Wpisy archiwalne Kwiecień, 2017, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2017

Dystans całkowity:896.00 km (w terenie 48.00 km; 5.36%)
Czas w ruchu:09:27
Średnia prędkość:24.34 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:44.80 km i 4h 43m
Więcej statystyk

Dookoła Zalewu Zegrzyńkiego || 150.00km

Niedziela, 30 kwietnia 2017 · Komcie(10)
Zapowiadali, że dzień ma być względnie słoneczny, więc zdecydowałem się na wycieczkę. Długo myślałem gdzie jechać. Na wypad powyżej 200km nie było kompana, a w domu obiecałem żonie być przed 16tą. Wstałem więc rano i wybrałem się na wycieczkę dookoła zalewu. 
Trasę rozbudowałem tak, aby wyszło nieco więcej niż 100km. 

Poranek był chłodny - ledwo 6 stopni. Długo nie mogłem się rozgrzać, a wiaterek, choć słaby, dawał wrażenie że jest jeszcze chłodniej niż było na prawdę. Przez miasto jadę szukając w zakamarkach bluz i kurtek ciepłych miejsc. Jedzie mi się słabo i staje dwa razy na doklimatyzowanie wnętrza. Pierwszy raz na do ubieranie się, a drugi raz wpadam do sklepu po Tigera. Wreszcie po pokonaniu zapory Dębę, czuje że mi ciepło i jakoś mogę jechać. Wiatr miał nie wiać, a jednak czuć podmuchy to z boku, to z przodu. Niby nie dmucha mocno, ale jak ma się na dworze 6 stopni to czuć każdy podmuch. 

Odwiedzam sklep rowerowy w Serocku. Fasada nie zachęca do wejścia, a na balkonie rośnie jakieś zielsko. Nad sklepem wielki napis - nieruchomość na sprzedaż. Generalnie wygląd raczej odstrasza. Choć w środku jak widziałem dość ładnie. Niestety zamknięte więc po telefonie do żony i pogaworzeniu z synem na łączach, jadę dalej. 

Trasa na Wyszków to pasmo pagórków i podjazdów. Dawno nie leciałem tamtendy i zaskakuje mnie ilość wzniesień, jakie muzę pokonać. Plusem tych podjazdów jest to, że robi mi się cieplej. Nawet w połowie odcinka Serock Wyszków, staję aby zdjąć jedną warstwę ubrań. Do Miasta Kesa, wjeżdżam zaskoczony jak się ono zmieniło. Nabudowano tam ścieżek rowerowych i ponastawiali zakazu jazdy ulicami. Trzeba jechać kostkami. No ale zapominam, że to niedziela, a jak wiaodmo w niedziele jest Kościół:


Parking przed kościołem to inny stopień wtajemniczenia. Nie muszę wam pisać, że to czerwone to ścieżka rowerowa. 

Dla Audi wersja Hard! 


Micra chowa się za płotem, żeby jej nie było widać:)


Do Łochowa piękna leśna trasa pełna zapachów kwitnących dziko wiśni, jabłoni i jagód. 

Na niebie ciągle pochmurno, ale przynajmniej już nieco cieplej niż rano.

W Łochowie jetem tylko przelotem, bo gnam na Lody do Jadowa. Tam robię pierwszy dłuższy postój - trwa on jakieś 15 minut :D
Poprzednią cześć trasy jechałem w sumie nieomal non stop. Tylko z przerwami na zdjęcie, lub założenie kurtki. Jem lody przelewa napój do bidonu i ruszam dalej. Kierunek Sulejów!

Piękne asfalty, równe jak stół a wiatr lekko w plecy. Na liczniku niezmiennie prędkość pod 30km/h

Klembów to nadal pachnące Lasy - Stą już rzut beretem do Radzymina i nad znany mi już Zalew Zegrzyński, który był głównym Tematem tej wycieczki. 

Pętle zamykam po 6h i 15 minutach czystej jazdy!





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Do pracy zwiewnie || 30.00km

Sobota, 29 kwietnia 2017 · Komcie(1)
Zwiewnie i niepewnie do pracy pojechałem. Sobota pracująca, kolejna nadzieja na zarobek dla firmy, ale sezon deszczowo-gówniany nie odpuszcza, więc i ruch w sklepie był mały. Składaliśmy rowery i czekaliśmy na cud. Komunie za pasem, a rowery stoją...

Do domu jechałem już z wiatrem co wielce me serce uradowało!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Jaja jakieś? Czy co? || 32.00km

Wtorek, 25 kwietnia 2017 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
No słuchajcie - co to się porobiło z tą pogodą. Czekam na dogodne warunki do dłuższej trasy nocnej już od prawie miesiąca;/ A to przymrozki, a to wiatr, a to jak jest ładnie to praca... Matko Bosko Kochano!

W pracy handel wisi... nic się się dzieje. Rowerówka zamarła. Wstrzymujemy oddech, bo dni mijają, a zarobiliśmy niewiele. Serwisy sa, ale też nie w ilości jakiej byśmy się spodziewali na okres przed majówką. 

Pogoda rano....
Cherry w uzyciu. Odrabia ze mną zaglełości bidulka. Musiałem ją nieco podrasować, bo licznik mi się popsuł - w zasadzie baza d niego - no i pojawił sie kłopot z przerzutkami. Reszta śmiga jak ta lala...
Dzień był wiosenny - bo w drodze do pracy świeciło nawet słońce, ale za to już w połowie dnia się pochmurzyło i było po ładnym dniu. Przed końcem nawet nam popadało. Udało się całe szczęście wrócić do domu "suchym tyłkiem". 


Pogoda wieczorem... Znajdź różnice w obu obrazkach?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Do pracy - Nie-Po-Działek || 30.00km

Poniedziałek, 24 kwietnia 2017 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Rozruszać się w poniedziałek było ciężkawo. Zimno z rana i jakoś tak mi nie szło. Wpadłem przed pracą autem do warsztatu, aby zmienić opony z zimowych na letnie. Może to w końcu odczaruje pogodę! Niby było słonecznie jak jechałem do pracy, ale jakoś mnie rozleniwiło. Noga za nogą... i tak aż do samej bramy sklepu. 

Wiosna? Mejbi....


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

W kotka i myszkę || 85.00km

Sobota, 22 kwietnia 2017 · Komcie(8)
Kategoria kuweta
Pogoda ta szara pogoooda... a może to było o piechocie? Tak czy inaczej do warunków pogodowych ostatnich dni kwietnia można ten rytm odnieść. Efekt taki sam jak w zwrotce:
"a przed nimi drzewa salutują

Jako, że sobotę mam pracującą "Wieczyście" do czasu aż sezon minie, to i tę/tą pracowałem. Jednak plan na popracnik, był ambitny - owiedzić Kampinos. Rano jadąc do pracy spodziewałem się nieomal upałów, bo świeciło słońce i tylko wiatr zdawał się przypominać mi o huśtawce pogodowej ostatnich dni. Na niebie białe obłoczki i sielnaka. 
Zabrałem więc Shannon na wyjazd, bo bidulka ostatnio znów odstawiona, a Cherry królowała. 
Gdy kończyłem pracę, pogoda zrobiła piruet i satlo w tył. No i ze słońca zmieniła się w niesłońce. Głód rowerowy, jaki mnie ostatnio opanował musiał wziąć górę i mimo wszystko zdecydowałem się jechać.

Plan zasadniczy zakładał pominięcie odcinka asfaltowego i dojechanie do ul. Płochocińskiej autobusem. Jak jechałem żółciakiem, lunęło... wiatr przewiał nad trasą mojej linii mini armagedon. Deszcz padał bokiem. I jeden bok autobusu był mokry, a drugi suchy. Gdy wysiadałem na przystanku pół godziny później, również rozpętała się nawałnica. Świeciło słońce i lało. Sypnęło też śniego-ryżem z nieba. Wyjazd zapowiadał się "świetnie". 
Po wizycie i szybkim posiłku w KFC na ul Modlińskiej, udałem się mostem północnym do Łomianek. Na wiadukcie zanim jeszcze przekroczyłem Wisłę, widziałem kolejny front nadciągający od Nowego Dworu Mazowieckiego. Miałem chwilę zawachania, czy jechać dalej, bo przechodzące nawałnice, nie zamierzały wyczerpać swoich sił i po jednych następowały kolejne. 

Nie poddawałem się i mieliłem dalej wprost nadciągającego deszczu. W końcu mam "Wolne" i idę na rower - nic mi nie przeszkodzi... ech. Wiatr sypał piaskiem w twarz i z radością przywitałem las. Tam mniej wiało i wszystko jakby przestało mieć znaczenie. Nareszcie tylko ja i zieleń. Zapach unoszący się z budzącej się ściółki był niesamowity. 

Jazda po lesie wyzwoliła we mnie demona. Szalałem jak małolat. To piaseczek, to wydma, to znów korzenie. Latałem jak oszalały próbując tym samym się ogrzać, bo lekko byłem ubrany. Pogoda nadal stroiłą fochy, bo niejednokrotnie w lesie robiło się ciemno i z nieba padał grad, lub deszcz, a sosny sypały igłami i atakowały szyszkami, gdy zrywał się wiatr. 



Umordowany z deczka, robię popas na jakimś leśnym ogródku. Popijam Pepsi z puszki i zjadam batona. Słońce góruje. Opalam się i wygrzewam w chłodnym blasku. Nie za wiele mam tego odpoczynku, bo wiatr znów zasłania chmurami niebo i pora ruszać dalej. 


Las budzący się do życia po zimie, pachnie świetnie. Dookoła zieleń, ale brak jeszcze masy owadów i przepalonego słońcem zaduchu. Wszystko jest takie - nowe, świeże....


Mech pnie się do słońca i chłonie każdą krople wody.

Walka natury z pogodą trwa... Każde istnienie chce uszczknąć choć kawałeczek tego świata dla siebie. 






Jazda w lesie mija mi szybko, szybko również uciekają godziny i zapada zmrok. Trzeba się ewakuować...


Odcinek do Cmentarza w Palmirach trafia mi się w zachodzącym słońcu. Bruk lśni od wody, bo chwilę wcześniej przeszła nade mną mała mżawka.


Nie udaje mi się jednak długo cieszyć słońcem, bo deszcz powraca. Chowam się więc pod wiatą na cmentarzu i czekam aż chmura się wypada, a potem z lekkim już niedoczasem, ruszam w drogę na Nowy Dwór Mazowiecki. 


Zmrok już za plecami się czai... słońce już zaszło.


Ostatnia fotka za "dnia" to błękitny most w Nowym Dworze  - reszta to już jazda do domu po zmroku.


Wyjazd udany i całkiem sprawny mimo wielu zdjęć i postojów. Szkoda Wilku, że się nie wybrałeś ze mną;) Było milusińsko!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Dojazd do pracy i czary || 33.00km

Wtorek, 18 kwietnia 2017 · Komcie(3)
Ten dzień był naprawdę zimny. W odróżnieniu od temperatury jakiej się spodziewałem dodatkiem ekstra był wiatr. Potęgował chłód do tego stopnia, że w połowie dojazdu do pracy miałem kryzys i nie wiedziałem czy dojadę jako sopel, czy jako ja sam. Pogoda kwietniowa tańczy z nami w szalonego kazaczoka. Wali śniegiem i  zimnem tak intensywnie, że nawet świecące słońce nie pomaga wyrównać bilansu cieplnego dnia.

W pracy z klientami się uspokoiło, za to nadrabiamy serwisy i wychodzimy na prostą.  CO nie zmienia faktu, że do ciepłych dni tęskno nam tak samo, jak roślinom, które już postanowiły wyjść z zimowych skorup i zainwestowały w listki. 

W drodze powrotnej z pracy, upgrade-owałem swój ubiór i wracało się już termicznie sporo przyjemniej niż przy dojeździe porannym. 
Nie zmienia to faktu, że szanse na podbicie dystansu w kwietniu są nikłe. Może maj... ech....


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Świąteczne walki o władzę! || 22.00km

Poniedziałek, 17 kwietnia 2017 · Komcie(12)
Kategoria kuweta, Z synem
Święta pododa nam zafundowała słabe. Pomijając oczywiście, że nie miałem czasu na rower, czułem się przynajmniej rozgrzeszony, że jest "wujowo". Ok zgadzam się, były przebłyski słońca - to prawda, jednak 5 stopni rano i odczuwalna na zerze, to może nie koniecznie to z czym kojarzyłem sobie wiosenne święta Wielkanocne. 

No cóż, jak co roku, przełom kwietnia i maja robi sobie z nas... JAJA.
Generalnie do majówki erekcji pogodowej nie zapowiadają, więc zanosi się na stagnację termo-cykliczną.

Ubogi w tradycję świąteczną, i okraszony niechęcią i handra pogodową, spędzałem te święta jakoś tak - po swojemu. O nieudanej nocnej sesji z książką Cobena już czytaliście. Tym razem opowiem wam o życiu. Będzie o niesprawiedliwości Klerykalnej.
Otóż w pewnej wiosce nastał nowy proboszcz! Jako iż probopszcz jest prawie jak wójt, to wprowadzał swoje porządki przy cmentarzu. Wiadomo, jak Ksiądz dobry, to o cmentarz dba, bo wiadomo... parking zrobi, pomaluje płot, przyciśnie do opłat za miejsce pochówku, powysyła listy z życzeniami do rodzin. O tak życzenia od Księdza są cudne. Wysłanie kilkuset listów do osób, których mogiły nie są opłacone z groźbą ich "likwidacji" to piękny gest na święta. No ale Ksiądz musi dbać równiez o dar od boga - Handel.

Przed bramą A - stał od lat stragan pani Jadzi. Pani Jadzia była z "tej" parafii, więc sprzedawała sobie znicze, i wianki i było ok. Kilka lat temu pojawiła się konkurencja pani Jadzi. Pan Leszek Grzeszek! Po nastaniu nowego proboszcza, pani Jadzia została nawiedzona! Nawiedził ją ksiądz, nowy i zażądał aby usunęła stragan z przed cmentarza. Ksiądz wystosował pismo, że jeśli Jadzia będzie się ociągać i nie usunie budki do dnia świąt Wielkiej nocy. Przyjedzie ekipa i za opłatą, którą poniesie Jadzia, rozbierze im budkę ręcami własnemi! Ogólny powód, nie był znany. W kuluarach mówiło się, że Jadzia przeprowadziła się do innej parafii i już nie była "z tej partii -eeee tj parafii". Nowo nastały Ksiądz nie mógł tego pojąć i mu się nie spodobało. Pan Leszek i jego budka ze zniczami, zostały - on był ten dobry. Z właściwej partii!

Pani Jadzia przeniosła więc swój stragan na drugą stronę cmentarza, do bramy B. Tam tuż obok wejścia właścicielem gruntu jest pan Władek. Władek dobrze żyje z ludźmi, bo nawet część swojego gruntu "oddał" na parking cmentarny. Pani Jadzia, dogadała się z Władkiem i na jego terenie ustawiła stragan i zdecydowała się uiszczać panu Władkowi odpowiednie opłaty. Władek Happpy, Jadzia Happy - Ksiądz nie happy. 

Jaśnie Ksiądz nawiedził rodzinę pana Władka. - Władzio był w pracy - Wygłosił indywidualne Kazanie, jakoby pan Władek źle postępuje i tak nagadał żonie Władka, że się bidulka popłakała. Władek zły na Kleryka, Kleryk zły na Władka, a Jadzia Handluje przy bramie B. Dostaliśmy od Jadzi Jajeczko w czekoladzie, znicza kupilim, i w całej tej wojnie o świeczki, nie wiadomo gdzie jest sens. Generalnie sens jest taki, że w dniu świąt tylko jadzia była ze zniczami a Leszek nie. A świeczki nie mielim! To u Jadzi kupilim i się wszystkiego dowiedzielim! 

Efekty walk o władze cmentarne - pewnie niebawem się wyjaśnią. 

Poniedziałkowy dzień spędziliśmy za to już w regionie nie objętym konfliktem. Tu nikt nikogo PISmami nie straszy i generalnie spokojniej. No i pojechaliśmy z młodym na obiad do dziadków. W jedną i w drugą stronę zaczepiliśmy o las Legionowski. Jakież były jazdy, jakież były harce!



Może tego nie widać, ale wjazd na wydmę był sążnisty!


Lasem jazda to nie zawsze główne trasy - przedzieramy się z Jaśkiem i Agnieszką czasem po niezłych wyrypach. Po ostatnich wietrznych dniach sporo w lasach powalonych drzew. 


Przepiękna pora roku. Wszystko delikatnie się zieleni, wszystko pachnie... tylko piasek rozmarzł i te same trasy teraz wymagają użycia koronki 34t. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mam na korbie minimalną 22t :D


Zdjęcia z tego wyjazdu są autorstwa mojej ukochanej, bo to ona ma lepszy aparat w telefonie. Ja zajmowałem się brnięciem po piachach, gdy zona wynajdowałą takie cuda w poszyciu!


O... to też ja, tylko jak było chłodniej nieco, to się ubrałem!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Oszukać deszcz - Nocne okrucieństwa || 45.00km

Piątek, 14 kwietnia 2017 · Komcie(11)
Kategoria Pojeżdżawki
W ciągu dnia odsypiałem poprzednią nieprzespaną noc z Jankiem, który ząbkował i gorączkował. Generalnie cały dzień, na pół spałem, na pół się opiekowałem synem. Marudził mocno i przechodziłem ciężkie chwile.
Pogoda była w kratkę. Falami nachodziły fronty z deszczem, gradem, ulewą... Całość przeplatało bezchmurne niebo. Nawet miałem ochotę wyskoczyć na rower, gdy słońce rozgrzewało mieszkanie. Na termometrze od razu wskazywało 15 stopni. Gdy jednak mijała godzina nadchodziła wielka chmura i znów lało jak z cebra. Nie było jak wyjść, więc wegetowałem w domu do wieczora. Gdy zszedłem do piwnicy, postanowiłem umyć rower, bo dawno nie był czyszczony. 

Reklama Clina;)

Wyczyściłem sobie ramę, obręcze, i doczyściłem owijkę, aby była jeszcze czarniejsza;) Przykurzyła się bidulka Cherry.
Gdy zapadał zmrok ruszyłem na trasę. Ubrałem kilka warstw, i planowałem zrobić solidne 100 kilometrów. W uszach zagośćiła Książka Harlana Cobena. Niestety nagrana jest dość cicho i nie wiem co z tym zrobić, bo ledwo słychać jak jadę ulicami. Jest jakiś sposób, aby zwiększyć głośność maksymalną pliku mp3?

W sumie wyszło 45kilometrów w 5 stopniach i dość silnym wietrze. ZMarzłem okrutnie i szybko ewakuowałem się do domu. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew