O codzienności bycia sobą! - filozoficznie. | Księgowy

O codzienności bycia sobą! - filozoficznie. || 20.94km

Wtorek, 28 sierpnia 2012 · Komcie(2)
Gdy człowiek jest młody kształtuje go świat. Najpierw głównie świat moralnych wartości jego rodziców, później
otoczenie w szkole i... świat moralnych wartości jego rodziców
a na koniec, otoczenie ale już nie świat moralnych wartości jego rodziców.

To jak z rzeźbą. Jeśli podczas wykuwania postaci jaką jesteś za wczasu nie zdecydujesz jak ma ona wyglądać, to pod koniec względnie ukończonego projektu (około 30-40tki) ciężko jest "dorzeźbić" komuś dłuższy nos, czy dodać uniesioną w geście zwycięstwa rękę!
No nie ma przebacz, o takich detalach pomyśleć trzeba wcześniej.

Przyjmując w swoim życiu kogoś obok siebie stajemy się częścią innej instalacji rzeźb. Nie jesteśmy samotnym dumnym monumentem autonomicznie pracującym na swoje piękno i chwałę. Stajemy obok kogoś o podobnych układach pasującego do naszej "instalacji". I to nie jest samo w sobie złe. Tylko zmienia nasze obycie z otaczającym nas światem. Już nie jesteśmy jako jednoelementowa układanka - podziwiani za NASZE piękno, nasze osiągnięcia i nasze bycie sobą. Sanowimy element większej wystawy. Włączani jesteśmy w cały schemat. I pogodzić się musimy wewnętrznie, że to teraz my jesteśmy częścią "całej" rzeźby a nie rzeźbą.

To nie kwestia udawania kogoś, kim się nie jest. To raczej umiejętność wydobycia w sobie największej liczby cech pokrywających się z cechami drugiej osoby, tak aby wszystkie elementy grały wspólnie a kolorystyka dzieła układała sie w harmonii.

Gdy docieracie do tego miejsca, choć spodziewam się, że nie wielu dotarło, zadajecie sobie pytanie "o co chodzi przecież to rowerowy blog"?
A chodzi właśnie o codzienność i spojrzenie na siebie (ja spojrzałem)w perspektywie lat wstecz. Zobaczenia swoich zmian i rowerowych różnic. Jacy byliśmy gdy pierwszy raz siadaliśmy na rower na serio, jak podchodziliśmy do jazdy samotni, lub inaczej: "pojedynczo". Te zmiany pewnie dotyczą głównie osób związanych z kimś podobnym, rowerującym. Jedno jest raczej pewne, z czasem większość z nas spotyka kogoś z kim staje u boku na lini startu aby zmagania kontynuować wspólnie.

Gdy tak się usiądzie i przeanalizuje, zobaczy się ciekawą zależność. Jak gąbka wchłaniamy wiele cech od osoby która jeździ z nami nawet tego nie zauważając. Na początku chcemy jej imponować, chcemy aby to nasze było lepsze i aby to do NAS się dopasowała. Z czasem gdy relacja się umocni a związek przetrwa, nasze fanaberie rowerowe, buduje się coś innego. To już nie tylko JA dopasowuje kogoś do siebie, ale i sam elastycznie uginam się aby podlegać komuś.

Wspólne zakupy, wyprawy po ręczniczek, czy po jedną solniczkę. Oddawanie pewnych stref swojego życia w inne ręce, pozwalanie na przejęcie sterów w aspektach które nam jest łatwiej opuścić. I wreszcie, chyba najtrudniejsze. Szukanie kompromisów.

Gdy ty z chęcią wybrałbyś się na 200km, czasem musisz wybrać pomiędzy tym a zakupami i potrzebnymi rzeczami dla domu. Sam zapewne byś odpuścił, zrobił to "kiedyś tam", ale gdy pojawia się "potrzeba" nawet nie podparta zbyt silnymi argumentami, mamy do wyboru małe spięcie, ciche zwarcie kilka h milczenia bez słowa wieczorem i mijania się w domu, albo wspólną rowerową mikro wycieczkę z sakwami po warzywa na bazarek i dzielenie pasji w sposób "poprawny politycznie". I zapalony młodzik, gnający wcześniej na oślep przez świat nagle zwalnia i nie wyrywa już za czołówką peletonu a jedzie spokojniej aby przejechać cały dystans.

Kilka/naście lat wcześniej, gdyby rodzice powiedzieli ci że masz pojechać na zakupy, zapewne w bezpardonowy sposób uniknąłbyś tego, wymieniając setki powodów i wykrętów aby nie pojechać, i nie zmienić swojego pomysłu.

Czy my w pewien sposób nie dojrzewamy rowerowo? Nie mówię tu o zmianie fajnego MTB na składaka z koszyczkiem, ale właśnie o motywacji i pobudkach jakie nami kierują gdy podejmujemy decyzje "czy i gdzie" jechać? Z czasem zmieniamy swoje podejście w tak diametralny sposób, że wspomnienie dawnych spontanicznych wybryków sprzed "kilku" lat, wydaje się nieomal dziecinne.

Rower potrafi połączyć dwoje ludzi - to jest pewne. Nie zmieni jednak nas samych jeśli to my nie pozwolimy się mu zmienić.
Ja widzę zmiany, i chyba w sumie te zmiany wychodzą mi na dobre, jak u was? Ktoś zmienił wasze życie w pozytywny sposób?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (2)

Chociaż piszesz filozoficznie to jednak wnioski wyciągasz prawidłowe moim zdaniem.
Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że nawet mały dystansik do sklepu z drugą połową daje trochę radości, gdy ta druga połowa nie jeździ dużo.
Fakt, gdy bliska Ci osoba straciła chęci do dłuższej jazdy, często sam tracisz motywację, ale nie można się poddawać. Trza męczyć pedały ile się da :)

Bitels 08:17 czwartek, 30 sierpnia 2012

Chociaż piszesz filozoficznie to jednak wnioski wyciągasz prawidłowe moim zdaniem.
Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że nawet mały dystansik do sklepu z drugą połową daje trochę radości, gdy ta druga połowa nie jeździ dużo.
Fakt, gdy bliska Ci osoba straciła chęci do dłuższej jazdy, często sam tracisz motywację, ale nie można się poddawać. Trza męczyć pedały ile się da :)

Bitels 08:15 czwartek, 30 sierpnia 2012
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa pkres

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]