Gruba kreska - Jabłonna - Poznań || 320.00km
Tak w skrócie można opisać moją dzisiejszą przygodę.
Po pracy kolacja i pakowanie. Waham się, czy ruszyć, czy nie. Noc, ciemno jakoś tak po robocie zmęczony i w sumie nie czuje polotu do jazdy. W końcu po 20 ruszam. Mp3 w ucho i turlam się do Mostu Północnego. Za mostem lecę znanymi przedmieściami do Broniszy. Ciemno, auta się jeszcze kręcą w końcu dopiero wczesna pora. Mp 3 coś nie domaga. Od wjazdu na trasę poznańską, przelotowo gnam ponad 30. Świeża noga świeże siły i nocny wiatr w plecy. Dawno w nocy nie miałem takiego powera.
Do Sochaczewa chyba nie schodzę poniżej średniej 28km/h. Przeciskam się przez obwodnicę i atakuje na Łowicz. Robi się chłodniej, ale moc jest to się turlam. Leżę sobie na lemondce i nie patrze na licznik. Nie wiedzieć kiedy pojawia się Kutno, nawet nie staje na światłach. Noc się rozkręca, czasem z pól zawiewa mega chłodem, ale od asfaltu jakoś ciepło.
Za ciekawie poprowadzonym odcinkiem trasy w Krośniewicach, staje i jem porządny nocny posiłek. Dwa jajka na twardo i kanapka. Popijam wodą z sokiem i dalej na koń. W uszach audiobook "Kurz pot i Łzy" - odlatuje, tylko ja i książka, tylko ja i jedność z rowerem. Nie widzę trasy, widzę, obrazy opisywane przez lektora. Hipnoza trwa aż do miasta Koło. Na chwilę się odrywam, ale szybko znów robi się intymnie i ciemno, więc znów próbuje odpłynąć. Utrudnia mi to jedynie ilość wzniesień, jakie mnie spotykają do Konina.
Zmieniam audiobook na jakieś łomotane disco-club w uszach, i ekspolduje jakaś niespożytą siłą. Zjazdy po 40 a pod górki wspinam się nawet 27-28km/h. Wpadam w jakiś roller coaster. Opadam szybko z sił, ale górki się kończą. Do Goliny jest jakos Płasko i robi się już prawie całkiem widno. Nawet nie spostrzegłem, kiedy całkiem mrok odszedł.
Niestety rollercoaster mnie wypompował i do Słupcy jakoś mi się muli. Jadę, te 25km/h, ale mam wrażenie jakbym jechał 12km/h na "Zwykłym góralu". Postój i rociąganie. Świt mnie połyka... zaczyna się kryzys, walczę. Wsiadam i jadę dalej. Już lepiej z prędkością, lepiej z nogami, ale głowa - "nie jedzie". Zmieniam utworzy w mp3 - nic nie porywa. Kurcze, może znów książkę włączyć?
Rozmyślania, jakieś tam wahania, czy do Poznania jechać, czy nie wcześniej wsiadać. A może jednak już dać spokój.
Września przełamuje mnie, jak jakaś czarodziejska różdżka to miasto wyczarowuje we mnie nowe siły. Odrywam się z letargu i znow wkręcam się na 30-35km. Wiatr po nocy się budzi. Wieje lepiej niż poprzednio i 32km/h to jakoś tak samo się jedzie. Boje się o tiry, bo jak mijają to szarpie mną nieco.
Poznań? Nie wiem nic na ten temat, wpadam wylotówką szukam na gps dworca - wpadam i kupuje bilet na najszybszy pociąg. Ekspres - drogo - ale muszę do pracy zdążyć. W pociągu rozmyślam, czy jak sie spóźnie godzinę to będzie draka. Pociąg ma opóźnienie. Nadrabia jednak przed Warszawą.
Przesiadka w SKM i jestem w Pracy - Ufff było na styk:)
Nie wiem co się dzieje - ale zrobiłem to. Potem w rpacy młyn i szaleństwo. Żyje i wiecie co? Mam się nieźle;)
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew