Na Zaborze, strona 7 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Na Zaborze

Dystans całkowity:4672.42 km (w terenie 255.01 km; 5.46%)
Czas w ruchu:92:00
Średnia prędkość:19.15 km/h
Maksymalna prędkość:45.23 km/h
Liczba aktywności:89
Średnio na aktywność:52.50 km i 3h 17m
Więcej statystyk

Ostatnie duże pedałowanie w tym roku... || 74.07km

Sobota, 31 grudnia 2011 · Komcie(1)
Kategoria Na Zaborze
No i jak miałem w planie tak i zrobiłem. W zasadzie to zrobiliśmy to oboje z Agnieszką. Po jakże, "entuzjastycznym" wstawaniu porannym i grzebaniu się niemiłosiernym, wyjechaliśmy z domu po 10:15. Nasze u-kochane meteo zapowiadało deszcze, jednak miały to być konwekcyjne bździdła i wliczyliśmy to w koszta wyjazdu.

Trasa do Nowego Dworu Mazowieckiego wiodła więc w towarzystwie mgiełki deszczowej i kropelek wiszących w powietrzu. Gdy w Skierdach wyjechaliśmy na trasę główną pogoda dziwnie zachwiała się. Najpierw zdziwiło nas to, że nagle jakoś jest tak ciemno a chwile później z nieba zaczął sypać śnieg. Najpierw były to pojedyncze płatki przemieszane z deszczem, ale już chwilę później zakotłowało się nad nami i z nieba zwaliła sie cała "zima" grudniowa.

Takich płatków jeszcze nie widziałem, były wielkości monet 5zł albo i większe, i padały z taka intensywnością jak drobnoziarnista zamieć. Nie sądziłem, że spotka nas takie załamanie pogody. W niecałą minutę, byłem cały biały a na okularach zalegała gruba warstwa śniegu. Na domiar złego jechaliśmy pod wiatr, więc mimo iż nie wielki, zefirek wtłaczał na nas ten cały majdan z uśmiechem.

Na liczniku trzymało sie 20-21km/h ale gdy wjeżdzaliśmy do miasta, ludzie poupychani na przystankach jakoś dziwnie się na nas patrzyli;P Ja od czubka czapki aż po same czubki butów byłem biały. Agnieszka wyglądała podobnie a obsługa stacji tylko się kątem ust uśmiechala, jak zajechaliśmy pod dach:D


Na końcówce trasy w okolicach miejscowości torun Dworski, przypadły samobójcze kury, które próbują popełnić Kura-kiri. Wbiegają nam pod koła wprost z podwórka. My jednak z refleksem pumy, omijamy je, czego nie mozna powiedzieć o facecie w Oplu Corsie, który jechał z naprzeciwka;)
Było łup "kud-kud-dak" i posypały się pióra;)

Wbiegły 3 z czego jedna pofrunęła nad oplem, jedna pobiegła za opla a jedna w niewyjaśnionych okolicznościach zdematerializowała się pod kołami:)!!!

Oj wyjazd miał dziś smaczek. Był deszcz, śnieg, zamieć i... petardy...
Jak wracaliśmy już po zmroku to wiwatowali na naszą cześć. Bo oczywiście sylwestrowe huki zaczynają się jak tylko zapadnie zmrok

Jak ja nienawidzę, całej zgrai tego szczeniactwa, co to wali na lewo i prawo tymi petardami na osiedlach. Nawet teraz nie można w spokoju posiedzieć, tylko napierdalają tym na wszystkie strony. Ja naprawdę, jestem spokojny, i nie mam nic jak ktoś puści w góre fajny pióropusz iskierek, jak na niebie nawet przed 24 jest kanonada ładnych fajerwerków.

Jednak za UJA i ZA PANA, nie mogę pojąć, jaka frajda jest w rzucaniu petard Hukowych typu Ahtung i temu podobne, na zamkniętych podwórkach czy placach miedzy blokami. Szyby w mieszkaniu aż dudnią!!!
No i wyjrzysz za okno a tam co? Gówno takie obesrane lat maks 14 z kapturze i cieszy się jak rozpierdoli puszkę lub butelkę...

Tak będą wyglądały wasze głupie geby, jak kiedyś nie zdążycie uciec a butelkę rozerwie wam wprost w ryj!
Może wtedy troszkę was myślenie ruszy:D

Tym optymistycznym akcentem kończę opis;P


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

a miało być raz dwa:D || 110.37km

Czwartek, 29 grudnia 2011 · Komcie(0)
Dziś od rana za oknem chmurzyło się i buzowalo. Jak szedłem po bułki na śniadanie, to nawet kropiło. Mówię nawet do Agnieszki, że dziś to chyba z domu sie nei ruszę, ponadto co zawsze, czyli odprowadzenie jej do pracy.

Jednak przemyślałem sprawę. Zabrałem kupione talerze dla jej mamy i wsiadłem na rower. Kierunek Stacja PKP Legionowo Przystanek.
30 minut później wysiadłem w Studziankach i ruszyłem na podbój wiatru.

To nie był wiatr, to był mega wykurwisty wyrwi-łeb, rodu zerwi-kaptur!!!
O cie człeku mizerny! Niczem jesteś wobec tego silnego sukinsyna!!! No to począłem w modły błagalne całować mostek i nos wlepiać w śrubę sterową. Tak zwinięty na kierownicy parłem na przód pod wiatr.

3km i 300m dalej mogłem odetchnąć. Zadanie wykonane, talerze dowiezione i wszyscy szczęśliwi. Po wypiciu ciepłej herbatki, przeładowałem swojego błękitnego shot-guna i wsadziłem na pakę:
* 6kg cukru
* 3kg jabłek
* 70kg mnie;)

Nazad jechało sie zacnie, ale wiejskie burki zdemotywowały mnie i odstraszyły. Zrezygnowałem z jazdy przez Krogule i Nunę i wybralem się do Nasielska. Dalej z Nasielska nie wiedzieć jak i kiedy z wiatrem lecąc pognało mnie do Pułtuska.
Średnia na odcinku Nasielsk-Pułtusk to 27,78 rzekłbym śpiewnie
"o japierdolejegomać". No ni mniej ni więcej - rura i ogień z blatu!!!!

Wcześniej odwiedzam Winnice i klimatyczny kościółek







Od Pułtuska udałem się na Zatory przez las. Jechało się już wolniej a i ściemniać się zaczęło.





Odcinek od Popowa Kościelnego do Serocka, był pod wiatr, z tirami, i myślałem, że umrę!!! Na dodatek przed Serockiem zaczęło się ściemniać...

Umordowany wiatrem posilam się jabłkiem i ruszam w ostatni ciemny odcinek do domu. Od Serocka w związku z nowo otwarta obwodnicą, chyba korki wywyalilo, bo stare latarnie na trasie przez miasto nie świecą się. To samo w Zegrzu. Jadąc po ciemku z górki w dół w kierunku Zalewu, o mało nie wpadam na grupę Nordic-walking-owców... Jadąc mówię grzecznie "przepraszam" a kobitka jak oparzona ucieka na bok i mało co nie zdzieli mnie tymi kijami w twarz/ryj!

Do Legionowa wloke się już resztkami sił. Wieliszewska ścieżka, tym razem oświetlona a Legionowo przeżywa czas powrotów z pracy.

Obok SKM tłumy wylegają na ulicę, totalnie nie zwracając uwagi nie tylko na MNIE, ale i na samochody! Kto by się tam przejmował jakimś ostro hamującym rowerem, czy ciężarówką. Pasy tez są przecież tylko ozdobą ulicy, każdy dobrze o tym wie!
Najlepiej wszak lezie się przez nasyp kolejowy i przez rów i dopiero przez ulicę... Nie wiem po co im ostatnio miasto wystosowało chodnik od peronu. Każdy będzie i tak "za bardzo naookoło".

Ostatni odcinek z Agnieszką już do domku... Było ciężko, ale wyjazd udany!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

"co się k-wa gapisz" - po naszemu "wesołych świąt" || 80.47km

Środa, 21 grudnia 2011 · Komcie(3)
Zimowa wyprawa ze sprawunkami okołoświątecznymi. Wyposażony w dwie sakwy stuknąłem dziś 80 dyszek:D Ha prawdziwie zimowe skawiarstwo, choć śniegu było jeszcze jak na lekarstwo. Jechałem na Krossie Agi, bo Tokaido miał kapcia.

Krosik wyposażon w slicki worm-drive woził mnie na wszystkie strony. Na ścieżkach rowerowych po nocy zalegała 1,5cm warstwa śniegu a pod nią lód. Ile było frajdy na parkingu, ile było szaleństw na lodzie... Jednak na ścieżce do Wieliszewa nieomal zaliczyłem, przyłożenie, bo mi przednie koło uciekło z pod nosa.

Na trasie do Nasielska jak zwykle tiry, poczułem sie jak na 17tce na Lublin, tyle, że tam pobocze. Do celu docieram w 2h z minutami, co daje średnią DO - ponad 22km/h!!!

Po zjedzeniu i napiciu się czegoś ciepłego i rozładowaniu a raczej przepakowaniu roweru, około 13 zaczynam powrót do dom.

Jedzie sie jakoś mizerniej, ale mimo wszystko ciepło. Nowe buty zimowe dają radę zdecydowanie lepiej niż adidaski. W powietrzu czuć i widać święta, śnieg podenerwowani kierowcy i choinki...

Stoje odpoczywam i koleś zajeżdża na pobocze poprawić świerk, bo mu ucieka z dachu. Poprawia poprawia a do mnie mówi:
"co k-wa się gapisz"
Pewnie go Żona wysłała po drzewko i spierd-la przed leśnikami:) Gdyby wiedział, że "pisząc sms" robie mu zdjęcie;) Ha ha ha



Jadę podziwiam, podziwiam jadę;) Ech przydało by się tak troszkę więcej tego puszku na polach...

Pod koniec trasy zachodzi słońce i podsumowuje mój zacny wyjazd tego dnia;D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Przeprowadzka || 12.06km

Sobota, 17 grudnia 2011 · Komcie(0)
Dziś kurs do Agi pracy i pomoc w przeprowadzce do nowego lokalu... rany koguta ile ja dziś szaf wyniosłem. Będzie ze 4 szafy jedno xero KONICA, szafę pancerną i 2 biurka;) liczmy tu kurs x2, bo najpierw po schodach w górę na przyczepkę a potem po schodach w dół z przyczepki do lokalu:P

potem kurs do PKP, bo późno było i do AGi... Obecnie po ciepłej kąpieli odpoczywam od targania. Najciekawsze w tym jest to, że nawet ręce mnie nie bolą i nie mam zakwasów co może oznaczać, że trochę tam gdzieś siły mam:D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

e? popeja? -O mnie o życiu o słoiku! || 19.02km

Niedziela, 11 grudnia 2011 · Komcie(0)
Kategoria Na Zaborze
Umiejętnie liczę, kasę, doskonale składam metry
kiedy trochę sie uzbiera wpisać mogę kilometry
I Księgowy mnie nazwali, bo wyliczam i sumuje
Każdy ciągle puka w głowę "czy ty czasem nie świrujesz?"
Każdy jeden metr i cale poukładam w rządki, słupki
Ci co z jazdy nie zliczają, to są rowerowe głupki!

Bo to frajda i zabawa kiedy słupek rośnie zdrowo
Czy to zima czy to lato, byle było rowerowo.
Nie pamiętam ja już czasów, kiedy pieszo się chodziło
Trzeba wtedy było łazić wolniej niż by się jeździło
Więc na rower sobie wsiadłem, ładnych lat ze cztery temu
Od tej pory zwiedzam więcej i nie słucham o chodzeniu

Czasem tam, po bułki pójdę, czy do szkoły autobusem,
Ciężko wtedy jest wytrzymać, chodzę gdy naprawdę muszę!
Nie ukrywam moi mili, że pod czaszką nawalone
Jeżdżę ciągle, zamiast chodzić, rower mi udaje żonę;)
Mam ja także tutaj obok, swą Agnieszkę ukochaną
I wraz ze mna na wycieczki jeździ z buzią roześmianą

To dziewczyna jest szalona, lepsza niż nie jeden z was
Kiedy ja wybieram asfalt, ona zapodaje LAS.
Potem mi się też obrywa, że mnie znowu gdzieś wywiało
Jednak sedno tego takie, kilometrów jej jest Malo
I to w trwodze i w rozpaczy pokazuje mi w tabelce
Że jej słupek jest niziutki i że ona to chce więcej!

No to wsiadam roześmiany i pakuje ją do drogi
Czas nabijać kilometry i na ścieżkach wzbudzać trwogi
Nie przepuszczę ja nikomu, kto bezczelnie mnie olewa
Zwłaszcza gdy na ścieżce piesi a tuż obok rosną drzewa
Bo ja wszakże, nie leśniczy trawą jechać nie przywykłem
Jeśli idziesz ścieżką pieszo, zwiewaj albo cię pierdyknę.

Inna sprawa to są laski, z futerkami takie „dziunie”
Takim to ja nie wybaczam, i zrozumieć ich nie umiem
Idzie taka, lezie tupie, napierdala obcasami
Dookoła róż wylewa i szpanuje reebokami
I gdy zacnie wejść próbujesz do pociągu zapchanego
Nie ustąpi ani cala, torba stoi mój kolego!

Torba taka jak ten człowiek musi czuć ważna wielce
Nie przestawi jej poczwara, bo tam rosół ma w butelce
A się nie daj boże jeszcze, od noszenia słoik zbije
I zaleje stringi w cętki no i szalik, ten pod szyje
Pozalewa jej mazidła, wszystko co na twarz nakłada
I tragedia przeogromna rzekłbyś nawet wręcz zagłada

Aby tego więc uniknąć moi drodzy przyjaciele
Wsiadam ja więc na siodełko, gdy nie pada i nie leje
Bo z dziuniami i torbami, walczyć to ja nie zamierzam
Nie ma deszczu, słoty, zimy – na wycieczkę czas uderzać



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Co się stało, że się zesrało? || 104.86km

Czwartek, 17 listopada 2011 · Komcie(6)
W życiu czasem bywa tak, że im bardziej czegoś chcemy tym gorzej nam to wychodzi. Z moim wyjazdem było dokładnie tak, choć nie zrzucam wszystkiego tylko na karby pogody. Co było jak się po toczyło? O tym dowiecie się za chwilę.

Zaplanowałem sobie wczoraj fajny wyjazd. Środa była słoneczna a zakupy w mieście napawały mnie taką pozytywną energią. Pomyślałem, że czas zmierzyć się z 200km jesienią. Poniekąd zmotywował mnie do tego Radek i jego powrót z wyprawki. Zapakowałem się, przygotowałem. Zrobiłem kanapki naszykowałem rower, liczniki i wybrałem kilka wariantów tras i... sprawdziłem pogodę.
Miało być lekko mroźno rano, potem do 5 stopni i lekki prawie nie odczuwalny wiaterek w plecy na północ. Taką prognozę serwowało Meteo jeszcze o 18, gdy kładłem się do łóżka.

Ranek budzik dzwoni o 5 rano. Szybkie śniadanie, pakowanie i nalewanie zupy do termosu. Odstawiając garnek na balkon, coś mnie tknęło... Patrze na termometr a tam -6! No to ładnie. Zmiana ubrania, puchowa kurtka idzie najpierw a Bergsona w zapleczu technicznym chowam do sakwy. I jedziemy!

Noc ciemna, pustki na ulicach. Przez łąki jadę a para bucha mi z ust. Jedzie się przyjemnie. Czuć mrozek na udach, ale jest w sam raz. Światła wyłączone przy wylocie z łąk, więc przemykam na dziko na migającym żółtym. Ludzie stoją na przystankach i tuptają z zimna. Oczywiście jak te święte krowy chmarami zalegają na ścieżce. Przelatuje przez Legionowo ścieżką przy głównej drodze. Mijam jednego pana na składaczku i panią z koszyczkiem. Oboje mają lampki tylne – wielki plus dla nich! Jedzie mi się super lekko, czuje moc. Na mniej krętych odcinkach ścieżki rowerowej jest 25km/h. Jednak muszę uważać na niespodzianki pod liśćmi, ostatnio leżą tam nawet tulipany od butelek po piwie.

Na osiedlu piaski zaczyna nieśmiało szarzeć. Im bardziej widno, tym więcej mgły. Niczym jakaś niesamowita nieokiełznana moc pojawia się znikąd. Spomiędzy bloków wylewa się na ulice a zanim opuszczam osiedle okala je w całośći jak wielki potwór.
Lecę zachowawczo, bo widoczność spada z każdą chwilą a po osiedlu kręcą się ludzie wyjeżdżający do pracy i nieco zaspani za kierownicami. Lampki nie wyłączam, aby cokolwiek było mnie widać w tej mgle. W Wieliszewie mgła już szaleje na maksa. Z łąk przelewa się jak woda zasłaniając ulice.



Prędkość jednak wzrasta, bo ruch jest niewielki a trasę do Dębego bardzo poprawili. Lecę 30km/h a wiatr smaga mi twarz. Kilka razy na chwilkę przystaje aby zrobić zdjęcie (dodam je jutro – obecnie nie mam kabelka;/) Ku mojemu zaskoczeniu, wieje w plecy i nawet to czuć.

Chrcynno to pierwsze kłopoty z nogami. Stopy zaczynają marznąć. Dokładam więc do butów torebki foliowe i rozcieram sobie stopy. Do Nasielska od Chrcynna wiedzie już gorsza droga, więc zwalniam. W mieście ludzie nie zwracają na mnie uwagi, co nieco mnie wkurza, bo 25km/h to nie jest wolno a mam sakwy i jak mi ktoś lezie pod koła ( nie po pasach) , to nie wiem czy na tym mroźnym asfalcie wyhamuje w odpowiedniej chwili. Za miastem na drzewach osadza się szadź. Jest tak pięknie, że aż się nie mogę napatrzeć. Im dłużej jadę tym jest bielej! Jakby śnieg pojawiał się znikąd na gałęziach.

Za Nasielskiem przerwa, jem zupę i znów rozgrzewam stopy a raczej stopę bo wiatr mam po lewej i właśnie lewa pęcina mi marznie.
Do Nowego Miasta jest kilka kilometrów a mi noga nie daje spokoju. Dokładam skarpetkę na każdą ze stóp i znów rozcieram je. Poprawa jest na chwilę – to znaczy na jakieś 10km... Za Nowym Miastem znów muszę się zatrzymać. Średnia jest 25km/h!!! jestem w szoku, jednak coraz mniej liczą się dla mnie liczby a zastanawiam się jak wytrwać ten piekielny ból z zimna.

Prędkość mi spada do 20 a morale z hukiem rozbija się o asfalt. Z drzew odrywa się szadź i smaga mi twarz ostrymi igiełkami. Myślę sobie, co u licha śnieg pada? No gdyby nie drzewa tak to by wyglądało. Jadę więc w „mini zamieci”. Płońsk wpada sam z siebie ledwie go rejestruje swoją świadomością... Wywlekam się na wiadukt rzut oka na trasę pod spodem i powrót.

Dopiero kiedy odwróciłem się poczułem jak wieje. Jadąc pod wiatr moja noga sprawiała mi jeszcze inne, nieznane mi dotąd katusze.
Na zmianę, piekła, kuła, bolała i szczypała a czasem nawet było mi w nią zwyczajnie zimno. Z czego odczuwanie zimna to była łagodna pieszczota w porównaniu do czego to zimno doprowadzało moje zakończenia nerwowe na stopie. Przerwy na roztarcie były częstsze i naprawdę zacząłem się obawiać odmrożeń. Do Jońca lecę 21 – 20 km/h, jednak ból jest przerażający.


W okolicach Wrony, robię dłuższy postój, zaczynam biegać jak wariat. Interwałowe odcinki po 100m i nawrót. I tak kilka razy. Po chwili dopiero dostrzegam, że przygląda mi się jakiś facet z rowerem idący ulicą. Musiałem wyglądać jak niespełna rozumu. Miałem to jednak gdzieś i biegałem dalej, bo przyniosło to odczuwalny efekt!
Zabiegi, pomogły i dalszą trasę jadę już bez bólu nogi a prędkość znów w okolicach 25km/h. Tym razem czuje jak mi smaga policzki mróz.
Przez Lelewo docieram do Agnieszki która czeka już na mnie z ciepłą herbatką...

Niestety nie udało się 200 zrobić i potwierdza się zasada, że nawet silna defensywa jest najsłabsza w miejscu gdzie jest najsłabsze jej ogniwo. Dobre przygotowanie kondycyjne, dobrze obrany kierunek jazdy nie pomogły. Pokonała mnie pogoda i zimne stopy...

ech... wstyd i Hańba!!!


[edit] A jednak główna i kto by pomyślał... sądziłem że spadnie w przepaść do wieczora;) Jakieś to pocieszenie, biorąc pod uwagę że miało być dwa razy tyle;)
No i Jestem koło Wilka - a to już nieomal CHWAŁA



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

DZIUNIE - WON mnie STĄD!!! || 19.17km

Niedziela, 13 listopada 2011 · Komcie(11)
Kategoria Na Zaborze
Po pięknych kilku dniach słońca, zaczął się poranek strasznie mgliście i mżawkowo. Zdecowaliśmy się więc jechać do AGi rodziców przy użyciu PKP. Droga była daleka a czasu mało. Poza tym średnio czuje się ostatnio co chyba związane jest z dość aktywnym jak na mnie sezonem i te ponad 11 tysięcy ka em ów organizm odczuwa, a może to co innego? nie wiem...

Dojazd był bez ekscesów, ale powrót? Ha ten był już ciekawy.
W Pięknego niskopodłogowego Elfa wsiadaliśmy w pierwszych drzwiach, bo na peronie kasy nie ma więc bilet "cza kupić". No i wsiadamy powoli z 4 sakwami(2 ja 2 Aga) Rowery ciężkie bo mamy mięsa dużo i jabłek w nich. Na mostku kolo wejścia stoi sobie dziunia. Ma torbę NIKE przewieszoną przez łeb. Torba wielka jak wór na zwłoki, bo i pewnie całą kupę szmat nakupiła w galeriach w długi weekend. DO tego jeszcze posiada owa dziunia torbę na kółkach koloru różowego stojącą obok. Zaparkowane "to to" wszystko jest tuż obok niej. Nie ruszy taka dupci, nie przesunie się o kilka metrów dalej aby można było wejśc spokojnie do pociągu. Ona od Ciechanowa do Warszawy Gdańskiej musi stać koło drzwi! Stanie tak i tak stać będzie!

Zanim jednak wsiedliśmy najpierw wpuściliśmy ludzi przodem a potem kontynuowaliśmy wsiadanie, myśle sobie przepuści mnie bo inaczej nie wjadę. Niee bo po co. Wcisnąłem się więc z rowerem obok niej. Konduktor wypisuje nam bilet - czekamy. Pociąg ruszył zakołysało mną i jadziem. A ona (dziunia) trzepie torbę, jakbym conajmniej jej obszczał ją. Nawet nie zauwazylem że koło jej dotknęło. Miała jeszcze drugi mostek, obok gdzie nie było ludzi, miała miejsca miedzy siedzeniami w przejściu, ale nie! Nie ruszyła się ani o centymetr gdy pojawiły sie dwa rowery. my przecież możemy - Wyparować!!!

"och" - słysze za plecami "no żesz..." Zaledwie koło lekko dotknęło różowej tkaniny. Nie ma co sie dziwić Znak NIKE musi być biały jak śnieg, bo co koleżanki powiedzą na peronie? Szoruje otrzepuje, prycha na mnie a ja ledwo równowagę utrzymuje w przejściu. I tak jedną ręka trzymam rower druga płacę za bilet i nagle czuje jak mnie ktoś szarpie za kierownicę.

- by pan uważał na ten głupi rower - wrzeszczy i szarpie kierownicą przycinając Agnieszce przy okazji rękę. Rogi się zaklinowały i jej szarpanie o mało nie przewraca nas obojga i dwóch rowerów.
- Spokojnie - mówię rozeźlony i staram się odczepić zablokowaną kierownice, a ta dalej się szarpie i nogą mi rower odpycha. Sama sie nie przesunie tylko nas wypycha, bo moje koło dotyka jej pierdzielonej torby. No nie zdzierżę!!!! Myślę: "Osz ty sucza mać, nie będziesz mi kopać roweru".

Udaje, że staram się odblokować kierownice i napieram na nią przednim kołem przenosząc cały piasek z roweru na wszystko co dotyczy owej głupiej niewiasty. I raz po raz atakuje ją kołem, na tyle mocno aby musiała sie odsunąć. W zasadzie wypycham ja z tego narożniczka, który sobie obrała. Myślę "ja ci pokopie suko". Oczywiście zgrywałem głupa że próbuje rower odblokować.

Awantura jeszcze troszkę potrwała, jej facet włączył się w rozmowę, ale uciąłem dyskusję, bo to jakiś spedalony gnojek był taki i nie zagrażał mi niczym specjalnym - (Aga go podczas jazdy i hamowania przyświeciła go kilka razy kołem za mnie;P)

Wysiadamy w Legionowie a ja wychodząc mowie na tyle głośno aby mnie usłyszała jakiś tekst o głupich dziuniach i galeriankach z różowymi torebeczkami. Jej facet jeszcze bojowo na mnie patrzy ale pociąg odjeżdża a my mamy ubaw aż do samego domu z całej sytuacji.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Jesienne nieplanowanie jest najlepsze || 95.00km

Sobota, 29 października 2011 · Komcie(1)
OD rana miał byc Kampinos. Jedno słowo kumpla i wyszło całkiem co innego. Kampinos przełożyliśmy na jutro a dziś zdecydowaliśmy się udać na kilka grobów. Nie lubie grobobrania, ale jeśli wiąże się z nim jakieś fajne kręcenia, to już jestem na TAK. Głodny większego dystansu podjąłem się i pojechaliśmy na trasę.

Zaczynamy do Nowego Dworu, gdzie spotykamy peleton tzw. Babki. Chłopaki nieźle doginają, to nie dla nas i odpuszczamy, zwłaszcza, że z sakwami i na rowerze mtb to ciężko im koła utrzymać.
Jedziemy tranzytem ze średnią grubo ponad 22km/h w Nowym Dworze przeskakujemy na Modlin i przez Miasto Modlin( nie twierdzę) jedziemy na Pomiechówek. Tam odwiedzamy kilka (dwa) groby i mkniemy na Cieksyn znów światełko i na obiadek do rodziców Agi. Jest rosołek z kaczki i jest kurczaczek. Najedzeni mkniemy dalej w kierunku Nasielska. Tu plan zakładał skrócenie przed miastem i udanie się szutrową droga na Chrcynno, jednak pomyliliśmy skręty i lądujemy na jakims zadupiu, gdzie droga we wsi jest jak droga po miedzy na polach…

Na trasie do Dębego znów tranzyt, a za górką w Dębe? Ha niespodzianka nowy asfalcik wylali, na tej dziurawej kosmatej trasie. Ma się jednak wrażenie, że ów asfalt potrzebuje poprawek technicznych bo z pod spodu widać miejscami poprzednika, jednak i tak jest o dwa nieba lepiej niż było przed „remontem”.

Ogólne moje spostrzeżenia to takie, że na Tokaido na Slickach jedzie sie MALINOWO!!! Nie buczą, nie szumią i wogle noga mi dziś podawała. Niedługo pewnie spadnie śnieg i wrócić trzeba będzie do kombinacji białych kapciuszków, jednak póki można cieszę sie ze slików;)

Edit;
Accent stoi w ruinie, koła na na kapciu, tylna obręcz rozwalona czeka na remont na wiosnę... Dostanie nowy amorek powietrzny i śliczną nowa obręcz tylną;) Obecnie musi oddać mnie w ręce Błekitnego groma;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,