Do pracy!, strona 28 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Do pracy!

Dystans całkowity:14811.53 km (w terenie 196.14 km; 1.32%)
Czas w ruchu:120:08
Średnia prędkość:21.40 km/h
Liczba aktywności:469
Średnio na aktywność:31.58 km i 1h 56m
Więcej statystyk

Do pracy 93 - Po<maratonowy>niedziałek. || 10.47km

Poniedziałek, 9 czerwca 2014 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Po maratonie - nie wiedzieć, czemu sam wstałem o 6:30. To dziwne, choć w sumie może nie do końca. Dzień wcześniej po powrocie, położyłem sie tylko "na chwilkę" i straciłem przytomność. Dosłownie! Nie pamiętam nic, a ponoć rozmawiałem z Agnieszką, dzwonił do mnie telefon i umawiałem się z rodzicami na następny dzień. Co najśmieszniejsze, przez sen majaczyłem o uszczelce, o tym, że się leje i trzeba wymienić będzie podłogę.  Umysł więc żył dalej maratonem, a ciało snem... na jawie? Na nie-jawie? 

Z rana kawa i pierwsze relacje do czytania. Maratończycy wolno wstawiali opisy, a zdjęcia dodał tylko Wilk. Popijając kawę relaksowałem się i przezywałem chwilę maratonu na nowo. Gdy przyszedł czas zebrania się do pracy, szło mi dość opornie. 

Jazda na rowerze spoko, ale wchodzenie i schodzenie po schodach - czo-wie-kuuu! No ale jakoś dotarłem.
W robocie nie było najgorzej puki się ruszałem, jak tylko na chwilę siadałem czy przestałem się ruszać, czułem jak mięśnie mi się zastają. 

Serwisów kilka, kilka afer i kilka newsów. Jak ten statek pływa? Chyba jest niezatapialny. 



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 92 - Ultra czy nie Ultra? || 20.00km

Środa, 4 czerwca 2014 · Komcie(12)
W naszym kraju na rowerze jeżdżą całe masy ludzi. W ostatnich latach jazda rowerem, stała się bardzo popularna. Powli odchodzi stereotyp roweru, jako przedmiotu rekreacji li tylko. Wielu ludzi dostrzega rower w codziennym życiu. W ciągu ostatnich ośmiu jat jakie jeżdżę, zauważyłem bardzo dużą zmianę światopoglądu na ten rodzaj sportu. 

Wielu z rowerzystów jeszcze kilkanaście lat temu, aby poczuć rywalizację i adrenalinę towarzyszącą kolarstwu, musiała oglądać Tour De Pologne, czy inne transmisje z tego typu wyścigów. Obecnie na rynku rowerowym jak grzyby po deszczu wykluwają się coraz to nowe imprezy rowerowe, zwane potocznie "maratonami rowerowymi". Z maratonem i dystansem biegowego maratonu, nie wiele ma to wspólnego, bo odległości do pokonania, w takich wydarzeniach, przygotowane dla zawodników bardzo często sporo odbiegają od czterdziestu dwóch kilometrów. 

Wśród rowerzystów panuje takie przekonanie, że rowerem bez większego przygotowania i z zapasem dość długiego dnia w wakacje, da się przejechać 100km. Nie ma też wtedy znaczenia, jakim rowerem się jedzie, jak przygotowani jesteśmy. Wielu uważa, że po prostu da się to "zrobić z marszu". Gdy zaś zaczynamy rozpatrywać liczbę w dystansie większą o dziesięć, czterdzieści czy sześćdziesiąt kilometrów przekraczającą wcześniej wspomnianą "setkę", tu zaczyna się już całkiem inna rozmowa.


Jest jednak jeszcze jedna grupa kolarzy, pewnego rodzaju niedoceniana elita rowerowego półświatka - zwie się ich ultramaratończykami. Ciężko dokładnie sprecyzować dokładnie od jakiego dystansu, jeździ się "ultra" i jakie średnie trzeba mieć, aby być nazwanym tym mianem. Jedno jest pewne, niezależnie jakby na to nie patrzeć, jazda długodystansowa po przekroczeniu pewnej granicy staje się wyzwaniem!

Jestem jednym z tych, którzy potrafią przejechać ponad 300 kilometrów na rowerze. Niejednokrotnie pokonywałem trasy grubo wykraczające poza przyjmowane przez nawet wytrawnych cyklistów "normy". Jedni nazywając mnie szaleńcem i pukają się w głowie, a drudzy (klasyczni terenowi maratończycy) nie widzą w tym nic fajnego i zadają to główne i padające z wielu ust pytanie: 
"PO CO?"

Czy jazda taka jak ta, jaką uprawiam, jest ciekawa? Co może być fajnego w jeżdżaniu głównymi drogami, po nieoświetlonych rejonach naszego kraju. Co sprawia, że po wielkich kryzysach i trudach podróży, mam siłę daje wsiąść i jechać? Jeden z alpinistów , zapytany o to dlaczego próbuje wspiąć się na Mont Everest, w bardzo prosty sposób odpowiedział - "Bo Istnieje". Pytanie o wspinaczkę na tak znany szczyt wydaje się niezwiązane z tematem rozważań, a odpowiedź alpinisty jest dla wielu logiczna i prosta. 
"Jasne, że każdy chce wejść na tą górę w końcu to MONT EVEREST". Nic więc dziwnego, że alpiniści wędrują tam jak do świętej mekki. 
Co jednak wspólnego ma Mont Everest i kolarstwo długodystansowe? 

Otóż wbrew pozorom te dwa pozornie odmienne punkty łączy jedna wspólna cienka i dla wielu niewidzialna nić. A mianowicie jest to "droga". Jedni wyznaczają sobie ją w górę inni  wykreślają ją kołami na asfalcie dróg jakie pokonują. Ludzkie ciało podlega ograniczeniom, ale duch w nas, nie zna granic. To na jak wielki everest wejdziemy, zależy tylko od nas. To zjawisko oddalania sobie celu i wydłużania drogi wielu z was, może nazwać swego rodzaju masochizmem. Zadawanie sobie bólu, i przyprawianie o cierpienia i robienie tego w ciąż w coraz inny i wyszukany sposób dla wielu może być do pracy niezrozumiałe. 

Gdy spojrzymy na lekarza ze skalpelem w ręku, na pierwszy rzut oka trafia do nas, widok krwi, a w głowie mamy ból po operacji i czas rekonwalescencji. Jesli jednak odsuniemy sie nieco dalej, to dostrzeżemy, długotrwały zaplanowany proces powrotu do zdrowia a w efekcie łzy szczęścia pacjenta. Z długimi dystansami na rowerze - jakie by one nie były - jest podobnie. Wielu z naszych znajomych dostrzega w tym tylko skrajności. Wielu nie patrzy na obraz szerzej, z większej perspektywy. 

Z jazdą długodystansową jest troszkę jak z życiowym mottem. To taki rodzaj naszej życiowej filozofii. Bez trudu na pytanie: co mi dają takie wyjazdy" mogę odpowiedzieć, że to swego rodzaju - poszukiwanie wewnętrznego spokoju. 
Kiedyś brałem udział w kilku maratonach rowerowych. Pamiętam tłumy na starcie, nerwowe oczekiwanie na gong i wszystko zaprojektowane w ostatnim calu. Diety treningi, przygotowania i sam start w imprezie. Wiele słyszałem na temat różnych strategii pokonywania rywali, poznałem całą szeroką otoczkę "rozgrywania" na trasie i "finishowania". Pamiętam, że to właśnie wydało mi się takie - puste, sztuczne. Wszystko zdawało sie być wykreowane przez organizatora wyścigu, przez koncerny produkujące odzywki i całą wielką machinę trenerów sportowych i "teamów". Gdzie w tym wszystkim pozostawał sam kolarz? Gdzie gineła jego pasja i miłośc do jazdy na rowerze, gdzie podziały się te dwie iskry które pchnęły go w ten sport? No właśnie - gdzie?

- Jak tak jedziesz i jedziesz to nawet nic nie poczujesz, adrenaliny, rywalizacji nic!
- Jadę by pokonać siebie a nie przyjaciół!

Pamiętam jeden z takich wyjazdów, kiedy po wielu godzinach na rowerze, w blasku majączącego się świtu, upadałem moralnie. Przed oczami, widziałem tylko ciemność, a pośrodku szaro bladej plamy światła z lampki, przesuwały się pasy drogowe. Nie patrzyłem w dal, bo i tak nic bym nie zobaczył, za sobą też nic bym nie dostrzegł. Jechałem półżywy, noga za nogą, ze zwieszoną głową, wpatrzony w ten kawałek oświetlonego asfaltu. Miałem napój w bidonie, miałem batony, ale po całej nocy pedałowania i wpatrywania się w ten sam obraz, mój umysł przestawał funkcjonować normalnie. W pewnej chwili, kątem oka spostrzegłem jakiś cień i odbilem kierownicą. Zanim się obejrzałem byłem już w rowie. Czy to było jakieś zwierze? Nie wiem, nie sądze, to raczej omamy umysłu, który zdawał sie pracować restkami świadomośći. Kiedy usiadłem na ziemi i otrzepałem się z kurzu, lekki skok adrenaliny, postawił mnie na nogi. Nie miałęm ochoty już spać, ale organizm zdawał się odmawiać posłuszeństwa. 

Była chyba druga w nocy, a ja siedziałem na brzegu rowu niedaleko asfaltowej drogi pomiędzy sporo oddalonymi od siebie wioskami. W oddali słychać było rechot żab i cykanie świerszczy. Jak okiem sięgnąć ciemność. Lampka podczas upadku sie wyłączyła. Ciemność z każdą chwilą, stawała się coraz bardziej wyraźna. Gdy zdałem sobie wreszcie sprawę z zarysów okolicy spostrzegłem, że dookoła rozciągają się pola, a całe niebo usiane jest gwiazdami. 

Pamiętam, że śmiałem się do siebie samego i pomstowałem na sytuacje w jakiej się znajduję. Czułem taką niechęć do roweru, że na samą myśl o ponownym ruszeniu, dostawałem jakichś skurczów na plecach, które wzdrygały mną w konwulsjach. Siedziaęłm więc tak i nie myslałem o niczym. Dałem myślom płynąć w ciemności, popijając z bidonu z szeroko twartymi oczami widziałem obrazy, jakie dziś mijałem. 

Nie wiem jak długo siedziałem przy  tej wiejskeij asfaltówce, ale pamiętem, jedynie, że moją uwagę zwrócił człowiek na rowerze. Ku memu zdziwieniu, nie było już ciemno, a lekko szaro. Mgła na polach przeszywała mnie już do cna i zacząłem się gramolić do pionu. Na mój widok, mężczyzna zrobił szeroki łuk. Rower zaskrzypiał przeraźliwie i oddalił się. 
Ja też bym sie przeraził, gdybym jadąc o 3 rano rowerem spotkał jakiegoś osobnika wychodzącego chwiejnie z rowu przy drodze. Wbrew pozorom po pokonaniu rowu, reszta czynności była już sporo łatwiejsza. Po prostu wsiadłem na rower i pojechałem. 
Tamtego razu, zrobiłem ponad 280 kilometrów z czego większość trasy zajęła jazda nocna i wieczorna.

Z tej dziwnej opowieści, może pewnie wynikać jedynie zła nauka i przykład mojej lekkomyślności. Starsi wiekiem i rodzice pewnie powiedzieliby, że to była skrajna nieodpowiedzialnośc z mojej strony. Ja jednak pamiętam tamten wyjazd jako całkiem udaną wspinaczkę na Everest z drobną burzą śnieżną w drugiej pazie przed atakiem na szczyt. 

Jazda długodystansowa to przejazd w głównej mierze wytrzymałościowy. Tu liczy się głównie silna psychika i wytrzymałość organizmu na wielogodzinne niedogodności i utrudnienia w tym także na ból. Jednak samo słowo "wytrzymałościowy" jest pojęciem względnym, dla jednych maratonem wytrzymałościowym będzie zrobienie 100 kilometrów dla innych przejechanie 80 kilometrów. Dla wielu śmiałków, rozpoczynających, lub kultywujących jazdę na rowerze, przejechanie dystansu po spędzeniu piętnastu lub nawet dwudziestu godzin na siodełku w upale, znoju i zmęczeniu - wydaje się niewykonalne. 
A skoro coś jest niewykonalne - dlaczego by nie próbować tego zrobić?

W przeciwieństwie do światowej sławy ultramaratończyków, ja traktuje jazdę długodystansową jako swego rodzaju eksperyment. Raczej specjalnie nie trenuje, nie trzymam konkretnej diety i zapewne przez to moje osiągi są niższe niż mogłybybyć. Mi jednak sprawia pewnego rodzaju satysfakcję i frajdę takie właśnie "niepodporządkowanie" się systemowi. Te chwile, kiedy śledząc prognozy pogody, decyduje się, że za 12 godzin wsiądę na rower by pokonać 230 kilometrów. Ta niewiadoma, jak będzie, jak sobie poradzę i swego rodzaju strach połączony z podekscytowaniem. 
I po prostu wsiadam i jadę! Nie rozmyślam, czy ilość sił, i treningów w tlenie wystarczy na ukończenie zaplanowanej trasy. Ja po prostu idę na spotkanie z żywiołem. Ta niewiadoma, jest właśnie czymś niesamowitym. Pamiętam zawsze, aby nie pozostawiać wszystkiego samemu sobie. Kwestie awarii i ewentualnych kontuzji biorę pod uwagę, planując trasy w odpowiednio małej odległości od lini kolejowych, czy większych miast. 

A więc ultra - czy jeszcze nie ultra? Jak to ze mną w końcu jest?




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 91 - Wtorek || 10.47km

Wtorek, 3 czerwca 2014 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Dziś znów do pracy na szosie, tylko ta pogoda taka, byle jaka. Miałem w planie jechać rano na trening poranny a tu dupa, pochmurno mżawka. I co? I mam jakiś okres spadku mentalnego przed MP, jakbym odczuwał uciekającą formę. Może to jakieś przesilenie, może to kolejna burza ze sprawą o wolną sobotę? Kurcze, są ludzie, nie jest szczyt sezonu, ostatnia sobota była lekka a tu wielki problem, żebym sobotę wziął wolną. Bo musi być kurcze 5 osób i siedzieć na sklepie czuwając "a nóż" ktoś wejdzie i będzie chciał rower. Znów jest takie "mendzenie", że to sezon, że to sobota itd... 

Naprawdę takie walczenie o każdy jeden dzień wolnego to wykańcza psychicznie gorzej niż nie jeden serwis rowerowy... A na serwisie spoko, nie ma tłumów, nie zalegamy z robotą, jest ok. No ale cóż. Zobaczymy - o wolną sobotę to będę walczył jak lew. Najwyżej w piątek pójde do pracy. Nie wiem... wkurza mnie to.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 90 - Nie bo nie - I JUŻ! || 16.47km

Poniedziałek, 2 czerwca 2014 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Treningu tyle co pies naszczekał! Nie ma pogody, nie ma siły, jakoś nie ma tego iskrzenia. No to wsiadłem na zimówkę, bo w deszczu mi z zimówka lepiej iskrzy niż z szosą, która muszę odkopywać spod tony błota.  Gdyby nie to, że jutro zapowiada się zimno, to pomyślałbym, że to dobry dzień będzie. 

Szosa czeka, w miare czysta na start, i tak pewnie bede musiał nia podjechać do BDC, bo trzeba będzie napompować, przesmarować itp, ale może to nie jutro, może jak nie będzie padać. Może... kurcze tu Mazowsze a nie morze. 

Z dnia serwisanta...

Dziś był pan co to kłócił się, że po roku czasu jego rower ma za mocne hamulce, i że to nie może tak być, że dziecko jego przez kierownice wyleciało, jak zahamowało. I że my bubel sprzedaliśmy (bagatela prawie rok temu bez miesiąca czy dwóch) , bo przerzutka z tyłu za nisko do ziemi jest i synowi się patyk wkręcił ostatnio i że jak się skręca to przerzutka, trze o ziemie. - Tego ostatniego za nic nie potrafił nam pokazać na rowerze, ani naocznie udowodnić, mimo iż bardzo go prosiliśmy o demonstracje. 

Dowiedzieliśmy się, iż pan oczekiwał od nas "profesjonalizmu" i nie mógł zrozumieć, że to nie my wymyślamy, że w rowerze "XYZ" jest taka przerzutka, taka manetka i taki kolor lakieru. Niemal już oczami wyobraźni widziałem bowiem, że pan zaraz stwierdzi, że po roku czasu jego syn jak rower w trawie położy, to roweru znaleźć nie może i że powinniśmy sprzedawać tylko rowery z kolorami innymi niż te przypominające: "piach, żwir, czarnoziem, trawę, proso, żyto, śnieg, bloto" no i oczywiście, aby przerzutka nie tarła jak rowerem syn skręca. 

W głowę zachodziłem, jak on to robi, że jak skręca to wózek trze o ziemie, może on ja wiem? Rowerowy motocros uprawia? Ojciec stwierdził, że on przerzutke wyregulował i e się nei da i że to bubel, i był niezadowolony. Jak spytaliśmy, czy przegląd zerowy był zrobiony po zakupie, to oburzył się oraz stwierdził, że przegląd "0" nie byl potrzebny. Mało tego ów tata uznał, że "on domaga się" wymiany przerzutki na taką o krótszym wózku i osłabienie sily hamowania hamulców. Oczywiście zażądał, aby zrobić to za darmo w ramie gwarancji i że my to do producenta powinniśmy rower na swój koszt wysłać, bo to nasz obowiązek. Na usta cisnęło się jeszcze ojcu, aby rower był lepszy, nowszy żeby sam hamował,miał ABS, ESP, kontrole toru jazdy, śledzenei GPS i aby wszystko sterowane było smartfonem.

Inny tatuś, w sobotę wraz żoną i dziecięciem swym przybył do nas do sklepu w celach - podobnie jak opisywany wyżej pan - dyskusyjnych. Ci państwo z wyrzutem i fochem stwierdzili, że przerzutka działa za ciężko i że ich dziecko nie ma siły zmieniać biegów. Dzieckiem okazała się młody, nieopierzony około 8-9 letni "nerd" odegnany sprzed kompa, co to słowem "ja nie umiem, ja nie będę" podbija sobie "score" u rodziców. I jak on mówi, że nie da rady i że "nie umie" to ewidentnie znaczy, że manetka jest zła, i że koniecznie trzeba reklamować manetkę u producenta, no bo przecież nie pomyślał projektant o dzieciach projektując rower na 20 cali kołach. Rodzice fachowym okiem i po licznych doświadczeniach w sferze obrotu rowerami, stwierdzili, że to "widać", że ten rower nie jest przystosowany dla dzieci. No ja chyba mam oko ubrane, bo moje "gołe" oko nie widzi nic niedziecięcego w rowerze jaki przyprowadzili. 

I tak oto czasem w serwisie pojawia się oaza rodzicielskiej dumy. I tata staje na czele rodziny wiodąc swoje dziecię do walki o sprawiedliwość na froncie przeciw zakłamanym, przbiegłym sprzedawcom, chcącym sprzedać złe rowery, za drogie z za dobrze działającymi hamulcami i z manetkami, które wyłamują dzieciom palce. Wiadomo przecież, że od lat istnieje spisek i naszym celem jest uprzykrzenie dzieciom dzieciństwa i zmuszenie ich do katorżniczej i niewolniczej jazdy an rowerze. Bez skrupułów każemy jeździć, i hamować a nawet czasem posuwamy się do wmuszania dzieciom umiejętności zmiany przerzutek. Horror!

Bo ja zły jestem z natury - krzywdzę dzieci i skazuje na tortury:D


"Bo to zła manetka była"
B. Linda;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 89 - Co - to? To - So - bo - ta. || 12.47km

Niedziela, 1 czerwca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Do pracy w sobotę, jadę zawsze z lekkim "garbem", to cotygodniowe odbieranie weekendu, powinno być prawnie zakazane. Nie dość, że do emerytury nie dożyje, to jeszcze dni wolne od pracy mam ograniczone do minimum. 

W sklepie "Dzień dziecka" - sami sobie możecie wyobrazić co to znaczy? Kupowanie rowerów, rowerków, rowereczków i rowerusiów. Czasem kupowali także roweruńki i rowciulkusie!

Cała gama ludu gania sama od samego rana!
Hey dana dana
Hej w koło krąg splećmy rąk[...]

W pracy spiąłem się ze świeżakiem, bo zamiast pracować on rowery postanowił z wieszaka na inny wieszak przestawiać. Tłum ludzi łazi po sklepie, a ten wpadł na pomysł w tym momencie  aby robić rowero - przemeblowanie. 

Po pracy prosto do domku na obiadek. 





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 87 - Dzień kolejny z życia Księgowego || 10.48km

Sobota, 31 maja 2014 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Praca pochłania mnie ostatnio bez reszty, pogoda robi mnie w konia, a czasu i chwil do dłuższych tras brak. Mam kryzys mentalny, bo mimo, że powinienem przed MP pojechać jeszcze coś długiego, to czuje, że nie mogę i nie mam kiedy. 

W pracy nie ma "młynu" ale to nie ma reguł. Dziś nie ma jutro jest.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 109 - Preludium! || 5.50km

Sobota, 31 maja 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Do pracy rodacy do pracy hej!

Niech się mury pną do góry, niech stosy pieniędzy układają na stołach moi szefowie, niech ich portfele pękają w szwach i niech kraj rozwija się w dobrobycie! W tym celu do pracy pognałem, zwiewnie i radośnie, by szefom swoim radość przynieść i pracować w kolejną sobotę. Z uśmiechem na emeryturę i z radością dla kraju! 

A realia? Realia są takie, że chcąc uniknac sapania o kolejna wolną sobotę, przyszedłem do pracy w nadziei, że wyjście 20 minut przed czasem nie przyniesie załamania rynków finansowych w dolnym Zambezi. Niestety, kursy walut w dolinie Kongo wskazywały na zbliżający się kryzys. 
- 20 minut?! Adam, ale dziś jest sobota!
- no ale i tak nie ma dużego ruchu. 
- przecież wiesz, że w soboty pracujemy i mamy dzień handlowy.

tia... Dzień handlowy. Ja siedzię na sklepie, obsługuje klientów, Świeżak też, a dwóch na serwisie pochowanych, rzekomo nie wykonuje serwisów. Na sklepie więc tylko dwóch ludzi z kadry, a dostępnych czworo. Na salonie? Pojedyncze osoby sie kręcą, niezdecydowane, łażą patrzą i nie kupują. 

Udało się jednak wyjść wcześniej, mimo obrazonej miny szefa, mimo obrażonych min kolegów, którzy z cichego serwisu musieli wejść na salon, i mimo szerokiego uśmiechu na mojej twarzy! Przygodo trwaj - zaczynam cztery dni urlopu  YEAH!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 86 - Zimno pada;/ || 12.48km

Środa, 28 maja 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Środa, jako środek tygodnia jest małym weekendem. Dziś pracy nie wiele, ale za to kilku upierdliwych klientów. Długo by opowiadać, ale facet, wykłócał się, żeby mu przerzutkę przednią od ręki wymienić i chciał płacić tylko za przerzutkę a jak usłyszał cenę za wymianę to zaczął szydzić, że to nie dla niego, żeby taniej i że co tak drogo "przecież to chwilę zajmie". 

Przez cały dzień zbierało się na deszcz, momentami coś tam pokropiło, a oczywiście, jak miałem z roboty ruszać, to postanowiło konkretnie się rozpadać. 

Po kolacji u rodziców wracaliśmy w ulewie nie z tej ziemi. Kałuże w mieście były ogromne, jakby cała kanalizacja się zapchała. Momentami wody po kostki było w miejscach, gdzie nigdy nie ma bajorek. Nie wiem skąd te opady. Jeden połowiczny plus - szosa się opłukała z największego brudu, ale za to ma inne zacieki.





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 85 - Wtorkowe serwisowanie || 10.47km

Wtorek, 27 maja 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Po maratonie jechało się spoko do pracy, jedynie było dość krótko i sporo chłodniej niż w weekend. Pracy nie było za wiele, ale cały dzień uzbierałem kilka dodatkowych napraw. Miałem w głowie aby umyć szosę po wyścigu, bo się upaćkała w błocie i piasku, ale w końcu nie znalazłem czasu.

Za oknami wyraźne ochłodzenie, mam nadzieje, że to tylko tymczasowe, bo wolałbym w MP jechać bez deszczu i nie w 17 stopniach.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 83 - Słoneczne dni gorące dni || 12.00km

Piątek, 23 maja 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Do pracy w krótkim rękawku. Ciepło cieplej - bryza... lubie jak jest ciepło, ale nie aż taka żarówa od razu. W pracy sporo roboty, troszkę kombinacji troszkę patentów do zrobienia. Odwiedził nas "X" w poniedziałek w raca do pracy po zwolnieniu. Wygląda już na zdrowego. Przebadali go na wszystkie strony i zdrowszy już nie będzie. 

W pracy obrobiłem się bez kłopotów, ale wracałem jakiś taki przytłumiony wieczornym ciepłem. 

Dzień wyszedł całkiem ok, choć dystans tylko troszkę większy niż zazwyczaj. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,