Pojeżdżawki, strona 20 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Pojeżdżawki

Dystans całkowity:13050.11 km (w terenie 1010.40 km; 7.74%)
Czas w ruchu:263:55
Średnia prędkość:19.27 km/h
Maksymalna prędkość:46.60 km/h
Suma podjazdów:1062 m
Suma kalorii:4329 kcal
Liczba aktywności:315
Średnio na aktywność:41.43 km i 2h 26m
Więcej statystyk

Na obiad do rodziców. || 12.04km

Niedziela, 24 czerwca 2012 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Rowerkiem na obiad do rodziców i wręczyć ojcu prezent z okazji dnia taty. Życzenia dostał wczoraj telefonicznie a dziś dostał prezent;)

Jestem mile połechtany przyjemnością z jazdy na Francy. Forfitter prowadzi się dobrze a Epicon subtelnie wybiera nierówności. Obecne temperatury są chyba dla nich obojga optymalne!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Ko ko ko ko... Euro Spoko! || 93.65km

Czwartek, 7 czerwca 2012 · Komcie(2)
Kategoria Pojeżdżawki
Ktoś napisał ostatnio:
Po Euro nic nie będzie takie samo.
Cóż warto było więc sprawdzić czy
przed Euro wszystko jest takie samo jak było.
Zaplątany algorytm myślowy wprowadziliśmy więc dziś w czyn. Jednak tego poranka nawet nie spodziewałem się gdzie nas koła poniosą…

Butelka coli, jakaś czekolada i jedziemy. W sumie miało być tylko do Stadionu, i na strefę kibica. Z czasem i kilometrami, rozwinął się pomysł aby odwiedzić lotnisko, bo Agnieszka nie widziała jeszcze jak samolotu na żywo lądują. I tak oto wybraliśmy się na bardzo długa wycieczkę.

Przy stadionie narodowym, nawet luźno. Spodziewałem się większych tłumów i bałaganu. Kilku Włochów, jak zwykle, Japończycy albo Koreance z aparatami i chyba jednego ciemniejszego widziałem. Czyli „bez szaleństw”. A zapowiadali tysiące kibiców…

Przez most przedzieramy się do centrum. Przelatujemy kontrolnie przez Krakowskie Przedmieście no tam to się dzieje. Lans, blans sześć języków i kobiety w japonkach z sześciu krańców Europy! Faceci też chyba byli, ale patrzyłem tylko na kobiety. Wszędzie dreptało ludu jak na bazarze. A łazili jako te święte krowy przez to krakowskie. Ja nie wiem czy tylko u nas wynaleźli pasy? Pozatym drodzy zagraniczni goście! Zamiast przyjechać do Polski i stadion nasz podziwiać, to wszyscy w barkach piwnych, winnych i innych. Ludzie to nie po to Rząd wsadza kasę w stadion abyście szli tam tylko na jeden mecz popołudniu i po 3 piwach! Kontemplować urok owej architektury należy za dnia i trzeźwym okiem! A wy co? No wstyd!

Dalej przez starówkę i zamkniętym odcinkiem Marszałkowskiej udajemy się pod PKiN i zwiedzamy z za barierek strefę kibica. Dudni już jakaś muza, testy nagłośnienia robią. No ja współczuje tym, co mieszkają w tych blokach niedaleko centrum. Walić będzie na placu kolo PKiN jak w jakimś retro disco! Klimat jest, tak mówią w radiu… pewnie mają rację.

Zaginając czasoprzestrzeń i wzbudzając piane na ustach rozradowanych kierowców autobusów w centrum, przedzieramy się aż do Okęcia. Droga nie jest ani przyjemna ani miła, więc nie będę jej szerzej opisywał. Ot jechaliśmy były 3 pasy a ludu w blacho-smrodach oko me nie zliczy!

Na lotnisku dłuższą chwile podziwialiśmy majestatyczne starty samolotów. Tego dnia objechaliśmy Okęcie nieomal dookoła, odwiedzając również Cargo. Tam na parkingach popisy dają już kierowcy w BMW i kolesie na ścigaczach.

Wizzar - lecieliśmy takim z Włoch.



Nie wiem jak, bo prowadziłem, ale znaleźliśmy się na Kabatach. Po osiągnięciu szczytu kopy kazurka, zajadamy się czekoladą z orzechami. Jednocześnie uwadze nam nie mogła ujść zacna panorama lokalnego industrializmu w postaci widoku na cale Kabaty i część Ursynowa.

Całe szczęście, połowę tej panoramy, jaka się roztaczała ze szczytu stanowił także stonowany łan lasu Kabackiego.

Wracamy, totalnie od czapy, bez dokładnego planu „jak się do domu wraca z kabat”. Najpierw wzdłuż obszaru leśnego kierujemy się na wschód a następnie jadąc wzdłuż metra krazymy bocznymi uliczkami, aż trafiamy na kampus SGGW. Tam bliżej nieznaną dla mnie drogą, przedostajemy się aż do Czerniakowskiej, gdzie wreszcie odnajduje trop.

W domu jesteśmy po 93kilometrach.

Galeria pełna:


<a href="" title="GPSies - Dookoła"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Dookoła" /></a>


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Kryptonim OKO - cz 3 || 54.51km

Sobota, 2 czerwca 2012 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Dzień sobotni nastał swoją nieprzebraną niewyjaśnioną czystością na niebie. Zapowiadali opady a tu czyściec a nawet błękiciec! Im jednak jutrzenka szła dalej za las tym na niebie pojawiał się coraz większy kwas...

Summa summarum gdy do godziny 13 nabywałem wiedzę z prawa geologicznego pogoda była już całkiem zmixowana. Jadąc więc po Agnieszkę do pracy wiało w lewy bok tak, że krawężnik nawiązał już flirt z moim przednim kołem. A przez owy wiatr nie mogłem tej znajomości ukrócić!

Mało tego owa znajomość nieomal nie doprowadziła do mojego rozstania z rowerem, gdy to jedno ze zbliżeń krawężnik/kolo przerodziło się w namiętny uścick!


Po pracy pojechaliśmy z Agusią do moich rodziców. Był obiad i były pyzy z truskawkami. Objedli my się, napili my się oranżady i pogadali my sę z rodzicami. Nawet pies skorzystał z owej wizyty bo został przeze mnie wyspacerowany. Staruszka już jest ale widać było, że cieszyła się z marszu u boku pajaca w obcisłych rowerowych gaciach:D

Po obiadku przytelefonowal do mnie Piotr i poprzez szybką rozmowę ustaliliśmy jeszcze szybsze spotkanie. 17.30 DĘBE!
Wraz z Agnieszką wróciliśmy więc najpierw do domu Jabłonnowego. Deszcz złapał nas tuz przed blokiem. I aby nie wejść cali mokrzy, czekaliśmy na przystanku który widać z naszego okna! Ludzie czekający na autobus nei mówili nic tylko ze zdziwieniem stwierdzili, ze gdy bus przyjechał, nie wsiedliśmy do niego.

Po przebraniu sie i przepakowaniu, udaliśmy się więc na docelowy kierunek naszej wycieczki. W okolicach Wieliszewa nad nami pojawiła się sina chmura. Zdecydowaliśmy skręcić w kierunku podwójnych rondek aby uniknąć ulewy. Udało się w sam czas, gdy tylko wjechaliśmy pod przystanek lunęło z nieba.

Piotr i Mary dotarli do rondek około 20 minut później. Połączonymi siłami przejechaliśmy szutrówką ul "Leśną" do Legionowa a dalej przy torach do Chotomowa i do lasu. Przez piaski i szutry Chotomowskich kniei przedarliśmy się do Rajszewa. Gdzie przy sklepie złapała nas kolejna fala deszczu. Odwalało nam więc srogo i nie mogło zabraknąć dzióbka na fejsa!


Po deszczu dość intensywnym przyszło piękne słońce i mogliśmy jechać dalej. Tym razem kierunek Jabłonna gdzie uraczyliśmy się grupowo piwem i przepyszną pizzą. Gadaliśmy śmialiśmy się aż do późnych godzin nocnych. Odprowadziliśmy naszych przyjaciół do torów po nocy, i dalej już sami wrócili do Serocka. A my do siebie spać.
Było zacnie!





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Majówka cz 4 || 52.80km

Czwartek, 3 maja 2012 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki
Dziś kolejny dzień sitowej majówki. Nie próżnujemy. Szukając sposobów, na rozerwanie się w nieco inny sposób, wybraliśmy odcinek nieco krótszy, jednak obfitujący w szuter, piach, kamienie, trawę, mrówki patyki... jednym słowem Terenowo!

Ruszamy o jedenastej i na samym początku odwiedzamy okolice Pałacu w Jabłonnej, gdzi ełąka zakwitła mleczami. Bajecznie to wygląda. Terem jest wielki, płaski jak stół a całość pokryła się piękną żywą żółcią!

Byczymy się na zielonej trawce kilkanaśćie minut zanim udaje sie nam ruszyć dalej.

No cóż sami powiedzcie, czy wiosna nie jest cudowna pora roku? Kiedy później są już tylko same liście nie jest tak cudnie! A tego dnia na trasie spotkaliśmy także kwitnące kasztany, bzy i pierwsze owocowe drzewka!

Z Jabłonnej przeskakujemy do Chotomowa a dalej do Olszewnicy, gdzie robimy honorową rundkę wokół jeziora Klucz. Szuter jakim jedziemy szybko zamienia się w piasko-szuter, aby po jakichś kilkuset metrach przybrać postać przeogromnej piaskownicy. Ludzie mający tam działki w okolicy regularnie polewają wodą drogę, aby móc oddychać w miare czystym powietrzem. trzeba wam wiedzieć, że z ulicy kurzy się przeokropnie, a każdy przejazd czy to jedno, czy wielośladu, powoduje zamieć piaskową! Istna Sahara.

Z Olszewnicy Jedziemy na Sikory i szlakiem wzdłuż łąk przejeżdżamy nad Narew, gdzie spotykamy wielu rowerzystów. Okolice zalewowe Narwi, odrodzone wałem, stanowią dalej miejsce urokliwe. Liczne podmokłości spora ilość kanałków i cieków drenujących te tereny powoduje, że nawet "najkrótsza" droga kręci tam slalomem.

Miejsce jest bardzo malownicze. Sami zobaczcie!

Przez Okolice ruinki dworku Poniatowskich, której szukamy chwilę, trafiamy do sklepu w okolicach Janówka. Decydujemy się wybrać do fortu w Janówku, jednak ku naszemu zaskoczeniu brama do fortu tego najbliżej stacji PKP Janówek, została zastawiona jakimiś kręgami i nie da się wjechać do środka. Pewnie częste "imprezy" plenerowe organizowane w tym rrejonie sprawiły, że lokalni odgrodzili wjazd na teren zabytkowego fortu.

Nie poświęcamy czasu na szukanie innego wejścia, zrobimy to innym razem. Ruszamy wzdłuż torów do Chotomowa i dalej lasem.

Przeskakujemy do Rajszewa skąd już znaną nam leśna asfaltówką dojeżdżamy aż do domu.



Droga w 95% składa się tego dnia z szutrówek, więc mimo małego dystansu czuje kolana. Była to jednak miła odmiana od szosy.






Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Majówka cz 3 || 83.02km

Wtorek, 1 maja 2012 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Trzeci etap długiego majowego weekendu za nami. Dziś zaatakowaliśmy okolice Zalewu Zegrzyńskiego. Okolica dobrze mi znana, jednak dziś po raz kolejny znaleźć udało się perełki t ego regionu!

Od rana w mieszkaniu dawało wyczuć się atmosferę lenistwa. Czuć było duchotę z zewnątrz a człowieka ogarniał lekki marazm. Z jednej strony wmawiałem sobie „przecież takiej pogody wyglądałeś całą mroźną zimę” a z drugiej zaś coś we mnie mówiło „ Jak parno... jak duszno…”. Po zjedzeniu pysznego śniadanka razem z Agnieszką decydujemy się jednak wyruszyć. Celem dzisiejszym jest jazda jak najbardziej w cieniu, z średnią spacerową i unikanie sprintów po 30km/h. Ostatnie "deptania" odczuwaliśmy oboje aż nadto!

Startujemy z domu po jedenastej i to w sumie chyba był błąd. Słońce zdążyło już nieźle nagrzać ulice i czuć było jak żar leje się z nieba. Decydujemy się więc jechać lasem. Wszystko pachnie a krzaki jagód zielenieją się na poszyciu. Niedługo zapach ich kwiatków wypełni całe lasy.

Przez Legionowskie lasy prześlizgujemy się do przejazdu na Kwiatowej a następnie przez Kąty Węgierskie jedziemy do ścieżki szutrowej nad Kanałem Żerańskim. Szaleństwo nad wodami już się rozpoczeło. Taflę, co jakiś czas rozcinają pędzące skutery wodne albo jachty, psując krew wędkarzom łowiącym z brzegów.

Z Warszawy ciągnie się kilkukilometrowy korek. Ludzie prażą się w autach a my zacienionym szlakiem wzdłuż kanału jedziemy bez stresu delektując się przyjemnym chłodkiem.

Przez Rynię jedziemy do Starych Zaubic. Im dalej od Nieporętu, tym mniej aut. Wreszcie ruch niknie do minimum. Tylko słońce, asfalt i nasze dwa rowery.

Mimo, że wielokrotnie jeździłem w pobliżu w Kuligowie nigdy nie mięłam okazji być. A szkoda! Okolica obfituje w naprawdę urokliwe miejsca spokojne drogi i równe asfalty w sam raz na oderwanie się od zgiełku i wykręcenie fajnej traski nie jadąc daleko za miejsce zamieszkania.
Przez Mokre Łosie toczą się nasze koła...





Na trasie tego dnia nie braknie również odcinków terenowych. Odbijamy na szutrówki aby ominąć Radzymin. Okazuje się, że niejednokrotnie obfitują one w przeogromne łachy piasku. Ile sie da tyle kręcimy, jednak na 1,5 calowych slickach sprawia to nielada problem.



Docieramy wreszcie do Beniaminowa urokliwą szutrową drogą w lesie.

a stamtąd jedziemy do Dąbkowizny a dalej do Wólki Radzyminskiej. Przez las biegnie droga z betonowych płyt gdzieniegdzie połatana „paćkami” asfaltu. Efekt pod kołami jest co najmniej abstrakcyjny. Epicon, zdecydowanie pokazuje tu swoją klasę! Jest ciepło olej w tłumiku dobrze nagrzany a wyregulowany uginacz zbiera wszystkie niedoskonałości owej nawierzchni. Niestety, Accent wydaje niepokojące dźwięki, które towarzyszą mi od dłuższego czasu. Skrzypi mi coś paskudnie w okolicach łączenia sztycy siodełka z ramą. Co jakiś czas jak poprawię zacisk to przestaje. Jednak dźwięk po jakimś czasie powraca, i obawiam się że odzywa się zmęczenie materiału 4 letniej już ramy. Zobaczymy co z tego wyniknie, mam nadzieje, że nie zakończy się zmianą ramy;/

Z Nieporętu analogicznym szlakiem przy kanale, pędzimy do domu. W Mieście nad zalewem już cisza. Samochody z plażowiczami albo już wróciły, albo jeszcze nie ruszyły z zatłoczonych wybrzeży wielkiego podwarszawskiego zbiornika. Nie zastanawiamy się nad tym dłużej i pędzimy do domu na pysznego kotleta i marchewkę z zasmażką!

Trasa:


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Majówka cz 2 || 108.28km

Niedziela, 29 kwietnia 2012 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Dzień drugi prawie-majowego kręcenia po okolicy właśnie się zakończył. Jako, że słońce z rury dawało nam popalić od samego rana, jechaliśmy na tyle na ile sil starczało. Bywały trudniejsze chwile, ale daliśmy świetnie radę osiągając wynik 108 kilometrów.

Wyruszyliśmy z Agnieszką o dziesiątej. Ujechaliśmy zaledwie 800m gdy okazało się, że nie mamy mapy. Więc zawróciliśmy aby ubytek uzupełnić. Po raz drugi, atakujemy trasę, tym razem już efektywnie. Żar lał się z nieba od wczesnych godzin porannych. Jak na pierwsze tak cieple dni pogoda nie dawała za wygraną. Do Wieliszewa jedzie się przyjemnie bo pcha nas wiatr. Medal jednak ma zawsze dwie strony ponieważ przez wiatr w plecy nie czuć go wcale i mamy wrażenie jakby upał przypiekał ze zdwojoną siłą.

Na ulicach widać pierwsze nieśmiałe grupki rowerzystów. Było przed jedenastą więc prawdopodobnie jeszcze nie każdy w te wolne dni zdołał wykonać podstawowe poranne czynności związane z prozaicznym wstawaniem. My kręcimy naładowani energią słoneczna i przeskakujemy do Zegrza. Na podjeździe spotykamy dwóch jegomościów. Walczą dzielnie do samego podnóża wielkiej Zegrzyńskiej góry. Na samym jednak wzniesieniu, kolokwialnie mówiąc Aga łyka ich na siedząco. Pozdrawiamy was serdecznie Panowie. Świetnie, że wybraliście rower!

Do przedmieści Serocka docieramy nadal z silnym wiatrem w plecy. Na wysokości Stasiego Lasu skręcamy w kierunku na Marynino i Karolino. Tu w bezwietrznych zagajnikach leśnych panuje nieopisana duchota, a jedzie się nam coraz gorzej. Przerwy są częste a motywacja nieco spada. Jedziemy przez Powielin i Błędostowo aż do miejscowości o przezabawnej nazwie Krzyczki-Pieniążki. Na inny wyjazd zostawiamy miejscowość Krzyczki-Żabiczki :D

Nasielsk przejeżdżamy trochę z automatu. Znamy dobrze oboje z Agnieszką to miasto i decydujemy się nie spędzać czasu tam więcej niż wymaga tego zwykła przyzwoitość ropwerowa. Ciekawe tereny rozpościerają się jednak tuż po wyjechaniu z centrum. Udajemy się na Kosewo. Mimo, że w samym Nasielsku byłem kilka razy tymi szlakami nigdy nie jechałem.



Żeby nie było wątpliwości do czego kosz służy

Motto tego odcinka „ Unia Dała”. Dała dużo i soczyście! Dawniejszy szuter (zapewne) zmienił się w przepiękną gładką jak stół asfaltówkę przez pola i zagajniki. Mały ruch, żeby nie powiedzieć zerowy i przecudny równy bitumin pod kołami, sprawiają, że jedzie się naprawdę miło. Żar jednak nie daje za wygraną i przypieka zdrowo. Wiatr jednak wcześniej wiejący w plecy teraz jest w twarz. O ile wcześniej pomagał jechać i nie chłodził, o tyle teraz chłodzi i przeszkadzał jechać. Przeszkadzał jednak w dość miły, bo łagodzący temperaturę, sposób.

Przez Cieksyn wjeżdżamy do Zaborze, gdzie robimy przerwę na obiad u mamy Agnieszki. Na miejscu spotykamy Zuzię, jej chrześnicę, którą później odstawiamy do domu. Mała kręci z nami oczywiście rowerowo!

Tu wraz z Agnieszką zmagają sie z burza piasku, kurzu i wszystkiego co latało w powietrzu. Pan terenówką chyba troszkę się zapomniał na tej polnej drodze;/ Szkoda, że po za prawem jazdy ludzie nie dostają licencji na rozum!

Ostatni odcinek jedziemy od Goławic, już sami. Jest po siedemnastej a żar wreszcie ustępuje miejsca przyjemnemu ciepłemu wieczorowi. Kręcimy opłotkami, przez Bronisławkę a potem Nowy Dwór Mazowiecki aż do Jabłonny.


Dwa dni, dwie setki, dwa rowerowe skrzaty!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Majówka cz 1 || 115.14km

Sobota, 28 kwietnia 2012 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Majówka, ach ta majówka. Od czterech lat, co roku wiąże się z wyjazdem gdzieś. Gdzieś nas niesie i znikamy, my rowery i nasze sakwy. W tym roku praca, nowe obowiązki sprawiły, że nie wyjechałem nigdzie z Agnieszką. Pomiędzy wolnymi, pracujemy oboje więc to nie tyle majówka co wielkie majowe SITO! Jak to jednak jest z sitami, z definicji mają dziury i przez owe dziury można się prześliznąć. My zdecydowaliśmy że prześliźniemy się rowerowo!
Oto pierwszy etap tego co udało nam się zdziałać u progu tego „długiego weekendu”.

Ostatnie kilka tygodni nie było czasu na wiele więcej niż tylko odkurzanie. Od rana sprzątaliśmy zaciekle mieszkanie. Poszły w ruch szmatki i nowy blask zyskały okna, podłogi, łazienki w liczbie sztuk raz, oraz blaty biurek. Pogoda za oknem wkradała się z każdą chwilą do środka i o 10:30 przełamaliśmy impas i po wykonaniu wszystkich czynności sprzątaniowych wyruszyliśmy na upragniony rower!

Trasa wiodła na północne Mazowsze. Tym razem penetrowaliśmy rowerowo okolice na zachód od trasy na Płońsk. Odwiedziliśmy okolice średnio dobrze mi znane. Wiele okazji było aby się tam pojawić a nigdy nie miałem okazji tam więcej pojeździć. Dziś odebrałem sobie z nawiązką.

Miejsca prześliczne i naprawdę urokliwe. Cisza spokój lekko faliście i do tego te wioski. Z dala od tłumu warszawiaków. Klimatyczne okolice, klimatyczne pojazdy:


Droga sama ciągnęła nas dalej w głąb regionu. Nogi nie chciały przestać pedałować. Średnia była wysoka, ale i energia witalna jaka się w nas budziła dodawała nam sił!



Mały ruch na drogach asfalt nie najgorszej jakości a czasem wręcz nowy unijny. Dookoła pola a na nich młode truskawki wyłaniające się nieśmiało spomiędzy chwastów, wczesno zielone zborze, a także pola rzepaku dopiero nieśmiało kwitnące. Pewnie niebawem będzie tam prześlicznie, gdy wszystkie okoliczne sady wystrzelą kwiatami.

Z nieba lał się żar od samego początku. Pierwsze tak ciepłe kręcenie w tym sezonie. Normalnie żar lał się z nieba. Było przecudnie, aczkolwiek momentami przy ostrzejszych górkach czuło się Celsjusze na szyi.

Miejscami tylko znajdowaliśmy kawałek lasu, aby skryć sie przed promieniami słońca.





Trasa:




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na zakupy do Decathlonu - czyli wiosenne zmiany! || 38.93km

Sobota, 14 kwietnia 2012 · Komcie(6)
Kategoria Pojeżdżawki
Wielka eskapada do decathlonu na zakupy. Wiosna idzie panie sierżancie to i my Księgowy do sezonu szykujemy swe ciała, rowery i sprzęty! Sporo Pe El En Ów zostało wtłoczonych w gospodarkę! Nie ma jednak co szerzyć malkontenctwo a trzeba wam wyłożyć co i jak było tego dnia bo i pytań zapewne będzie mnogo w głowach waszych, po ukończeniu tego tekstu.

Albowiem moi mili, skorośmy się zgromadzili, opowiem wam po krótce jako to było dnia tego pańskiego 14 kwietnia! Po odbyciu fascynującej, jak flaki z olejem z wątroby rekina grenlandzkiego, drogi do metropolii rozpusty i kapitalizmu zwanego potocznie centrum handlowym, rozpoczęliśmy z Agnieszką zakupy!

Wreszcie mam drugi komplet ciuchów na rower na chłodniejsze dni. Tamta „mazowii” była jedna, dresik jest za mało rowerowy i słabo odprowadza wilgoć. Padło więc na pewien produkt bluzowy z decathlonu. Bluza jaką kupiłem ma fajne otwory na kciuki, że gdy zrobi się chłodny wieczór wkładasz palce w te otwory i rękawy wyciągają sie tak, że zasłaniają 2/3 dłoni.





Fajny patent na zimne noce w czasie wypadów Bike to Hell, gdy już nieźle ciągnie od łąk i lasów a nie chcesz wybijac się z rytmu i zakładać rękawic, które być może i wieziesz gdzieś upchnięte pomiędzy dętkami w czeluściach bagażu!

Do tej pory po za spodenkami kolarskimi w liczbie sztuk dwa, bluzę z długim rękawem miałem tylko jedną. Bilans się wyrównał i imć mości Księgowy rozpływa się w radościach iż posiada dwa odzienia!
W dobie szaleństwa zakupowego nabyłem także cienką syntetycznie oddychającą koszulkę QUECHUY z długimi rękawami na chłodniejsze wieczory letnich dni. Cieniusieńka pieruńsko, ale nada się pod kurtkę jak chlodkiem zawieje!
Dodatkowo w koszu rozmaitości wylądowały buty B-twin a`la SPD. Nie będę wkręcał bloków a jeździć będę jak w zwykłych adidasach we wparciu nosków. Boty te są sztywniejsze i dobrze wentylują się podczas intensywnego wysiłku. Dodatkowym atutem jest to, że Aga ma takie same (kolor inny) i sprawdziły się one na wyprawie we Włoszech jednocześnie zachowując spójność swą, czyli potocznie mówiąc – Nie rozpadły się. Daje im to zdecydowaną jakościową przewagę nad Nike`ami za 200 zeta kupionymi rok temu w których wentylacja z każdym dniem objawia się kolejną dziurą w syntetycznej „pseudo skórzanej” powłoce obuwia.

Owego dnia pańskiego w krainie rozpusty kapitalistycznej nabyłem takowo, również rękawiczki lekkie, przewiewne z długimi palcami na nocne wczesno-wiosenne i późno-jesienne dojazdy.


Całości zakupów dopełniła by wisienka na torcie, jednak owej nie znalazłem:( Poszukuje jeszcze lampki małej takiej najlepiej taniej i żeby tylko mrugała sygnalizacyjne na biało. Rozważam zakup czegos w ten deseń:



lub ten:



Moja silna latarka szybko zjada baterie i 2-3 dni i juz ledwo ją widać. W nocy zaś jest świetna ale na dojazdy do pracy przyda sie coś aby straż nasza polska, miejska się nie czepiała i co by mnie wieczorami inni rowerzyści z nietoperzami nie mylili. Chciałbym mrygawkę zamontować na koronie widelca, stad interesują mnie lampki mocowane na rzep, małe i zużywające mało prądu.
Jeśli ktoś z was ma jakąś fajna lampeczkę z mocowaniem na "wszędzie" byłoby fajnie jakbyście podpowiedzieli mi coś.

Uff. No i dobrnąłem do końca opowieści zakupowej:) W razie pytań pisać, w razie wpisów pytać, w razie potrzeby skonsultowania się z lekarzem i farmaceutą pisać też do mnie!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,