Do pracy!, strona 10 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Do pracy!

Dystans całkowity:14811.53 km (w terenie 196.14 km; 1.32%)
Czas w ruchu:120:08
Średnia prędkość:21.40 km/h
Liczba aktywności:469
Średnio na aktywność:31.58 km i 1h 56m
Więcej statystyk

Awanturnik... || 55.78km

Sobota, 11 czerwca 2016 · Komcie(3)
Po dniach przestoju w maju, czerwiec zdaje się być dla mnie nieco łagodniejszy w kwestii rowerowania. A może to kwestia tego, że to ja poukładałem sobie obowiązki i udaje mi się wszystko jakoś pogodzić? Trudno orzec. Nie ulega wątpliwości, że ostatnio częściej z siodełka świat oglądam. 
To budujące, bo bycie rodzicem, pełne jest dziwnych zwrotów akcji, potrzeba poświęcania czasu dziecku... czy jak się ono pojawi, nadal będę umiał pogodzić te dwa światy? A może połączę je w jeden i wspólnie z nowym członkiem rodziny wyruszę na podbój okolic? Tak udaje się wielu z was!

Dojazd do pracy z poranną wizytą na targowisku i "mikro-dokrętką" przez Wieliszew i Wodociągi. 
Ranek mimo, że słoneczny to pieruńsko wietrzny... łeb urywało.

Sobota Handlowa i cokolwiek dziwna. Dla miłośników dialogu przytoczę pewną rozmowę. Pan przyprowadził rower na serwis, standardowo zaczyna pytaniem:
- rower mam na serwis, wprowadzić go tu?
- a gdzie pan ma ten rower?
- no w bagażniku...
[cisza - milczę specjalnie i patrzę na pana udając spokój i zero emocji]
- no to co eee wprowadzę go tu ok?
- dobrze - uśmiecham się, bo pytania, czy rower z bagażnika wyjmować strasznie mnie zawsze rozbawia.
To jak pytanie: "chce wejść do środka mam otworzyć drzwi?" Ciśnie się nam wtedy na usta odpowiedź - "nie k%wa teleportuj się"
Niezmiennie bawię się reakcjami ludzi którzy tak pytają.

Wróćmy jednak do sytuacji pracowych. Tego dnia inny pan odwiedził nas także ze swoim rowerem. Ten drugi pan faktycznie rower miał "na serwis". 
Jednoślad miał pęknięty hak, urwaną przerzutkę i pogięty łańcuch.
- ho ho. To się porobiło...-mówię do pana z uśmiechem i kucam koło roweru, by przyjrzeć się uszkodzeniom. Przerzutka to sram X4, łańcuch jakiś 9-tkowy (czyli nie najtańszy), a rower, dość dobrej marki. - No to mamy do wymiany przerzutkę i łańcuch oraz hak.
- a nie może pan tego tak tylko? Bo to syn od kolegi rower pożyczył, ja nie będę komuś doinwestowywał...
- no uszkodzenia są duże... nie będzie lekko. Nie mam takiej przerzutki, musiałbym zamówić.
- ale niech pan założy to tylko, jakieś używane części mogą być - pan jest lekko zirytowany.
- przerzutka uszkodziła szprychy... - musimy wycentro...
- czy pan po Polsku nie rozumie? - tatuś traci cierpliwość - mówię zrób to pan, tak aby było. Gówniarz nie dbał o rower, i nie będę innemu dzieciakowi doinwestowywał roweru. Syn wziął i rozpadło się po 3m. Zrób to pan tak aby się kupy trzymało!
- Przede wszystkim, dlaczego pan krzyczy? - podnoszę się z kolan i staje na przeciw samca. Spoglądam mu w twarz i przestaje patrzeć na rower. - czy ja na pana głos podnoszę?
- Bo pan by chciał to naprawiać...
- A w jakim celu pan tu przyszedł? Po bułki? Powiedział pan, że ma pan rower na serwis... Chce pan mojej pomocy to mówię panu co jest do zrobienia.
- Ale człowieku, czy do Ciebie nie dociera, że ja nie chce tego naprawiać?! Zmontuj to jako tako i tyle! Mało jasno się wyrażam? - facet zbulwersowany wybucha.
- Czyli co? Sznurkiem mam to panu przywiązać? 
- Nie wiem czym pan się na tym znasz! Łaskę pan robi że pan tu pracuje? Przyszedłem po pomoc, a wy kasę zdzierać chcecie, pół roweru wymienić to najłatwiej. Byle kasę zarobić, byle...
- Jeszcze raz proszę pana aby pan nie krzyczał! Bo nie będziemy tak rozmawiać!
- .... wszędzie naciągacze, kasę z człowieka wyciągają... - pan kontynuując swój monolog wyprowadza rower za sklepu i trzaska drzwiami z hukiem, mało szyba nie wyleci.
Wychodzę za nim i tylko mu na odchodne rzucam.
- Troszkę kultury, w domu też pan tak drzwi zamyka?

To była jedna z niewielu sytuacji, która wyprowadziła mnie tak z równowagi, że miałem ochotę zwyzywać kolesia i z hukiem go ze sklepu wyrzucić. Buc i gbur. Syn rower koledze popsuł, a ja mam mu poskładać tak aby nic nie było widać, aby nikt się nie spostrzegł, że cokolwiek było nie tak. Tego dnia tak mnie zagotował facet, że musiałem ochłonąć.
Do domu wracałem więc przez Modlińską i KFC. Kupiłem sobie i żonie po tortilli i kolbie. Terapia szokowa i rowerowa pomogła. WIało tak mocno, że zanim dojechałem do KFC i potem do domu nie czułem już złości. 




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Raz słońce raz... słońce;) || 28.00km

Środa, 8 czerwca 2016 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Do pracy dojazd po raz kolejny. Wyrywam sobie małe klocuszki codzienności, aby nie zgnuśnieć całkowicie. Mam nadzieje, że uda mi się niebawem pojechać jakąś stówkę, ale wszystko musi być pod kontrolą. 

Tego dnia rowerkiem pojechałem i w odróżnieniu od ostatniego dojazdu zgrzałem się. Słońce było jak poprzednio, lekko wiało, jak poporzednio, tylko było sporo cieplej. 

W pracy spraw tysiące i serwisy, kto widział takie naprawy?

Odpowiem od razu, to nie zderzenie z autem, a jedynie kolizja dwóch rowerzystów. Dla osób, którym wydaje się, że jazda na rowerze to bezpieczny sport, powiem, że chłopak i dziewczyna nieźle się potłukli. Prędkość jaką deklarowali to około 20km/h.


Koło już przeplecione, nowa obręcz i serwis starej piasty. Wszystko czeka na poskładanie!

Wracałem do domu lekko i zwiewnie ciepłym popołudniem:D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Mroźny poranek || 53.00km

Poniedziałek, 6 czerwca 2016 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Wstałem dziś 5:45, aby nie tracić tego pięknego dnia na sen. Ostatnio dośc sprwbnie mi sie podnosi z łóżka, lecz dziś potrzeba było kilku drzemek aby mnie zwlec. Ubrałem się, wstawiłem makaron na gaz i zaparezyłem kawę. Agnieszka też się obudziła. Zjadłem śniadanie i pomaszerowałem do Biedronki. Cghciałem odciążyć zonę, w zakupach, a mleko do kawy to niezbedny produkt w domu każdego człowieka. Oczywiście do siatki z zakuipami wpadło kilka innych produktów, ale mleko było celem nadrzędnym.

Ruszyłem z domu 7;30 - jakie było moje zaskoczenie, gdy stwierdziłem, że sama letnie bluza nie wystarczy? Wiało tak lodowatym wiatrem, że z temperatury 22 stopnie (tyle wskazywał termometr w piwnicy) wzkazanie spadło momentalnie do 13.5 stopnia. 
Do tego wiatr w twarz, który smagał mi policzki.

Za dobrze to wszystko szło, nie chciałem się wracać do domu po dodatkowe ciuchy. "Jakoś się dogrzeje" - pomyślałem i założyłem wiatro-deszczówkę. W zacienionym odcinku przez górki na trasie do Nowego Dworu Mazowieckiego, miałem poważny kryzys. Tak wiało i tak mi było zimno, że zastanawiałem się czy nie zawrócić do domu. Udało się jednak przetrwać i po wyjechaniu na słońce trochę się rozgrzałem. Jechałem ciągle w "granicy termicznej". O krok od przemarznięcia, a na tyle dogrzany, aby kontynuować podróż.

Od Janówka wiatr miał być w plecy, niestety bywało różnie. Licznik zaczął wszak wskazywać już te 17 stopni, ale komfort termyczny był nadal daleko.

Prawie do samej bramy sklepu w Nieporęcie - jechałem zmarznięty. Gdy stanałem aby otworzyć sklep poczułem, jakby ktoś nagle ogrzewanie włączył. Słońce fakt - ciepłe, ale wiatr....? Brrrr


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Rowerowe strzępki... Księgowego || 37.96km

Piątek, 3 czerwca 2016 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Ostatnio po ogarnięciu spraw domowych żona do mnie w te słowa rzecze:
"jak chcesz to możesz na rowerze jechać" no i udało się wybrać na rower. Rano znów jakieś zakupki i załatwienia, ale potem... tylko ja i Shannon.
Pogoda łaskawa, bo i upalnie mocno nie jest. Przeplatanki z deszczem mają to do siebie, że stabilizują termikę okolicy. 
Po Czwartkowym rowerowaniu, ku memu zaskoczeniu czułem nieco nogi. Niestety wypadłem ostro z kondycyjnych szczytów swoich i nawet tak, wydawałoby się, niewielkie dystanse, jakieś tam piętno odciskają na mnie. No ale - lepszy gołąb w drzewie, niż wróbel na płocie - czy jakoś tak... Jeżdżę, lubię, udaje się! To się liczy. 

Sezon zwolnił, ludzie odpuścili, choć trzeba przyznać, że w dalszym ciągu umieją mnie zaskoczyć. Czasem wydaje mi się, że wszystko słyszałem, wszystko widziałem, ale przychodzi człowiek do sklepu i uczy mnie fachu na nowo. Nowe wersje buractwa i hamstwa również są na porządku dziennym. No i klienci dziwiaki... którzy wchodzą do sklepu na dyskusje, na pogadanki, na... na chwilę.
- roweru szukam pan ma jakieś?
- no tak... - pan wszedł do sklepu w sumie bezszelestnie. Myłem akurat podłogę. Odkładam wiec mopa i kieruje się do niego. - Jakiego roweru pan szuka.
- zależy mi na lekkim rowerze proszę pana! Musi być leciusieńki!
- aha rozumiem. Czy rozważał pan zakup roweru szosowego.
- zwariowałeś pan? Szosa? Na te nasze pseudo drogi? Kpina jakaś, nawet jakby mi dawali za darmo bym nie brał! Góral musi być, ale z cienkimi oponami!
- aha, czyli bliżej panu do roweru krossowego...
- wie pan dla mnie on może być i towarowy, i górski, byleby był lekki!
- aha, to lekkie roweru to koszt powyżej 5 tysięcy
- oszalałeś pan? Tyle to ja dwa auta kupie. Naprawdę są rowery po 5 tysięcy? I kto to badziewie kupuje, co ten rower ma czego nie ma taki rower za 300zł?
- no wie pan tu właśnie kwestia wagi i osprzęt
- bzdura, a co to rower za 300zł nie ma przerzutek?
- eeee
- ja szukam takiego rowera do 1000zł max. Tyle to jest największa kwota jaką dać można za rower. Droższe rowery to zdzieranie kasy. Płaci się za lakierek, za jakieś niby przerzutki... po co to komu...
- cóż do 1000zł mamy taki rower - pokazuje panu rower trekingowy.
- czy ja wyglądam jak emeryt? Panie,tego to ja bym za darmo nie chciał. To dla dziadziusiów...
- to ja już nie wiem jak panu pomóc. Chce pan rower lekki i tani i żeby był do wszystkiego...
- bo ja widziałem takie rowery , to w takim razie tylko u was takich nie ma.
- mamy rowery na sztywnym widelcu za 2100zł! Hamulce tarcz...
- 2000zł? Idź pan z tymi swoimi rowerami bo takie ceny to chyba dla Niemca pan masz...
- cóż w takim razie nie wiem, pan chyba nie znajdzie u nas roweru dla siebie. Nie spełniamy pana wymagań - facet zirytował mnie maksymalnie. Młody buc, taki lat 30-33. Cwaniaczek taki, co to wpadł pokazać, jaki on jest figo-fago. Pokazać, jak to on szuka fajnego roweru i po mądrzyć się. 
- takie macie sklep a rowerów macie mało...
- przykro mi...nie można mieć wszystkiego
- cóż ale to podstawa... jak nie macie takiego rowera to ja nie wiem... do widzenia
- do widzenia...

Dzień do końca minął już bez dziwnych rozmów. Pan ruszył w świat szukać roweru idealnego, a ja? Ja wracałem do domu dookoła, przez bylegdzie.



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Rozwinięcie dnia dziecka;) || 50.00km

Czwartek, 2 czerwca 2016 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Udało się w końcu wkomponować rower w życie codzienne. Na pomysł abym jechał rowerem wpadła zona, która jak sądzę zauważyła jak już męczy mnie dojeżdżanie i załatwianie wszystkiego autem. Młody coraz bliżej, więc i spraw było w tym tygodniu sporo do "pojechania" wreszcie przyszedł i czas dla mnie. 

Rano rzecz jasna targ i przychodnia - autem, ale potem udało się zebrać na rower i pomknąłem do pracy. 

Dokręciłem kilka kilometrów więcej naookoło i w pracy byłem o czasie. Miło było znów popedałować. Nawet ta poranna duchota jakoś mi tak nie doskwierała. Nogi słabe i pewnie dalekie od szczytu formy, ale w obecnym stanie radość z przejechania choćby 50 kilometrów jest bezcenna. 

Skąd 50? A bo, po pracy też "zabłądziłem". Tak zabłądziłem, że myślałem, że nie dojadę. Głodny wpadłem do domu, że z miejsca litr krupniku zjadłem... jeszcze zimny w garku podjadałem, jak się podgrzewał. 

Ostatnio wypadłem nieco z obiegu kilometrowego, ale mam nadzieje, że to się wszystko unormuje. Jak się młody na świecie pojawi, też pewnie z czasem będę z fotelikiem jeździł. Dojdzie dodatkowa motywacja do jazdy - odciążyć żonę. Młodego w fotelik a mama niech odpocznie;) Ale to jeszcze... 

Ostatnie tygodnie nam zostały we dwójkę - potem już będzie trio!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Różne z grubcią wylatane akcje kilometrowe || 87.00km

Sobota, 14 maja 2016 · Komcie(8)
Kategoria Do pracy!
Od kilku dni co jakiś czas biorę rower na wycieczkę. Z typowymi wycieczkami nie wiele ma to wspólnego, bo raczej są to jazdy typowo załatwieniowe, niemniej jednak dystanse tak niewielkie, że na miano wyprawy nie ma co liczyć. 
Od maratonowej niedzieli zbierałem siły. Pierwsze dni były spoko, najtrudniej miałem we wtorek i środę, wtedy jakiś mnie kryzys dopadł. Ciężko powiedzieć co mi w zasadzie "było". Ot naszła mnie taka niemoc, że szkoda gadać. 

W sklepie sezon ma się w najlepsze. Co dzień zdarzają się głupie rozmowy, bezsensowne tłumaczenia i jeszcze durniejsze odpowiedzi. Ostatnio w szczycie swoich możliwości wpadła pani. Od rana kociołek był bo ludize się nie wiadomo skąd pojawili, jak tylko bramę otwierałem i nieomal na plecach mi wchodzili do sklepu. Udało się rozładować mały zator i lekko zdyszany zwracam się do pani:
- w czym mogę pomóc?
- a co pan taki niemiły?
- słucham?
- pan na mnie tak naskoczył! 
- zdawało się pani - odpowiadam starając się ustabilizować oddech i wymusić na sobie spokój i uśmiech, choć to nie było łatwie bo od rana na rowerze, w upale a potem tłum i teraz pani co to "pragnie uśmiechu".
- wie pan bo ja też z tym jak to pan określi pewnie no "starym gratem".
- rower ma pani tak? DO serwisu? - staram się nieco skrócić tą całą opowieść, bo w ciuchach kolarskich jeszcze jestem i nie miałem czasu się przebrać, no i chce mieć już "kolejkę z głowy", a pani jest ostatnia. 
- tak jakby pan mógł...
- oczywiście. - wychodzę na dwór. Pani chce abym wycenił jej naprawę. Rower to schwinn chyba ze 20 lat, tak zajechany, że to ciężko określić. Linki pourywane  od hamulców, rower w opłakanym stanie. 
- proszę pani trzeba się liczyć, że naprawa wyniesie  500-600zł
- i co pan to tak z samego patrzenia wie tak? - pani jest zaskczona szybką oceną. I lekko poirytowana 
- tak proszę pani, rower wymaga generalnego przeglądu. Troszkę zaniedbany jest...
- oj da pan spokój - pani niby się wdzięczy, niby bagatelizuje sprawę... - nie jest pewnie tak źle
- jak mówie naprawa o około 500-600zł
- a co do wymiany jest...
- Proszę pani do wymiany są: manetki, bo ani prawa ani lewa nie działa (działają tylko 2-4 biegi w prawej i jeden najniższy w lewej), do tego linki i pancerze, do tego klocki hamulcowe (jeden pękł na pół ze starości) , koła mają luz, jedno nie ma 3 szprych, łańcuch suport, korba...
- oj nie proszę pana ale co pan tak pędzi... nie nie... pan tylko powie mi co naprawdę do wymiany - pani udaje słodką idiotke, którą ewidentnie nie jest, bo to się czuje w jej głosie. Udaje , że ona taka biedna i taka zmarnowana...
- no właśnie wymieniam...
- proszę pana, - pani udaje słodką idiotkę - na pewno coś da się uratować
- wie pani rower pewnie z 10 lat serwisu nie widział, tu się nie da "mniej więcej" naprawić
- I co te 600zł wyjdzie?
- jak powiedziałem...
- oj pan zejdzie coś z ceny...
- droga pani, abyśmy mieli jasność, ja nie wymieniam pani części bo taki mam kaprys, nie robimy przeglądów "tylko trochę" albo robi pani przegląd i wymienia komponenty, albo nie podejmiemy się serwisu, bo jedna rzecz pociąga za sobą olejne. Jak ten rower ma działać, skoro wszystkie części są do wyrzucenia.
- oj ale on jeździ przecież.
- skoro tak, to co pani robi na serwisie? Odwagi życzę i szerokiej drogi.
- pan za bardzo zasadniczy - pani znów kokietuje, ale w takim stylu irytującym, bo to kokieteria na zasadzie "zaraz się ugniesz facet jak ci pomarudzę". Wkurzam się bo stoimy na słońcu a mam od groma pracy w sklepie a pani mi su "mizia i fryzia" jakby sobie na podryw przyszła, lub na jakieś tam pogadanie. Stoimy już pół godziny słońce pali, a pani mnie ciągle o to samo pyta. 
- oj to wymieni pan tylko niech pan liczy mniej. No wie pan zniżkę jakąś da...

Po 40 minutach pani obrażona w końcu zostawia rower, na wymianę linki w hamulcu przednim. Jest  oburzona, że mało ludzkie podejście mamy i nie "Stawiamy się w jej stuacji". Przestaje być miłą i strzela fochami, że my tylko pieniądze chcemy zarobić, że chcemy z ludzi wycisnąć itp... jej kobieca kokieteria przemija jak po zimie nastaje wiosna...


Po pracy coraz częściej wracam uciekając przed burzą, nie zawsze się to udaje... Mikroklimat Zalewu Zegrzynskiego ściąga nad siebie wielkie nawałnice i czasem leje jak wariat a za chwile cisza i słońce. Nawet ostatnio błotnik z tyłu mam w rowerze, bo szkoda mi było upaćkanego plecaka. 

Czasem udaje się jechać do pracy w słoneczku.. to najczęściej rano, gdy jeszcze się fronty nie wzburzą. Wtedy jest przyjemnie ciepło. 

Tu zdjęcie z jednego z powrotów, gdzie widać było front burzowy i jego wielką piętrową budowę. Do burzowej chmury wiszącej nisko, schodził wielki komin powietrza innej masy zastygającej wyżej. Zdjęcie nie oddaje w 100% tego, ale z oddali wyglądało jakby to był wielki komin z chmur, a na dole "rozlewał" się na szeroką ciemną gradowo-burzową chmurę...

Na koniec zdjęcie klasyka... Rowerek na serwis... wiek? Jakieś 30-40 lat;)







Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Miał być opis... || 30.00km

Środa, 4 maja 2016 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!, kuweta
Znalazłem kilka kilometrów w lesie... leżały odłogiem, więc je przygarnąłem. Chodziło o to, aby do pracy mieć tak jak poprzednio (po twardym) 15km i żeby 30 tka wychodziła z dojazdu. No i udało się;)
Kilka fotek:

Odcinek nowovodkrytej dokrętki. Fajny klimat ma ta cześć lasu.


Pan Kamyk....


A to już zachodzace słońce gdy wracam do domu...


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

wulkan... erupcja... tsunami || 25.00km

Sobota, 16 kwietnia 2016 · Komcie(7)

Drzwi zdawały się tego dnia nie zamykać... dobrze, że to było nadal wielkie stalowe ciężkie skrzydło, bo zbyt lekkie klienci by wyrwali z zawiasów. Z upływem czasu ze względów komunikacyjnych zamocowaliśmy blokadę złożoną z przeciągniętej dętki zahaczonej o klamkę. Tak zwyczajnie było nam łatwiej. Przepływ wchodzących i opuszczających sklep osób zdawał się wzrastać z każdą minutą... apogeum było około 12:08 wtedy na parkingu stało 8 aut a w sklepie było chyba z 15 osób.

Ale po kolei...

Montuje rower, klient zapłacił za rower i czeka na dworze. Do roweru do zamocowania są: nóżka, błotniki, licznik, koszyk bidonu i komplet oświetlenia. Uwijam się jak w ukropie...
- długo panu się zejdzie jeszcze z tym rowerem? - pan wszedł do sklepu jakieś 5 minut wcześniej i zakomunikował, że ma problem i chce aby mu ktoś pomógł.
- proszę pana proszę chwilkę zaczekać, zaraz skończę i podejdę do pana, ja albo kolega.
- pan tylko ten rower robi, a ja nie mogę jechać.
W sklepie godzina zero. Ludzi tłum, obaj jesteśmy zajęci, klienci wchodzą wychodzą, obsługujemy, ogarniamy. Pan wyraźnie nie ma czasu.
- Ja jadę na wycieczkę i nie mogę jechać bo mi siodełko pękło! Pan by podszedł zobaczyć tylko!
- Jak skończę tu z tym rowerem i wydam rower klientowi to do pana podejdę...
- phi!



- i kończy pan już?
- przepraszam, ale czy ja się jasno nie wyraziłem? Jak skończe ja lub kolega to pana obsłużymy

Wchodzi kolejny klient. Od wejścia komunikuje, że on po rower z serwisu. "K" obsługuje klientów z marszu, ja jestem lekko zablokowany mocowaniem akcesoriów do roweru. Temu panu dętkę, temu znów lampkę, no i też utknął na państwu z którymi przymierza rower na dworze.

- Przepraszam ja rower z serwisu odebrać chcę
- Dobrze proszę poczekać, zaraz ktoś panu go wyda.
- Ja byłem pierwszy - wpada pan od siodełka - ja już tu czekałem.
- Ale ja po rower z serwisu.
- A co mnie to interesuje, ja wcześniej przyjechałem

- Czy nie może pan kogoś poprosić do pomocy?
- Nie proszę pana, jest nas dwóch nie rozerwiemy się
- To może trzeba więcej osób zatrudnić, jak pan się nie wyrabia?!
- Oczywiście - rozważymy tą propozycję dziękuje za podpowiedź.

Wychodzę z serwisu bo rower skończyłem i idę do klienta co czeka na dworze aby wydać mu rower. Chce mu dać kartę gwarancyjną i wyjaśnić warunki gwarancji.
- Dokąd pan idzie! Niech pan kończy ten rower, bo my czekamy! - pan od siodełka łapie mnie za ramie.
- Proszę zabrać rękę! To po pierwsze! A po drugie proszę mi nie dyktować jak mam pracować! - pan wykorzystał już moją cierpliwość
- Bo pan sobie gdzieś wychodzi!
- Wychodzę proszę pana i nie muszę się panu tłumaczyć gdzie!
- Szczyt wszystkiego! Istny PRL!!!! - klient zaczyna się awanturować - nie ma komu obsługiwać klientów!!!! Czy ja wogle dziś zostane obsłużony? Czy pan sobie będzie chodził?
- Tak będę sobie chodził! - odpowiadam pogardliwie i wychodzę po klienta.
Pan odbiera rower przygotowywany przeze mnie. Pomagam mu go zapakować do auta i wracam do sklepu. "K" już ochrzania pana od siodełka. Widać próbował swoich sił na drugim z nas.

W sklepie rozładowuje kolejkę, sprzedaje kolejne lampki opony jakąś podpórkę... znów jakiś licznik itp.
Kolejny klient to znów wybieranie roweru dla dziecka. Znikam w piwnicy sklepu ( drugi poziom handlowy salon, gdzie stoją rowery trekkingowe). Rozmawiam sobie z klientami dobieram rower dla latorośli. Po schodach schodzi jakiś pan.
- pan tu pracuje?
- tak, a co się stało?
- chcę coś kupić, ale ten pan na górze kazał mi czekać.
- to niech pan czeka. Mamy dziś dużo osób i zaraz pewnie kolega do pana podejdzie.
- i mam czekać!!!???
- A co pan potrzebuje?
- Rower chce dla siebie.
- Jak skończę ja albo kolega, to podejdziemy i wybierzemy.
- Długo się panu zejdzie?
- Nie wiem
- PHI!
[...]

Rower wybrany dla państwa wyprowadzam rower na górę, mam domontować błotniki i kosz bidonu. Prowadzę rower na serwis, a pan co schodził do mnie na dół atakuje od razu.
- mogę już?
- nie proszę pana.
- a czemu?
- bo jeszcze nie skończyłem
- a co pan teraz będzie robił?
- pan wybaczy, ale proszę o cierpliwość, nie skończyłem z państwem.
Kucam przy rowerze na serwisie montuje akcesoria państwo ze mną rozmawiają dobierają kolejne do roweru, ja je szykuje do zamocowania, a pan niecierpliwy wchodzi na serwis.
- pan chyba nie będzie teraz tego przyczepiał?
- bo?
- bo i co ja mam stać i czekać?

- coś pan taki w gorącej wodzie kąpany - klient od roweru który szykuje też ma dość namolnego - stań pan w kolejce, czekaj. Widzi pan jaki oni mają kocioł? Chyba się chłopaki nie rozerwą!
- PHI!


Dzień zwalnia. Fala pierwsza i druga dobiega końca. Łapię łyka kawy w locie. Jest zimna, gorzka. Z dużą dawką cukru! Moje rozbiegane szare komórki zbieram w całość. Łapię drugi oddech. W sklepie cisza. Parking pusty, jest czas aby poskłądać pozostawione na blacie narzędzia, jest czas, aby chwilę odetchnąć. CIsza i spokój mogą trwać 5-10 lub 15 minut... ale fala nadejdzie. Inna z nową mocą! W biegu zjadam obiad z mokrofali. Jakieś klopsy sosik i sałatka. Żona przeszła samą siebie. Nie mam czasu na delektowanie się - już na monitoringu widzę, jak wjeżdża auto i wychodzi rodzina z dwójką dzieci. Za nim kolejne auto na ulicy z kierunkowskazem czeka już do skrętu, z naprzeciwka już zwalnia kolejne. Jest 14:17 fala druga nadciąga. Ludzie po obiadach w domu ruszają na podbój sklepu!



Do sklepu wchodzi mąż i żona. Znani nam za dobrze. Kupili dla dzieci rowery w zeszłym roku w sierpniu. CO jakiś czas jest z rowerami problem. Najpierw dętki, dzieci notorycznie łapały gumę. Pan wpadał z pretensjami aby reklamacje składać na wadliwe opony. Jakoś panu to wyjaśniliśmy, że to nie podlega gwarancji...
Dziś prowadzą rower, co może oznaczać tylko jedno. Kolejne problemy.
- my z kolejną reklamacją - kobieta jest dość wysoka, zaciśnięte wargi wskazują na duży zapas energi, jaki tłamsi w sobie. Od początku podnosi głos. - Pan zobaczy łańcuch spadł i zaklinował się w ramę!
- Mhmm
- To już kolejny raz mu spada!
- mhm - schylam się, hak od przerzutki krzywy, łańcuch wygięty, smaru zero!
- Ile będziemy razy na ten cholerny serwis ten rower przyprowadzać! We wrześniu robiliście nam ten gwarancyjny przegląd, wcześniej to samo się działo! Teraz znów to się dzieje!
- Kiedy był przegląd gwarancyjny?
- We wrześniu!!! Syn codziennie do szkoły jeździ i ostatnio musiał iść na piechotę, bo mu tak się łańcuch zakleszczył że nie mógł jechać.
- Proszę państwa, to uszkodzenie jest związane z uderzeniem, lub upadkiem roweru na hak. Wyraźnie widać przerzutka jest wygięta, łańcuch miał prawo spaść i się zaklinować.
- MIAŁ PRAWO? KPINA JAKAŚ!!! ROWER BYŁ NA SERWISIE I MIAŁ PRAWO?
- proszę pani bardzo proszę nie krzyczeć, to po pierwsze, po drugie. Rower jest używany codziennie przez syna do szkoły. Sama pani powiedziała. Być może rower, się przewrócił na hak, lub na stojaku pod szkołą ktoś mu uderzył drugim rowerem i stąd ta awaria.
- JA NIE BĘDĘ JUŻ ZA ŻADNE SERWISY PŁACIŁA!!! PAN MA TO NAPRAWIĆ MNIE TO NIE INTERESUJE!
- po raz kolejny proszę, aby pani nie krzyczała.
- JA NIE MAM ZAMIARU NABIJAĆ WAM KASY!!! ROWER KUPIŁAM, I DO JASNEJ CHOLERY OD ROKU CZASU CIĄGLE SIĘ Z NIM COŚ DZIEJE. ILE MOŻNA!
- Nie twierdze, że to wina pani syna. Po prostu kwestia użytkowania, być może pod szkołą inny rower się wywr...
- TO ROWER 15 LATKA, JEŹDZI NIM CODZIENNIE DO SZKOŁY NIE MIAŁO PRAWA SIĘ NIC POPSUĆ!!!!!! PRZECIEŻ SAM SOBIE TEGO NIE WYGIĄŁ!!!!!
- reklamacja jest niestety niezasadna....
- I CO PAN MI KAŻE PŁACIĆ?
- no jeśli odda pani na serwis trzeba zapłacić.
- PAN ODSYŁA TEN ROWER NA REKLAMACJE!!!
Cóż nie miałem już o czym rozmawiać. Podałem wniosek reklamacyjny, pani wypełniła ja podbiłem. Rower przyjęty. Jako przedstawiciel krossa w kwestiach reklamacyjnych wiemy dobrze, że tego nie uznają, ale nie chciałem już się wykłócać z panią. Pani wypisując wniosek złorzeczyła, coś tam ojciec dodawał... sprawa rozwojowa... Na pewno będzie wesoło, gdy od Krossa, przyjdzie decyzja odmowna w kwestii reklamacji. Wtedy to chyba w kieszeni będę miał guzik cichego alarmu do ochrony;)

A ja? A ja dziś rowerkiem do pracy, wczoraj również. Od dwóch dni jeżdżę sobie na grubych 29 calowych kołach po lesie. Odpuszczam narazie asfalt. Muszę odpocząć, zanurzyć się w las... wyciszyć. Ten tydzień był ciężki.















Kłania się Księgowy!





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Kociołek z wyrzutami... spraw tysiące || 1.00km

Środa, 13 kwietnia 2016 · Komcie(7)
Kategoria Do pracy!
Kolejny tydzień zapowiada się bez roweru. Od poniedziałku sprw tysiące się nawarstwiają... Na wielka piramidę dokładam kolejne klocuszki. Patrze tylko kiedy ta piramida się rozsypie. 

Pani "M" wynajmuje od nas mieszkanie. Miesiąc temu stwierdza, że już nie będzie wynajmować. Umowę podpisywała na rok... no to oczywiście sprawę chce załatwić. Zerwała umowę wcześniej więc są kłopoty. Ha gdyby to było takie proste. Pani M zapomniała, że w dniu rozwiązania umowy musi być spłacone mieszkanie. Pani M jednocześnie zarzeka i obiecuje zapłacić, ale ona ma pensję za tydzień... i one na pewno zapłaci. Co w tym za problem? Pani M wiedziała, że od tygodnia mam już nowych lokatorów i oni przy jej obecności oglądali mieszkanie, oni byli i są zdecydowani. Wyprowadzają się z mieszkania poprzedniego i mają się wprowadzać. Niestety pani M w niedziele, w umówiony dzień, nie rozlicza się z mieszkania... Robi się kłopot, bo nowi nie mają gdzie mieszkać, a ja pani M nie mogę podpisać wypowiedzenia umowy, bo nie mam gotówki. Są płacze, skargi pretensję, że jestem mało elastyczny... są fochy płacze i sieką mnie telefony z jednej i z drugiej strony. Jedni dzwonią czy pani już zwolniła mieszkanie, bo oni już na walizkach, a ja siekę panią M kiedy mi zapłaci i odda klucze...

Mieszkanie oczywiście chce pomalować, bo lokatorzy wynamujacy nie myślą o tym aby choć troszkę o nie dbać... Śerce żal ściska patrząc jak moje mieszkanie niszczeje i wpada z rąk do rąk... Ale cóż trzeba tak... nie inaczej.



W tym tygodniu rozpoczęliśmy z Agnieszką szkołę rodzenia. Są spotkania, są ćwiczenia, są pokazy. Fajnie wszystko pomyślane. Prowadząca jest super, szkoda tylko, że to kolejna przyczyna dla której 3 x w tygodniu nie mogę jechać rowerem do pracy. Muszę być na 18 w Legionowie, a i tak urywam się wcześniej z roboty aby zdążyć. 

Do tego wszystkiego jeszcze w pracy młyn, kolejne sprawy do załatwienia... 

I tak oto, może w sobotę sobie pojeżdżę rowerem... może zrobię z 30 km do pracy, może uda się wyrwać na godzinkę. 
Plecy mnie bolą, od pracy, ramiona od noszenia rowerów, zakupów dla żony i od latania z drabinami po mieszkaniu. Kocioł wiosenny trwa... kiedy to oblężenie się skończy? Niedługo maj, wszyscy wyjadą na majóweczki... a u mnie z dnia na dzień coraz więcej pracy, coraz więcej obowiązków. 





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

grubaski - i doktorostwo || 35.00km

Sobota, 9 kwietnia 2016 · Komcie(6)
Kategoria Do pracy!
Dziś sobota, sobota pełna handlu pełna zakupów i pełna... klientów. Jedni zwykli, inni mniej zwyczajni... jedni z pokorą inni z roszczeniem. Otóż o tych ostatnich chcę napomknąć.

Sytuacja z początku tego miesiąca. Środek tygodnia, chyba wtorek. Telefon się urywa, pani Doktorowa dzwoni do mnie co 5 minut, gdy jadę autem. Wielce oburzona, że nie odbieram dzwoni na numer firmowy. I robi lekką awanturkę, że "telefony to się odbiera" i do pana Księgowego się dodzwonić nie może. Wreszcie się dodzwania i do mnie... Obiecuje więc przyjść, bo został jej mój sklep polecony przez inną panią doktorową i że ona przyjedzie po rower dla córki i czy ja takie rowery mam. No odpowiadam  i tłumacze, pani chce rower przez telefon kupować, żebym jej opowiadał o rowerze, żebym jej wszystko w te pędy wytłumaczał. Rzeczę więc aby ona przybyła i organoleptycznie dla niewiasty rower wybrała. 

Był chyba Czwartek państwo doktorostwo przyjechało z córą, wybieranie roweru rozpoczynają od wejścia do sklepu:
- my do pana Księgowego - pani mówi - Chcemy rower dla tej damy. Ile rabatu dostaniemy? Ten sklep nam poleciła pani doktorowa inna.
- eeee dobrze obejrzyjmy rowery najpierw.
- ale rabat pan nam da? - pan mąż doktorowej wyraźnie liczy na upusty
- jeszcze nie wiem na jaki rower - żartuje aby nie zaczynać rozmowy od wybierania rabatów.
- no wie pan, bo nam powiedziono że u pana tanio i że pan rabat nam da...
Tłumaczę im, że sklep firmowy Krossa itp, ale państwo doktorostwo wyraźnie wyniośle odnosi się do mnie, a pana męża pani doktorowej interesuje tylko czy i ile mu "zrabatuje" rower. Model wybrany, trzeba się przejechać.
- ten hamulec przedni masz ten tylny - mówię
Dziewczyna robi rundę i zarzuca rowerem robiąc długą krechę czarną na kostce. Burkam ją z lekka zwracając uwagę, że to nowy rower i że nie może tak hamować bo niszczy opony. Doktorostwo wyniośle na mnie i bez słowa.
Dziewczyna drugą rundę robi i znów rozpędza się przed końcem - jak na złość - i znów krecha. Tym razem zwracam się do rodziców, że to troszkę niefajnie, i że chyba nie będziemy kolejnych oglądać, bo dziewczynka niszczy rower hamując ostro i że rower ma być nowy, a to tylko jazda próbna. Na to ojciec oschle do mnie:
- chyba musi sprawdzić, czy hamulce dobre prawda?
- no wie pan, ale nie musi zaraz zdzierać opon na asfalcie?
- oj przecież panu tam mocno ich nie wytrze.
- wie pan jakby mi tak każdy hamował to bym w rowerze ogumienie musiał wymieniać co i raz... To że pozwalamy się przejechać to i tak gest w kierunku klienta.
- to jak ma wybrać rower nie jeżdżąc?! - pan mąż pani doktorowej jest oburzony, że mam jakieś uwagi do jego córki. O przepraszam córusi. 

W końcu rower wybrany, proponuje im rabat, pan mąż pani doktorowej wyniośle, że tyle to im dają w każdym sklepie i że chyba z polecania są i że chyba dam większy. Nie daje się za mocno. Mówię jasno jakie mam możliwości, pan znów naciska, że to rower za 2500zł i że z 400zł bym tam im opuścił, i że daj pan coś jeszcze w gratisie. I dyskusja trwa... państwo doktorostwo przyjechali autem za moją dwuletnią pensje, wystrojeni, wyperfumowani, targują się jak przekupka, jak jakiś żyd... o każdą złotówkę.
- nic więcej pan nie da?
- no ja powiedziałem ostatnie słowo...
- no dobrze... bo skoro już przyjechaliśmy to weźmiemy, ale nie ukrywam, że liczyłem na większy rabat,jak my z polecenia...

Zagotowany w środku mówię, że gotówką chce aby zapłacili, że muszę akcesoria do roweru zamontować i potrwa to 15 - 20 minut. I tu znów się zaczyna dyskusja, że pan mąż pani doktorowej nie będzie po pieniądze jechał i że on kartą zapłaci. Na co mu tłumacze, że wtedy rabatu wcale nie dostanie. On udaje, że nie rozumie. Macha mi Visą i mówi, że "to pieniądz i to pieniądz". Cedząc słowa i nieomal chcąc ich już pogonić ze sklepu, tłumacze proces płatności kartą, że są prowizje i że wolałbym aby zapłacili gotówką jeśli chcą taki, a taki rabat jaki pan (swoją drogą wymusił) na mnie.
Państwo obrażeni jadą do bankomatu. 

Montuje akcesoria. Podczas nieobecności państwa w sklepie tłum. Gdy kończę montować akcesoria mam już dwóch klientów. Jeden chce pompkę inny oponę. Normalka. Obsługuje ich podczas gdy wchodzą Doktorostwa. Pan w pół zdania mi przerywa rozmowę z klientem, któremu pomagam wybrać oponę. 
- my chcemy zapłacić.
- dobrze, skończę z panem i zaraz się rozliczymy
- ale my byliśmy pierwsi! - mąż doktorowej się oburza. - jeszcze pan nie skończył naszej sprawy. 
- dobrze jedną sekundkę skończę z panem wybierać opony, pan zapłaci i zaraz się rozliczymy za rower.

Pan mąż doktorowej, znów obrażoną minę robi. Jak to on musi w kolejce czekać, przecież on ma pieniądze, ma gotówkę i ma być już! Przecież on rower kupuje. Dla córci

W końcu opony wybrane klient zapłacił wracam do Doktorostwa. Pan rzuca mi plik pieniędzy na stół. Biorę je i liczę.
- pan nie liczy - jest równo.
- pan pozwoli, że sprawdzę.
- dopsz...... - pan mąż doktorowej jest już wyraźnie zniecierpliwiony zakupami i fuka na mnie jak jakiś nadąsany kot. 
Wreszcie wszystko gotowe. Teraz pan mąż doktorowej rzecze do mnie w te słowa:

- to pójdzie pan z nami i zapakujemy rower do auta.
- dopsz... - odpowiadam równie ironicznie co niedawno pan mąż doktorowej

WIeje, zimno, łeb urywa. Ja i pani doktorowa stoimy i patrzymy jak mąż wlaczy z autem. Fotele nie wie jak w swoim super aucie złożyć, nie wie jak belkę zdjąć, nie wie jak zdemontować siatkę rozwijaną za tylną kanapą. 
- może by mi pan pomógł? - mówi do mnie
- wie pan ja się na autach nie znam - odpowiadam poprawiając sobie kaptur na głowie. 
- no chodź pan, tam musi być jakaś wajha - pan mąż doktorowej sfrustrowany szarpie za wszystkie klamki w aucie a kanapa dalej stoi, a siatka dalej nie złożona. Wreszcie daje rower pani doktorowej i podchodzę do auta. Ja wół, na boku siedzenia jest klamra z obrazkiem pokazującym składanie kanapy. Wielka grafika jak stodoła obrazek na półgłówka. Naciskam kanapa się składa, naciskam inny zatrzask, siatka się zwija do sufitu. Wkładam rower - państwo odjeżdżają. 

Klient dzisiaj wielke szczęście - co by było gdyby dupa była gorąca?


Tym optymistycznym akcentem kończę ten wpis podsumowujący handel z całego tygodnia. 





Dla zainteresowanych ostatnim wpisem. Kilka fot na szybko z serwisu za 1400zł:









Z pozdrowieniami dla wszystkich parkujących swoje rowery na zimę na balkonie;)








Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,