Do pracy!, strona 8 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Do pracy!

Dystans całkowity:14811.53 km (w terenie 196.14 km; 1.32%)
Czas w ruchu:120:08
Średnia prędkość:21.40 km/h
Liczba aktywności:469
Średnio na aktywność:31.58 km i 1h 56m
Więcej statystyk

Kończy mi się łańcuch... || 31.00km

Piątek, 4 listopada 2016 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
Po ostatnich, jakże przyjemnych dniach w deszczu, błocie i spiekocie, mój napęd w zimówce zaczął do mnie "mówić". Chrząka i pokasłuje, aby zwrócić na siebie uwagę. Potem coś tam niecenzuralnie bąknie, że mu zimno i że napęd i że smaru...
No to co zrobić chyba czeka mnie ogarnięcie jakiegoś "nowego" łańcucha z worka.

*worek - składowisko używanych łańcuchów z serwisu mających potencjał na zimę. W tym tempie i przy tej pogodzie worek szybko się wyczerpie...


Patrzyłem sobie ostatnio na ilość moich znajomych na BS, która odzwierciedla w sumie ilość rowerowych blogów, jakie śledziłem i jestem smutny, że tak wiele osób przestało pisać. Lubie czytać o waszych przygodach, lubię oglądać zdjęcia i lubię mieć poczucie, że wy też cierpicie w zimno i słotę jak ja. Dziś Musze dodać kilka nowych ciekawych aktywnych blogów do czytania. Wiem, że można czytać "wycieczki wszystkie" ale tam jest cała masa wpisów "trening" " z pracy i do pracy" bez wpisów. Dlatego wyłapałem sobie kilka blogerek i blogerów aby ich pośledzić. Mam nadzieje, że przyjmą mnie do grona "znajomych", choć znajomośc na bikestatsie traktuje w sumie jak subskrybcje kanału danego kolarza czy kolarki. 

Swoją drogą ostatnio zaczytuje się w blogu spoza bikestatsa:

http://nieoceniam.pl/

http://serwisbajka.pl/

Oba przyciągają oko super fotkami części i masą fajnych wpisów. Polecam serdecznie - i od razu uprzedzam, że to nie naganianie scoringu, tylko moja subiektywna opinia. 

Jako, że obiecałem to w pewnym środowisku, wpis specjalnie dodaje z nie tą datą. Dla uargumentowania czemu? 
Bo:
a) bo tak.
b) bo syn tak chciał
c) bo spiący byłem i nie spłodziłem do końca wpisu w dniu jego pojeżdżenia.
d) bo "jestę hipsterę" i płynę pod prąd...







Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Przed pracą || 44.00km

Czwartek, 3 listopada 2016 · Komcie(12)
Kategoria Do pracy!
Dzień po pierwszym, czyli czas na nowe kolekcje kilometrów. Wiele ich nie będzie gdy patrzę na pogodę za oknem. Postanowiłem jednak, mimo niesprzyjającej pogody, wybrać się na rower do pracy. Mój organizm jeszcze "Starym czasem" lata więc wstałem relatywnie wcześnie i miałem znów godzinę zpasu. Szybko ogarnąłem to co rodzinne i pojechałem do pracy dookoła.

poprzedniego dnia dla odmiany padało, więc tak wyglądają nasze legionowskie jezora!
Jez. Ścieżkowe

jez. Przystankowe

Jez. Parkinowe


jez. Brązowolistne

Jadąc dalej oglądam sobie wraczki przy warsztacie - swoją droga estetyka takich warsztatów blacharskich jest cokolwiek... osobliwa. W sumie to nie tyle warsztat, co skup aut...Teraz ogłoszenia na słupach "Kupię każde auto" nabiera głębszego znaczenia!


Dalej opuszczam Legionopolię kałuż i ruszam w bezdroża okoliczne. Piasek namoknięty i jedzie się ciężko. W Lato to ta szutrówka jest pełna sypkiego piasku!

Drogą liściem i woda płynącą mknę na wał.


Dziś jadę dołem nasypu, bo na górze wieje, że łeb urywa! Swoją drogą przyjemna trasa na przyczepkę z młodym w przyszłości.


Domeczek... z deseczek


Skakać nie zamierzam, za to podziwiam kaczki.

Z wału pomału do Wieliszewa.

Później spotykam szwagra na okolicznej budowie i tak sie z nim zagadałem, że do pracy jechałem z prędkością wielce różną, od tej przy której robienie zdjęć zakrawa o bezpieczeństwo. 


Powrót z pracy przypadł na godzinę 17tą. Jako, że to 18ta, na czas stary, to jest już ciemno. Wyposażony w spodnie p. deszcowe ruszam i stwierdzam, że:
a) jest ciepło
b) nie pada

Udało mi się może z kilometr, lub dwa ujechać i nagle jak się z nieba puścił deszcz to nie zdążyłem się zorientować a już byłem mokry. Do ronda w Zegrzu dojechałem mokry,a potem zdecydowałem się na karkołomną trasę prosto do Legionowa. Karkołomną, bo trasa bez latarni, wąska i  lało tak, że obawiałem się czy będę dobrze widoczny dla aut. Miałem co prawda oświetlenie, ale cóż ono znaczy, gdy z nieba leją się litry wody. 

Do domu wpadłem mokry, ale ciepły... spodnie p. deszczowe jednak dobra akcja na taką pogodę. 



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Przepis na rower || 37.00km

Piątek, 28 października 2016 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
Dzień jesienno deszczowy.
Do pracy pojechałem rano w zawiesinie wody i mgły. Ulice, niby suche sprawiały wrażenie, jakby już szykowały się do opadó deszczu. Temperatura jednak była zadowalająca bo w grniach 8 stopni. Przyjemnie się więc jechało, choć widokowo d#py nie urywało. W słuchawkach kolejna historia seryjnego mordercy, a przede mną szosa. Szumiąc liściem i kołem o liść pędziłem do pracy. 

Do Wieliszewa było z wiatrem, więc uparowałem się jak imbryk. Na wysokośći boiska, skręcam już i ustawiam się bokiem do wiatru. Ostatni odcinek to jazda pod zimny wiatr...

Powrót z pracy to jazda w rozwijającej się mżawce. Część trasy jechałem wałem nad-zalewiańskim. Tam dopiero zaczynało padać. Udało się więcj ujechać szutrem bez większego deszczu. Niestety ostatnia część, już w ulewie. Piasek zamieniał się w nasiąkniętą piaskownicę i sypał się z opon jak w rasowym offroadowym boilidzie. Końcówka w mieście to konkretny opad i szybka ewakuacja do domu. 

Tym razem spodnie przeciwdeszczowe zabrałem i to był strzał w dziesiątkę!




Przepis na rower...

Oto przepis na rower na kołach 28 cali z wykorzystaniem nowego (używanego) roweru na kołach 26 cali. Pomysł zastosowany w moim rowerze. Zdecydowanie nie dla tych co lubują się w amortyzatorach! Amorek bowiem idzie do wyrzucenia/sprzedania!

Mamy więc na ten przykład najprostszy model roweru - przyjmijmy kross hexagon X1

Rower ma koła 26 cali, "bajerancki" amorek, który ugina się jak spadniesz z murku 20cm i super wypierdziste grubaśne opony 26 cali. Idealny na lasy. Pewnego dnia budzisz się nieco starszy patrzysz za okno i myślisz:
- kupiłbym sobie nowy rower, na sztywnym widelcu, bo ten mój stary góral to taki kloc, amortyzator już nie działa, opony są grube i jak jadę po asfalcie to męczę się jak nie wiem co! Jest tylko kłopot, bo nie mam kasy.
podpowiadam! Zrób to sam!

KOŁA:
Koła będą 28 cali, więc potrzebujemy kompletu kół rozmiaru 28 tylko pod tarcze. Potrzebować będziemy kół 28 pod wolnobieg - albo kasetę. ( Rower nasz przykładowy ma wolnobieg) Dobrze aby przednie koło było pod Vbreak, a tylne pod tarcze bo wyjdzie taniej, jeśli chcesz mieć oba nowe hamulce tarczowe to no problem:D. Komplet kół przy użyciu Allegro powinien nas wynieść nie więcej niż 250zł. Piasty Yoy tech i mocowanie na 6 śrub.

Ok czyli koła mamy. 

Widelec.
Pozbywamy się amortyzatora, a więc potrzebujemy widelca , aby geometria nie zanurkowała. Szukamy widelca na 28 cali. W widelcu oprze się przednie koło:

Stalowy pod V breaki (opcja tańsza), 65-80zł - pamiętajmy, że jeśli koła mamy w komplecie kupione tylko pod tarcze to widelec też musi mieć mocowanie na hamulec tarczowy!


opcja nr 2: Aluminiowy pod tarcze/vbreaki (opcja droższa). 300-400zł jednak sporo lżejszy. 

Gdy już mamy koła i widelec czas zabrać się za ogumienie. Praktyka pokazuje, że średniej klasy opona 26 cali ma wysokość około 4-5cm a koło z oponą nowe na 28 cali będzie większe, więc zastosowane ogumienie w naszym "nowym rowerze" będzie zdeterminowane do dość niskich/wąskich rozmiarów. Nie ma się czym przejmować w końcu szukamy opcji szosowo, a rower ma mieć charakter także przełajowo/crossowy. Kupujemy więc opony max 32c. Warto sobie sprawdzić czy 35 nie wejdzie. Ja jednak uważam, że 32 opona to już fajna sprawa na asfalty i szutry. 

Opony kupimy na portalach aukcyjnych już nawet od 30zł/sztukę. Warto jednak pomyśleć o jakimś poziomie do którego dążymy. Dobre opony na 32c z odblaskiem to koszt 90zł/sztukę

Shwalbe maraton reflex 90-100zł/szt

Dla osób chcących zaznać więcej szutru i planujących aby rower był bardziej uniwersalny, bo sam asfalt nie sprawia im przyjemności jest jeszcze opcja opon przełajowych. Te występują w rozmiarach właśnie do 35c i mają agresywny bieżnik. Idealnie sprawują się w jesienne wieczory i mroźne dni zimy, gdy rowerem pokonujemy ulice miast i zasypane śniegiem zamarznięte chodniki. 

Maxiss Larsen 700x32c -  66-70zł szt 

 Ostatnim elementem naszego nowego budowanego roweru pozostaje więc hamulec i tarcza na tył. Hamulce V-break jakie rower ma zamontowane na tylnych widełkach, nie obsługują bowiem rozmiaru 28 cali. Szukamy i w try-miga mamy ładny zestaw! Z doświadczenia poszedłbym w hamulec shimano. W zestawie z tarczą to będzie koszt około 100zł. Jeśli wybraliście opcje droższą i chcecie mieć tarcze na przodzie i tyle wasza opcja też jest dobra.

Podsumowując mamy mniej więcej po kosztach:
Koła 250zł
Widelec 80zł
Opony: 80zł/kpl
Dętki 20zł
Hamulec: 100z

razem: 530zł
Do tego zestawu pewnie warto doliczyć jakąś linkę hamulcową i kawałek pancerza powiedzmy 15zł

Całość "rozbudowy" wyniesie około 550zł. Efektem jest rower na kołach 28 cali przerobiony z roweru bardzo niskiej klasy roweru górskiego. Jeśli uda wam się spieniężyć część podzespołów z roweru 26 to jeszcze wam budżet podbuduje.

Ostatnie pytanie jakie się nasuwa - po co to robić?
Odpowiedź jest jasna - bo można. Bo robienie czegoś wbrew schematom to czasem mega frajda a budowa roweru "na bazie sterego" sprawi, że mamy nowy rower nie rezygnując ze staruszka. Pozatym, koło 28 cali i wąska opona to większa dynamika i większy zasięg na asfalcie. Wbijamy 5 atmosfer w nowe ogumienie i  trasę!






Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

zdecydowanie nieidealny... || 35.00km

Środa, 26 października 2016 · Komcie(6)
Kategoria Do pracy!
Ten dzień wielce był nieidealny. Nieidealnie syn chciał ze mną gadać, nieidealnie udawało mi się go uspokajać... niecałkiem idealnie rozumiałem jego potrzeby i tak wielce nieidealna pogoda była na dworze. Naprawdę podziwiam Agnieszkę, że ma tyle cierpliwości do małego. Czasem sprawia mi tyle trudu wytrzymanie tego pisku i krzyku... wręcz nieidealnie...

Po przetrwaniu poranka wyjechałem kilka spraw załatwić. Musiałem dowiedzieć MOPSA i po raz kolejny wpaść w maszynę urzędniczą. Tym razem donosze dokumenty, do składnego od miesiąca wniosku o becikowe. Zaświadczenia o zaświadczeniach, i wnioski do wniosków trzeceigo załącznika. 

Bossko - nieomal! Pani w sekretariacie jeszcze ledwo ciepła i tranzystory jej się nie nagrzały... Klasyczna urzędniczka...
- dzień dobry chciałbym...
- chwileczkę...
- mhmm
Pani wstaje i idzie do segregatorów szuka czegoś przekłada segregatory, wyjmuje chowa dokumenty. Stoją i czekam Pięć warstw ubranych aby nie zamarznąć na dworze powoduje, że paruje jak imbryk. Patrze i czekam. Koleżanka jej siedzi i czyta maile w poczcie Ma monitor bokiem, więc widzę że outlok otwarty. Stoję i najpierw jeden suwak rozpinam, potem drugi...  w końcu odzywam się.
- ja chciałem tylko kopertę zostawić, bo to dokumenty do wniosku do becikowego . Miałęm w sekretariacie zostawić
- proszę położyć...
- to wszystko? nie sprawdzi pani czy się zgadzają, żebym dwa razy nie musiał chodzić?
- ja się becikowym nie zajmuję. To sekretariat, przekażemy do odpowiedzialnego organu.
- aha...

Wyszedłem zgrzany i od nowa się ubierałem w 5 warstw. Rower odpinam i ruszam do pracy. Mgła, która wisiała w powietrzu postanowiła zstąpić na padoły ziemskie i przez wiadukt w Legionowie jadę przy widoczności chyba 20 metrów. Na ulicy Szwajcarskiej (tej od hiper-madafaka-murala/muralu) mgła nadal gęsta a termometr pokazuje 5 stopni. 

Na ścieżce rowerowej w Wieliszewie spod liści wyskakuje mi dzik. Wyskakuje to dość dobre określenie. Musiał go potrącić samochód, więc leżał na poboczu ścieżki (sturlał się z nasypu) i oblepiony liśćmi leżał pewnie pół przytomny. W łeb oberwał dobrze, więc nosi go na boki i zerowa kordynacja. Bidulek młody jeszcze ale jak wystartował to fikołka zrobił przez ryjek i położył się na ścieżce. Ominąłem go i zatrzymałem się. Wstawał na kilka tur, aż chwiejnie zszedł na bagna gdzie pewnie dokona żywota.
Swoją droga nieźle mnie wystraszył jak się z tej kupki liści podniósł i wywinął kozła. Nie spodziewałem się ruszającej się kupy liści...

W pracy temperatura startowa 15 stopni... nie jest źle. Ale zanim się napaliło w piecyku prawie 45 minut minęło. 

Powrót z pracy udało się rozwinąć nieco. Nie był to rozwój godny ultra, ale w sumie z całości wyszedł przyjemny dystans. Opona po sklejeniu i zszyciu ma się świetnie nie czuć uszkodzenia i dziś dopompowałem ją do 5 atmosfer, aby przetestować czy uda się jechać na takim ciśnieniu. Szwy nie puściły, a guz się nie powiększył, więc mam zielone światło i latam na maxisie dalej. 

WIeczór dość ciepły, ale nie czułem się komfortowo, bo przednia lampka mrugaczka jakoś ledwo "zipiała". Niby na mandat nie jechałem, ale czułem się mało dostrzegalny przez kierowców. Pamiętajcie o sprawdzaniu oświetlenia co jakiś czas, zwłaszcza teraz gdy temperatury spadają do zera. Baterie potrafią skurczyć się z pojemnością do 1/3...


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Sięjeń - rwakur! || 35.00km

Poniedziałek, 24 października 2016 · Komcie(8)
Poranek przywitał nas... ciemnościami. No otwieram oko i patrze a tam co? NOC! Kuźwa o 6 noc? Kpina? Poszedłem dalej spać. Syn miał inne plany na ten okres jednak i tak jakoś po siódmej już spałem na pół. Pół okiem a pół guganiem... Co jakiś czas traciłem wątek i mi się podrzemywało, ale Jan zdecydowanie domagał się wtedy uwagi i oznajmiał to krzyko-gadaj ze mną-płaczem.

Kiedy w końcu pół śpiąc, pół gadając z synem dotrwaliśmy do 7:30, mozna było zlwlec się z łóżka i zasiąść do śniadania. Dziś moja kolej wypadłą na poranne zakupy, toteż jako pierwszy miałem styczność z autsajdem... No niby nie pada. WYstawiam nos dalej, tak nie pada... ale kurcze wieje. Nic to - mięsko do kanapusi się samo nie kupi. 

Podjąłem wyzwanie i pojechałem!

Po zrobieniu zakupów krótki pit stop w domu i szykowania syna do spaceru. Dziś była akcja "na śpiocha". Usnął po śniadaniu, gdy się zakupowałem, więc aga ubrała go "przez sen" i razem wyszliśmy z domu. Oni poszli do lasu na grzyby a ja do pracy. 
No powiem wam ludziki, że rześko było, mimo, że miałem chyba z 5 warstw na sobie... 

Po pracy jak się obrobiliśmy z zadaniami, wyrwałem się nieco wcześniej. Wszak w sezonie zaiwaniamy po 9h i kazdą sobotę to w takie jesienne dni można odebrać kilka godzinek wcześniej. Mając w zanadrzu dobrze ponad godzinę, wybrałem się droga przez las. Rower w ciągu dnia umyłem, nasmarowałem więc gotowy był na kolejne przełajowe szaleństwa. 


Las był już lekko szarawy, bo i noc zapadała. Jechałem jednak z bananem na twarzy i nawet mżawka, jaka padała nie zdołała tego uśmiechu zdjąć. Jeden pagórek, potem kolejny, tu listeczek, tam jakiś ptaszek... i nagle PACH!!!!
HUK i tryp tryp tryp... stoje...

         


No i dziura! Do tego szlak trafił oponę i musiałem bardzo małompowietrza napompować, aby dętka przez dziurę nie wyszła. Niestety i tak guz się zrobił jak balon, i chyba strata będzie całkowita tego epizodu. Nie poddałem się jednak bez walki. Dokończyłem sobie pętelkę i wróciłem do domu. W domu zabrałem się za szycie.

Dokładne oględziny rozcięcia, nie przyniosły zadowalających efektów. Jedyny "plus" to to, że nacięta jest tylko ścianka a główny bieżnik opony prawie nietknięty. 


Ścieg księgowego:) totallum chaosum!

Zaszyłem oponę, a dziurę podkleiłem od spodu łatką. Efekt? No cudu nie ma, ale kurcze jakoś może pojeżdżę tę zimę na tym. Będę obserwował jak będzie się zachowywało rozcięcicie. Nie da się niestety napompować gumy już na 5 atm, więc na jedynie leśne dróżki się nada. Zapobiegawczo założę tą oponę na przód a tą mniej styraną dam na tył. Może nie uceluje już szkieł w lesie;P




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Liściem szumiąc kołem plując || 30.00km

Piątek, 21 października 2016 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Udało się wreszcie odczarować jesień. I pojechałem na rowerze. W sumie nie czułem się w 100% zdrowy, ale moc mnie do tego zmusiła. Chciałem się przejechać w szumiących liściach, pięknie szeleszczących drzewkach. Tak sobie wyobrażałem ten wyjazd, bo zapowiadali, że ma być ciepło i słonecznie z rana. No i rzecz jasna wszystko szlak trafił. Pojechać pojechałem, ale w pochmurny dżdżysto siąpiący poranek, gdzie deszcz w sumie zastanawiał się czy ma spaść w postaci kropel, czy osiąść jako mgła i wilgoć.  Wybrał to drugie. Było ponuro szaro mgliście, ale na rowerze. To już coś. 

Aha no i było coś pod 8.9 stopnia - czyli relatywnie ciepło jak na okres poprzedzający ten wyjazd. 

W pracy remanent, siedzenie, dłubanie, liczenie, wpisywanie, kawa, wpisywanie, przerwa, wpisywanie, kawa, wpisywanie i do domu. 
Generalnie sielanka to nie jest, ale okres jesienno zimowy w sklepie i liczenie towaru to jedna z cech tej pracy. Do zajęć typowo zimowych i jesiennych zaliczyć można w sklepie rowerowym również:

składanie rowerów
palenie w kominku
serwis sporadyczny
oglądanie ju tuba
słuchanie radia
robienie zamówień rocznych
przyjmowanie dostaw towarów (np 80 kartonów rowerów w styczniu)
picie kawy!:@

Wątek o chrzcinach zrobił nie lada poruszenie w komentarzach. W sumie uspokoiliście mnie, bo już myślałem, że armia ludzi dobrej woli atakuje tylko mnie. Dzięki - sumienie mam spokojniejsze dzięki wam. Janek rozwija się zdrowo i mimo, że czasem jest strasznie marudny, to słodziak z niego nie z tej ziemi. Mam czasem wrażenie, że swoimi rzęsami poderwie połowę panien na podwórku!

Dzień zakończyłem wracając w deszczu z pracy. Jechało się przyjemnie, choć pod koniec już miałem dośc zapadanych okularów i z radością przyjąłem pojawienie się ciepłego mieszkanka! 

Czy lepszy trenażer czy real jesienią? Ciężko określić, w realu łatwiej się nabija kilometry, te same 12 km w realu a na trenażerze to całkiem inna bajka w realu połowe za darmo mamy. Niezmiennie jednak uważam, że w zdrowy sposób można łączyć indoor i outdoor cycling jesienią i zimą.



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

straciłem głos - klawiatury nie! || 0.01km

Wtorek, 18 października 2016 · Komcie(4)
Od dawna chciałem by mój blog nie był tylko rowerowy, więc piszę dziś tego posta ot po prostu aby pogadać. W sumie jest to totalnie odmienne od mojego stanu, bo w realu pogadać za bardzo nie mogę. Zapalenie krtani pozdrawia. Moje przeziębienie jest już chyba w piątej fazie. To jakieś uporczywe świństwo totalnie mnie rozbroiło, choć przy użyciu wojny partyzanckiej nie zaś wytaczając duże działa.

Pierwsza bitwa zaczęła się bólem garła, i węzłami chłonnymi, później po gripexach śmexach i ferwexach przeszło mi na tyle, że zrobiłem dwa treningi w piwnicznej zdroju z chłopakami z Giro. Niestety dwa dni wolnego i chrzest mojego syna to okazja nie tylko do trenowania, ale także do latania po dworze bez czapki. 

W sobotę poszliśmy z małoletnim na spacer wykościołować się i oczyścić brudne sumienie przed ochrzczeniem maluszka. Fakt faktem ubrałem się za zimno, ale takiej zimnicy się nie spodziewałem. Zmarzłem w drodze do kościoła a i w kościele w sobotę wystałem się w chłodzie. Młody rzecz jasna przespał wszystko, ku memu zaskoczeniu.
Niedziela to już sam chrest, Latanie od rana i dużo wchodzenia i wychodzenia z lokalu domowego do auta, potem znów do kościoła,  z kosćioła znów do ciepłego auta - aby młody się nie zaziębił i na koniec obiadek w restauracji z rodziną i kilka kursów w stylu "weź przynieś z samochodu to czy tamto.

Jednym słowem dla mojej odporności to była jazda na diabelskim młynie - to w dół to w górę...
Straciłem głos! No odjęło mi mowę w Niedzielę wieczorem. Piszczałem jak kurczak już o 19ej. Jakie jednak sa tego zalety? No takie, że syn ochrzczony, szwagrowie ugoszczeni i jedna "impreza" za nami. Jeszcze tylko, roczek, komunia, bierzmowanie, osiemnastka, ślub i z bani:)

W sumie mam to szczęście, że pogoda za oknem w czesie mojego chorowania postanowiłą dać wam do wiwatu, abyście za wiele tych kilometrów nie nakręcili. Spisek taki mam z pogódką i was pociska.

Śmiechy śmiechami... ale za tydzień chce wrócić do realnego świata i znów na rowerze się przejechać, ale jak patrze za okno to zastanawiam się czy na kalendarzu nie powinien być listopad a nie październik, bo dawno tak zimnego i brzydkiego października nie widziałem. 

Z ciekawszych rzeczy - to moja paczka wysłana z paczkomatu we Wrocławiu na początku września z rzeczami do  przebrania po maratonie MPP jeszcze nie dotarła. RDK nawet nie zapytał, co z jego sakwą, bo jego graty idą też, ale chłopak liczy na moją obrotność i zwinne palce chyba. Już dwa razy reklamacje zgłaszałem i dwa razy na infolini siedziałem i dziś dopiero dostałem maila od inpostu, że "zgodnie z procedurą status mojej reklamacji zmienił się na [w trakcie rozpatrywania] i że mają na rozpatrzenie 30 dni od daty złożenia" ŁO DA FAK?

Dobrze, że mam mało ważne rzeczy w tej paczce, ale kurka miętka domagam się zadoścuczynienia, Nie może mnie inpost pozbawiać jednych portek do jazdy na rowerze na 3 tygodnie !Nie pozwolę! Nie żebym miał tylko jedne, ale kurcze, no portki dla kolarza to jak świętość!

Zasiewając bulwersacyjność żegnam się z wami! Do usłyszenia!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Różności krawężniki || 40.00km

Sobota, 8 października 2016 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
Co to za dzień dzień dżdżysty jesienny
O kuźwa zęby dzwonią, ach dzwonią niezmiennie...

A tak na poważnie. Kolejna sobota pracująca się trafiła, toteż wybrałem dziś jako środek transportu rower. Pierwsza, sprawdzić temperaturę na zewnątrz, pojechała Agnieszka. Obskoczyła targ, podczas  gdy ja zostałem z małoletnim i "gugaliśmy" sobie o głupotkach. Jak się Jaśkowi guganie znudziło, zaczął marudzić. Szybka akcja butla i odbeknięcie no dalej w wir zabawy. Nogi wyzej jak głowa, ręce i nogi w zdezorganizowanym machaniu. Wszystko podskakiwało wszystko latało. Ileż enegii ma ten mój syn. Mówimy teraz na niego ośmiorniczka, bo każda kończyna jest w ruchu!

Gdy Aga wróciła, za oknem nadal była szaruga. Buziak, szybkie śniadanie z kukurydzianych płateczków na mleku i kurs praca. Znów nie wiedziałem jak się ubrać. W końcu wybrałem up-grade`owany zestaw wczorajszy. Doszły rękawiczki cieplejsze, a zamiast polara drugi windstopper. 

Pierwszy odcinek do pracy zawsze mam pod górkę, bo do pokonania jest wiadukt kolejowy. Mam więc okazję się rozgrzać. Później ul Szwajcarska i Mural (najdłuższy w Polsce) i dalej już standard. Na ścieżce rowerowej w Wieliszewie po moim zgłoszeniu ekipy remontowe pracują i podsypują piaskiem osunięte i zapadnięte kosteczki. Kurka wodna tylko co to za logika, skoro na ścieżce stoi auto robotników i swoim  "jeżdżeniem" pewnie dodatkowo niszczy szlak. Jadąc w głowie obliczałem sobie jakby to był, gdyby opona samochodowa miała pokonywać nierówności proporcjonalne do tych jakie my pokonujemy na ścieżkach:


żróło. Polskanarowery:

Opona 32 c rowerowa - wysokość opony od obręczy = 32mm 3,2cm
łączenia ścieżki rowerowej/ krawężniki/wypustki i "rynsztoki odprowadzająće" mniej więcej od 1-1,8cm czasem nawet 2 cm, ale bądźmy "hojni" i wyrozumiali do obliczeń weźmy 1,8 cm czyli półtorej palca (jak Kargul na Miedzy liczmy!)

A więc mamy

1,8 cm to aż 56% wysokości mojej opony 32c!

Dla porównania:

opona 29 cali 2.1 cala to wysokość 5cm
A wiec mamy

1,8 to 40% wysokości opony 29 cali

Opona samochodowa ma wysokość przyjmijmy 10cm - dla ułatwienia obliczeń.

Krawężniki i nierówności dla kierowców, na drogach będące proporcjonalnymi do naszych na ścieżkach rowerowych, powinny więc wynosić:

40% z 10cm to 4cm krawężnik
56% z 10cm to aż 5,6cm!

Polecam przejechać autem z prędkością 50km/h na kawężnik 5,6 lub nawet 4 cm
 
Mało obrazowe? No to weźmy krawężnik klasyczny:

Krawężniki
§ 229. 1. Jezdnia obiektu inżynierskiego powinna być ograniczona krawężnikami lub znakami poziomymi przewidzianymi na nawierzchni jezdni.
§ 231. 1. Krawężnik powinien wystawać ponad poziom nawierzchni jezdni:
1) jeśli między jezdnią a chodnikiem dla pieszych lub obsługi bądź ścieżką rowerową:
a) nie ma bariery — nie mniej niż 0,14 m i nie więcej niż 0,18 m,
b) jest bariera — nie mniej niż 0,08 m i nie więcej niż 0,14 m,
2) jeśli umieszczony jest przy barierze zamocowanej na skraju obiektu — nie mniej niż 0,14 m i nie więcej niż 0,18 m.
2. Górna krawędź krawężników powinna być dostosowana do pochylenia niwelety jezdni


Weźmy więc ten najmniejszy 14 cm krawężnik. Jest to więc aż:
437% mojej opony 32c
311% opony 29 cali

wiec klasyczny krawężnik 14 cm to :
140% opony auta...

Gdyby zachować proporcje i budować takie krawężniki "proporcjonalne" dla aut miałyby one wysokość.

43cmlub 31cm!!!


Policzyliśmy, ponarzekaliśmy, zasialiśmy ferment więc już jest nam lepiej. Teraz czas wrócić do jazdy rowerem jesiennej. Ostatnio zastanawiam się jak pogodzić bycie ojcem z krótkim dniem, masą obowiązków i jesiennym pedałowaniem. Jazda w deszczu i złą pogodę, to tylko jedna z opcji, która już wdrażam. Trenażer pewnie też będzie rozwiązaniem - swoja drogą szum rolki mega spodoba się mojemu synowi. Cokolwiek szumi - wzbudza w nim zachwyt i zaciekawienie nie do opisania. 
Są głosy, że zima ma być sroga, skoro już październik jest taki brzydki i pogoda za oknem listopadowa. Ja niestety na zimę przestałem liczyć od kilku lat. Jedyne czego możemy być pewni to zniczy na pólkach na 1 listopada, a śniegu raczej bym nie obstawiał. 

Wkraczamy w okres ciężkiej rowerowej "niemocy"gdy  sraczka i biegunka za oknem, a na rower patrzymy z tęsknotą. Liczę po cichu, że jesień piękna i złota jeszcze nadejdzie i, że uda się skoczyć na rowerek w akompaniamencie szumiących liści. Cała ta jesienna otoczka jest jednak w pewien sposób pozytywna. Co roku, gdy zapada taka pogoda na drogach rowerowych, drogach dla zwykłych ludzi i ogólnie na dworze, pojawia się coraz mniej rowerzystów. Zapadają w sen zimowy. Szosowcy, robią bazę na sezon i kardio na basenach, siły i rzeźby na siłowaniach, a my? My zwykłe codzienniasy, gdzieś czasem przemykamy w tym szale jesienności i wirujących kropel. 
Czuje wtedy takie fajne mrowienie w  mostku - nie nie to nie zawał - gdy widzę rowerzystę na rowerze, który tak jak ja walczy z przeciwnościami pogodowymi.

Walczmy!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

do pracy || 30.00km

Piątek, 7 października 2016 · Komcie(6)
Kategoria Do pracy!
Rano termometr wskazywał 2 stopnie, a na dachu supermarketu Owad - pojawił się biały nalot. Nie była to jednak pleśń, a nic innego jak szron. Chyba muszę porządnie zabrać się do nwoego jesiennego bannera bloga, bo kwiatki motylki pewnie tej nocy już pozamarzały! U nas w sklepie skitrał się jeden paź królowej. Wczoraj nieźle mnie nastraszył, ale pościłem go wolno i lata po sklepie. Kuźwa czujecie? Mamy własnego motyla, jesienią w sklepie! Może zrob młoe i będziemy  mieli motylandię!

Motyla noga!

A tak już bardziej serio i wracając do meritum - czas wygrzebać z szaf warstwy i odzienie jesienno-zimowe. Moje rękawiczki, na ten przykład, definitywnie nie ogarniają już bazy i me szlacheckie dłonie - się mrożą. Czy wy też macie tak na przełomie: "da się jeszcze" i "kuźwa jak zimno" ze znalezieniem odpowiedniego stroju na rower? Niby co roku ta sama pora, te same temperatury, niby jeździ się już kilka lat, a zawsze co roku, jesienią człowiek głupieje. Jakby cofał się w rozwoju. Patrzy w tę/tą szafę i nie wie co założyć. A wiecie co jest najgorsze? Gdy ubierzecie się w domu, nie mija 10 minut, a jesteście mokrzy! Leje się z was jak z sopla na wiosne. Latacie jak oparzeni i w pędzie zbiegacie do piwnicy - cali spoceni. W biegu zdejmujecie jedną bluzę i wsadzacie ją do sakwy i co? Wyjście na dwór uświadamia was, że nie tylko zaraz założycie tę oto schowaną niedawno bluzę, ale zastanawiacie się czy nie wrócić po jeszcze jakąś dokładkę. 

Nasz organizm przeżywa szok z 20 stopni przestawia się na 5 jakoś opornie. A wiosną? Kurde niech będzie pierwszy raz po zimie poajwi się na termometrze 5-10 stopni to już w podkoszulkach chce się latać - PARANOJA:P

Ja dziś ewidentnie zmarzłem w ręce. 5 stopni i super oddychające z długimi paluszkami to nie dla mnie:D





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Cyklo Date || 57.00km

Poniedziałek, 3 października 2016 · Komcie(6)
Kategoria Do pracy!
Moda teraz nastała na słowa angielskie w naszym języku. 
Wydziela się oddzielne miejsca do Całuj i jedź (Kiss & Ride=K+R) , Parkuj i Jedź (park & Ride=PR)i pewnie jeszcze będą miejsca dla sikaj i sraj... (pee & shit = P&S - lub jak kto woli PIS )

Nawet zamiast jazda na rowerze - używa się zamienników "tripów".

Ja więc popełniłem w ten weekend tripa date`owego z żoną. Bo nasz czildren został z grandparents i mogliśmy pomknąć na wycieczkę. Udało się wypedałować całe 27 kilometrów z przerwą w sklepie na lody z Literką EM (wiecie jakie?) Nasz syn został pod opieką dziadków i rzecz jasna przespał te dwie godziny pedałowania, a jak wróciliśmy dopiero zaczął hasać = płakać i marudzić. Na spacer więc wybraliśmy się również z latoroślą w wózku aby i on miał coś z w miarę słonecznej ni

edzieli. Ja to z wózkiem to z aparatem nalatałęm się po lesie jak ta lala. Tu podbiegłem z wózkiem, tu foteczka z aparatu tu listeczek, tam kwiatuszek... milutko.














O kurka - jesień idzie na serio.

Poniedziałek:

Jeszcze bardziej na serio jesień postanowiła przyjść w poniedziałek. Umyślałem sobie, że na rower i tak pójdę - choćby nie wiem co. Miałem ciężki weekend, ale ten poniedziałkowy rower miał wymazać zmęczenie i zregenerować mnie. Miało padać - to nic! Miało być zimno! To nic! Mało być nieprzyjemnie? O dziwo było całkiem inaczej... miałem frajdę z jazdy.
Do pracy zamiast dojazdu w deszczu, miałem dojazd z lekkim wiaterku w dziób, a dopiero pod samą bramą sklepu dopadła mnie mżawka. W pracy przyjemnie, ciepło. Wyczyściliśmy kominek i składaliśmy ostatnie sztuki rowerów jakie zostały z rocznika 2016. Udało mi się również wygospodarować chwilkę czasu na mały up-grade mojego przełajowego roweru. [kolejny;)] Zmieniłem tarczę 160mm na 180mm. Tarcza 160 to był jakiś totalny chińczyk, jaki leżał w sklepie. Wziąłem ją bo była pod ręką, jednak sama tarcza nie dość, że z bardzo niskiej klasy metalu to i powyszczerbiana w kilku miejscach. Efekt? Miałem faktycznie 1,5 hamulca. Bo tylny działał w sumie w 50%. Hamowanie tarczowym tyłem, było cokolwiek wątpliwe. Zdecydowałem się więc na zmianę i zamontowanie tarczy 180 mm. Była to tarcza przepalona avid`a jakiegoś klienta, któremu wymienialiśmy tarcze w sezonie. Została więc gdzieś z demobilu. Nieźle zjechana i w kolorach błękitu, ale:
a) o większej średnicy
b) avidowski metal
c) dobra jakościowo - choć lekko krzywa (z przegrzania)

Wymontowałem również klocki hamulcowe z zacisku. Były nieźle zabrudzone. Wyczyściłem je wiec i przetarłem papierem ściernym. To doskonały sposób, aby pozbyć się wierzchniej warstwy ześlizganego brudu z klocka hamuclowego w hamulcu tarczowym. Zaufajcie mi, drobny papier czyni cuda, a mocno nie ściera klocka. 

Efekt? Większa tarcza + lepszy materiał tarczy + klocki hamulcowe po "regeneracji". Siłę hamowania oceniam na 70% w porównaniu z v-breakiem. No ale fałki się nie da, więc zadowolony jestem z tej zmiany. Teraz jak jadę rowerem nareszcie czuć, że hamuląc tarczą pojawia się nagłe zwalnianie a nie "dotaczanie" się do przeszkody. 


O 18:00 z ciężkim westchnieniem wyszedłem wprost w ulewę. Islandia pełną gębą. Rzęsisty deszcz i wiatr, a na ulicy płynęła woda. Moja zimówka posiada obecnie tylko przedni błotnik, toteż równie rzęsiście irokez z wód gruntowych nanosił wilgoć na mnie, od tyłka poczynając do czubka głowy kończąc . 

W okolicach Wieliszewa pan postanowił zawrócić i na wysokości szpitala onkologicznego zawisł, bo auto zjechało przednimi kołami na trawnik i... ugrzęzło w rowie spustowym. Zatrzymałem się, aby pomóc ale po 30 minutach pomocy, która sprowadzała się do oznakowania miejsca zdarzenia i kilku prób uniesienia przodu auta z kilkoma kierowcami - nie udało się wyciągnąć pojazdu. Próba wyciągnięcia auta liną, skończyła się na urwaniu haka. Pan starszy, z auta tego co zawracało, za mało wkręcił hak w otwór i ucho - pięknie strzeliło nieomal wybijając szybę panu z terenówki, który ciągnął nieszczęśnika. 

Plusem tych całych akcji było to, że przestało padać. Byłem już nieźle mokry więc i tak miałem to gdzieś. Nie umiem, jeździć długo w deszczu i to jest głównym problemem na trasach maratonów. Ten sprawdzian pogodowy pokazał że nadal mam wiele do dopracowania, ale i sporo już wiem. 
Podstawą jazdy w deszczu - przynajmniej u mnie są Kurtki. Musi być mi ciepło w tors. Drugie w kolejności są stopy. Torebki foliowe zapewniają w miarę dobry komfort termiczny. Nie można powiedzieć jednak, że zapewniają całkowity komfort, bo "ciamlanie" podczas pedałowania i uczucie, jakby się międoliło w mokrej kałuży - to nadal nic przyjemnego. 

Jak mawiają ultramaratończycy:
"Lepiej być mokrym na ciepło - zapoconym od wiatrówki, czy worka foliowego, niż mokrym na zimno - czyli mokrym od deszczu i ochładzanym przez wiatr. "

Ta zasada się tu sprawdza. Stopy, mimo, że totalnie mokre, zaizolowane workiem foliowym są mokre na ciepło. Ostatnia jest kwestia spodni. Spodnie kolarskie namakają od deszczu, ale zaobserwowałem, że gdy cały organizm zaizolujemy torebkami foliowymi, to nagromadzone ciepło wyparowuje właśnie udami i łydkami. Woda i spodnie to swego rodzaju radiator ciepła, który w pewnych warunkach równoważy się z generowanym ciepłem pedałowania. Czyli, sztuką jest znaleźć ten moment, gdy w deszczu mimo, że mokro to nie ziemno i nie gorąco...

I tak bym mógł dywagować... jazda w deszczu to przymus, a nie wybór z własnej woli. Dobrze jest jednak opracować sobie jakieś sprawdzone metody dla takich warunków. 




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,