Dzień 4 – Opalanie z siodełka w pięknym południowym słońcu | Księgowy

Dzień 4 – Opalanie z siodełka w pięknym południowym słońcu || 94.31km

Środa, 27 kwietnia 2011 · Komcie(0)
Kategoria Wyprawa
Poranek u Pana Rzepy, był żwawy. Szybki wpis do księgi pamiątkowej, chwilowa pogawędka no i dalej na szlak! Ruszamy z wielkimi apetytami na górki które już wczoraj widzieliśmy na horyzoncie. Od rana słoneczko nas rozpieszcza jest ledwo dziesiąta a my już w krótkim rękawie jedziemy. Droga zaczyna za Zakliczynem wić się ku górze.


Kręci miedzy wzniesieniami rozciągającymi się po bokach. Niczym małe kropeczki, znikamy w potędze gór.

W Gródku nad Dunajcem wjeżdżamy w obszar jeziora Rożnowskiego. Malowniczy zbiornik okrążamy krętą drogą widząc go z góry po prawej stronie.

Jest cudownie, choć spieczone ręce zdają już dawać się we znaki. Nie mamy nawet kremu z filtrem. W sklepie w mieście szybki postój na zakup owego, co by do domu nie przywieść bąbli op. poparzeń słonecznych. Nie ma mnie tylko chwilkę a Agnieszkę podrywa już jakiś pan. W zasadzie to góral. Ma troszkę promili i całym ciężarem opiera się o mój rower jedna ręka a druga trzyma za kierownicę. Błądzi słowotokiem dookoła, brzdąka cos pod nosem, że to ciężko i ze taka kobieta jedzie niepotrzebnie się meczy… wreszcie jednak lekko spławiany zaczyna dawać konkretne informacje. Podpowiada aby z Nowego Sącza jechać na Piwniczną a nie Krynicę. Ta rada bardzo ułatwiła nam późniejszą jazdę pod koniec dnia, oszczędzając i tak resztki już energii.
Z Gródka udajemy się na Nowy sącz, po drodze katujemy mega podjazd.

Kilkukrotnie zatrzymujemy się bo upał z nieba i bagaż oraz kilometry dają popalić. W drodze do Sącza, natrafiamy na czynne osuwisko. Cała droga zjechała w dół po zboczu a nikt nie chce podjąć się kosztownej naprawy.

Usypano prowizoryczne przewężenie z kamieni, ale na tyle niestabilne, że jak się po nim jedzie ma się wrażenie ze przy większych opadach pojedzie w dół razem z resztą zbocza, które wykazuje już chęć osunięcia się.

Miasto Nowy Sącz będę kojarzył z dużym ruchem ulicznym i smogiem tak intensywnym jakbym był w garażu z ciężarówką na włączonym silniku. Spaliny kręcą w nosie a przez miasto walą tiry. Nie robimy większej przerwy poza dostojnym przejazdem po deptaku tego miasta i fotografią ratusza.

Korek jaki robi się przy wyjeździe troszkę nas blokuje. Jedziemy w sznurku aut po dziurawym asfalcie i koleinach a z jednego samochodu słyszymy lokalny doping. W zasadzie to Agnieszka wzbudziła zainteresowanie plebsu:
„Dajesz jedziesz!! Redukcja ciśnij wyprzedzają cię!”
Chciałbym zobaczyć ich miny gdyby Agnieszka w tym momencie z kamienna twarzą wysunęła środkowy palec. To jednak dobra dziewczyna więc tylko śmignęła dalej zostawiając męskie ego upchnięte jak czetropak w małym Golfie.
Na piwniczną jedzie się źle.

Kryzys nas dopada przeogromny. Boli Tylek, plecy jakoś tak nie chcą współpracować a do tego upał z dnia zaczyna wychodzić i czuję lekkie przegrzanie słoneczne. Jest mi niedobrze a znaki informujące o dystansie wcale nie pocieszają. Za Piwniczną przychodzi jednak zbawienie i zatrzymujemy się na obiadek. Tania, fajna knajpka i Devolaj z ziemniaczkami i pomidorkami wyraźnie dodają nam sił.
Trasa od Piwnicznej jeszcze nie raz da nam w kość na tym wieloetapowym wyjeździe. Mimo, że względnie płaska, zdaje się nie mieć końca. Kręta droga wije się jak wąż wzdłuż Popradu malowniczymi dolinkami.


W Muszynie jesteśmy na dziewiętnastą. Słońce zachodzi malowniczo za szczyty mieniąc się kolorami wręcz niedoopisania.

Drzwi do naszego noclegu są zamknięte.
Kilkukrotny dzwonek nie daje nic, aż o chwili kiedy w progu staje dziwna postać. Mężczyzna około 65 lat miał okrągłą twarz lekko błędnym wzrokiem spojrzał na nas i zmierzył od stóp do głów. Przez telefon nie widać rozmówcy więc nieco zaszokowani staramy się wyjaśnić cel naszego przybycia. Człowiek najpierw słucha co mamy do powiedzenia a potem cedzi, jakby ktoś mu syntezator mowy zwolnił do pierwszego biegu.
„Ja usłyszałem dzwonek, więc zeszedłem na dół, nie wiem gdzie państwo macie pokoje, bo nie wiem czy są jakieś wolne. Bo trzeba będzie zobaczyć, ale ja nie mogę wpuścić bo drzwi mamy zamykać, żeby obcy nie wchodzili…”
Samogłoski przeciąga jakby w ustach miał pełne policzki żelek. Po monologu zrozumieliśmy, że właścicielki nie ma. Po naszym telefonie pojawia się niecałe pięć minut później. Zmarnowani trasą padamy w pokoju zmęczeni. Nasze jednoślady wynagrodzone za wierną służbę także dostają oddzielny pokój (dosłownie pokój 2 łóżka). Nie płacimy za niego a rowerki mają warunki jak my!
DST: 94,31
AVS: 15,40

galeria





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa jacys

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]