Do pracy!, strona 5 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Do pracy!

Dystans całkowity:14811.53 km (w terenie 196.14 km; 1.32%)
Czas w ruchu:120:08
Średnia prędkość:21.40 km/h
Liczba aktywności:469
Średnio na aktywność:31.58 km i 1h 56m
Więcej statystyk

Pan mu coś powie... || 35.00km

Sobota, 8 kwietnia 2017 · Komcie(6)
Kategoria Do pracy!
Do pracy pojechałem z nastawieniem, że będzie tłum. Okazało się, że nie było wcale tak źle. Co nie umniejsza faktu "sobotowośći" tego dnia, bo i handel był żwawy i lud się kręcił. 

Ale od początku...

Dojazd był w słońcu, zaś w temperaturze sporo poniżej oczekiwanej. Było rano chyba 7 lub 8 stopni. Obskoczyłem na szybko rossmana i odwiedziłem ubezpieczenia. Potem kurs dom,  wymiana zakupów na obiad do pracy i wio! Zimno było z początku, ale jak się rozruszałem, szło już wytrzymać, a animuszu dodawało piękne słońce. 

W pracy zaczęło się niemrawo. Kawa, lekkie przepalenie w kominku, bo w głębi sklepu czuć było chłód - noce nadal zimne, a sklep słabo izolowany od zimna. Po kawie przyszła pora na codzienność. Klienci nieśmiało wkraczali do środka i początkowo nie było za wiele pracy. Całość dnia jednak przypieczętował - przynajmniej dla mnie - przypadek pewnego syna...

Państwo wkroczyli coś około 12. 
Ona - żona, On - ociec, ona - córka... a syn gdzie? Syna nie ma.
Córa małą z 2 latka, mama przymierzała ją do rowerka biegowego. Pan ojciec zdecydowanie był przeciwny, bo "ona nadal za mała na takie dziwactwa". Nie o tym jednak chce wam opowiadać. Chodzi o to, że pan był w tygodniu sam i miał w zamyśle nabyć dla syna rower na kołach 24 lub 26 cali( syn 10 lat). Doszliśmy w czasie tych wizyt do wniosku, że dobrze będzie przyjechać z synem aby przymierzył się do ram i wybrał sobie rower.
Niestety - syn miał dziś trudny dzień i kolokwialnie mówiąc, strzelił focha. 10 latek, to chyba za wcześnie na dojrzewanie i burzę hormonów. No tak czy siak syna nie było.
- A gdzie główny zainteresowany? - pytam, bo poznałem pana ojca wcześniej już.
- No nie ma, to znaczy jest...
- A gdzie?
- Obraził się.... nie chce wyjść z samochodu
- Nie chce wyjść? - Matka patrzy na ojca i dziwi się. Idź do niego i go przyprowadź
- No nie chce iść. Obraził się... 
- Dobrze to ja pójdę. - mama znika a ojciec próbuje okiełznać dwulatkę. Jest ryk bo ona chce na rowerek, a tata jej mówi, że jest jeszcze za mała. 
Mija jakieś 15 minut, wraca matka. 
- I co? - Tata wypatruje syna, którego nie ma.
- Nic... uparł się i siedzi w samochodzie!
- Może pan by poszedł z nim porozmawiać?
- Słucham?
- No może pan go namówi, żeby przyszedł.
- E ja mam iść namawiać państwa syna, aby przyszedł do sklepu? - dosłownie mnie zamurowało 
- No na nas się obraził
- Pan wybaczy, ale sprawy wychowawcze zostawię państwu. -

Po dyskusji naradzają się, a ja wracam do swoich obowiązków. Rodzice na zmianę chodzą i namawiają jaśnie księcia. Wreszcie po jakichś 30 minutach pojawia się naburmuszony 10 latek i rozopoczyna się sprzedawanie. Nawet udaje się wyjść na dwór i pojeździć, choć chłopak za każdym razem jak staje to wykrzywia się i płacze, że on już ma rower.
- Ale tamten za mały już synek - rzecze ojciec
- Ja lubię tamten
- Ten fajniejszy synuś...
- Nie fajniejszy

Efekt prawie 40 minut dyskusji z synem namawiania jest taki, że rower kupiony wreszcie, a syn znów poszedł do auta siedzieć. 

Nowa era?
Idzie wielki kataklizm?
Ktoś po podmieniał dzieci?

Jakbym ja takie fochy stroił to nikt by mnie nie pytał. Za rękę do domu i koniec zakupów. Boże co za czasy! Trzeba łaskawie prosić 10 latka, aby przyszedł obejrzeć rower.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

DO pracy rodacy - marznący tyłek || 29.00km

Czwartek, 6 kwietnia 2017 · Komcie(8)
Kategoria Do pracy!
Wiosna już była, jesień chyba też a ostatnio zawitała do nas znów zima. Dzień deszczu, wiatru i grado-śniegu. Ja zaś na rowerze, bo samochód z warsztatu "się odbiera" i odebrać nie może. Na rowerze w czerwonej jesiennej kurtce jechałem za to nóżki osłoniłem cienkimi spodniami i okazało się, że były one zdecydowanie zbyt cienkie, bo skostniały mi pęciny jak ta lala!

W sklepie praca i dostawy. "K" robi serwisy, a ja ogarniam sprawy sklepowe. Tu odpowiadam również na wpis Katany. Polityka o której mówisz, niestety się nie sprawdziła. Mamy za dużo klientów, za mało są obowiązkowi. I sprawa wygląda tak, że jak umawialiśmy się z panem/ panią na przyprowadzenie roweru na poniedziałek "RANO" to rower  przywozili albo po 12, albo dzwonili, że nie mogą i przywiozą jutro - dla nich to oczywiste że jeden dzień nie zrobi nam różnicy. I się straszny bałagan robił. My staliśmy z robotą i zaczynaliśmy robić coś innego. Potem były pretensje, że jak to! On przecież był zapisany, a że rower wstawił nie po 10 tylko po 13 to nic "przecież to godzinka max 2 roboty". 

Nasza polityka kolejkowa się sprawdza o tyle dobrze, że jak mamy luźniejszy czas. To K robi pełne serwisy, a ja nadganiam te mniejsze i kolejka się szybko zmniejsza. A pamiętać trzeba też, że jest nas dwóch i jedna osoba obsługuje klientów. 

Generalnie sprawa dość otwarta. Czasem jednego, czy dwóch klientów wpisujemy na termin, że przywiozą rower tego i tego dnia, ale to rzadkość. Wszystko łatwo się mówi, jak się ma mały sklep klientów na serwis mniej. U nas zaś są tabuny takie z okolic, że czasem ciężko wyczuć, czy uda się jeden rower zrobić w ciągu dnia czy dwa. I jak tu zapisać klienta na dzień, gdy okaże się, że tego dnia w sklepie będzie tłum?

Powrót z pracy udany, bo po zmiennej fali deszczu i słońca udało mi się utrafić w okno pogodowe i wrócić suchym do domu. 




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

kto rano wstaje || 51.00km

Środa, 5 kwietnia 2017 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Janek zbudził nas jak to ma w zwyczaju, dość wcześnie. Cały dom był już na nogach dobre kilka minut po szóstej. Jako, że teraz już widno to człowiek szybko się pozbierał z łóżka i ogarnął. Śniadanie i... w drogę. Ranek chłodny, ale słoneczny. Temperatura szybko wzrastała i jechało się przyjemnie. Nawet specjalnie nie brakowało mi mp3 w uchu. Słuchałem wiosny i delektowałem się porannym śpiewem ptaków. 

Zrobiłem sobie dzień mocniejszej jazdy i nie odpuszczałęm nawet gdy było pod górkę czyt pod wiatr. Zaskakująco dobrze mi się pedałowało, więc dokręciłem jeszcze... i jeszcze...

W sumie przed pracą było 40km! Szybka kawa i do pracy. 

Rower za rowerem, klient za klientem. Serwisów mamy do świąt wielkanocnych i nie przyjmujemy już kolejnych, bo nie ma jak przejść przez sklep. Jakieś tam interwencyjne naprawy staramy się robić w miarę szybko, ale doba w serwisie na wiosne powinna mieć 48 h i tylko 2h nocy. 

Po południu do domu wróciłem krótszą trasą bo szłą nawałnica. WIało i kurzyło jakby się tornado miało poderwać. Dosłownie po przekroczeniu progu klatki w bloku, lunęło za moimi plecami z niebios;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wiosennie z chłodem || 58.00km

Poniedziałek, 27 marca 2017 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Niedziela była zaplanowana na wyjazd na wieś. Zabraliśmy Juniora i pojechaliśmy na Północne Mazowsze. Pogoda ładna więc młody tym razem czas spędzał nie tylko w domu u babci, ale i zobaczył pieski, kurki i krówki, a także brał - choć tylko bierny - udział w budowie królikarni!

Tyle ciotek go bawiło, że został wybawiony za wszystkie czasy.  

Powrót ze wsi lekko się opóźnił, a ja na rower znalazłem czas dopiero po 16ej, gdy słońce już wolno opadało. W ciągu dnia było mega ciepło, więć przeceniłem możliwości. Ubrałem się lekko, zapominając, że z każdą godziną będzie chłodnie, bo to jeszcze nie maj!

Zdecydowałem się, więc na jazdę w terenie. Tam - przynajmniej w założeniu moim - miało nie wiać tak jak na "ulicy". No nie do końca było bez wiatru, ale potyrałem się pod kilka góreczek i pobuszowałem po piaszczystych drogach i nawet mocno nie zmarzłem. Niestety powrót o domu już "ulicami" spowodował, że musiałem sobie zafundować długą kąpiel w gorącej wodzie. 

Poniedziałek.

W poniedziałek z rana pogoda zapowiadała się znów piękna, ale nauczony doświadczeniem z niedzieli, postanowiłem ubrać się nieco cieplej. Wyszliśmy z Agnieszką i juniorem ( w wózku) rano. Aga pojechała na wizytę do lekarza, a ja potoczyłem się do pracy. Na pierwszych kilometrach zmarzłem, bo byłem totalnie nierozgrzany, a słońce po zmianie czasu było jeszcze nisko. Później im dalej, tym robiło się cieplej. Miałem jechać na jakąś dokrętkę przed robotą, ale zaczęło tak grzać, że skierowałem się wprost do firmy. Uparowałem się jak imbryk i totalnie zapociłem. 

W robocie jak zwykle serwisy. Udało mi się zrobić dwa pełne przeglądy i jeden regulacyjny. Pracowałem jak robot. Klientó było jakoś mało, a ja po prostu maszynowo robiłem jedno za drugim. Wreszcie o 19ej, gdy jeszcze było widno, ubrałem się i pojechałem do domu. Wieczór był pogodny i zapadał zmrok wolno. Na niebie mało chmurek, więc pojechałem dookoła. Udałem się na Wał nad Zalewem i mająć Zalew Zegrzyński po prawej stronie, pedałowałem żwawo do Wieliszewskiej Plaży. Dalej już na skuchę przez drogę techniczną wodociągów, wprost do domu. 

Widziałem jednego lisa, i jednego dzika!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Polewka... || 25.00km

Poniedziałek, 20 marca 2017 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Z rana z żoną i synem w boilidzie pojechaliśmy na zakupy do Rossmana. Krótki to był wypad bo do rosmana mamy może z 400m, jak Aga kupowała ja woziłem młodego w kółko po parkingu. Junior zdecydowanie lubi jak coś się dzieje za oknem przyczepki. Gdy Żona wróciła z zakupów zaczęło padać. Nic to popada przestanie. I po pożegnaniu żony i syna, pojechaliśmy w swoje strony żona do lasu z dzieciem, ja do pracy z Gravelcią. 

Rzecz jasna padało. Jako żywo kropiło! Pypciało sobie aż nie zjechałem do lasu. W lesie, albo już przestało, albo ja już byłem na tyle mokry że mnie to eeee waliło. No i trybiłem sobie po lesie i doturlałem się do pracy. Rozpaliłem w kominku i obsuszyłem ciuchy.

Pracy było tyle, że przez kolejne kilka godzin usiadłem tylko na obiad. Nogi mi w tyłek weszły i gdy ubierałem się o 19ej do domu czułem ulgę, że wreszcie do domu. Mojej radości wystarczyło na 5 kilometrów, bo od Ronda w Zegrzu, zaczęło znów kropić. Później ktoś przełączył deszcz na ULEWĘ. No chlusnęło z nieba takim deszczem, jak na Islandii. Prosty odcinek 9 km do domu przez Michałów Reginów jechałem w strugach deszczu. Lało się tak, że czapka kurtka, buty, wszystko było mokre. Woda ciekła mi do butów, po szyi i do oczu. Czapka polarowa sączyła stróżki wody w kąciki ust i oczu...

Podjeżdżając pod Wydmę w Legionowie Piaski, pokonywałem pod prąd rzekę jaka płynęła ulicą. Normalnie potok! Całość asfaltu pokrywała 2cm warstwa falującej powłoki, tocząca strumień z góry. Auta oślepiały, woda bryzgała, wszystko było mokre, a jak noga za nogą... Jeśli tak wygląda BBT w Bieszczadach to współczuje wam już bardziej.  

W domu komplet do prania i padłem na pysk... Nie mam siły


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Sezonowa jazda || 104.00km

Sobota, 4 marca 2017 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
Generalnie planów na ten wpis było kilka. Najpierw miałem podzielić go na dwa i obszernie rozpisać się o przygodach w sklepie i na szosie. Później padł pomysł aby zrobić go podwójnie, ale tylko w jednym z wpisów opisać przygody, ale to nie idzie w parze z moją ideą, by nie dodawać suchych wpisów dystans, średnia koniec. Wreszcie zdecydowałem się na jeden wpis łączony, bo  kurde w sumie, wiele od siebie się dwie jazdy nie różniły, a i tak na główną nie wpadne, więc GOŚĆ nie poczuje się zagrożony. 

Jak pewnie wiecie przełom marca rozpoczął się ciepłem i temperaturami zgoła innymi od tych lutowych. Przyniosło to efekt omina w sklepie i czasu na opierniczanie się w pracy było i jest, sporo mniej. A ubywa go w tempie hiper-logarytmicznym. Dzięki współpracy mojego syna i jego porannego wstawania, udało się w tym okresie kilka tras przed pracą, choć nie obyło się bez lekkiej zadyszki...

Po grypie żołądkowej wracam na szlaki dość opornie, a w powrocie zdecydowanie nie sprzyja silny wiatr, jaki wiał ostatnimi czasy. Każdy wyjazd to była walka z wiatrem i szarpanie się z dziadem za łby. Niemniej jednak przyjemniej jest jechać w jesiennych/wiosennych portkach niż w grubych zimowych z windstoperem. Dupka się więc wietrzyła, a noga rośnie.

Z pracy kilka razy udało się wrócić przez dookokoła - tj. Zegrze, Jachrankę i Dębę. Skutkowało to zrobieniem kilku górek na trasie, a jak dodamy do tego wiatr i zapadający zmrok, wychodzi całkiem przyjemne pedałowanie. Tym razem jadę na podjazd w Zegrzu nawrotkę robię nad dwupasmówką dopiero na pierwszym "wiadukcie dla rowerzystów". Jest o wiele bezpieczniej, niż lewoskręt przez dwa pasy na światłach. 


Jako, że wiosna za pasem, trzeba było podjąć pewne kroki. W tym roku moim sezonowym rowerem będzie więc CHerry, bo projekt bardzo mi podpasował, a jazda na baranku z tarczówkami jest przyjemna i wygodna. No i wiecie - dodaje szyku:) Niestety po zimie, rower był w opłakanym stanie. O ile serwis tylnej piasty zrobiłem już w lutym -  kręciła się zegarkowo "tyk tyk tyk" - o tyle przerzutkę i napęd zostawiłem sobie na "deser". Jeden sklep w Warszawie zamykał się po nieudanym rozkręceniu biznesu i na grupie kolarstwo handel można było wyrwać masę części po hurtowych cenach. Kupiłem więc za grosze ósemkowa kasetę Claris`a i tylko czekałem na moment aby ją zmienić. 

Rower ubrałem dodatkowo w błotniki. Wszak na ulicach zdarza się jeszcze poranna wilgoć i nie chciałem aby był znów osyfiony.

Tak oto mam sprzęt szosowy na sezon 2017. Dla spostrzegawczych i mniej spostrzegawczych pochwale się, że udaje mi się w prowadzać w życie postanowienie, aby jeździć bez sakwy niebieskiej. Teraz ciągle pedałuje ciągle tylko z sakwą maratonową, tą żółto-czarną co obszywałem zimą. Sprawdza się idealnie z bagażnikiem pod sztyce, któy wrócił do łąsk po roku przerwy. 






Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wiosną szosą poranka || 45.00km

Środa, 1 marca 2017 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Poranek tego dnia był naprawdę ładny. Mimo wczesnych godzin już były prześwity słońca. Udało się więc zebrać dość szybko i nawet wyprawić zonę i syna na spacer. Moje skarby pojechały dziś na wycieczkę rowerem. Młody w przyczepce, a mama na rowerze. Ja tego dnia nie planowałem większej jazdy, bo wyprawianie młodych i mam wypadło akurat rano, ale mimo wszystko udało się wygospodarować traskę.

Nie wiedizałem gdzie pojechać, i w końcu wypadło na trasę przez Dębę i Jachrnakę. Noga za nogą i tak sobie pedałowałem. Wiało dziś nawet odczuwalnie, zwłaszcza gdy wjechałem na zaporę, ale mimo wszystko temperatura była wysoka. Z tej okazji założyłem nawet spodnie jesienne, a nie zimowe. No wiosna psze państwa!

W sklepie wiosna do kwadratu. Nawet gaci nie zdążyłem zdjąć, a już mnie atakowali ludzie za plecami. Przyjęliśmy na serwis chyba osiem rowerów i wszystkie z pytaniem: „do weekendu się nie da?” No fajnie, jak tak to zima nie ruszają, a teraz od razu na weekend ma być, bo ciepły zapowiadają.

  • spokojnie niech się pan rozbierze – mówi klient i stoi koło lady.
  • a w czym mogę pomóc? To może zanim się rozbiorę to pana obsłużę.
  • nie, mi się nie spieszy

No to się przebrałem, a klient sobie stał. Myślałem, że może pójdzie rowery poooglądać, a on stał jak kołek jakby coś chciał. Lekko irytujące to było, bo tak jakoś czułem się „napastowany”

  • no już jestem do pana dyspozycji
  • wie pan bo ja rowera mam
  • aha i co znim?
  • no zepsuty, czy ja mogę go do serwisu przyprowadzić?
  • eeee no tak.
  • dobrze to ja po niego idę?
  • aha czyli ten rower pan ma tutaj?
  • tak no stoi na dworze...

Czasem nie rozumiem ludzi. A może to ja jestem nieczuły na ich grzeczność? Może to kurtuazja, że oni pytają czy mogą, że bez pytania nie wchodzą z rowerem, i wreszcie może to po prostu jeszcze nierozgrzana cierpliwość wiosenna.

 

Po pracy wracałem sobie częściowo z kolegą. Artur podciągnął mnie na kole do Dwóch rondek na Rembelszczyźnie bo wracał akurat z treningu szosą, dalej pojechałem sam. Tuż przed końcem mojego powrotu z pracy, na ostatniej prostej do świateł na ulicy Strużańskiej doszło do wypadku. Niecałe 300m przede mną dwie panie się „ustrzeliły” na lewoskręcie. Najechałem na to zdarzenie więc zatrzymałem się i zacząłem udzielać pomocy. Kobieta z dzieckiem skręcała w lewo i wymusiła pierwszeństwo. Wyłączyliśmy auta wyjęliśmy kluczyki. Zatrzymał się też inny kierowca i wspólnie ogarnialiśmy miejsce zdarzenia. Ale droga była zablokowana i trzeba było oznakować wszystko, aby na miejsce zdarzenia nie najechał inny pojazd, bo zapadał zmrok.

Nikomu nic się nie stało, ale w szoku była kobieta co skręcała w lewo, a jej auto dość poważnie uszkodzone. Wiozła syna na angielski i się chyba zapomniała. Młody lekko zdenerwowany, ale dawał radę, matka się za to rozsypała. Trzęsła się i wyraźnie była w szoku.

Ja obstawiłem droge trójkątem z jednej storny i zamknąłem ruch przekierowując go na objazd, z drugiej storny wypadku inny kierowca oznakował i kierował auta także na inne drogi.

Kilkanaście minut później, gdy miejsce było zabezpieczone, a na miejsce dotarł mąż pani poszkodowanej, zrobiło się niefajnie. Bo ów mąż przybiegł krzycząc do tej pani co spowodowała wypadek. I klął, że „k..wa piz... kto ci dał prawo jazdy itd”

    - proszę odejść. Przyjedzie policja będzie pan sobie wyjaśniał kto był winny
    - ale ta debilka nie widziała, jak skręcała? Kupiłaś prawko na bazarze? - krzyczy i pcha się do poszkodowanej, która i tak jest roztrzęsiona i siedzi zapłakana na tylnym siedzeniu auta, a obok niej stoi 9 latek i ją pociesza
    - proszę odejść i nie przeklinać, nie widzi pan że tu jest dziecko – podchodzę do kolesia i odgradzam go od kobiety. Pomaga mi jeszcze inny pan, który też pomagał w osłonięciu wypadku. Chwilę to trwa i interweniuje wreszcie jego żona krzykacza. Udaje nam się w końcu odseparować jurnego męża i sprawa się uspokaja, choć facet z drugiego końca ulicy drze się jak opętany i wyklina wszystko tak, że pół miasta słyszy, że te „jeban... piz.. nie umieją jeździć” Szkoda, że nie pomyślał, że za kierownicą jego auta też siedziała jego żona.


    Nie wiedzieć kiedy pojawia się patrol, który nie został wezwany, a najechał na zdarzenie przez przypadek. Radiowóz osłonił wypadek i zablokował drogę. Pojawia się także mąż samej sprawczyni i bardzo nam dziękuje za pomoc. Gdy sytuacja jest opanowana daje dane policji do ewentualnych pytań i odjeżdżam.     


    Pozdrawiam
    Księgowy
    Organizator:
    Legionowska Katorga,

    SUS - czyli Spontaniczna Ustawka Szosowa || 59.84km

    Sobota, 25 lutego 2017 · Komcie(2)
    Daliśmy dziś z Piotrem SUS`a. Pogoda w ostatnich dniach klarowała się bardzo powoli. DO ostatnich godzin przed wyjazdem nie wiadomo, gdzie i czy w ogóle, pojedziemy. Dzień wcześniej wieczorem padał śnieg a na dzisiejszy poranek zapowiadali mega śnieżycę. Całość dopełniał super wiatr, który pod znakiem zapytania stawiał przewidywalność prognozy.

    Do pracy pojechałem na żywioł. Szosowe opony, błoptniki. Na ulicach pełno wody a na chodnikach lód. Było średnio, a chlapiąc spod kół, zastanawiałem się jak będzie się jechać po zmianach, gdy będzie się z opony rozwijał taki pióropusz. Plus był jednak taki, że od rana świeciło piekne słońce i ono dodawało mi energii.


    Poranna jazda do pracy. Drogi mokre, a na chodnikach lód.

    W pracy małe przedwiośnie, i troszkę pracy. Potem udało się ogarnąć co trzeba i o 15 można było ruszać. Piotr stawił się o czasie i po zamknięciu przybytku, pojechaliśmy na walkę z wiatrem. Jako, że Piotr testoał nową szosę (chyba tą samą co Ma Jurek) to wszystko było takie nowe. Miał on szoskę dawniej, ale od wielu lat jeźdizł tylko na góalu. Powrót na szosowe „drogi” przypadł mu właśnie dziś, w mega wihurę.


    Zmiany ustaliliśmy na tyle sił ile pozwalał wiatr, co 2kilometry tak mniej więcej. Jak nie było jak zmienić, jechaliśmy dalej. Generalnie Piotr 25km/h dawał zmianę, ja schodziłem do 22/21km/h Nie było lekko, ale jest motywacja aby się lepiej starać. Dobrze się przepaliłem i świetnie ujechałem tego dnia. W sumie mocna trasa wyszła i jestem szczęśliwy, że udało się mimo wszystko, otworzyć sezon szosowy!






    Pozdrawiam
    Księgowy
    Organizator:
    Legionowska Katorga,

    pół na pół... || 35.00km

    Piątek, 10 lutego 2017 · Komcie(4)
    Kategoria Do pracy!
    Połową połowy... czyli dojazd na cherry powrót na shannon. 

    Obudziłem ją ze snu zimowego i postanowiłem  kursik sobie teraz zrobić na czarnuszce. 

    Po kolei!

    Dzień przywitał mnie promieniami słońca, jednak efektem tego była bardzo niska temperatura - na liczniku pokazywało około -10 "digris"... co, biorąc pod uwagę wiaterek, dawało sporo mniejsze odczuwalne uczucie uczucia... No generalnie sprowadzało się to do tego, że pindało nieźle złem... No to w las! Ale zaraz - najpierw paczki do paczkomatu. Aha najpierw, przed najpierwem - ogarnąć syna z rana, aaa i jeszcze tych "najpierwów" było tyle, że się zesrał cały plan chillowania po lesie.  Paczkomat był zapchany, żona się zgubiła z młodym na spacerze, a ja generalnie z niedoczasem z domu wyszedłem. Efekt? Szukanie żony, bo tel nie odbierała, oddanie jej paczek nienadanych i gnanie z "jęzorem" do pracy. 

    Dawno nie prułem po śniegu w lesie z taką prędkością;)
    Zdjęć jednak nie mogło zabraknąć, jednak postoje na fotki były jak pit-stopy w formule jeden. Starczyły tylko na migawki cyk. Dalej znów byłem w siodle prując w śniegu i sypiąc nim jak wariat na boki... fajnie, że ten puch taki sypki - lekko jedzie się po nim, choć wyrównał wszelkie nierówności i wpadnięcie w wyrównaną dziurę, czy wywrotka na osypanej muldzie, to nie problem




    Pustynia śniegowa. Jadąc przez las pod słońce, aż mnie oczy od tej bieli bolały. MIałem okulary białe, bez przyciemnienia, a słońce wykorzystywało mróz i skrzyło i mieniło się gdzie tylko się dało!







     W pracy jestem o czasie, i biorę się za rozpalanie. Zimno jak w psiarni - jak to mówią. Szybka kawa i kurs po drewno i... odtajałem. Przebrałem Cherry w wolnej chwili i ubrałem shannon. I w ten oto sposób, najbliższe dni spędzę z czarnulką.



    Trasa naszicowana ręcznie bo GPS spi... ale w 98% to tędy jeżdżę lub wracam z pracy, jeśli wspominam o jeździe przez las. Są oczywiście również wariacje tych wariantów, ale to już wariacje, wariacji więc zahaczają o statystykę matematyczną;P

    także tego... :)


    Pozdrawiam
    Księgowy
    Organizator:
    Legionowska Katorga,

    lasem... || 30.00km

    Środa, 8 lutego 2017 · Komcie(2)
    Kategoria Do pracy!
    Kolejny dzień z lasem. Od rana pełno białego puszku - okruszku i aż samo się rozumiało przez się, żeby w las wjechać. Śnieg był sypki, nie sklejony, wiało zdecydowanie mniej, czyli można powiedzieć. BAJO. Niech zdjęcia mówią same za siebie...






    Nie było płasko. Zdarzały się śniegowe góry!

    Miejsca w których stopa ludzka po opadach śniegu jeszcze nie postała!

    Moja stopa stawała tam pierwsza.... czasem naprawdę głęboki ten śnieg był. 

    Widok na korbę, po wyjeździe z lasu:)



    Nawet drzewa mi się kłaniają...

    Piechota ta szara piechota;)


    Pozdrawiam
    Księgowy
    Organizator:
    Legionowska Katorga,