak gdybyś robił coś "ble". - Złota myśl! Zapiszcie to koniecznie!


Zimno, SKM znów nie była podstawiona, wieje i zmarzłem bo zapomniałem, że Idze zima i się za lekko ubrałem. Generalnie bywało lepiej... ale cieszmy się transport Coca coli jedzie już do Polski i idą święta!

Ot tyle w temacie poniedziałku


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 30 - Historie korporacyjne || 29.96km

Wtorek, 26 listopada 2013 · Komcie(8)
Kategoria Do pracy!
Czara ognia... przepełniła się dziś! Dosadnie jak w Haryym Potterze - będzie grzmocić i sadzić piorunami. Opowiem wam bowiem historię tak straszną i mroczną, że aż niezrozumiale niesprawiedliwą.

W naszym dziale zatrudniono jakiś czas temu pewną osobę. Jest to chłopak lat - tyle ile się ma jak się liceum kończy - nazwijmy go Kamyk! A więc Kamyk został zatrudniony i nie byloby nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że jest synem starszego kamyka z naszej firmy, jako, że starszy kamyk to nie jakiś podrzędny żwir, tylko węgiel o potencjale diamentu to kamyk traktowany jest wyjątkowo.

Podczas gdy w dziale dostaje się opierdziel za to, że ktoś spóźni się 5 minut do pracy kamyczek może przyjść sobie do pracy na 8:45 a czasem na 9 i nie ma w tym nic dziwnego. Po prostu wchodzi i jest. W dziale uchodzi za dzieciaczka, którego wszyscy się litują, ale jego błoga nieświadomość zachowań jakie przystają wśród "dorosłych" jest przerażająca.

W dobrym tonie - wg jego mniemania jest ponarzekać, że musiał jechać rano autobusem, bo tata go nie zabrał na 9 tą do pracy. Tak samo warto nadmienić działowi, że po pracy tata zawiezie go na siłkę, lub że "lipny dzień ma bo mu przenieśli trenera z siłowni do innej". Ból i empatia jaką wzbudza sprawia, że mamy czuć się otoczeni jego bólem jednakowoż jak on sam w owym się nurza.


Dziś przyjechał jak człowiek na ósmą i to był nawet za 10 ósma, czyli już wiemy że może tylko nie chce. Za to pół dnia cierpiał, że się nie wyspał, że on nienawidzi komunikacji miejskiej i że w tym ścisku nie będzie jeździł. Oczywiście cierpiał także, że musiał wstać "rano".

O ile jest jeszcze młody i strasznie nieopierzony, to jednak pośród osób w firmie jest jednym z niewielu facetów i szkoda mi go zjechać za te jego narzekania. Bo jest sąsiadem z biurka obok, nie mniej jednak trafiłem pomiedzy kobietę 68 lat i młodzieńca 18 letniego. Z jednej strony starsza pani pytająca o wszystko i nie rozumiejąca podstaw pracy na swoim stanowisku, z drugiej młokos trenujący RUGBY i mający ojca ważnego z problemami hrabiego mote Christie....

Dziś na forum działu Kamyk zwierzał nam się,że szuka mieszkania bo chce się od rodziców wyprowadzić. Powód? Mama mu karze sprzątać w pokoju i się przypierd... No problem życia. Po obliczeniu ile kosztować będzie wynajęcie 4 pokojowego mieszkania z 4 kumplami wyszlo mu, że 300zł na życie mu starczy. Uświadamianie go nie mialo sensu... "wystarczy kupować w tesco - tam jest taniej". Nie podejrzewam, go, że umiałby dobrze makaron ugotować... Codziennie ma kanapeczki do pracy zrobione przez mamę - o tym też zdążył poinformować nas kiedyś w trakcie rozmów:
"No nie znowu mi zrobiła z tą obrzydliwą wędliną - kuuuuuurw....."
Kanapusie zapija jakimś izotonikiem białkowym na rozwój masy mięśniowej - każdy wie, że wyciska na klatę, wspomina o tym regularnie za każdym razem zmieniając ilość wyciskanych serii. Informuje nas tez regularnie o tym, że ma w domu jakieś usplementy i że sobie sam napoje przygotowuje do pracy.
Coś na zasadzie: woda - wsyp proszek - zamieszaj = gotowe.

Powoli, a może nawet całkiem dynamicznie zaczyna mi działać na nerwy ten osobnik, który z naiwną ślepotą pławi się w swoich młodzieńczych problemach udając, że wszystko jest ok i jak gdyby nie zauważając, że się ośmiesza i tylko drażni ludzie swoim zachowaniem i gadaniem.

Nie uważam, że ja nie byłem w jego wieku jakiś naiwny, ale dysonans pomiędzy jego rozwojem osobowości a wiekiem i dojrzałością aż koli w oczy... mnie chyba koli w uszy, bo muszę tego słuchać całymi dniami.

Wystarczy być synem kogoś ważnego i życie staje się lepsze... wtedy jedynym problemem jest przypierd... się matka do brudu w pokoju. Ech - w jego wieku ja nawet pracy nie miałem. Czuje się miałki.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 28 - I am back || 39.48km

Piątek, 22 listopada 2013 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
Co za tydzień... mam kryzys mentalny i psychiczny. Ta pogoda i ta sza codzienność mnie dobija. Czwartek był apogeum... deszcz rano walił taki, że to porażka. Czułem się w pracy tak zmęczony od nic nie robienia, że szok. Wiem, że to próżność przemawia, bo ktoś przez 8h wali po markecie i buraki układa, ale ja w tym tygodniu się zablokowałem, jakby mi się wydech zatkał. Emocje się gromadziły i kotłowały, czułem sie jak w klatce, czułem, że mi duszno w tym pomieszczeniu z grupą 24 osób, że mi źle... piątek był upragniony i umiłowany.

W domu czuje jak mi stres mija, sama świadomość, że jutro nie muszę iść do pracy mnie buduje. Odetchnę troszkę odświeżę głowę i nareszcie nigdzie nie wyjeżdżamy w weekend nigdzie poza dom. Aga mi się rozłożyła w domu i chyba z planów weekendowych również nici. Narazie zawinięta w kołdrę śpi i choruje, ja w zaciszu biurka odzyskuje spokój i wewnętrzny księgowo-rowerowy ZEN.

W moim projekcie są postępy szosa straciła baranka. Oto kilka pierwszych zdjęć ze zmian.


Natrafiłem na problem z uciągiem manetki MTB i przerzutki szosowej przedniej. Zastanawiam się jak rozwiązać ten kłopot;)


Jutro wybieram się po klamki przełajowe do kolegi. Owijkę przełożę tymczasowo z baranka aby obniżyć koszta projektu i jeśli wszystko sie dua jutro będzie coś widać:)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,