Jestem po kolejnej mikro wycieczce z Agnieszką do pracy. Jej jak dziś fajnie się jechało, jak dziś fajnie się mknęło, gdy wiaterek pomagał. Jadąc jednak zastanawiałem się nad rozmową z wczorajszego wieczoru. Koleżanka doprowadziła mnie do rozstroju rowerowo-nerwowego. Jednocześnie mam okazję zastanowić się nad sobą, bo może w mojej rowerowej logice jest coś nie tak?
No ja nie poradzę nic na to, że jestem ZAPALONYM rowerzystą i nie poradzę na to nic. Nic ponadto, że upajam się w swoim nałogu i pławie się w nim. Każdy z nas ludzi na codzień ma jakieś swoje poglądy i jakieś tam swoje upodobania estetyczne i grona ludzi jakich akceptuje i mniej akceptuje.
Tak oto wynikła wczoraj dysputa na tematy podróżnicze. Bynajmniej jednak nie dyskutowaliśmy o tym jak fajnie było na wyprawie, tylko o czymś zgoła innym. Jeno owa persona nazwijmy ją Panna K, w wakacje była na wyprawie. Nic by w tym nie było dziwnego, gdyby owa jednostka wykazywała jakikolwiek zapał do rowerowania, jednakowoż owa niejak nie ma z rowerem nic wspólnego. W ciągu roku naliczyć można jak 10x wsiadła na siodełko! Mimo to pojechała na wyprawę trwającą 40 dni po Europie. Ha ktoś powiedziałby dziarska laska, dała radę brawo bravissimo! No i fakt, wyczyn to był nie lada, dla osoby bez przygotowania kondycyjnego przejechać z sakwami taki kawał drogi.
Coś mi jednak mówiło, że nie zatrybi ta pasja w niej. Liczyłem owszem w głębi, że po wyjeździe tak zapłonie pasją do rowerowania, że stanie się rasową podróżniczką, stanie się Rowerówką na całego! Jednak obawy moje się potwierdziły. Po wyprawie na rower wsiadła ze 3-4 razy i obecnie zapowiedział, że czeka do wiosny.
Wymaganie oczekiwanie, czy to za wiele? Może faktycznie narzucam swój tok myślenia. Ale dla mnie to jakieś takie wyblakłe myślenie. To jak profanacja świętości. Wyznaje zasadę, albo robisz coś z miłością z sercem, albo się za to nie bierz. Partner jej życiowy, to mój dobry kumple podróżnik rowerowy jaki by zawstydził nie jednego a teraz gdy ona u jego boku jest jakby zszedł z tonu. To jak podziwianie pięknego obrazu, który ktoś zniszczył jaskrawym nie-pasującym detalem…
Sprawa wynikła, gdy na facebooku prawie 2 miesiące po wyprawie wciąż pojawiają się nowe zdjęcia z ich wyjazdu – średnio co 2 tyg wstawia ze 2-3, mimo, że wcześniej opis i pełna galeria na Picassie się pojawiła. No i co? Oczywiście wszystkie koleżanki, jarają się wyprawą Panny K, bo przecież jak tu nie pochwalić swojej lekko ciamajdowatej kumpeli, która niż tego ni z owego z niedorajdy przeistoczyła się w podróżniczkę.
Nie zniosłem tego i podjąłem rękawicę,. Ok., dodawaj zdjęcia z rowerowej wyprawy, spoko, ale pokaż jednocześnie na co dzień, że jeździsz. Nie to nie tak! Jedna w roku wyprawa i do kwietnia będzie dodawać po jednym zdjęciu, aby ludzie co i rusz utrwalali sobie jaka to ona RAZ w ROKU jest Zajebista! Tknęło mnie to jakoś tak w przedziwny sposób, to troszkę oszukiwanie samej siebie, życie wspomnieniami i żarem wypalonego ogniska.
Bo taka za rok pojedzie i znów cały rok będzie tańczyć do jednej śpiewki;/ No zbulwersowałem się normalnie;) Krowy paść a nie na wyprawy jeździć;P
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew