Pomysł, by jechać nocą przez Kampinos, wpadł mi do głowy jakiś czas temu. Nie wiedziałem, jak i kiedy go wykonać, a sama jazda nocą po lesie zdawała się dość trudna. Musiałem kilka razy z pracy wrócić przez las, aby przekonać samego siebie, że nie "zesram" się ze strachu. Udało się, przetestowałem tez oświetlenie i byłem gotowy. Mentalnie - gotowy! Tak mi się zdawało w sumie, bo co innego 3km odcinek przez las podmiejki, a co innego szlak 50km po puszczy z dala od osad ludzkich...
Ustawka była spontaniczna, do końca pogoda świrowała i od mrozu, pokazywało zero, potem opady śniegu, śnieżyce aż w końcu się ta huśtawka ustabilizowała i na niedzielę miało być 0 stopni i lekki śnieżek miał prószyć. Wszystko było ustalone, i po tym jak rano z rodzinką poogarniałem sprawy, byłem gotowy do startu. Zasiedziałem się w domu bawiąc się z synem i z jęzorem leciałem do piwnicy aby zdążyć ogarnąć się i nie spóźnić na autobus. Chciałem odpuścić sobie jadę wylotówką do mostu północnego dlatego postawiłem na transport publiczny. Odcinek do Białołęka Ratusz, pokonałem autobusem. Oczywiście, nie obyło się bez ekscesów. Miałem wycelowany czas tak, aby być pod szpitalem w Międzylesiu na czas. W autobusie jakiś pijany młodzieniaszek rozkręcał awanturę. był podpity i troszkę hałasował. Kierowca stawał i miał ochronę wzywać. Udało się jednak gościa spacyfikować, przez pasażerów i się ogarnął. Efekt był taki, że byłem w niedoczasie.
Po wyjściu z busa, szybki skok na siodełko i gnam jak wariat na Most Północny. Na ścieżce na moście - lodowisko. Wiadukt przemarza, a z nieba leci drobny śnieżek jak mąka. Miesza się to na zmianę z lekka mżawką - a może to była taka schodząca mgła? Sam nie wiem. Jest około 0 stopni. Oby się nie rozpadało bardziej - myślę sobie. Kilka razy ucieka mi tylne koło podczas zwalniania, a to przecież miasto i cywilizacja - co będzie w lesie?
Pod szpitalem, okazuje się, że nikogo nie ma. W moim telefonie pustka, bo po zmianie aparatów kontakty zostały w starym. nie mam nawet info do ludzi, którzy mieli ze mną jechać. Wszystko miałem sobie przygotować wcześniej, ale wyszło "jak zawsze". Udaje mi się zorganizować numer i dodzwonić do Agaty. Mamy kłopoty z zasięgiem, ale w końcu się kontaktujemy. Ona pomyliła godziny i zamiast o 15 była przy szpitalu o 13 więc pojechała i jest już w połowie Kampinosu przy drodze na Leszno. Ustalamy, że będzie wracać, a ja będę ją gonił i że pojedziemy zielonym szlakiem i, że tam się jakoś znajdziemy w lesie.
Reszta uczestników się wykruszyła!
Rad nie rad, w zapadającym zmroku, ruszam na szlak puszczy sam. Jedzie się ok, choć drogę przykrywa już białą posypka śniegowa Ciężko to nazwać pokrywą śnieżną, ale nie widać co jest pod spodem. Po 15:30 z każdą minutą robi się ciemniej i wreszcie jestem sam w lesie, a dookoła mnie ciemna jak kawa noc. Wszystko niby, takie jak u mnie w drodze z pracy. "niby tak" aż do momentu, gdy uświadamiasz sobie, że to duża puszcza i wszystko tu mieszka. Dziki, wilki, łosie, sarny, a pewnie i rysie. Dodaje sobie otuchy gadając do siebie. W sumie gadam na głos, komentuje to co widzę, w nadziei, że zwierzęta będą mnie słyszeć i czmychną...
Nie zmienia to faktu, że zabawa przednia. Światło przecedza się między drzewami, cienie tańczą i las "żyje". Masz wrażenie, że coś wyskakuje z boku, a to cień mijanego właśnie krzewu "mija cie". Pod kołami jest twardo, ziemia nie rozmarzła. Na jednym z odcinków pomiędzy drzewami folguje sobie za mocno i ląduje na glebie. Korzeń był niewidoczny, a ułożony skośnie do jazdy i przysypany puszkiem okruszkiem ze śniegu. Adrenalinka jest bo wyskakuje z roweru i lecę w ciemność. Łomocze w jakieś krzaki i zbieram się, a rowerowi nic. Upadłem na miękkie.
"panie Adamie - trzeba się bardziej pilnować". Na jednym z odcinków szlaku jest sporo takich niespodzianek. Korzenie i pozamarzane kałuże przykryte prószącym śniegiem, zmieszane z liśćmi. Nie wiadomo co pod kołami. A droga "niby" prosta, tzlko koła tak jakoś czasem zatańczą jak staje na pedały. Najbardziej zabawna sytuacja zdaryłą się po środku niczego. Widzę z daleka światło rowerzysty i przekonany, że to ona, krzyczę coś na powitanie, a potem z za wydmy wyjeżdża jakiś koleś na MTB. Rzucam tylko "ooo sory myślałem, że to kto inny" on tylko "spoko" i się mijamy.
Na odcinku po "deskach" rozpędzam się za mocno i nie wiele brakuje, a wylądowałbym w wodzie. Dopiero gdy minąłem przepust z wodą zrozumiałem "po co" budują tam ten dukt po deskach. Drewno pod kołami podmarzło i było sliskie jak żywy lód. Tuz za pomostem drewnianym na zielonym szlaku, spotykam Agatę. Dalszy odcinek już jedziemy wspólnie.
Sporo gadamy, dyskutujemy, i czas leci. Postanawiamy jechać do miejscowości Kampinos -aby wyjazd był bardziej "symboliczny". Po przecięciu drogi na Leszno szlak nieco bardziej kręci i zmienia się jego charakterystyka. Jest miejscami bardziej dziki, bardziej wąski. Wymaga większej uwagi.
W Kampinosie robimy przerwę na jedzenie i szykujemy się do powrotu na kolach. Drogi otyaczają mgły a na ulicach jest na granicy zera. Po jedzeniu ruszamy - czas do domu. Ja jadę z przodu, bo Agata mówi, że czuje suię bezpieczniej jadąc za kimś. Spoko, mogę prowadzić. Ja mam lampki ona lampki + kamizelkę. Drogą powrotna wiedzie spokojnie, choć dłuży się strasznie. To długi prosty odcinek aż do Warszawy. Za Lesznem, łapie nas niezonakowany radiowóz policji i dostajemy mandaty po 100zł, za nia korzystanie ze ścieżki rowerowej (ciągu pieszo-rowerowego) tuż obok. We mgle nie widać było że tam coś jest, poza tym, ciąg pieszo-rowerowy tam to nic innego jak chodnik lokalny i znak o wyżej wymienionej treści.
Cóż. Rok temu przed wigilia na pustej drodze dostałem taki sam mandat za to samo. Taki lajf - dobrze, że tylko raz do roku mają pieski taką skuteczność, bo mój rowerowy budżet by zmalał i jeździłbym na składaku:)
kilka cytatów z luźnej rozmowy
- a wiecie że w Kampinosie pojawiły się ostatnio wilki? - POLICE
- a ostatnimi czasy także rowerzyści - KSIĘGOWY
- nie za późno na rower? POLICE
- Jest 20 latem to jeszcze by się pan na działce opalał - KSIĘGOWY
- czytamy te WASZE fora POLICE
- Pana rower to akurat świetnie jest przygotowany do jazdy po ścieżce (29 cali grube opony) POLICE
- dobrze, że docenia pan to. Bo na co dzień jeżdżę rowerem mniej przystosowanym do jazdy, czyli szosowym
- no wie pan prawo to prawo, nie ma wymówek POLICE
- trzeba cierpieć! KSIĘGOWY
- no niestety POLICE
-
- tam obok, po prawej macie równoległą trasę do jazdy. Przez wioski, nie ma ścieżek, można jechać, a rowerzyści ciągle upierają się aby jechać tą od Leszna.
- no co zrobić. I wy musicie nas karać tak?
- no sam pan widzi. A tamta droga taka spokojna mały ruch!
- mamy na was ciągłe skargi, że środkiem jeździcie. Że nie da się was wyprzedzić.
- dwa pasy zajmujemy?
- nie, ale tworzą się za wami zatory drogowe i stwarza to niebezpieczeństwo.
- może kierowcy nie umieją wyprzedzać?
- wie pan, ale jak duży ruch z przeciwka to jak mają wyprzedzić kilku rowerzystów jadących jak kolaże w peletonie jeden za drugim?
Podsumowanie:
Las nocą nie jest zły. Jakoś nie czułem niebezpieczeństwa. Wyłączyłem w sobie ten strach. To troszkę jak lęk przed dzikami jak rozbijam namiot na dziko. Przyjdą to przyjdą - nie zjedzą mnie, a na rowerze jest szansa im uciec. Niedźwiedzi nie ma w sumie, a wilki? Wilk nie pojechał - to innych nie widziałem i innych Wilków nie znam:)
Oświetlenie.
Tu potrzeba dobrego światłą. Dobrze dodatkowo mieć czołówkę albo lampkę do doświetlania sobie szlaku. Czasem chciałem spojrzeć na drzwo obok mnie i przeczytać napis jaki to szlak itp, ale musiałem rower za kierownice do góy aby sobie oświetlić. Z siodełka też lampka nie zawsze łapała "w biegu" wszystkie oznaczenia szlaku.
Szlak.
Jechałem zielonym. łatwy, mało górek prosty, dobrze oznaczony. Na upartego można by jechać tylko po oznaczeniach bez GPS, ale zawsze jak nie byłem pewny czy jechałem ok to patrzyłem w odbiornik satelitarny, a potem i tak okazywało się, że dobrze pojechałem bo były oznaczenia.
GPS
GPS warto mieć, a jeszcze bardziej warto mieć wgrany ślad, który ktoś przejechał. Z samych dróg nie wiele byście wywnioskowali na mapie GPS. Co chwila się tam krzyżują leśne i rozwidlają. A szlak wiedzie czasem lekko dookoła no i jest przejechany, więć nie ma tam niespodzianek w stylu rzeczek czy powalonych drzew.
Opony
Ja jechałęm jak było około 0 i ziemia podmarzła, ale bez grubych opon, jazda w lesie tym czy innym szlakiem wydaje mi się bez sensu. Sporo zamarznietych "piaskownic" widziałęm i gdby nie temperatura kopałbym się i na grubtych pewnie.
Przygoda.
Super sprawa! Polecam - następnym razem też jadę, tym razem zmierzę się z Czerwonym szlakiem - trudniejszy!
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew