Kolejny dzień dojazdów do pracy. Rano znośnie, a potem w zupie... upału ciag dalszy. Nocami źle śpię bo gorąco. W mieszkaniu ciągle gorąco. Dzisiaj w nocy wkaczauskt klime bo nie dało sie oddychać.
Grafik na sierpień dość ciasny bo koniec miesiąca bbt. Trzeba zapracować na wolne.
Na rower wybrałem się po zachodzie słońca. Miałem jechać o 20 ale syn długo się zbierał do spania i wszystko sie przesuneło o prawie godzinę. Udało sie jednak wreszcie wyjść z domu choć na dowrze panowała już kompletna ciemność. No może nie do końca kompletna bo była pełnia.
Temperatura ma dworze oscylowała w okolicach 20 stopni. Cała trasę przejechałem w krotkich spodenkach i krotkiej koszulce kolarskiej.
w uchu był program domumentalnych o Polskich łowcach skór z Łodzi. Opis słynnej afery z pawulonem i o uśmiercaniu pacjentów w karetkach. Mrozi krew w żyłach ta historia. Jak biznes pogrzebowy mógł stać się mafią życia i śmierci. Chyba tylko w Polsce mogła powstać taka sytuacja.
Uczę się korzustac ze strawy. Jak mam włączony ekran rejestruje trasę, e mam wrażenie , że gdy ekran gaśnie gps jest przerwany. Muszę to jeszcze sprawdzić bo chyba wszystko w ustawieniach mam już ok i ad się rejestruje.
Dzisiaj do pracy pojechałem rowerem po raz kolejny. Nie odwiozłem Jasia rowerem, bo spał dzisiaj dość długo i byłem w lekkim niedoczasie. Słońce od rana zmasakrowało mnie przeokropnie. Niby było po ósmej, ale dawało popalić.
W pracy dalszy ciąg wdrażania się w procedury i obowiązujące zwyczaje. Generalnie sprzedaje już. Udało mi się tego dnia sprzedać: dwie kosiarki, rower za 200zl - tak źle się czuje z tym bo straszny syf - kamerę wideo,słuchawkę Bluetooth, kilka kart pamięci i słuchawki bluetooth
Nie ma znaczenia co sprzedaję. Dobrze się czuje w pracy z klientem. Wydaje mi się że zmiana jest dobra. Na pewno interesują mnie bardziej myszki gamingowe niż buty czy odzież. Pewnie za jakiś czas dostrzegnę niuanse, pewnie nie będzie tak kolorowo bo emocje ze zmianą opadną, ale i tak nowe to nowe.
Powrót już w zachodzącym słońcu i duchocie. Powroty o 20 mają jednak swoją zaletę. Jeszcze jest czas na pogadanie z żoną i przytulnie syna. Jakoś tak fajniej o tej 20 skończyć, niż o 22. Jeden dzień mniej wolnego w miesiącu, ale ma swoje plusy.
Do nowej pracy rowerem, ale najpierw z synem w foteliku do Babci. Pogoda piękna, i nawet za piękna, bo ładnie grzało. Rano było jeszcze znośnie, bo jakiś chłodek czuć było, po południu jednak to była jedna wielka "zupa".
W pracy zaznajamiałem się z procedurami, i towarem. Patrzyłem co i gdzie jest, pomagałem przy dostwie i pakowałem lodówke do Passata. Klient się uparł, że zabierze ją autem, bo on nie będzie płacił za transport. Na własną odpowiedzialność:)
Generalnie po pierwszym dniu mile jestem zaskoczmy. Ekipa bardzo miła. Fajnie mnie przyjęli i czułem jakbyśmy już pracowali dłużej. Totalnie nie czułem się źle w ich towarzystwie.
Powró dynamiczny, bo jakoś tak noga szła. Średnia z powrotu pond 27km/h
Zmiana barw w mojej pracy nastąpiła płynnie. Ms zmieniłem na ME. Wszystko przebiegło pomyślnie. Nowa praca to wynik slabych wyników galerii północnej. Nie ma ludzi to nie ma kasy. Nie ma kasy to na siłę szukają nam zajęcia. Premie zabiera centrala bo słabe wyniki itd.
Nowa praca to prawdopodobieństwo dojazdow do pracy rowerem i konczenie pracy o 20 a nie po 22. Generalnie nowe to nowe. Świeża głowa więcej zapału.
Rower przygotowałem do Bbt. Zmieniłem łańcuch, poprzedni strasznie chodził. Trochę skacze na jednym biegu, ale do startu powinien się dotrzeć.
Cherry będzie miała swój debiut na ULTRA. Udało mi się także w nowej pracy ustawić grafik tak aby mieć 5dni na start. Zamowilem bilety i startuje piciagiem w czwartek o 21.45.
dzień wolny spędziłem w pracy zalatwiając sprawy bhp i medycyny pracy. Udało się jednak jeszcze na rower skoczyć i pojechać po syna do dziadków.
Miałem głoda na rower i po wczorajszej nocnej lataninie, pojechałem dzisiaj na rundę do Leszna. Niestety nie dość, że upał szybko się rozbujał to jeszcze wiało. W sumie wiatr ratował nieco tyłke, bo chłodził i nie czuło się skwaru, ale przez niego pedałować trzeba było sporo mocniej.
W uszach znów jakieś dokumenty przerobione na mp3. Na drogach pustki, bo "normalni ludzie" pracują.
Pętlę domykam przez Błonie. W Warszawie szukam zdroju aby nalać sobie wody, ale kilka z nich jest "nieczynnych z powodu wyeksploatowania". Wreszcie udaje mi się dopaść działający zdrój w okolicy Placu Bankowego i uzupełniam bidony zimną kranówką. Jadę ostatkiem sił, bo na całej trasie zjadam tylko dwie gałki lodów, bułkę z budyniem i mus dla dzieci, taki z tubki. Na Modlińskiej decyduję się na postój w MC i wciągam BIG maca z kuponów w apce.
Ostatnio nie miałem czasu na jazdę a tego dnia chciałem się przejechać na szosie. Przygotowuje Cherry do Bbt, bo to na niej zdecydowałem się wystartować. Zmieniłem opony na szosowe i przeniosłem oświetlenie z Shannon. Nadal poszukuję mocowania do sakwy ortilieb bo moje się gdzieś zapodziało. Napęd zyskał zebatkę 32t aby była w razie potrzeby na ostrzejsze ścianki. Na korbie jest koronką 44 zęby, ale wszystko wskazuje że to wystarczy, bo kaseta z tyłu jest bardzo szosowa i ciasno zestopniowana.
Wracając jednak do samej jazdy, to zdecydowałem się na rundę nocą bo w dzień był czas na zoo z synem i jakoś strasznie mi gorąco było.
W uszach wrzuciłem sobie dokumentalny program katastrofy w przestworzach. Nic była bardzo ciepła ciągle ponad 20 stopni w miastach, a na łąkach 19. Miło się jechało a nogi podawały rytm.
Twgo dnia wypadło mi pracować od 14. Rano mogłem więc z synem trochę czasu spędzić i poszliśmy do lasu pojeździć modelem zdalnie sterowanym. Janek był zachwycony trochę pomagał mi i gazu dodawał. Niestety zapomniałem dobrze naładować akumulatory i szybko się bateria wyczerpała.
Bawiliśmy sie dalej na drodze leśnej budując drogi dla aut Janka i tunele z patyków.
O 13 zacząłem się do pracy zbierać i zdecydowałem się pojechać rowerem. Było ciepło a powietrze nareszcie nie było wilgotne.
8h stania na kasie i 15 minut przerwy. Nogi mi weszły w d.... mniej zapału miałem więc jak szykował się do powrotu. Plusem był przyjemny ciepły wieczór. Super się jechało!
Miało padać po południu, więc zdecydowałem się na rower bo ostatnio zaniedbane są te moje dystanse. Sporo w pracy mam spraw do ogarnięcia. Mam nadzieję że koniec miesiąca będzie bardziej stabilny i uda się wrócić do jazdy nieco częstrzej.
No więc ruszyłem z domu w słoneczny poranek i gdy już byłem w Jabłonnie i skrecalem na Nowy Dwór dostrzegłem, że za plecami minie do mnie wielka chmura. Liczyłem że idzie oba na Warszawę, ale się pomyliłem i w ciągu kilku chwil mnie dopadła.
Zrobiło się ciemno i lunęło z nieba. Uciekam kawałek do przystanku, ale zdąrzylo mnie zlać konkretnie. Waliło deszczem po plecach jak małym kamyczkami.
Morale mi spadlo i po przeczekaniu deszczu pojexhalwm dalej, ale juz na krotsza trasę. Z resztą byłem cały mokry. Wyszlo co prawda słońce i znów grzało, ale jakoś tak wyszło że mnie powietrze.
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.