pośród śniegu i wciąż w biegu || 60.00km
No to ruszamy!
Od dawien dawna wiadomo, że księgowy to recydywista, który robi kupy na chodniku i nie sprząta po swoim psie! Psa niestety nie mam, a nawet jak miałem to po nim nie sprzątałem Moje oba psy zdechły i żałobę po nich już zakończyłem - proszę ich w to nie mieszać, bo to trąci brudną polityką rodem z USA.
Ucinając wszelkie dyskusje na mój temat - odcinam się od podejrzeń jako bym osobiście robił kupy na chodniku! KUP brak! A na główną nie poluje - ja po prostu nie mam czasu dodawać tego dnia co jadę!
I w ten swoisty sarkastyczny sposób mogę przejść do recydywy i wpisu właściwego. I od razu piszę z grubej rury - wPIS łączony! Czyli pewnie zakradam się pod do okienko, jako ten napalony Romeo do super Julii. I czyham na okienko owe, gdyby nie to, że Katana i tak zrobiła dziś więcej - i czyniąc ten wpis, nawet łączony z dwóch dni, mam potwierdzenie od samej zainteresowanej!

Pierwszy był piątek jedenastolistopadowy. W całej tej nazwie tylko słowo opadowy się zgadza, bo na niebie była sieczkarnia, a z chmur leciał śnieg, który zamieniał się w deszcz, jeszcze szybciej niż mrugnięcie okiem! Rano syn zbudził nas o godzinie na tyle wczesnej, że słońce zapomniało wyjść jeszcze na widnokrąg. Było szaro, choć nie ciemno, jednak sprawa sprowadza się do tego, że zaczęliśmy dość wcześnie. Udało się przespacerować syna i nawet z okazji dnia patriotycznego wstąpić do MC donalda na jedzonko.
Kiedy syn był przespacerowany, a za oknem jeszcze nie nastąpił całkowity armagedon, zdecydowałem się na wyjazd. WIęcej było wilgoci niż śniegu, ale nie padało już choć ulice nadal były mokre.

Sprawę celu wycieczki ustalił los. W sumie nie wiedziałem gdzie chcę jechać. Było ponuro, mokro, a na ulicach jakoś tak siąpiły auta i zdecydowałem się na las i grzybo-liścio branie. Tam zdecydowanie odnalazłem tego dnia siebie. Nie wiało a terenowa jazda sprawiała, że można było nawet lekuchno się zagrzać.

Snując się to tu, to tam, docieram do Cmentarza w Nieporęcie. Odwiedzam sklep Cyklista i po obejrzeniu swojej bramy do pracy zawracam i omijam Nieporęt leśną obwodnicą.Gubię się w lesie, bo nie znam tam dróg, a wybieram owe dość intuicyjnie. Skutkiem jest totalnie pokręcona trasa.


W pewnym momencie zastanawiam się, czy pod dywanem z liści jest jeszcze szlak, czy jadę już po bezdrożach leśnych i ściółce. Kilka razy tego dnia docieram do ogrodzenia jakiejś posesji i muszę się wracać do główniejszej leśnej drogi. W sumie za nic na świecie, bez gps nie podam wam trasy jaką jechałem!

Koniec trasy to już ulica Strużańska i podgląd na budowane osiedle na terenie dawnych koszarów wojskowych.
Wygląda to dość obiecująco i bardzo ciekawie ociepla wizerunek, tego wieżowca budowanego za plecami pierwszoplanowej ceglanej konstrukcji.


Spacer potraktowałem, poniekąd jak nordic walking, tylko, że z wózkiem. Dynamiczny marsz trwał 1h i pewnie dobre 4-5km przemaszerowaliśmy. Do domu wróciłem i spotkałem się z żoną. Gdy sprawy rodzinne zostały odbyte, można było, za zgodą moich dwóch połóweczek, iść na rower.

Moje koła skierowałem do nowej kładki rowerowej na Żeraniu.

Odwiedzam to miejsce z nieukrywaną przyjemnością, bo i dojazd zacny, a i okolica przyjemna. Tego dnia, mimo szronu, na kładce sporo rowerzystów. Trzeba było, jednak bardzo uważać, bo kładka zbudowana z cienkiej blachy - czy podbudowy i osadzający śnieg szybko przymarzł, a miejsca gdzie roztopiło go słonce podeszły lodem.

Jazda po kładce była więc dla niektórych nie lada wyzwaniem, a nawet i ja czułem, że przyczepność jest bardzo słaba.

Nie wiem czy to już oficjalna nazwa, ale obecnie taka kartka wisi. Aż dziw, że jeszcze tego nie zerwali "młodzi gniewni". Wiecie, ci od kup na chodnikach i petów!

Z kładki na Żeraniu udaje się na most Grota. Ciekawie wygląda to łożysko mostu. Fajnie, że po budowie inżynierowie, zrobili taki a`la pomnik. To dość ciekawe, tak dowiedzieć się jak wygląda konstrukcja mostu Grota. To łożysko według tabliczki ma 35 lat użytkowania.

Po wizycie na moście Grota szybki kurs koło estakady przy Dewajtis i kurs na Most Północny. Tam jadę dublującą się wcześniej trasą na wał. Tuż za miejscem, gdzie kończy się kostka, pojawia się dzikowisko. Staję więc i strzelam pamiątkową fotkę. Gdy kadruję zdjęcie, bo jakoś tak nie mogę ustawić ostrości, słyszę głośny huk, a potem syk... coś wystrzela i czuje jak rower się obniża.
Co do jasnego pioruna!? - myślę sobie. Z zaskoczeniem oglądam rower, podejrzewając niesforną oponę tylną. Niestety ku swojemu zaskoczeniu zauważam, że to tym razem przednia opona jest bez powietrza.

Oglądam dokładnie koło i zauważam, że zawór "dunlop", znany w składakach z przed lat, wystrzelił. Traf chciał, niestety, że w przedniej oponie miałem taką właśnie dętkę. Było to używane koło z roweru z naszego serwisu, nie chciałem inwestować w nowe dętki, a że przednia guma była szczelna, to zostawiłem taką jaka była. No i w końcu chyba strzeliła na mnie focha. Zawór musiał się poluzować na nierównościach i najzwyczajniej w świecie, wystrzelił pod ciśnieniem.
Nie znalazłem śladu po nim, ale sądząc z huku, to wystrzał był konkretny i poleciał daleko. Pewnie jakiś dziś go zje!
Efekt? Do Domu znów na kapciu. Miałem zmianę, ale szło do zmroku, a ja już nieco zmarzłem. I nie chciało mi się z majdanem rozkładać na środku wału Wiślanego, poza tym żona już mówiła przez telefon coś o szykowaniu obiadu, więc pazerność na jedzenie wygrała!
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew