Do pracy!, strona 7 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Do pracy!

Dystans całkowity:14811.53 km (w terenie 196.14 km; 1.32%)
Czas w ruchu:120:08
Średnia prędkość:21.40 km/h
Liczba aktywności:469
Średnio na aktywność:31.58 km i 1h 56m
Więcej statystyk

jestę czołgię - jadę wszystko! || 35.00km

Poniedziałek, 12 grudnia 2016 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!, kuweta
Wyjazd do pracy był oczywisty i niezaprzeczalny, jak to, że miesięcznica będzie co miesiąc! Po trzech  dniach wolnego i trzech dniach nie jeżdżenia, postanowiłem, wykorzystać czas, gdy temperatura zejdzie poniżej zera i pojechać do pracy. Nadzieją moja było stwierdzenie: jak mróz to "będzie" sucho. Niestety nie było tak kolorowo. Było cokolwiek odmiennie nawet - tak bym rzekł. Było wietrznie, a dodając do tego grube koła mojego czarnego diabełka SHannona, jechało się ciężkawo. Pamiętajcie - zawsze swoją niemoc uzasadniajcie czym sie da! A to niedawne przeziębienie, a to wiatr, a to grube opony. Opony na ten moment wydają się wyjaśnieniem idealnym dla mojej niemocy. 

Jako, że na asfalcie, wiało, jak szalone, to wybrałem opcje terenowo - leśną. Zapomniałem jednak, że las nie wessał był jeszcze całej wody z opadów trzydniowych, no i było cokolwiek błotniście. 




Na moim ulubionym odcinku, od jakiegoś miesiąca, trwa zrywka drewna i jeśli połączymy ciężki sprzęt z opadami, mamy:





Accent sprawdziła się tu wyśmienicie, jechałem przez te rynny jak czołg, niejednokrotnie pokonując brody i wody sięgające prawie pod sam support.

Ostatni odcinek to przyjemna leśna droga żwirowa i wiatr w plecy. Jechało się przecudnie. Ilekroć jadę tym kawałkiem mam wrażenie jakbym był w wysokich górach. 


Efekt jazdy po dotarciu do pracy... Poza obowiązkami typowo pracowniczymi, miałem więc tego dnia rowere do wyczyszczenia.

Kaseta wymagała ostrego pucowania, a o łańcuchu i ramie to nawet nie wspominam:)

Nie da się? Jak się nie da jak sie da się;)


Po pracy zaplanowalem, że wrócę także przez las. Temperatura zaraz po południu spadała poniżej zera, więc woda z ulic szybko stezala w kaluzach w postaci lodu.
 Wracanie po siedemnastej o tej porze roku niezmiennie wiąże się z jazdą po ciemku, tak było i tym razem. 

W lesie obieram inny szlak niż rano, droga tym razem sporo dalej sięga w las i wiedzie - tak mi się zdawało - po ubitej zwirowce.  Najpierw za szlabanem jest 'twardo' jednak im dalej, tym więcej niespodzianek. Spotykam połamane i obalone w poprzek drogi drzewa -przeważnie brzozy. Kilka razy muszę nad nimi przenosić rower. Gdy kończą się drzewa miejsce im ustępują rowy z wodą.   Te są trudniejsze do pokonania, bo czasem zajmują całą szerokość drogi. Do tego ich okolica jest skuta lodem.  Jeśli dodamy do tego egipskie ciemności rozswietlane rowerową lampką, wychodzi nam całkiem spore wyzwanie.  Wodą w lasach po trzydniowych opadach jest w ogromnych ilościach. Są momenty, że jedyną drogą jest droga samym środkiem kałuży w nadziei, że tam jest płytko. I wiecie co? Nie zawsze jest płytko. 

Opuszczając las, mając za sobą kilka brodow po same piasty i przy akompaniamencie ujemnej teperatury, moja przerzutka xt dosłownie zamarza. Dolne koleczko muszę odkuwac z lodu by mogło się kręcić, łańcuch, po chwilowym postoju wzbogacił się o umiejętność pamięci kształtu, a przednią przerzutka przestała działać całkowicie. 

Jakoś udaje mi się dotrzeć do miasta, ale wiadukt w legionowie pokonuje już ' na hulajnoge' bo łańcuch przymarza.

Jakość zdjęć niestety ostatnimi czasy, słabnie diametralnie i strasznie was za to przepraszam. Zastanawiam się czy nie zaprzestać fotografowania telefonem, jednak ten mam zawsze przy tyłku, a ferrari, muszę zabierać "specjalnie" co pracy. Opcją dodatkową, jest jeszcze telefon numer dwa z matrycą 2mpix, ale jakie sa jakościowo fotki z niego okaże się niebawem. Tym czasem, robię wszystko aby jakość zdjęć była w stopniu wyraźnie zadowalającym...



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Zadymka i lód, lud odkupiony! || 33.00km

Piątek, 2 grudnia 2016 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
Śnieg miał padać w nocy w przemieszaniu z deszczem. Wszyscy dookoła spodziewali się, że to kolejna zimowa czkawka i do rana będzie jedynie morkro. Jakie było moje zaskoczenie, gdy o poranku okolice przykrywała wielka puchowa pierzynka. Tego dnia planowałem jechać po raz kolejny w towarzystwie Shannon. 

Dojazd do pracy był osobliwy, w jego trakcie kilka przeszkód stanęło mi na drodze. Pierwszą przeszkodą, był pociąg towarowy, na niestrzeżonym przejeździe. Setki razy przejeżdżam przez to miejsce, ale tylko kilka razy w roku zdarza się, że na plac składu celnego podjeżdża pociąg. Są to najczęściej Lawety z autami, jednak tym razem stały puste. Pociąg dojechał do pewnego miejsca i stanął:

Byłbym pewnie stał jako ten kołek i pół dnia, ale zdecydowałem się na objazd i porzucenie oczekiwania na zwolnienie przejazdu. Inni kierowcy również zawracali, czułem się w tej mierze rozgrzeszony. 

Tego dnia poruszanie się rowerem po chodnikach, ściezkach i innych ciągasz pieszych sprowadzało się do Nordic Walking`u. Nie dało się jechać, bo snieg był mokry i oblepiał koła a dodatkowo strasznie woziło. Zmuszony byłem jechać ulicami. "och ja biedny". Obok mnie biegła "śnieżka" rowerowa a ja ulicą. 

Ulice Legionowa o 9:15


Wiadukt muszę iśc pieszo pod górę... z górki jakoś się już "sunęło".

Niestety...

Dzisiejsza rozmowa z patrolem policji, który zatrzymał mnie przed samym centrum Wieliszewa:
- ma pan obok ścieżkę rowerową, czemu jedzie pan ulica?
- ponieważ ciąg rowerowo-pieszy jest nieodśnieżony.
- to nie wiedział pan jakie warunki panują na drogach zanim pan wyszedł z domu?
- a co to jak śnieg pada mam zostać w domu?
- wy rowerzyści na siłę próbujecie coś komuś udowadniać, to nie pogoda na rower!
- no cóż, pretensja nie do mnie tylko do służb - mamy 9:30 a chodniki nie istnieją. A jak mi pan zwolnienie do pracy napisze, chętnie wrócę posiedzieć w ciepłym domu.
- dobra dobra, niech pan jedzie bezpiecznie i uważa na drogach, bo sam pan widzi...
I pojechali...

No sam widzę... I co zrobie - przeca się nie położę z żalu!

W pracy oddawałem chołd Bitelsowi. Z zapałem zabrałem się za odwalanie śniegu z placu. Bosche - jak ja się namachałem. O-e-sus!
Ręce mi więdły, a z każdą kolejna łopatą śniegu ubywało. Niestety (jak się okazało później) - umoczyłem. Spociłem się jak szczur. I mnie zawiało. Jeszcze tego samego dnia, czułem że mnie w nosie świdruje.
W sklepie mimo napalenia, początkowa temperatura 10 stopni nie nastrajała pozytywnie, po odśnieżaniu bylo juz p[od 17cie. Nic nie dało siedzenie przy kominku. Gil się zalęgł...

Powrót już po zmroku. Miałem jechać z dokrętką, ale czułem, że mnie coś bierze, więc zdecydowałem się tylko na bezpośredni powrót. Kilka ciągów pieszo-rowerowych było już odwalonych, więc jechałem ścieżkami. Na ulicach bowiem pojawiła się posocznica pośniegowa - zjawisko chorobowe bruzd śniegowych, objawiające się silnym sączeniem się wód na jezdnie.

W okolicach ulicy szwajcarskiej stwierdzam, że przyczepności nie mam wcale i zacząłem zwalniać, ale rower zaczął tańczyć. Usiadłem więc okrakiem na ramie - bez skojarzeń - i dwoma nogami rozkraczonymi na boki szedłem ślizgiem przez dobre 10m. Podróż zakończyłem w zaspie śniegu odrzuconego o poranku przez ekipy sprzątające. Oparłem rower, i kilka razy ślizgałem się na butach, lodowisko 100% ani śladu miejsca, gdzie kostka by "łapała".

Jadąc już 12-15km/h dotarłem do domu. 




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

...ostatnimi czasy... - penetruje lasy || 33.00km

Środa, 30 listopada 2016 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
W sumie ostatnio tyle się działo, że nie wiem od czego zacząć. Bo i spraw kilka do omówienia jest. 

Opowiem najpierw może o wczorajszej premierze filmu Road 2 Rio
W związku, z zacieśnioną współpraca mojej firmy z Krossem, udało się dostać na premierę filmu. Może nie tyle premierę, bo dla oficjeli z półświatka rowerowego była ona jakiś czas wcześniej, ale premierę dla "zwykłej" publiczności. 

Seans odbywał się z Kinotece i wraz z żoną wybraliśmy się na spotkanie z RIO i Mają Włoszczowską.
Miłe powitanie, klimat wysokich lotó. Bar z jakimś musem owocowym, tuz obok Majka rozdająca autografy, ultrafiolety i rowery Krossa wystawione w kuluarach. Bardzo miłe odczucie. Sam film poprzedzał wywiad z Mają. Na scenie rozmawiał z nią chłopak z krossa i można było na żywo, przed obejrzeniem filmu, posłuchać jak z jej perspektywy wypadała całość przygotowań.

Później prelekcja filmu i gratisy od firmy. Nie było wszystko tak za darmo, trzeba było złapać rzuconą w tłum piłeczkę. Udało mi się nie zabić nikogo i takową uchwycić. Niby gratisy symboliczne, ale i tak miło, ze mam dla zony kilka rowerowych nagród
- bidon kross 2 rio
- husta buff
- błotnik ass saver kross 2 rio

Po filmie, udaliśmy się na jakieś jedzonko do fast fooda i po niemałych perypetiach z opóźnionymi lub odwołanymi pociągami, wróciliśmy do domu. Janek w tym czasie spędzał czas w rodzicami moimi. Gdy wróciliśmy małoletni już spał, a dziadki zmęczone, ale spełnione mogły iść do domu. Wieczór pełen wrażeń i miłe oderwanie od codzienności. Aga się zrelaksowała no i ma autograf od Majki dla całej naszej Trójki. 

Kolejne Novum w naszym półświatku rowerowym to przyczepka. Długo czekaliśmy na promocję, ale w końcu zdecydowaliśmy się nabyć sprzęt po normalnej cenie, bo mały rośnie, a potrzeby rodziców rowerowe nie maleją. Mimo obaw, że to jeszcze za wcześnie, i że dziecko musi dobrze siedzieć, kupiliśmy!

Nasz wybór padł na Querrido Sportex 1

Do przyczepki dodatkowo nabyliśmy kołyskę dla niemowlaka, bo jak wiadomo 4 miesięczny Janek, jeszcze nie siada. Próbuje co prawda, ale bliże jeszcze mu do horyzontalnej pozycji. Taką tez pozycje zapewnia nam wkładka do przyczepki. 


Wykonanie na bardzo wysokim poziomie, a cen a w odróżnieniu od THULE - prawie op połowę niższa, gdy weźmiemy pod uwagę, modele z amortyzacją. 
Nie możemy sie już doczekać pierwszych "testów na żywym organizmie". Obecnie Jaś, w przyczepce spędza czas w domu. Przyzwyczajamy go do pozycji, do nowego otoczenia. Jest zadowolony, ma dużo miejsca na rączki i wyraźnie pasuje mu nowy pojazd. PO domu daje się wozić bez protestów, a co najważniejsze pełno zabawek się tam zmieści. 

Efekty i zdjęcia z pierwszych jazd pewnie jakoś niebawem - jak pogoda pozwoli!

A co do spraw moich "codziennych", to jak widzicie w zakładce rower, uruchomiona została na czas nieokreślony Shannon i obdarowuje mnie ofroadowymi kilometrami, dając frajdę z jazdy w trudniejszym terenie! 

Niech mi ktoś powie, że ona nie jest piękna;) Boshhhe;)

Jaki minus? Mniejsza sakwa i mniej jedzenia może mi dawać zona do pracy. Chyba schudnę z żalu!

Dziękuje wszystkim za cierpliwość i dotrwanie do końca wpisu!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Nocą to się nogi pocą... || 33.21km

Wtorek, 29 listopada 2016 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Od dawna zapomniana Shannon miała dziś swój jesienny, a w zasadzie , zimowy debiut. Miałem plan aby nie aktywować roweru do wiosny, ale zachciało mi się dobrego grubego mtb 29 i poniosło mnie do pracy na grubych oponach. W sumie wszystko było na nie, bo od rana padał śnieg, a po nocnych oopadach osad biały był na tyle duży, że wahałem się do ostatniej chwili czy nie jechać zimówką, bo perspektywa urąbania roweru w paćce rowerowo-śnieżnej - nie kontentowała mnie zanadto. 

Pojechałem jednak grubciami z Shannon i nie żałowałem. Od razu skręciłem w las i mieliłem sobie po szuterkach i piaskach okolicznych wydm. Plusy - same plusy - raz, że nie wiało, a dwa, że było "sucho". Na ulicach było sporo rozjeżdżonej mokrej wody po sniegu, zaś w lesie, tylko piaseczek.

W pracy zimnica, wyjściowa temperatura 8 stopni. Rozpaliłem w kominiku i ogarnąłem kilka spraw wysyłkowych. Potem zabrałem się do shannon. Okazało się, że trudna praca manetek, była spowodowana, zapieczonymi pancerzami. Naoliwiłem sobie linki nieco, a zmianę całości "okablowania " planuje późną wiosną. Na teraz musi wystarczyć. Manetki chodza płynniej, i zmiana biegów wymaga mniej siły kciuków. 

W pracy okazało się, że nie zabrałem lampki swojej. Pozyczyłem więc z pracy oświetlenie USB. Znane mi skądinąd, sprawdziło się świetnie.
Tu kilka słów o lampie 

Sprawa oświetlenia sprawiła, że najpierw rozważałem powrót tyko drogami, ale gdy zapadł zmierzch, postanowiłęm sprawdzić, jak się mają moje JAJA. No i najlepszym testem JAJ była jazda noca po lesie. I pojechałem. Wstęp był mroczny, bo w Nieporęcie zanim dotrzecie do lasu, jest najpierw cmentarz. Za ostatnim grobem i końcem muru wjeżdża się w całkowity mrok! Wtedy lampa pokazała sowje możliwości. 
W sumie nie tyle dzików się obawiałem, co jakichś pijaczków, ćpunków i innego "tatałakjstwa". Nie spotkałem nikogo, poza dwoma autami jadącymi 20km/h z naprzeciwka. Chyba były równie zaskoczeni moją obecnością, co ja ich. 

Póxno to nie było, ale rower, w lesie, po zmroku?

Po wyjeździe z lasu pomknąłem już asfaltami wprost do domu do żony i syna!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

To jest Czwartek - opóźniony! || 30.00km

Poniedziałek, 28 listopada 2016 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Nadrabiam zaległości. W sumie to powinienem dodać wpis z datą czwartkową, ale nie kłamie, bo dziś - w poniedziałek - dystans będzie taki sam jak w czwartek 24 listopada, więc nie jest to przeoczenie nadmierne. Jako, że sam dojazd czwartkowy nie był ciekawy, poopowiadam wam nieco co się działo w długi weekend.

Do rzeczy.

Zaplanowałem ja sobie długi weekend - oj tak. W pracy mniej zajęć, remanent skończony, podsumowania i inne tere fere, więc wziąłem ja sobie piątek wolny od zajęć. W wakacje nie ma co wolnego brać, więc zima to moje wakacje. No i masz ci babo placek - 3 dni wolnego. Co ja zrobię z tym czasem? Jak ja go wykorzystam? Ile kilometrów, ile opowieści!

Bateryja!

No ale dupa blada. 
Piątek to badania młodego, więc od groma załatwiania, potem jeszcze coś tam w domu do ogarnięcia i wizyta w OBI, bo nam bateria zardzewiałą umywalkowa. Po roku odnaleźliśmy paragon i pojechałem walczyć o swoje. Wszak chrom to ma być chrom, taki, że ja się w niem przejrzeć mogę, a nie że mnie tam jakieś wypryski się pojawiły. Pewnie wielu i wiele  z was ma w domu baterie łazienkowe i pewnie każdy kładzie przysłowiową lachę na paragony, ale ja normalnie od teraz nowy segregator mam, a w nim trzymam każdy paragon. Bo na nas żerują ci producenci, i dają nam gwarancje na rok, na 5 lat, a i tak po roku nikt od przysłowiowego kranu, czy spłuczki, paragonu nie posiada. Toteż walczyłem jak lew w informacji OBI i nawet zawezwano do mnie socjalistę od kranów  z działu sanitarnego - i to przez mikrofon!!!
Pan przyszedł krokiem powolnym, z minią pod tytułem "czego kurka znów chceta". Okiem opatrzył tą baterię i stwierdził co następuje 
- pacz pan, zardzewiała!
- nooo... serio?
Poszedł zatem krokiem równie rytmicznym na dział i jął szukać w tych bateryjach takiej samej. Niestety nie znalazł.
- dobra oddajcie panu kasę - rzekł fachowo i poszedł do swoich kraników.
Nabywszy nowy kran/baterię/spust kranowy kanalizacyjny z wajchą - udałem się do domu, po drodze, rykoszetem zahaczając owada. Trafiła mnie się gratka bo w Owadzie - blek fajdej... czy coś tam i ludzie szabrowali wszystko z półek, a ja nie chciałem się bić. Ja chciałem tylko, cukier, jakieś mleczko, serek i masełko - a łone wszystkie jako te wariaty latały~! Odstałem w kolejce chyba 15 minut bo kasjerki nie ogarniały z obsługą. 

Piątek więc zakończyliśmy bez-rowerowo. Syn miał foszki i marudził, bo mu zęby idą więc najbliższe dni/miesiące/lata zapowiadają się wściekle radosne!!!

Sobota to już inna bajka i wyprawa na północne mazowsze. Mamusia i Ja zapakowaliśmy auto po dach wózkami i pojechaliśmy do Babci numer Dwa. Obskoczyliśmy cmentarz, fryzjera i szwagry. Cały dzień spędziliśmy w rozjazdach, a wróciwszy do domu to już nie było ani sił, ani chęci na rower. Padlim na pysk, za to młody odespawszy swoje w aucie w drodze powrotnej przypomniał sobie, że mało dziś marudził i postanowił poząbkować wieczornie z rodzicami. 

Hasz tag padam_na_ryj w sumie oddaje kwintesencję tego dnia. Jęki i marudzenia małoletniego odbijały sie echem jeszcze długo tego wieczoru.

Niedziela - Jest szansa! Jest szansa na rower?! Z rana spacer, a potem deszcz mżawka  i reszta dnia w domu z rodzinką. Plusem jest przynajmniej to, że odwiedziłem nowa galerię w Legionowie - nazywa się Gondola i ma obecnie 4 sklepy:P Za to jest to historyczna chwila, bo gondola posiada pierwsze w Legionowie schody ruchome!!! FUCK YEAH:D


W ten oto sposób z 3 dni wolnego - miałem 0 kilometrów,;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

o krok spóźniony - ODiDO || 33.21km

Czwartek, 24 listopada 2016 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Dzień za dniem wciąż taki sam. Zapętlam się w codzienności nieco, dom praca dom... czuje że dzień do dnia podobny, tylko mój syn wciąż coraz większy a ja coraz starszy - nic się nie zmienia. Kot ostatnio napisała że stracone są te dni. Hę, co ja mam powiedzieć? Młody jeszcze za młody na przyczepkę i za mały na fotelik i rodzina narazie uziemiona w domu. Jest szansa, na spacer z wózkiem, ale na rowerowe trio jeszcze nie:( a szkoda...

Wieczory ostatnio, jak na listopad dość ciepłe. Ciekawe jak długo będzie przyjemnie, czy w tym roku też zima zwita do nas dopiero po nowy roku? Chciałbym już po śniegu troszkę popedałować... bo taka szarówka to taka jakaś bylejakośc. Zima to zima, a jesień to jesień!

Bo białe jest białe!
A jak tak to tak!

Z pracy wracam tym samym szlakiem i z  przerażeniem spotykam pełno biegaczy bez lampek. Bo rowerzyści top jeden na kilku juz coś świecącego ma. Biegnący niestety w dalszym ciągu w ciemności - swoją droga zastanawiam sie jak oni biegają po ciemku, że się nie wyrżną na tych chodnikach. Zero lampek i płyną w mroku jak cienie.

Wpis dodaje z datą dzisiejszą, bo w sumie to dziś też tyle przejechałem co wczoraj, ale jutro dodam pewnie rano w pracy wpis z dziś (Ździś? - Zdzisław) i wyjdzie na jedno - może mnie hejtem nie walnie jakaś maczeta internetowa;)





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

W szarudze jesiennej || 58.00km

Piątek, 18 listopada 2016 · Komcie(4)
Kategoria Do pracy!
Ostatnio miałem mniej czasu aby wpisy robić, więć nadrabiam. Dla zwolenników autoryzacji datowej dodaje  je dziś (sobota ) z datą piątkową. Coby się jakis czarny protest w ludziach nie obudził. 

Sumarycznie rzecz ujmując to przejazd do pracy w liczbie sztuk dwóch. Dystans jest więć łączony. Nie o samej jeździe chce wam napsiać a o grafice ściennej, jaką maluje u siebie w pokoju od kilku dni. 

Jest to mrówcza robota, ale mam nadzieje, że jeszcze kilka dni i skończę.

1 etap.
Rzutnik multimedialny i rzut grafiki na ścianę, oraz szkicowanie ołówkiem konturów

2 etap
konturowanie ciemnym markerem

3 etap.
wypełnianie grafiki ciemnym markerem.

Czemu marker, a nie farba? DO tej ilości szprych i "drobinek" to "medium" wydało mi sie najlepsze.
Super grafikiem nie jestem, ale robi wrażenie już pierwszy etap:)
















Jeszcze sporo pracy przede mną. Maluje tą grafikę markerem... farbą byłoby to zbyt trudne. Na grafice położyć trzeba co najmniej 3 warstwy.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Pierwsze szczypi-dupko... || 35.00km

Wtorek, 8 listopada 2016 · Komcie(8)
Kategoria Do pracy!
Od rana na termometrze wskazania były iście zimowe. Najpierw -1 a potem całe zero stopni. Jednym słowem, czas na szczycpiące noski i uda... Dziś moją misją był targ. Miałem jechać po bułeczki i jajeczka. Agnieszka zsotała z młodym i pomknałem na spotkanie przygody. W całym zbieraniu sie zapomniałem okularów i jechałem na targ bez oksów, co skutkowało oczami jak u drakuli. Nie wiem jak ludzie moga na rowerze bez okularów jeździć. BA - widziałęm dziś nawet spacerowiczów (po ścieżce rzecz jasna) bez czapek. Jak im ciepło to nie wiem...

Bułki kupione, sprawy zaąłtwione, więc wróciłem do mieszkania, gdzie szybka zmiana zawartości sakwy i kurs już do pracy - tym razem w okularkach. Z tego miejsca serdecznie polecam najtańsze chyba okulary z decathlonu - mam ich już kilka par, bo szybko się rysują, ale są tanie i dobre - bo dobre i .. tanie;)

Koszt 20zł - przesyłka free są trzy kolory:) Dla osób, które nie szukają super lansiarskich szkiełek:)

W pracy remanent trwa. Dłubanie liczenie, a potem jeszcze wrzucanie cen z faktur... lekko nie jest, ale i ciężko też. Ot mrówcza robota....

Z pracy wracam po ciemku i nieomal tratuje wiewiórkę na drodze rowerowej. Pewnie szukała schronienia od chłodu, i była już zziębnięta bo słabo się ruszała. Swoją drogą na tej Wieliszewskiej ścieżce różne stworzenia spotykam ostatnio, brakuje mi chyba tu jeszcze konia;)

Listę Audiobooków przeniosłem na Prawą stronę bloga i dodałem kategorię AudioVideobooków;)
W razie wątpliwośći odpowiem na wszelkie pytania!







Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Kolejna dętka poszła w las... || 32.00km

Poniedziałek, 7 listopada 2016 · Komcie(10)
Kategoria Do pracy!
Dziś zmieniałem rano w aucie opony na zimowe. Wpadłem na warsztat i ustawiłem się w kolejce. Chłopaki uwijali się jak w ukropie i raz dwa udało się wszystko załatwić. Potem powrót do domu i szybkie śniadanie. Następnie kurs do piwnicy i do pracy. Niestety czekała mnie przykra niespodzianka bo po mojej niedzielnej zmianie dętki okazało się, że nadal mam kapcia. f#ck
I tak byłem już po czasie, więc raz dwa założyłem dętkę nową i wsiadłem na rower...

Do pracy gnałem jak wariat, sporo już spóźniony. W połowie drogi okazało się, że... znów schodzi mi powietrze! do diaska! Znów jechałem na obręczy i znów umordowałem się jak świnia. Byłem przekonany, że to jakieś fatum. Dopiero w pracy znalazłem prostą przyczynę... drucik tkwił w oponie. Nie wyjąłem go z opony jeszcze po pierwszej zmianie, sądząc, że winą braku powietrza jest zaszyte miejsce po rozcięciu opony... w ten oto idiotyczny sposób załatwiłem dwie dętki...

Co ciekawe opona ma się świetnie. Po kolejnym targaniu jej po kamieniach, piachu i lesie - takie bowiem tereny na skróty wybrałem dziś gdy koło obręczą dotknęło asfaltu, a ja miałem 15 minut do pracy. Jazda po lesie bez powietrza w głębokim piasku i błocie... w sumie tylko na kamieniach czułem, że obręcz jedzie po twardym po szutrze poza prędkością zbytnio tego nie odczuwałem. 


W pracy serwis brata bliźniaka...

Roweru z ramą 26 cali a kołach szosowych. To już trzeci pośród znajomych, który ma tak rower przygotowany na zimę;)
Tym razem jest to hexagon x 6 z chyba 2014 roku



Hexagon x 6 wersja szosowa;D





Jak witać pomysł zbudowania 69-era nie wziął się z nieba;)


Edit:

A to rower treningowy szefa:
Też 69-er - tylko z wersją przedniego widelca aluminiowego mosso oraz hamulca tarczowego również na przodzie. Napęd 2x10.
Rower zbudowany na ramie Kross Level A3


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Oponiarski wpis... || 38.00km

Niedziela, 6 listopada 2016 · Komcie(2)
Już łyknąłem Ketonal i Aspiryny oraz parę apapów. Wiem bowiem, że zaraz gromy się posypią z nieba, z ziemi i z interneta, że jako to ja - świadomie - dodaje wpis nie z tą datą. 
Matko-Bosko-Kochano!
A niech to! Niechże się dzieje wola nieba...

W pracy byłem w tą/ tę sobotę. Ostatnie soboty to raczej czas przesiedziany, niż spędzony na serwisowaniu rowerów, było tego dnia jednak co robić i mimo pogody wątpliwej, nie spędzałem czasu bezczynnie. Udało się ogarnąć kilka sklepowych spraw, a także udało się posłuchać dobrej muzyki i zamknąłem o czasie zadowolony. 

Droga po pracy jak to w sobotę, miała być rozbudowana. Pojechałem na Zegrze, a później na wał nad Zalewem. Jechałem spokojnie, noga za nogą i nic nie wskazywało kłopotów. Gdy wturlałem z terenów "nadzalewiańskich" na ubitą drogę, poczułem że jakoś tak ciężko mi się jedzie. Z niepokojem zauważyłem, że tylne koło ma mało powietrza. Zaskakujące było to, że kapeć się nie powiększał szybko. Pełzałem więc na niskim ciśnieniu aż do szpitala w Wieliszewie. Tam poczułem, że koło już zaczyna lekko pływać. Zatrzymałem się i dopompowałem koło w nadziei, że uda mi się dojechać do domu bez potrzeby zmiany dętki. Było już szaro i chłodno. W nosie miałem rozkładanie się z majdanem do serwisowania na środku chodnika w takich warunkach. 

Niestety im dalej tym gorzej. Pompowanie nie dawało już wiele. Powietrze schodziło szybko i w sumie jechałem prawie na obręczy...Prędkość 12km/h udawało się utrzymać, za to strata energii była ogromna. Równie dobrze mogłem jechać na hamulcu i ciągnąć za sobą worek z piaskiem. 

Jeszcze kilometr... jeszcze wiadukt... 

du dup, du dup... du dup... wentyl walił, a opona podskakiwała. Prowadzę rower...do diaska! Znów jadę... i tak opona jest rozcięta, a wole jechać niż marznąć idąc. Jadę! W domu zgon. Bez sił, bez mocy!
Opona pewnie pocięta, to nic. Zmienię, kupię nową... Ech:( Nie mam siły sprawdzać, zmarzłem, jest ciemno i zimno idę do domu do żony i syna!


Co to? To niedziela! Czyli w sumie od tego miejsca - mniej więcej - możecie mnie nie hejtować. Bo ta część wpisu jest już on the tajm! Mniej pożywki dla trolla, mniej jadu w komentach, więcej radości i światłości!

Do rzeczy. Po oporządzeniu rodzinnych spraw, wyrywam się na jakiś czas do piwnicy. W planie jest ocena zniszczeń koła/opony, oraz dokończenie obszywania sakwy żółtej/teraz czarnej.
Zaczynam od opony. O dziwo, szwy na gumie nie puściły, o dziwo podklejona dętka i łatka są ok, o dziwo opona nie została rozcięta przez obręcz... O dziwo bieżnika już prawie nie ma. W sumie spodziewałem się, że opona się zużyje, ale że bieżnik się wytrze od jechania na obręczy? A może to zużycie zanim złapałem kapcia? Hmm. Efekt jest taki, że po zmianie dętki w sumie opona "da radę" nie ma guzów, ani rozcięć (poza tym jednym zszytym przeze mnie ostatnio) , ale i tak czeka mnie wymiana, bo jak tak dalej pójdzie, to do grudnia będzie już łysa. 

Smutek mnie ogarnął i zastanawiam się nad bieżnikiem. Wkrótce będzie zima, przymrozki i ślisko. Chciałbym zachować dynamikę i jakość opony i myślałem o czymś od continental`a, rozważałem model 
cyclocross speed:

Obawiam się jednak, że zimą i w śniegu to prawie slick...


Model Cyclocross Race wydaje się być super przyczepny, ale w rzeczywistości te "klocki" są bardzo niskie i moje upodobania do asfaltu sprawią, że guma się zetrze...

I tak dumam dumam i w tym dumaniu nie posuwam się ani o krok na przód. Pewnie zaważy cena i kupię coś taniego drutowego. 




* fix box - w wolnym tłumaczeniu  "naprawić pudełko", czyli pudełko do napraw, czyli... narzędziownik. 

Kubek Play`a był zbyt oczo-je*ny i ze starego bidonu zrobiłem nowy fix box - amerykańsko brzmi, ale to dobrze, bo coś im bardziej ejst nie po naszemu tym lepsze. No weźmy a ten przykład. "patyk do robienia sobie zdjęć z ręki" Lepiej brzmi "selfie-stick". Mój fix-box zawiera to co zawierał play + zipy i zapałki z draską. Dętka niestety tu się już nie mieści, toteż zamocowałem ją w wersji pro pod siodełkiem. Wiecie, tak robią ludzie na maratonach - prestiż i uznanie przez mijanych rowerzystów -o o t ak już to widzę.
- cześć, startujesz gdzieś, bo widzę że masz dętkę pod siodełkiem...
- no jaha! się wie!



Zima ma przyjść przymrozkami zarało, więc czem prędzej zmieniam gumę i grzeję nogi do jazdy!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,